15.
Wyszła z samochodu zaraz po jego zatrzymaniu. Byli w bogatej dzielnicy Chicago, gdzie akurat ona często bywała. Ludzie zatrudnili ją do oceny w swoich biurach, ale musiała czasem zawitać i w domach bogaczy, aby oddać im raport osobiście. Cóż tak to bywa z ludźmi u władzy. Tak więc dla niej widok złotego zdobienia na drzwiach nie robiło wrażenia. Voight nim weszli do domu, gdzie kręciło się właśnie sporo policjantów, zatrzymał ją i wyjaśnił po co ją zabrał.
- Chciałbym abyś oceniła sytuację po swojemu. A później powiesz mi co ci się rzuciło w oczy. - Agnes przytaknęła i puszczona przodem weszła przez furtkę na posesję. W środku przywitała ich dużą przestrzeń gdzie kręciło się sporo mundurowych. A na samym środku leżało ciało. Agnes przystanęła, gapiąc się na wystające spod czarnej foli ręce i nogi.
- Wszystko w porządku? - zaniepokoił się Adam. To było dziwne, że Voight zabrał cywila na miejsce zbrodni, w dodatku gdy jeszcze nie uprzątnięto zwłok.
- Jasne. - odpowiedziała przełykając zaskoczenie - Moje pierwsze zwłoki, ale jest dobrze... - westchnęła. Kawałek dalej na kanapie siedział załamany, na pierwszy rzut oka, mężczyzna. Rozmawiał z policją, a gdy tylko zobaczył Voighta wstał.
- Hank! Jak dobrze cię widzieć. - przytulił znajomego i odetchnął z ulgą. Ewidentnie łączyła ich dłuższa znajomość.
- Martin. - poklepała go po ramieniu - Moje kondolencje. - dodał sierżant - Co tu się stało?
- Już mówiłem mundurowym. - znów usiadł na fotelu - Spałem poza domem. - pociągnął nosem jakby przytłoczony tą tragedią - Wróciłem dziś o dziewiątej. Wszedłem prosto na piętro i poszedłem wziąć prysznic. Słyszałem tylko Betty jak schodzi po schodach, a później... - ukrył twarz w dłoniach i rozpłakał się. Agnes przyglądała mu się badawczo. Nie do końca wiedziała co takiego miałaby zauważyć. Facet wydawał się naprawdę załamany. - Potem zszedłem na dół myśląc, że już robi śniadanie. Ale znalazłem ją...
- Zamknąłeś dom, gdy wróciłeś? - sierżant starał się być obiektywny mimo znajomości z wdowcem.
- Wydaje mi się, że tak, ale nie jestem pewny. - westchnął - Gdy wracam po takiej nocy nie zawsze jestem przytomny. - oznajmił
- To znaczy?
- Czasem gdy konferencje się przedłużą... Wiesz co mam na myśli? - zapytał znajomego, a ten przytaknął, chyba tylko Agnes była nieświadoma - Betty nie lubiła gdy pijany wracałem do domu, więc jeździłem do hotelu. Tam odsypiałem a rano zawsze wracałem do żony.
- Z kim piłeś? - mężczyzna uniósł głowę i bez zastanowienia podał trzy nazwiska. Gdy to robił Agnes zauważyła coś czego wcześniej nie dostrzegała. Jego ruch... to jak mówił... Kłamał. Kłamał o tym, że był z kolegami na drinku. Uśmiechnęła się do siebie wiedząc, że znalazła już pierwszą podejrzana rzecz. Mężczyzna mówił dalej. - To był hotel na Werndle... "Rossetti" czy jakoś tak... poprosiłem taksówkarza, aby zawiózł mnie do najbliższego. - wyjaśnił.
- A Betty miała jakichś wrogów?
- Nie skąd. Ona była najsłodszą osobą jaką znałem. - znów zaniósł się szlochem... I tu był kolejny moment kiedy Agnes wiedziała, że kłamie. Nikt nie jest na tyle miły czy słodki, żeby nie mieć ani jednego wroga. Każdy ma jakiegoś. Nawet sąsiadka, która ma lepiej przystrzyżony trawnik jest jak wróg. Szczególnie w tej dzielnicy. Facet kłamał!
- Koledzy byli z Tobą w hotelu?
