10.


Przez moment nie wiedziała co się dzieje. Jakby cała ta sytuacja z sierżantem Voightem zamknęła ją w bańce mydlanej, której nie umiała przebić. Wszystkie te emocje krążyły dookoła niej, których nie potrafiła do końca rozróżnić i nazwać, wbijamy się jak igły w jej ciało. Kiedy już swoją metodą na ogarnięcie myśli przypomniała sobie jak się oddycha, zorientowała się, że ktoś ją dotyka. Była w czyichś ramionach. Przewróciła oczami zastanawiając się jak się tam znalazła. A później podniosła głowę, zobaczyła twarz blondyna i jego zarost, przez który wyglądał jak bezdomny. Zrobiła krok w tył wyswabadzając się z tego niechcianego uścisku.

- Co ty robisz? - zapytała z wyuczonym wyrzutem.

- Chciałem tylko cię wesprzeć. - bronił się, ale nie przeczył, że dla niego było to bardzo miłe doświadczenie.

- Ale kto cię prosił? - prychnęła i odeszła zostawiając policjanta samego.

Mimo polecenia Voighta, Adam i Kevin wybrali się na przejażdżkę sprawdzając przy okazji czy gdzieś nie wypłynie tych dwóch, których szukali. Oczywiście przez to, że Hank przydzielił im behawiorystkę, ta jazda nie mogła być zwyczajna.

- Często sprzeciwiasz się rozkazowi, oficerze Atwater? - zapytała spokojnie pisząc kolejną linijkę notatek.

- Ja... Ale...Ja nie... - jąkał się, dla niego czy behawiorystką, czy psycholog to to samo, a po akcji z Halsteadem i Upton wolał nie rozmawiać z Agnes.

- Ciężko powiedzieć jak często, czy wciąż pan liczy? - podniosła na niego wzrok, a później przeniosła go na lusterko wsteczne gdzie widziała oczy policjanta.

- A mnie dlaczego nie spytasz? - wtrącił się Adam.

- Bo u Pana oficerze wiem, że to częste. - oznajmiła.

- Co tak oficjalnie?

- W pracy jesteśmy. - rzuciła jakby mówiła do siebie - Więc jak oficerze Atwater?

- Robię to co najlepiej umiem. A to nie jest łamanie rozkazu. - odparł hardo.

- Ah tak. - szepnęła kiwając głową, że zrozumiała i znów zaczęła pisać wywołując w policjancie dziwny niepokój.

- A ty? - Ruzek chciał odciągnąć jej uwagę od swojego partnera - Jak często sprzeciwiasz się szefowej?

- Nigdy. - oznajmiła chłodno - Gdybym to zrobiła nie byłoby mnie tu. Po pierwsze nie chciałam tu być. Po drugie gdybym odmówiła przyjęcia tego zadania byłabym już na lotnisku w Krakowie. Wracając do domu z podkulonym ogonem. A tego też nie chce.

- Aż tak źle?

- Nie jest źle. Jest... stanowczo.

- Adam. - Kevin zwolnił znacząco, zwracając partnerowi uwagę na coś, czego Agnes nie dostrzegała. Potrafiła jednak wyczuć rosnące napięcie jakie pojawiło się w samochodzie. Nagle  policjant zaczął parkować.

- Zostaniesz tu. - oznajmił Ruzek i wysiadł z samochodu, a zaraz za nim jego partner. Nim się obejrzeli i Agnes stała przy drzwiach - Mówiłem...

- Nie zostanę kolejny raz w aucie, w którym rzekomo mam być bezpieczna. - powiedziała twardo.

- Nie możesz iść z nami. -  zdenerwowany Ruzek nie chciał tracić czasu na przegadywania z dziewczyną.

- Nie wrócę do auta. - odpowiedziała. Nie miała zamiaru znów dać się porwać.

- Adam... - ponaglał go Kevin, im dłużej stali na środku drogi, tym bardziej byli narażeni. Ruzek zdenerwowany zacisnął zęby i zaklął przez nie. Wrócił do auta otworzył bagażnik i coś z niego wyjął. Agnes podeszła i zobaczyła czarny przedmiot.

- Co to? - zapytała, gdy podał jej go.

- Kamizelka kuloodporna.

