Rozdział 16

Gdy się obudziłam rozejrzałam się po sali, nikogo już w niej nie było. Na zegarze właśnie wybiła dwunasta, wszyscy byli na lekcjach. I bardzo dobrze, musiałam to wszystko dokładnie przemyśleć. Całowałam się z Malfoy'em, Hermiona uderzyła go i spikneła się z Zabinim, Draco chyba się o mnie troszczył, spadłam ze schodów, George mnie złapał, obudziłam się i wyszło kolejne spięcie między mną, a blondynem, przyszła pani Pomfrey i zasnęłam. To był dziwny dzień, o ile nie dwa, straciłam rachubę czasu. Chcę wreszcie iść na lekcje i znowu żyć normalnie. Takie leżenie w łóżku to koszmar, nie da się nikogo unikać. Moje przemyślenia przerwała Poppy.

- Widzę, że się obudziłaś. Dam Ci jeszcze jeden eliksir, a potem będziesz mogła iść na obiad. - odetchnęłam z ulgą. Mam nadzieję, że nie spotkam ani Draco ani George'a.

                                 

Pewnym krokiem ruszyłam w stronę Wielkiej Sali. Na korytarzu nikogo nie spotkałam. Moje kroki dudniły odbijając się echem po ścianach. Gdy otwarłam ogromne drzwi poczułam na sobie wzrok wielu par oczu. Rozejrzałam się po twarzach uczniów. Postanowiłam udawać ignorancję. Uniosłam brwi, wzruszyłam ramionami i podeszłam do stołu Gryfonów. Od razu odnalazłam rude czupryny bliźniaków. George siedział do mnie tyłem i zawzięcie dyskutował o czymś z bratem. Fred posłał mi rozumiejące spojrzenie i nawet nie pisnął bliźniakowi o moim przybyciu. Wszędzie szukałam Hermiony, kiedy w nad uchem usłyszałam Ginny.

- Siedzi z Zabinim przy stole Ślizgonów - mruknęła zirytowana.

- Co?! Nasza Hermiona?

- Właśnie tak. Nie wiem co jej odbija. Jego zresztą też nie rozumiem. Zawsze razem z Malfoy'em ją obrażał, a teraz co? - niezauważalnie drgnęłam na dźwięk tego nazwiska. - A i jeszcze jedno, nie wiem czy interesuje Cię ta informacja, ale Draco Malfoy właśnie zmierza w tę stronę uparcie wpatrzony w twoje plecy - zachichotała jak mała dziewczynka.

- Tak się składa, że mnie to nie interesuje - wysiliłam się na obojętny ton. - Chociaż... - uniosłam prawy kącik ust w chytry uśmieszku. Nałożyłam sobie małą porcję sałatki na talerz i jak gdyby nigdy nic zaczęłam jeść. Po wzroku przyjaciółki zorientowałam się, że Draco już za mną stoi. Nie zwracałam na to w ogóle uwagi. Usłyszałam za sobą ciche odchrząknięcie. Musiałam się bardzo wysilić, żeby nie parsknąć śmiechem. Ignorując go jadłam dalej.

- Ashley... - odezwał się cicho, tak cicho, że mogłam nadal udawać, że go nie słyszę. Wepchnęłam w siebie resztę sałatki i wstałam od stołu. Niestety nie spodziewałam się, że stał tak blisko i uderzyłam w jego twardą od zbitych mięśni klatkę piersiową. - Ashy...

- Nie mów tak do mnie Malfoy! - burknęłam niemiło. - Czy byłbyś na tyle miły, aby się przesunąć, bo chciałabym przejść. - w moim głosie zabrzmiała idealnie wyważona ilość jadu. Blondyn patrzył mi prosto w oczy. W jego szarych tęczówkach na ułamek sekundy zobaczyłam zdziwienie, a później smutek. Zaraz potem na nowo przybrał swoją maskę - chłodnego, arystokratycznego dupka.

- Jak sobie życzysz, panienko Ashley - dał szczególny nacisk na dwa ostatnie słowa. Odsunął się na bok pokazując mi gestem, że mam iść. - Wychodzisz już czy rozwinąć Ci czerwony dywan? - Malfoy już tak miał, jak już zaczynał być chamski to nie odpuszczał. Za każdym razem serwował zabójczą dawkę "miłości".

- A byłbyś tak miły mi go rozwinąć? Ah, no tak, zapomniałam, że ty nie potrafisz być miły - prychnęłam. Trafiłam w jego czuły punkt. Szczęka mu się zacisnęła, a ręce zwinęły w pięści. Chciał mnie uderzyć? Tego nie wiem. Po dłuższej chwili jednak rozluźnił się, nachylił się do mojego ucha i wyszeptał tak, że tylko ja mogłam go usłyszeć:

- Jeszcze tego pożałujesz, Phoenix. - jego głos sprawił, że zadrżałam na całym ciele i zmiękły pode mną kolana. Było to niezauważalne, ale on wychwycił chyba te szczegóły, bo uśmiechnął się cwaniacko. Zirytowana wyszłam pewnym krokiem z Wielkiej Sali, trzaskając drzwiami. Gdy te zamknęły się za mną zacisnęłam powieki, aby powstrzymać cisnące mi się do oczu, łzy. Nie mogę pokazać słabości. Muszę udowodnić sobie, że on nic dla mnie nie znaczy, bo na pewno nie znaczy! Pobiegłam na wieżę Gryffindoru, prosto do mojego dormitorium. Tak dawno tu nie byłam. Rzuciłam się na łóżko i przytuliłam do poduszki.

Powstrzymaj łzy! Nie pokazuj słabości! Nie pokazuj słabości! Nie pokazuj słabości! Nie pokazuj...

- Ashy wszędzie Cię szukałam!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top