- Nie. Piliśmy w barze, a później każdy pojechał w swoją stronę. Wyszedłem ostatni, aby nie wiedzieli, że nie wracam do domu. - wyznał spokojnie - Taksówkarz mnie podwiózł, ale nie pamiętam korporacji, bo zadzwonił po niego barman. Gdybym tylko wiedział...- dodał. I kolejny sygnał, który dostrzegła tylko Agnes. Na wszystko miał wyjaśnienie. Dosłownie na każdą rzecz jaka stała się zeszłej nocy. W dodatku w momencie gdy powiedział o taksówkarzu lekko uniósł kąciki ust... uśmiechnął się... To nie taxi go odwiozła! Agnes mając już pewność i ufając swojemu osądowi zaczęła się głośno śmiać.
- Hej. - szturchnął ją Ruzek, nie wiedząc z czego się śmiej. Ale ona nie zamierzała przestać.
- Jaja sobie robisz? - zapytała znienacka - Chłopie jak chcesz kłamać to wymyśl coś lepszego. - zadrwiła
- Co to ma znaczyć! - oburzył się wdowiec - Kim ona jest?
- Nikim... - Voight chciał złagodzić sytuację i odwrócić uwagę mężczyzny od behawiorystki.
- Oj dziękuję, Sierżancie. - zadrwiła z jego słów - Ale dla Pana wiadomości on nie był w hotelu sam... A już na pewno nie zawiozła go tam taksówka. - powiedziała pewnie zaplatając ręce na piersi i przyjrzała się mężczyźnie lepiej... kilka chwil i... - A w dodatku to on zabił żonę. - skwitowała z uśmiechem na ustach.
Tego było za dużo. Voight nie wytrzymał i wyprowadził Agnes z domu. Był wściekły na nią i na siebie. Jak mógł ją wpuścić do środka i spodziewać się, że zrobi to jak należy.
- Oszalałaś? - krzyknął na nią.
- Ale o co chodzi? Sam Pan prosił...
- Tak, ale po wszystkim. Nie w czasie przesłuchania! - Był wściekły na Agnes, a ona nie rozumiała dlaczego.
- Ale jaka w tym różnica? Facet łże...
- Taka, że teraz zacznie zacierać ślady i wezwie prawnika. - oznajmił
- A... - przyjęła do wiadomości, że nie postawiła zbyt dobrze - No, to co teraz.
- Nic wyrzucę cię, a jemu powiem, że byłaś na próbie... I że nie wierzę w to co mówiłaś.
- A wierzy pan? - wciąż nie była pewna
- Tak. I mimo, że jesteś socjopatką to byłabyś całkiem dobra w łapaniu przestępców. - Agnes wyłapała komplement i odprowadziła sierżanta wzrokiem za furtkę... A tam czekała ją kolejna niespodzianka. Adam stał i czekał, aż skończy rozmowę z sierżantem. W zasadzie przyszedł sprawdzić czy wszystko z nią w porządku, ale gdy usłyszał co mówił Voight... zamarł.
- Wyjaśnisz mi co właśnie usłyszałem? - zapytała chcąc dać jej szansę na szczerość.
- A to zależy co słyszałeś. - odpowiedziała unikając jego wzroku, było jej źle z faktem, że oficer się dowiedział.
- Że jesteś socjopatką. - odparł.
- I czego tu nie rozumiesz?
- Jak to możliwe? Przecież my...
- Adam!!! - zatrzymała jego wywód - Ja nie odczuwam emocji, a sex to nie emocja.
- Nie rozumiem. - Ruzek czuł się strasznie rozdarty, jakby oszukany.
- Człowieku, nie męcz mnie. - westchnęła - Powiem prosto. Możemy uprawiać sex, ale nigdy nie zostawię ci liściku, że wychodzę. Nigdy się w tobie nie zakocham i nigdy nie będzie mi zależało, żebyś był tylko mój. Zero emocji i uczuć. Taka jestem i pogódź się z tym.... albo i nie, mam to gdzieś.
DOBRA!
NIE CHCE MI SIĘ TEGO SPRAWDZAĆ.
xd
SORRY BUT NOT SORRY
JAK WYŁAPIECIE BŁĄD TO DAJCIE ZNAĆ
xd
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top