2.

Weszła do biura wciąż czując pulsujący łokieć. Była oburzona tym co się stało rano, ale z drugiej strony sama nie zachowała się też najlepiej. Facet wyglądał na zagubionego i nie do końca wiedział co powinien robić. Nie powinna na niego tak naskakiwać, a już na pewno nie powinna go bić. No cóż, czasem bywa impulsywna. Ale co ona może na to poradzić? Wie dobrze, że puki nie wyrwie się kogoś z danego środowiska jest niemożliwa zmiana jego zachowania i nawyków. A ona jest tu dopiero miesiąc. Nawyki zmieniła, ale zachowanie? To złożony proces, który potrzebuje czasu na zrealizowanie się. Przechodziła właśnie obok pokoju z przeszklonymi drzwiami, żartobliwie nazwany przez pracowników biura, pokojem przesłuchań. Siedziała w nim jej szefowa i dwóch mundurowych. Na początku wystraszyła się, myśląc, że to w jej sprawie przyszli. A co jeśli ten tajniak się poskarżył i teraz jej szukają? Zobaczyła jak jej szefowa ją woła. Weszła więc do środka. 

- Dzień dobry. - przywitała się.

- To właśnie jest Agnes S..z..Scz... - nawet jej szefowa miała problem z wymową jej nazwiska.

- Wystarczy Agnes. - oznajmiła powstrzymując śmiech.

- To Komandor Emma Crowley i Porucznik Fischer. - przedstawiła gości - Proszą o pomoc w wydziale wywiadowczym. - dodała z uśmiechem. Była dumna ze swojej stażystki. Dziewczyna była ambitna i chętna do nauki. W dodatku nie upominała się non stop o urlop jak pozostali jej pracownicy. Lubiła Agnes za jej charakter, chociaż co do niego miała pewne obiekcje, ale jak zawsze powtarzała, nikt nie jest idealny. 

- Na czym ma polegać pomoc? - zapytała zerkając to na policjantów to na Jenny, swoją szefową. 

- Potrzebujemy diagnozy dla wydziału wywiadowczego. - oznajmiła kobieta. 

- A jak ja mam pomóc? Jestem behawiorystą, nie psychiatrą. - odparła unosząc brew, spojrzała na Jenny i od razu wiedziała, że powinna się zamknąć. 

- To właśnie ciebie potrzebujemy. - oznajmił porucznik. 

Weszła pewnie do budynku. Kierowała się prosto do biurka na wprost wejścia. Wiedziała, że to tam siedzi najbardziej władcza osoba na tym posterunku. To nie wynikało z wyglądu kobiety, a z jej zachowania i zachowania ludzi wokoło niej. Zatrzymała się jakiś metr przed i czekała aż zostanie poproszona. 

- Słucham. - znudzona kobieta odwróciła wzrok na petentkę i zdziwiła się - Wycieczki oprowadzamy w soboty. - oznajmiła. 

- To miło. - odpowiedziała z uśmiechem - A kiedy mogę porozmawiać z... sierżantem Voightem? 

- A w jakiej sprawie? - Trudy była pod wrażeniem "odwagi" dziewczyny bo nie wyglądała na taką, która potrafi się odgryźć.

- Jestem z Instytutu Badań Behawioralnych. - oznajmiła - Mam obserwować wydział. - Platt zbladła. Słyszała o tym, że ktoś ma zjawić się i ocenić wydział, ale nie spodziewała się młodej dziewczyny, niepozornie wyglądającej jakby dopiero co wyszła z uczelni. 

- Zaraz... - wydukała i wykonała telefon. Agnes stała przyglądając się kobiecie. Silna osobowość aż biła po oczach. Praca na tym stanowisku,to był jej żywioł, mimo iż z pewnością tego nie okazywała, podobała jej się i właściwie kochała to. - Sierżant zaprasza na górę. - powiedziała odkładając telefon.



Voight znów wyszedł z gabinetu. Przed nim stanęła Agnes. Rozejrzała się po twarzach i nagle zobaczyła jak w rogu po lewej chowa twarz w dłoniach znajomy już jej policjant. Uśmiechnęła się widząc jak się speszył. 

- Agnes. To detektywi Halstead, Upton i Olinsky. Oficerowie Burgess, Atwater i Ruzek. - wskazał na ostatniego, wtedy nie mogła już powstrzymać śmiechu - Coś nie tak? - Voight był zaskoczony jej zachowaniem.

- Nie, przepraszam. - powiedziała - Proszę was nie zachowujcie się inaczej niż zwykle. - powiedziała do wszystkich - Ja tu jestem tylko by obserwować. Nie oceniam, nie komentuję. Po prostu obserwuję. Tyle wystarczy aby wasz szef dostał raport, a ja będę mogła wrócić do swoich obowiązków. - dodała. 

- Behawiorysta przypadkiem nie bawi się z psami? - rzucił nagle policjant z rogu sali. Wszyscy zerknęli na Adama. Miał napiętą twarz z nerwów. W zasadzie sam nie wiedział, dlaczego o to zapytał? 

