11.
Wrócili na posterunek, zaraz po tym jak więźnia opatrzyli medycy. Miał przestrzeloną stopę na wylot, ale medycy nie wnikali jak to się stało. Za to Voight, który stał w progu ze wściekłością w oczach, chciał wiedzieć minuta po minucie, co się wydarzyło.
- Ruzek, Atwater do mnie. - zawołał oficerów. Potulnie jak baranki szli na rzeź. Agnes wyczuła moment, aby mieć z głowy Voighta. W końcu miała już wczoraj zabrać się za jego analizę, ale wysłał ją z tą parką. Chciał jej unikać, ale nie zdawał sobie sprawy jak bardzo było to trudne. - Powiedziałem... - zaczął widząc jak Agnes zbliża się do nich.
- Wiem. - przerwała mu wchodząc do gabinetu przed policjantami i siadając na kanapie pod oknem dokończyła - Mam okazję zobaczyć szefa w akcji. - To co działo się z sierżantem było porównywalne do erupcji Wezuwiusza. Gotowało się w nim i żałował, że pomógł jej z terminem raportu. Mógł zostawić to w spokoju i jutro miałby ją z głowy, a tak...
- Co się stało? - zapytał siadając na fotelu, a dwaj policjanci stali jak skazańcy na ostatniej rozprawie.
- Jechaliśmy sprawdzić dzielnicę. - zaczął Adam
- A kto wam kazał wychodzić z posterunku, kiedy mieliście cywila ze sobą? - zapytał starając się uspokoić swoje zszargane nerwy.
- Chcieliśmy tylko sprawdzić teren. To była rutyna. - bronił ich Kevin.
- Co było dalej.
- Podjechaliśmy pod jeden z domów, bo zobaczyliśmy tego gnojka. - zaczął cała historię, aż doszedł do fragmentu, gdzie mieli wejść do domu.
- Chciał abym poszła z nimi. - wtrąciła nagle Agnes, zapisując kolejna reakcje sierżanta.
- Słucham?
- Oficer Ruzek dał mi to czarne coś...
- Kamizelkę - bąknął Ruzek, kiwając z niedowierzaniem łową.
- Tak, a potem powiedział, że mam iść z nimi, bo tak będzie bezpieczniej. - dodała pewna siebie, policjanci nie wierzyli, że ich wsypała. Wsypała Adama wiedząc, że i tak ma już problemy.
- Któryś mi to wyjaśni? - warknął Voight.
- Ja tylko... nie chciałem, żeby została sama. - wyjaśnił cicho zawiedziony dziewczyną Ruzek.
- Chciałeś zabrać cywila na akcje? - krzyknął - Czyś ty do reszty oszalał? - spojrzał na dziewczynę, która studiowała każdy jego gest i ruch. Przełknął nerwy, które dusimy go w gardle. Poprawił się na fotelu i zwrócił się do podwładnych. - Jesteście uziemieni do odwołania. Zobaczę któregoś na, jak to napisaliście, obchodzie, to wrócicie do patrolowania na stałe. Zrozumiano?
- Tak jest. - odpowiedzieli równocześnie.
- Możecie iść. - powiedział i znów poczuł wzrok Agnes na sobie - I co wywnioskowałaś? - zapytał zły.
- Ciekawe, zachował się pan tak jak zakładałam. Stanowczo pokazał im pan, że nie pozwoli na takie zachowanie, ale przy takiej sytuacji powinien Pan wystawić im nagany. - powiedziała pewnie.
- A ty od kiedy znasz się na przepisach dyscyplinujących w policji?
- Odkąd je przeczytałam. - odparła nie patrząc na sierżanta.
- Powiedz prawdę. - rzucił nagle, a jej stanęło serce - Po co cię tu przysłali? Masz nas obserwować czy rozwalić od środka?
- Ja...? Tylko mówię jak było czy to źle? - znów popełniła błąd? Ale jak to możliwe? Nie widziała nic złego w swoim zachowaniu.
- Źle, nie skąd? - odpowiedziała sarkastycznie, bo nienawidził donosicielstwa. Jedną sprawą było to, że lubił wiedzieć co robią jego ludzie. Druga było to, że jeśli sami mu tego nie mówili tylko dowiadywał się od innych, czuł się gorzej niż, gdyby nie wiedział w ogóle. Przyglądał się Agnes jak pisze coś w swoim notatniku i czuł, że jest z nią coś nie tak. Przez myśl przeszedł mu pewien pomysł, ale jak na razie nie miał podstaw do jego realizacji.