- Po co mi to? - nawet nie chciała jej dotykać.

- Musisz ją mieć jeśli masz iść z nami. - wkurzony nie kontrolował swojego głosu.

- Nie idę z wami! - odpowiedziała zaskoczona jego propozycją - Poczekam tutaj.

- Nie będziesz stała na środku ulicy! - wrzasnął.

- Bo?

- Bo to niebezpieczne!

- A pójście z wami będzie bezpieczne? - zadrwiła, 

- Jezus musisz być taka...

- Jaka?

- Wkurzająca!

- Muszę... - odpowiedziała -... taką mam naturę. - dodała z drwiącym uśmiechem.

- Jeśli coś ci się stanie, nie miej do mnie pretensji. - krzyknął zatrzaskując bagażnik i kierując się w stronę partnera, a później razem udali się w stronę domu.

Agnes chodziła w te i wewte czekając na policjantów. Byli w środku od dobrych dziesięciu minut. Miała dość tego rozstawiania jej po kontach. Chciała w końcu zakończyć pisanie tego raportu i wrócić do swoich starych nudnych obserwacji. Ale jak miała to zrobić kiedy oni nie chcą z nią współpracować? Czuła się okropnie będąc w ich towarzystwie. Nagle usłyszała dwa pojedyncze strzały w odstępach kilku sekund. Wystraszyła się, sięgnęła po kamizelkę, która leżała na aucie i kucnęła za nim. Po kilku minutach wychyliła się zza niego. Zobaczyła jak Ruzek prowadzi kulejącego Latynosa. Wstała aby nie wyglądać śmiesznie, podeszła do policjantów.



Ruzek złapał za broń zaraz za furtką. Był wściekły. Ta dziewczyna doprowadza go do takich skrajnych emocji, że nikt nigdy nie działał na niego podobnie. Znał Agnes dopiero dzień, a wydawało mu się jakby dobry miesiąc wkurzała go i robiła z całej jednostki idiotów. Wchodzili na teren gdzie przez ułamek sekundy Kevin widział podejrzanego chłopaka. Jemu mignęła tylko czarna bandana na głowie chłopaka, ale ufał partnerowi. Na trawniku za domem stało dwóch Latynosów, jednym z nich był piętnastolatek, który postrzelił Ruzeka ponad tydzień wcześniej. 

- CPD. Odwróć się i pokaż ręce! - krzyknął wychodząc zza domu - Stój! - zobaczyli jak spłoszeni uciekają. Jeden przeskoczył płot, ale to nie był problem dla Atwatera. Drugi wbiegł do domu, a za nim Ruzek. Gdy tylko przekroczył próg wszystko co było w jego głowie uciekło, a zostało tylko skupienie na tym co ma zrobić. Nie zamierzał drugi raz przez głupstwo skończyć w szpitalu, albo gorzej. Powoli przeczesywał pokój po pokoju wiedząc, że chłopak jeśli jest uzbrojony z pewnością nie zawaha się jej użyć. Wszedł na piętro i już w pierwszym pokoju znalazł zbiega. Przywitał go strzałem, który gdyby wycelował pół centymetra dalej trafiłby oficera w środek głowy. Potem ku szczęściu Ruzeka broń napastnika nie wypaliła i ten mógł śmiało wejść do pokoju, a że chłopak nie słuchał próśb o opuszczenie broni, wymierzył w jego stopę i oddał pojedynczy strzał. Chłopak padł i zaczął zwijać się z bólu. Adam zabezpieczył jego broń i wyprowadził klnącego i kulejącego na zewnątrz. 

- Kto to? - przed nim wyrosła Agnes ubrana w kamizelkę, ewidentnie ubrała ją sama w pośpiechu. Ruzek zaśmiał się i w duchu i na twarzy. Dziewczyna była może uparta, ale wciąż była także wystraszonym cywilem. To dało mu minimalną satysfakcję. 

- Więzień. - odpowiedział w końcu na jej pytanie - Jednak założyłaś?

- Zaczęliście strzelać. Więc... 

- Grunt to ochrona. - zadrwił przerywając jej. 



No... chyba mi się wena kończy... chociaż mam już kilka scen w głowie... 😀😀😀

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top