Rozdział 8
Cała zapłakana i z rozmazanym makijażem biegłam do lochów. Potknęłam się i padłam jak długa na środku korytarza. Chciałam wstać, ale nie mogłam. Chyba złamałam nogę.
- Pomocy! - próbowałam krzyknąć wciąż dławiąc się łzami. W ten sposób nikt mnie nie usłyszy. Załamana doczołgałam się pod ścianę i oparłam się o nią. Wyciągnęłam z kieszeni swoją różdżkę i zauważyłam, że jest złamana. Najwyraźniej musiałam na nią upaść. Siedziałam na tym korytarzu już od pół godziny ściskając w rękach koszulkę blondyna. Gdy już straciłam nadzieję, że ktokolwiek mnie znajdzie przed kolacją usłyszałam kroki. Zebrałam w sobie ostatki sił i ponownie zawołałam o pomoc. Byłam wykończona i obolała. Siedziałam tu sama już godzinę i cały czas płakałam. Noga bolała niemiłosiernie.
- Kto tu jest? - zapytał znajomy głos. - Phoenix? - zapytał ślizgon, gdy mnie zobaczył. Pokiwałam delikatnie głową, przecierając łzy wierzchem dłoni. - Co Ci się stało? - wyglądał na przejętego moim stanem, ale wątpię, że tak było.
- Ja chyba złamałam nogę. - powiedziałam wciąż nie mogąc powstrzymać płaczu.
- Poczekaj, zaniosę cię do pani Pomfrey. Co tu robiłaś?
- Ja... Twoja koszulka. - Podałam mu jego własność, którą cały czas trzymałam przytuloną do piersi. Uśmiechnął się delikatnie i pokręcił głową po czym wziął mnie ostrożnie na ręce. Pani Pomfrey od razu podała mi odpowiednie eliksiry na powstrzymanie bólu i zrośnięcie się kości. Gdy wyszła Malfoy usiadł na skraju mojego łóżka.
- Co się stało, dlaczego płakałaś?
- Złamałam nogę. - odpowiedziałam krótko.
- Wątpie, żeby to był powód. Możesz mi powiedzieć. Zaufaj mi. - prychnęłam i spojrzałam na niego z kpiną.
- Tobie? Mam zaufać? Śmieszny jesteś.
- No powiedz, będzie Ci lepiej...
- Ty mi nie powiedziałeś dlaczego płakałeś. - skrzyżowałam ręce na piersi.
- To była inna sytuacja... Problemy rodzinne, a w ogóle to nie pytałaś.
- Bo stwierdziłam, że i tak mi nie powiesz!
- Nie mogę... Przyrzekłem, że nikt nie będzie wiedział...
- Rozumiem... Ogólnie to pokłóciłam się z Fredem i Georgem, w sumie to bardziej z Georgem...
- I dlatego płakałaś? Bo rudy zrobił scenę zazdrości? - spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. - Nie mów, że nic nie zauważyłaś. - po mojej minie najwyraźniej wywnioskował, że nie. - Przecież od razu widać, że rudzielec jest w tobie zakochany po uszy!
- Ale my jesteśmy tylko przyjaciółmi! On przecież... Nie... - przypomniałam sobie wszystkie sytuacje, w których George próbował się do mnie zbliżyć... - Jak to? Nie! Na pewno nie!
- No tak. Nie zauważyłaś tego? Już od zeszłego roku się w Tobie podkochuje i to widać, a na śniadaniu próbował go sprowokować braciszek, żeby się przyznał. Dwaj idioci!
- Nie obrażaj ich! To są moi przyjaciele!
- No właśnie. Mnie też by wkurzało, gdyby laska, która mi się podoba powiedziała mi, że jestem jej przyjacielem. To jest najgorsze upokorzenie dla faceta! A teraz m ów o co konkretnie poszło. - zrobiłam zadumaną minę.
Zastanawiałam się czy mu powiedzieć czy nie.
- No dobra. George myśli, że się z tobą przespałam...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top