8.


Resztę kolacji Agnes zdawkowo odpowiadała tylko na pytania Adama. Pytał o jej zdolności kucharskie, o jej rodzinny dom i kraj. Chciał odciągnąć jej myśli od tego co zrobiła. Wydawało mu się, że zadręcza się tym, że być może rozwaliła coś między jego przyjaciółmi, ale tak naprawdę ona po prostu nie rozumiała całej tej sytuacji. I to ją dręczyło.

- W zasadzie, o co ta cała afera? - zaczęła zmywając pierwszy talerz - W końcu miłość nie istnieje więc...

- Jak to nie istnieje? - zaskoczony zabrał od niej naczynie. Zaproponował pomoc, a ona się zgodziła. Nie czuła w ogóle dziwności tej sytuacji. Z drugiej strony wciąż nosiła ortezę.

- Normalnie. - odparła wzruszająca ramionami - Tak zwana miłość to tylko chemiczną zmiana w mózgu, którą ma usprawiedliwić pociąg seksualny, który bądź co bądź jest naturalną rzeczą u ssaków. - recytowała jakby opis natury na National Geographic.

- A przywiązanie, wierność, troska... to co takiego?

- To... - nie wiedziała co odpowiedzieć - To tylko nasze ludzkie chore odruchy. - oznajmiła sama nie rozumiejąc co powiedziała.

- Że jak? - odłożył szmatkę na blat i badawczo przyglądał się Agnes. Chciałby umieć czytać w myślach, bo to ułatwiłoby mu zrozumienie jej.

- Normalnie. - westchnęła - Tak zwana "miłość". To tylko wymówka do wszystkich innych rzeczy jakie robimy w życiu. - odparła zaznaczając w powietrzu cudzysłów przy słowie miłość, Adam wciąż nie rozumiał - Ludzie mordują się wzajemnie w imię miłości, kradną w imię miłości, oszukują w imię miłości. Więc albo ta miłość to nasz wymysł na wszystkie złe rzeczy albo jest najgorszą rzeczą na świecie. - zakończyła wracając do zmywania. 

- W imię miłości pozwalamy też być innym szczęśliwi... - uśmiechnął się gdy spojrzała na niego, wydawało mu się jakby nie rozumiała. - Nigdy nie byłaś zakochana? - zobaczył jak na jego pytanie posmutniała.

- Nie nigdy. - odparła, zmieniając wyraz twarzy, wesoło patrząc w jego oczy - Może dzięki temu mam zdrowy osąd.

- A może po prostu jeszcze nie znalazłaś kogoś kogo mogłabyś pokochać?

- Albo po prostu nie potrafię. - szepnęła sama do siebie, ale Ruzek usłyszał. Wpatrywał się w Agnes szukając czegoś, co dałoby mu jakiekolwiek wyjaśnienie jej zachowania. Jednak ona była bardziej skomplikowana. Zaraz po tym jak zorientowała się, że jest obserwowana poprawiła włosy i dokończyła zmywanie. Potem w miarę kulturalnie wywaliła policjanta z domu i położyła się spać kończąc ten szalony dzień.

Halstead wszedł do wydziału z nadzieją, że zastanie już swoją partnerkę. Od wczorajszej sytuacji na parkingu Hailey nie odebrała od niego ani jednego telefonu i nie otworzyła drzwi, nawet pod groźbą wydarzenia ich przez niego. Dostał od niej krótką wiadomość po północy. "WIDZIMY SIĘ JUTRO W PRACY. HAILEY.". Tyle. Więcej się nie odezwała. A on chciał tylko wyjaśnić tą sytuację. Agnes powiedziała coś, co wydawało mu się dziwne i nierealne. Jednak musiał mieć pewność. Musiał usłyszeć to od Upton. Sam nie wiedział co czuje. Martwił się o partnerkę, ale czy znów chciał się pakować w taki związek? Z kobieta po przejściach, która nie chciała przyznać się do tego co czuje? Ciężko było mu to poukładać sobie w głowie.

Biuro było puste, ale w gabinecie Voight wisiał na telefonie. Mimo to zapukał i wszedł na jego znak.

- ... Będę czekał na informacje. - zakończył połączenie odkładając słuchawkę - Co jest Halstead? 

- Mam prośbę. - zaczął - Sierżancie, czy mógłbyś nie przydziela nam tej behawiorystki?

- Aż tak denerwująca jest? -  zaśmiał się, bo dokładnie taka była dla Voighta.

