18.


- Mam kłamać? - nie spodziewała się takiej porady. Myślała, że Voight podziękuje jej za informację o tym co knuje "Góra" przeciwko nim. Liczyła, że zareaguje jakoś bardziej impulsywnie, bo na takiego wyglądał.  A tu stoicki spokój? Nie... to nie ten Voight, którego obserwowała przez ostatnie dni. Coś jest nie tak.

- Po prostu rób swoje. - odparł przyglądając się jej rosnącemu wzburzeniu.

- Ja tak nie umiem. Nie mogę kłamać, bo ktoś mi każe! - wyjaśniła

- Dlaczego?

- Bo nie. Bo....bo... - szukała jakiegoś wytłumaczenia mrużąc oczy, jednak żadnego nie było - Bo nie mogę!!! - prawie krzyknęła zbulwersowana - Jak mogłabym zrobić coś takiego?

- Nie wiem. - Voight dostrzegł małą zmianę w zachowaniu dziewczyny, albo to były tylko jego pobożne życzenia.

- Nie zrobię tego! - odparła pewnie - Nie zmienię raportu! 

- Stracisz pracę. 

- Co z tego skoro nie mogę robić tego co robię po swojemu. To po co mi ta praca? - oznajmiła patrząc na sierżanta. Wyczuła, że on naprawdę chce aby napisała ten raport tak, jak jej każą. - Serio? W ogolę pan się nie przejął?

- Nie możesz tego wiedzieć, ale to nie pierwszy raz kiedy ktoś chce mnie stąd wywalić. - wzruszył ramionami.

- Dobrze. Jak pan chce. Ale nich potem ktoś nie mówi, że nie uprzedziłam. - Wyszła z gabinetu myśląc, co ma napisać żeby wyszło na ich...

Czekała przed posterunkiem. Nie miała pomysłu na kłamstwa, więc poprosiła jedyną osobę jaka mogłaby jej pomóc. Ruzek gdy dostał wiadomość o treści "Pomocy! Czekam przed dwudziestym pierwszym." zbladł  i natychmiast opuścił budynek. Zobaczył jak Agnes nonszalancko opiera się o swoje auto po drugiej stronie ulicy.

- Co się stało? - widział jak wkurzona weszła do Voighta, ale nie wiedział jak rozmowa poszła dalej. Musiał iść na przesłuchanie. Pierwszą jego myślą było to, że Voight dowiedział się o nich, nie wiadomo skąd. Voight zawsze wiedział o sprawach swojego wydziału. A to ewidentnie wkraczało w te sprawy.

- Musisz mi posunąć kilka waszych błędów. - oznajmiła chłodno.

- Co?

- Wasi szefowie chcą żeby raport był napisany tak, że niedługo wszyscy stracicie pracę. - oznajmiła

- Ale... Jak? - zaskoczony złapała się za głowę - Voight wie?

- Właśnie byłam mu to powiedzieć. Kazał mi robić swoje. Dlatego potrzebuje czegoś, bo nie wymyślę żadnego kłamstwa. - oznajmiła zaplatając ręce na piersi.

- Mam być twoją wtyką? - oburzył się. Nie przypuszczał, że jej zaburzenia tak bardzo będą wpływać na to co się między nimi dzieje. 

- Masz dać mi coś, co mogę opisać jako złe zachowanie z waszej strony. Inaczej będę zmuszona napisać o naszym romansie. - wyznała. 

- Zrobiłabyś to? 

- A dlaczego nie? To było niestosowne, nie powinno się zdarzyć. W zasadzie to równie dobrze dyskredytuje ten cały raport, więc może was nie wywalą... zyskacie trochę czasu. - wyjaśniła zastanawiając się, czy to nie jest najlepsze wyjście z sytuacji. 

- Nie zrobisz tego! - ostrzegał ją - To nasza sprawa, nie wydziału. 

- Góra chce waszych głów. Albo staną je ode mnie, albo kogoś innego. - wyznała wsiadając do auta. Po czym odjechała, zostawiając Ruzeka w konsternacji. 

Na poczekaniu w biurze opisała całą sytuację panującą w wydziale. Opisała szczegółowo, jak niechętnie podeszli do niej policjanci, jak odkryła relację między Halsteadem i Upton i o tym jak jeszcze bardziej zniechęciło to do niej całą jednostkę. Myślała, że to wystarczy, ale nie chciała ryzykować, więc dopisała, jak odwiedził ją Ruzek z butelką wina, a później znaleźli się w łóżku. To zakończenie pisała prawie z uśmiechem. 