- Też, ale behawioryzm to nie tylko zabawa ze zwierzętami. - odparła drwiąco, idąc w jego kierunku - Behawiorysta to osoba zajmująca się zachowaniem osób w organizacjach o wysokich kompetencjach  psychologicznych. Z policją mam pierwszy raz do czynienia. - kontynuowała - Behawioryści, potrafią przewidywać ludzkie typowe zachowania na podstawie ich podjętych reakcji. Biorą pod lupę bodźce mające na nie wpływ. Badamy zachowania człowieka, jednocześnie nie łącząc ich ze świadomością samej jednostki.

- Brzmisz jak Wikipedia. - zażartował Halstead. Dziewczyna odwróciła się w jego kierunku i uśmiechnęła szeroko. 

- Może i tak. Ale Wikipedia nie dostrzeże, że ktoś z was ma bardzo duże kłopoty z emocjami. - rzuciła, na co Halstead się zdenerwował - Widzisz. Wiedziałam, że na takie zdanie zareaguje tylko ta osoba, która naprawdę ma taki problem. - zaśmiała się - Gdybyś ich nie miał, rozglądałbyś się jak kolega za mną. - wskazała na Kevina - A gdybyś wciąż uważał mnie za niepotrzebny element tego miejsca, stanąłbyś jak sierżant z rękoma w kieszeni i spokojnie przyglądałbyś się temu co robię. Mógłbyś też nie myśleć o tym, co się dzieje tutaj, a uciekać myślami gdzieś daleko, aby rozwiązać swoje problemy. - odwróciła się do Ruzeka i wszystkie oczy spoczęły na nim. 

- Co? - rozłożył ręce w geście bezradności 

- Nic, znów zareagowała tylko ta osoba, która naprawdę ucieka myślami... - westchnęła - Tak, że ja tylko obserwuję i wyciągam wnioski. Cała reszta nie leży w moich kompetencjach. 

- Dobrze. - przerwał im Voight - Dosyć tych zabaw. Wracamy do pracy. Co mamy na temat tego gościa z rudery za miastem... -  Hank pomyślał, że to będzie chyba gorsze od psychologa. Dziewczyna czyta w ludziach, a on, jak cały jego zespół był uczulony na mentalistów i innego typu dziwnych ludzi.

Przeszła właśnie na korytarz prowadzący do kilku pokoi. Rozglądała się dookoła poznając budynek. To też miało duże znaczenie w jej pracy. Kolory ścian, wielkość pomieszczeń i tym podobne, miały ogromny wpływ na człowiek,a a ona oceniała jego zachowanie w tym otoczeniu.

- Hej. - usłyszała za sobą męski głos. Szedł w jej kierunku oficer Ruzek. Był zły, wystraszony, ciągle rozglądał się na boki. Przystanęła obejmując teczkę ramionami. - Co ty tu robisz?

- Rozglądam się. - oznajmiła z uśmiechem, wyczuła jego niechęć - Mogę prawda?

- Jasne! - odparł - Ale pytam, po co tu jesteś?

- Już to chyba wyjaśniliśmy... O tam... - wskazała za niego, na drzwi do wydziału.

- Wiem co będziesz robić! Pytam po co?

- Bo mi kazano. - wiedziała o co mu chodzi, nie miała sumienia dłużej go nękać - Posłuchaj. Jeśli chodzi o naszą przygodę rano to spokojnie. Nikomu nie powiem. W zasadzie nic się nie stało.

- Więc, między nami okay? - zapytał i usłyszał zamykające się drzwi. Przy nich stał Jay. Patrzył to na Agnes to na Adama, z miną mówiącą "Co się tu wyprawia?". Adam spiął się, wiedząc że Halstead ich usłyszał. A jeśli tak to za raz zacznie pytać. - Co tu robisz?

- Odprowadziłem świadka na dół... - wyrzucił z siebie wciąż zaskoczony tym co usłyszał.

- Gdzie znajdę toaletę? - zapytała Agnes chcąc się ulotnić. Obaj wskazali jej drogę bez użycia słów - Dziękuję. - zaśmiała się. Gdy tylko zniknęła Jay dokończył do kumpla i miał nadzieję, że wyjaśni mu to, co przed chwilą zaszło.

- Znasz ją? - zapytał niecierpliwie detektyw.

- Nie. Dlaczego...? Raz ją spotkałem... - odpowiedział niechętnie.

- Spałeś z nią? 

- Co?

- Mówiła o jakiejś przygodzie rano... - zaśmiał się, ściszył głos - Nikomu nie powiem.

- Jay do jasnej... Odczep się!  - warknął na kolegę.



NO TO KOLEJNA... NIE WIEM CZEMU TU ZAKOŃCZYŁAM...

NO TRUDNO.... KTOŚ CHCE DEDYKACJE....

@wiewiora_chicago PROSZĘ DLA CIEBIE 🧡🧡🧡

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top