- Nie do końca. Ale ona... - nie chciał jej obgadywać, albo mówić o jej dziwnych wnioskach, ale z kim jak nie z sierżantem mógł wyjaśnić tą sprawę. - Podeszła do nas po pracy i nagle zaczęła rzucać jakimiś wnioskami i tym co zauważyła. - oznajmił siadając na wprost przełożonego.

- To znaczy?

- Powiedziała, że Hailey się we mnie zakochała. - Voight czekał na dalszy ciąg, ale to było wszystko chciał powiedzieć.

- To tyle? - lekko uśmiechnął się widząc, że bardzo go to martwi.

- A to nie wystarczy? Hailey się na mnie obraziła, nawet nie wiem za co... Ona rozwali nasz zespół. - oburzył się detektyw.

- Jay. Jeśli chodzi o behawiorystkę, to nie ma sprawy. Przydzielę ją dziś komuś innemu, ale z Upton musisz poradzić sobie sam. - oznajmił

- Tylko jak? Nie wiem nawet dlaczego tak zareagowała.

- Oj, Jay. - westchnął się sierżant - Jesteś świetnym śledczym, ale jesteś ślepy na wszystko inne.

- Co to ma znaczyć? - czyżby sierżant też myślał, że Hailey i on....

- To, że powinieneś zastanowić się i porozmawiać z partnerką. Żebyś nie musiał nagle zastanawiać się gdzie wyjechała i dlaczego nie wraca. - Halstead oburzył się na to co powiedział wiedząc do czego pije.

- Erin dokonał wyboru przez swoją przeszłość, nie przeze mnie. - powiedział wychodząc z biura. To był cios poniżej pasa, ale teraz zaczął zastanawiać się jak to rozegrać, aby Voight nie miał racji.

Hailey pół nocy nie mogła spać. Ta pseudo psycholożka wyglądała jej partnerowi jej uczucia. I jeszcze myślała, że to dobrze. A Jay? Jezu jaką on miał minę! To właśnie przez tą jego reakcje nie chciała otworzyć mu drzwi, gdy o jedenastej przyjechał i walił w nie jak nawiedzony. Nie chciała znów zobaczyć tego szoku, litości. Po prawie pięćdziesięciu nieodebranych połączeniach odważyła się napisać SMS. Tyle. Nic więcej. Gdy rano otworzyła oczy, postanowiła jedno. Powie prawdę i niech się dzieje co chce. Już bardziej sobie nie zaszkodzi. W najgorszym przypadku zmieni jednostkę, a w najlepszym....
Weszła do wydziału widząc  jak Jay w pokoju socjalnym robi kawę. Weszła i zamknęła za sobą drzwi. Zaskoczony detektyw od razu chciał zacząć do niej mówić, ale ta uciszyła go gestem.

- Ja mówię pierwsza. - zaczęła - To co powiedziała Agnes to prawda. Zakochałam się w tobie. - wyrzuciła z siebie stając się nie uciec wzrokiem - Jesteś moim partnerem. Nikomu innemu nie ufam tak jak tobie, nikt nie wie o mnie więcej niż ty i za nikogo nie przyjęłabym kulki jak za Ciebie. - zaczynała mięknąc i krople łez pojawiły się w kącikach jej oczu - Wiem też, że ty nie czujesz połowy z tych rzeczy, więc zapomnijmy po prostu o tym. - oznajmiła - Jeśli nam się uda będziemy dalej partnerami, a jeśli nie poprosimy o zmianę. - zakończyła. Jay wyglądał jak ryba bez wody po tej ilości informacji. Otrząsnął się z chwilowego letargu i powiedział co chciał powiedzieć na początku 

- Hailey. Jesteś... moją przyjaciółką i pracuje mi się z Tobą lepiej niż z kimkolwiek innym, ale ja... Przerabiałem taki schemat z Erin. Nie wypaliło. A nie chce wracać do błędów jakie popełniłem. - zakończył, ale po minie partnerki musiał coś dodać - Nie znaczy, że nie zależy mi na tobie. Zależy nawet bardzo, ale jeśli chodzi o uczucie i związek....

- Rozumiem.  - odpowiedziała starając się nie rozpłakać - Ale pracować razem możemy?

- Nie widzę innej opcji. Nie mogę stracić najlepszego partnera jakiego kiedykolwiek miałem. - rzucił z tym swoim zawadiackim uśmiechem.



No i jest definitywnie Up/stead  XD 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top