- Agnes. - zawołała ją Jenny. Behawiorystka podniosła się z krzesła w żółwim tempie i weszła do sali przesłuchań. Siedziała już tam dwójka z głównego departamentu. - Masz dla nas ten raport. 

- Tak. - odpowiedziała - Ale nie jest wydrukowany. - dodała.

- Jak to? 

- Nanosiłam małe poprawki. - Agnes otwarła laptop przed policjantami i odsunęła się na bok. Chwilę później spoczęły na niej wzrok komandor i porucznika. Oboje byli w szoku. - Coś nie tak?

- Nie tak? - zapytał zaskoczony jej pytaniem - Przecież to są jakieś żarty! - krzyknął.

- Nie, dlaczego? 

- Dlacz... Opisuje tu pani wydział w najgorszym świetle, a w dodatku pisze, że spała z jednym z oficerów? - zapytała komandor.

- Takie dostałam polecenie od inspektora. - oznajmiła, nie wiedząc dlaczego się temu dziwią.

- Niemożliwe. - porucznik wstał i podszedł do dziewczyny - To co tu pani pisze, jeśli to prawda, wydział zostanie rozwiązany w trybie natychmiastowym. Więc proszę powiedzieć, czy potrzebuje pani czasu na kolejne poprawki? - sugerował jej aby jednak przytaknęła i napisała raport jeszcze raz, Agnes była zdezorientowana. Raz mówi jej się, że Co tam się w ogóle dzieje? 

- Ni... -chciała zaprzeczyć, nie zamierzała pisać tego trzeci raz.

- Tak, potrzebuje jeszcze paru dni. - odpowiedziała za nią jej szefowa. Po czym pożegnała policjantów i wróciła do podwładnej - Napiszesz ten raport jak sobie życzą. 

- Tyle, że już jeden mi zmienili bo był za dobry, a teraz co? Za bardzo zły? - westchnęła zamykając laptop. 

- Napiszesz go tak jak oni chcą. I nie zgrywaj wszechwiedzącej! - warknęła na nią. Jej szefowa ewidentnie ma nóż na gardle, że chce tak bardzo przypodobać się policji. Agnes tego nie rozumiała, ale i nie wnikała. Wstała z miejsca i przytaknęła na polecenie szefowej. Po czym wróciła na posterunek. 

Od progu Trudy przywitała ją z uśmiechem, co było znów nieco zaskakujące. Kobieta cieszyła się z obecności Agnes, bo gdy tylko ona pojawiła się na komendzie, większość oficerów chodzi jak w zegarku. A to wszystko dlatego, że Platt rozsiała plotki, że behawiorystka ocenia cały posterunek i nikt nie chciał jej wejść w paradę, aby przypadkiem go nie opisała. 

- Co tam? Stęskniłaś się? - zażartowała.

- Tak, bardzo... - westchnęła sarkastycznie - Sierżant u siebie? 

- Nie wyszedł. - oznajmiła - Ale jest reszta. Robią burzę mózgów. 

- A co się dzieje? - zapytała od niechcenia

- Mają trop w sprawie tej zamordowanej kobiety. - powiedziała pewnie, a Agnes zapaliły się oczy 

- Mogę iść na górę? - Platt przytaknęła a ona już stała przy bramie. Bardzo chciała wiedzieć, czy miała rację co do tego, że mąż ją zabił. Chciała tym przy okazji pokazać, że jest dobra w czytaniu ludzi i że nic jej nie umknie. Cały wydział odwrócił się na jej wejście. 

- Co tu robisz?  - Upton była niepocieszona ponowną obecnością behawiorystki. 

- Mam dokończyć co zaczęłam, spokojnie też nie jestem z tego powodu szczęśliwa. Ale wasi szefowie nie mogą się zdecydować, czy chcą was udupić, czy pochwalić. - położyła ostentacyjnie torbę na biurku i usiadła na nim. 

- Więc ile jeszcze zostaniesz? - Kim wcale nie przeszkadzała jej obecność, gdyby tylko wiedziała o niej i Adamie... pewnie zmieniła by zadanie. 

- Mam nadzieję, że nie dłużej niż to konieczne. - spojrzała na Ruzeka i wiedziała, jak wielki żal ma do niej. 


Trochę mnie nie było... Rozdział też opornie dokończony....

Ale chyba już będzie lepiej... Oby...


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top