20.


Podjechali pod duży magazyn gdzie wisiał szyld oznajmujący, że idzie on do likwidacji. Olinsky i Burgess szybko opuścili auto, kierując się do bagażnika. Wyjęli stamtąd kamizelki i broń, a potem ruszyli do środka. Agnes patrzyła na to wszystko jak na jakiś beznadziejny film sensacyjny. Zapisywała kolejną kartkę, wnioskami na temat Burgess i Ruzeka. Zastanawiała się, co takiego dzieje się w wydziale, że ludzi ciągnie do siebie i tak mocno związuje. Tutaj to nie emocje budowały relacje, a praca. To fakt przebywania ze sobą i patrzenie na wzajemne zachowanie,  wpływa na ich osąd. Pomyślała, czy nie lepiej byłoby gdyby na jakiś czas rozdzielić ich. Wszystkich. Nie tylko pary. 

- 10.1, 5021 Henry potwierdza tożsamość napastniczki. Kobieta to Shannon Moore. Kochanka Martina Gomez'a. Napastniczka ma problemy psychiczne. Zachować szczególną ostrożność przy zatrzymaniu. - Agnes podskoczyła gdy głos w radiu się odezwał. Detektyw Upton miała bardzo napięty głos, co oznaczało, że nie można żartować z sytuacji. Agnes wpatrywała się w główne wejście do magazynu gdzie kilka minut temu zniknęli Olinsky i Burgess. Nie wiedziała czy usłyszeli komunikat skoro Kim zostawiła radio w aucie. Wpadła na najgłupszy pomysł swojego życia. Wyszła z auta zabierając radio i bez najmniejszych obaw weszła do środka. W pomieszczeniach panował półmrok, ale na tyle było jasno, aby dostrzec przechodzące osoby kilkanaście metrów przed nią. Nie chciała krzyczeć. Więc weszła jeszcze głębiej i nagle zgubiła oboje policjantów z pola widzenia. Przeszła kilka kroków i weszła do wielkiej pustej sali gdzie dookoła walały się po ziemi materiały i inne kiedyś używane przedmioty. Zrobiła krok i wielki huk rozszedł się po murach.

- Stój gdzie stoisz. - usłyszała za sobą roztrzęsiony damski głos, Agnes chciała spojrzeć kim jest napastniczka ale wtedy padł kolejny strzał - Powiedziałam nie ruszaj się!!!

- Tak w zasadzie powiedziałaś "Stój gdzie stoisz...", ale... - kolejny strzał padł tuż obok  jej nogi - Dobra niech ci będzie. - westchnęła.

- Podnieś ręce do góry! - warknęła kobieta, a Agnes powoli wykonywała jej polecenia - Kim jesteś? 

- Idiotką, pakującą się kolejny raz w kłopoty. - wyznała znudzona swoim brakiem zdolności uczenia się na błędach. 

- Jesteś z policji!? - pisnęła jakby słowa behawiorystki w ogóle do niej nie dotarły

- Nie, nie jestem z policji, jestem... - w tym momencie włączyło się radio gdzie oficer podał informacje o strzałach - Cholera.

- Jesteś z policji. - krzyknęła kobieta stając prawie twarzą w twarz z Agnes. Miała potargane rude włosy, nie była szczupła, a do tego niewysoka. W dłoni trzymała broń wymierzoną prosto w Agnes. 

- Nie jestem! - dosadniejsza odpowiedz także jej nie przekonała - Posłuchaj... nie mam broni ani odznaki. Radio też nie należy do mnie.

- Kłamiesz! Wszystkie kłamiecie!!! - krzyknęła jak wariatka.

- Wszystkie!? - Agnes zaskoczyło to sformułowanie.

- Wy, wszystkie piękne i zgrabne kobiety, które mogą mieć każdego, a rzucają się na cudzych facetów. - odparła

- Czy to aby nie ty miałaś romans z...

- On mnie kochał i chciał być ze mną! - krzyknęła -  A ona go zatrzymała dla siebie!

- To znaczy? - Agnes chciała wiedzieć co takiego się zdarzyło, że stoi tu i teraz trzymając broń i chcąc zabić bogu ducha winną osobę. 