W końcu nadszedł czas przesłuchania. Oficerowie Burgess i Ruzek zabrali się za chłopaka i maglowali go dobra godzinę nim zaczął mówić. Agnes przyglądał się ich pracy za lustrem weneckim. Była pod wrażeniem jak policjanci starali się nakłonić chłopaka do mówienia.
- I jak idzie pisanie? - podniosła wzrok znad zapisanej strony i spotkała oczy Hailey. Kobieta stała w drzwiach z zaplecionymi rękoma na piersi. Agnes nie mogła do końca odgadnąć czy jest zła czy tylko zdenerwowana.
- Dosyć dobrze. - odparła - Jeśli uda mi się dziś poobserwować detektywa Olinskiego to skończę jutro, tak jak było w planach. - odpowiedziała
- Z Alem będzie ci ciężko... - westchnęła zawiedziona - Ale spróbuję z nim porozmawiać, żebyś nie musiała być tu dłużej niż to konieczne.
- Dziękuję. - Hailey zaskoczona jej podziękowaniem wyszła. Agnes wróciła do obserwowania pary oficerów. Kiedy kończyła już notatkę nagle do pokoju wszedł Voight.
- Robisz coś ciekawego? - zapytał rozbawiony.
- Nie. - odpowiedziała jakby to w ogóle nie było nadzwyczajne zachowanie ze strony policjanta.
- Więc chodź ze mną. - poprosił. Voight miał plan. Pojechał z Agnes do MED. Pod pretekstem jej pomocy w ocenieniu zachowania podejrzanego, zaciągnął ją do pokoju jakiegoś mężczyzny. - Chciałbym, żebyś obserwowała go, gdy będę z nim rozmawiał.
- Ale po co? - zmrużyła oczy zastanawiając się jaki w tym sena.
- Jak sama mówiłaś emocje mogą oszukać, ale mowa ciała nigdy. - wyjaśnił.
- Kiedy tak mówiłam?- zdziwiła się.
- Albo to była Jenny... - zaśmiał się zostawiając ją na korytarzu.
Przyglądała się rozmowie sierżanta i jakiegoś pacjenta szpitala, tak jak poprosił. Na początku miała wrażenie jakby znali się dużo lepiej, niż policjant jej powiedział. Ale po chwili zmieniła zdanie widząc jak Voight dusi mężczyznę przytykając mu dostęp tlenu. To było dziwne. Nie wiedziała co powinna zrobić. Z jednej strony chciała zareagować, ale z drugiej dostrzegła w ruchach sierżanta coś czego wcześniej nie widziała. Zawziętość, zemstę i chęć zadania bólu, równemu tego co i on przeżywał. Nie widziała co ten mężczyzna zrobił, ale pomyślała, że należy mu się. Gdy przestał, spojrzała w bok. Obok niej stanął lekarz. Psychiatra. Przyglądał się temu co robi sierżant, jednak ten już tylko zadawał pytania.
- Ciekawy człowiek z sierżanta, prawda? - zapytał dziewczyny tym swoim psychiatrycznym tonem.
- Tak, bardzo. - odparła spięta
- Nie przeczę, że jego metody są... niekonwencjonalne, ale skuteczne.
- Są nielegalne. - poprawiła go, czuła co chce zrobić lekarz, nie zamierzała dać się podejść.
- Ale skuteczne. - naciskał.
- Popiera pan doktor przemoc? - zdziwiła się, a wyuczona mina pojawiła się na jej twarzy.
- Nie, absolutnie. Jednak czasem trzeba użyć niekonwencjonalnych metod... nielegalnych. - zgodził się z nią.
- Nie wydaje mi się. To krzywdzenie drugiego człowieka. - odpowiedziała udając jak bardzo jej to przeszkadza.
- Jesteś czuła na ludzką krzywdę?
- Tak, jak każdy. - przytaknęła nie wiedząc, że potwierdza coraz bardziej teorię jaka pojawiła się w głowie psychiatry.
- Więc dlaczego nie zareagowałaś? - przeniosła wzrok na lekarza i zamarła. Dała się zrobić jak dziecko. Jakby pierwszy raz rozmawiała z psychiatrą.
- Nie zdążyłam. - odpowiedziała starając zachować spokój.
- Voight robił to przez dobre kilka minut... - Agnes panikowała od środka, wiedziała, że lekarz wie - Jesteś socjopatką?
JAK NA RAZIE CHYBA ROBIĘ SOBIE PRZERWĘ....
MAM DOŁA, A DEPRESYJNE PISANIE TO ŻADNE PISANIE...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top