Rozdział 17
W progu pokoju stała moja ruda przyjaciółka. Spojrzała na moje zaczerwienione oczy i z politowaniem wskazała palcem przedmiot, który nieświadomie przyciskałam do klatki piersiowej. Koszulka Draco... Ten zapach, jego zapach, jego perfum. Czułam się spokojna wdychając go w nozdrza. To było jak narkotyk!
- Nie zaprzeczysz, Ty się po prostu zakochałaś się w Malfoy'u.
- Nie prawda! Dlaczego nikt nie potrafi mnie zrozumieć?! To nie jest takie proste!
- Ja cię doskonale rozumiem, ale nie rozumiem czemu go odtrącasz.
- Bo to nadal jest Malfoy, widziałaś jak mnie dzisiaj potraktował?
- Przypominam Ci, że Ty zaczęłaś, Ashley.
- Musiałam!
- Dlaczego? - no właśnie, dlaczego? Nie wiem, nie chcę wiedzieć.
- Dajcie mi wszyscy święty spokój! - po raz kolejny nakrzyczałam na przyjaciółkę. Wybiegłam z pokoju. Po raz kolejny byłam zła. Po raz kolejny ściskałam w dłoni koszulkę pewnego Ślizgona. Po raz kolejny biegłam opustoszałymi korytarzami. Co się ze mną dzieje? Nie powstrzymywałam łez. Kapały na zimną posadzkę. Chciałam się gdzieś ukryć, zniknąć tak, żeby nikt mnie nie znalazł. Wtedy na ścianie przede mną, na zwykłej ścianie pojawiły się drzwi. No tak, Pokój Życzeń! Że też wcześniej na to nie wpadłam! Otwarłam drewniane drzwi i weszłam do pomieszczenia, które mi się ukazało. Był to mały pokoik z dużą brązową kanapą po środku. Na przeciwko był kominek, w którym skwierczał ogień. Na stoliczku przed tapczanem leżała gorąca herbata i talerz z czekoladowymi ciasteczkami. Przykryłam się czerwonym kocem złożonym w równą kostkę obok mnie. Mało zjadłam na obiad, więc zaczęłam zajadać się ciasteczkami. Siedziałam tak z wzrokiem tępo wpatrzonym w płomienie. Straciłam rachubę czasu. Spojrzałam na T-shirt uparcie ściskany w prawej dłoni. Muszę go oddać Draco. Pewnym krokiem poszłam przed siebie. W sumie to nawet nie zwracałem uwagi na to gdzie idę. Instynkt mi podpowiadał, że właśnie w ten sposób znajdę Ślizgona. Wyszłam na przedhogwarckie błonia. Siedział tam sam pod małym drzewem intensywnie o czymś myśląc.
- Czego chcesz, Phoenix? - mruknął nawet na mnie nie patrząc.
- Oddać Ci Twoją koszulkę. - mój głos był obojętny i całkowicie wyprany z emocji.
- No nareszcie. Mam nadzieję, że nie śmierdzi tobą. - Spojrzał prosto w moje oczy. Swoimi srebrnymi tęczówkami przesłał mi tyle pogardy, ile był w stanie. Moje oczy napełniły się łzami. Nie potrafiłam ich powstrzymać.
- Zostaw mnie w spokoju! - warknęłam. Odwróciłam się do niego tyłem, aby odejść. Moim ciałem wstrząsnął szloch. Powolnym krokiem zaczęłam iść w stronę szkoły. Przełykałam gorzkie łzy. Nie wiem skąd wzięło się we mnie tyle goryczy. On tylko był sobą, a ja się łudziłam, że potrafi być inny.
- Ty płaczesz?
- Nie! Zostaw mnie!
- Ashley...
- Nie! - krzyczałam nawet nie zaszczycając go spojrzeniem. Wtedy poczułam jego dłoń na moim ramieniu. Strząsnęłam ją szybko i Odwróciłam się do niego.
- Czego nie rozumiesz w wyrażeniu "Zostaw mnie w spokoju?!"
- Nic nie rozumiem. Nie rozumiem ani Ciebie ani Twojego zachowania.
- Nie ma tu nic do rozumienia, po prostu odejdź.
- Nie mam zamiaru... - przez zasłonę łez widziałam jak podchodzi do mnie bliżej. Czułam jego przyspieszony oddech na mojej twarzy i woń perfum działającą jak narkotyk.
- Nie Draco, to nie wyjdzie... - wyszeptałam. Powolnym krokiem odeszłam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top