- To znaczy, że Martin miał być ze mną! - odparła już jakby spokojniej - Znałam go jeszcze długo przed nią. Potem nasze relacje się rozluźniły i wkroczyła ona. - Samo słowo ona miało więcej jadu niż grzechotnik - Wkradła się w jego życie i uczepiła jak pijawka. A później nie chciała mu dać tego czego potrzebował! - krzyknęła znów zła. Agnes słuchała kobiety, widząc jak z każdej ze stron wychodzi policjant. 

- Dlaczego ją zabiłaś? - spytała aby nie odwróciła wzroku na zbliżającą się kawalerię.

- Bo nie chciała go zostawić! - wyznała - Martin powiedział mi, że gdyby tylko ona dała mu rozwód, zrobiłby to i ożenił się ze mną, bo daję mu to czego potrzebuje. - westchnęła rozmarzona - Ale ona nie chciała! Więc poszłam do niej, zaraz jak Martin zniknął w drzwiach. Chciałam z nią porozmawiać, ale ona śmiała się ze mnie i powiedziała, że Martin jest chory i potrzebuje kolejnego leczenia. - kobieta płakała i machała bronią na prawo i lewo, kiedy otarła łzę odwróciła wzrok i zobaczyła jak blisko udało się podejść policji - Okłamałaś mnie! - krzyknęła

- Ja? - zdziwiła się behawiorystka - Nie pytałaś czy ktoś za tobą stoi... - zadrwiła, dolewając tym oliwy do ognia. 

- Agnes zamknij się! - Ruzek słuchał jej rozmowy  napastniczką wyłaniając się z jej prawej strony. Był najbliżej ze wszystkich policjantów. Widział jak z każdym jej słowem kobieta denerwuje się jeszcze bardziej. Na jego słowa uzbrojona kobieta skierowała broń na oficera.

- Nie podchodź! - krzyknęła

- Spokojnie, chcemy ci pomóc. - wyjaśnił

- Nie możecie mi pomóc... - szlochała - Nie możecie...

- Shannon spokojnie. - Agnes nie mogła dać za wygraną - Takich facetów jest mnóstwo. Nie trzeba od razu dla nich zabijać! 

- Ale Martin mnie kocha! - odparła

- Sorry ale chyba nie, skoro miał jeszcze osiem innych lasek w tym samym czasie co ty...

- Agnes do jasnej cholery zamknij się! - Ruzek nie wytrzymał, był wściekły za raport i za jej zachowanie. 

- Bo co? Bo ci się nie podoba prawda o was facetach? - zadrwiła

- Zamknąć się wszyscy! - Krzyknęła napastniczka - Ona ma racje... wy wszyscy jesteście... - Agnes w mgnieniu oka dostrzegła co stanie się za chwilę. Postawa dziewczyny, to jak mówiła i co mówiła... jak mocno spięła ramie. Wskazywało na to, że zaraz pociągnie za spust. Tyle, że lufa była wycelowana w oficera. Agnes prawie jak na slow motion widziała to co się dzieje. Sama nie kontrolowała do końca tego co robi. 

- Shannon! - zawołała, robiąc krok w przód. Wtedy padł strzał. Kobieta wystraszona upuściła pistolet i zrobiła kilka kroków w tył, gdzie od razu została skuta i przygwożdżona do jednego ze słupów przez detektywa i oficer. Agnes poczuła jak coś ciepłego zaczyna wbijać się w jej ciało, a później przymknęła oczy. Nie wiedziała kiedy i jak upadała na plecy. Nad nią wisiał oficer przyciskając dłonie do jej brzucha. 

- Wytrzymaj. - usłyszała, miał napięty głos i ewidentnie się denerwował.

- Oficer jest cały? - zdziwiła się. Słyszała strzał i była pewna, że dziewczyna mierzyła do policjanta. 

- Ze mną jest okay, ale ty... - westchnął, wtedy poczuła ból

- Aaa... - zacisnęła zęby - Co do jasnej...

- Dostałaś w brzuch, zaraz będzie karetka. Halstead niech się pośpieszą! - krzyknął za siebie do policjanta, który nadawał komunikat. Lekko podniosła głowę, aby zobaczyć jak przez ręce oficera przepływa jej czerwona krew. Zaśmiała się kładąc głowę z powrotem na ziemię. - Po co to zrobiłaś? - zapytał zły i przerażony jednocześnie.

- Dawno nikt do mnie nie strzelał. - zadrwiła zamykając powoli oczy. 


The End... A nie, nie! Jeszcze Epilog. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top