Rozdział 14
Zaraz za Hermioną do sali wpadł śmiejący się Blaise. Patrzyłam na nich zdezorientowana. Dlaczego właściwie Hermiona śmieje się w najlepsze z Zabinim, który jest stuprocentowym Ślizgonem, a na dodatek najlepszym przyjacielem Malfoy'a? Musiałam się dowiedzieć. Już miałam coś powiedzieć, ale do skrzydła wparował zły i zirytowany Draco z czerwonym śladem na policzku. Zastygłam z otwartymi ustami. Spiorunował wzrokiem przyjaciela, następnie Hermionę, a na końcu mnie.
- Co się tak właściwie... - odważyłam się zapytać, ale blondyn nie pozwolił mi dokończyć.
- Co się stało?! Ty się pytasz co się stało?! Ten czarnoskóry baran ubzdurał sobie, że się w Tobie zakochałem, a Ty sobie ubzdurałaś, że kocham Pansy i ten oto dureń - wskazał ręką przyjaciela - i ta oto szlama... - pokazał na Hermionę.
- Nie obrażaj jej! - wykrzyknęliśmy równo ja i Zabini, a Malfoy przewrócił oczami.
- W każdym razie przyszli do pokoju wspólnego Ślizgonów, oboje i na mnie najechali! Mój rzekomo najlepszy przyjaciel, spokojnym tonem jak gdyby nigdy nic, przy wszystkich Ślizgonach powiedział: - odchrząknął teatralnie - "przyjacielu dlaczego tak bardzo naciskasz na Ashley z tym pocałunkiem? Ja rozumiem, że się zakochałeś, ale nie musiałeś wzbudzać jej zazdrości posługując się tą mopsicą Pansy, której przecież nawet nie lubisz." Po czym panna Granger podeszła do mnie i dała mi w twarz ze słowami "ona przez ciebie płakała". Możesz mi łaskawie ty wytłumaczyć o co w tym chodzi?
- Ja... nie wiem... bo... - Zaczerwieniłam się.
- Czekaj, czekaj... Ty naprawdę płakałaś... - powiedział wyraźnie przejęty patrząc mi w oczy.
- Nie prawda...
- Nie kłam, widziałam! - Wykrzyknęła szatynka.
- Nie kłamię! Nie płakałam! Nie jestem zazdrosna! A Ty martwisz się tylko o swoją reputację! Zostawcie mnie wszyscy w spokoju! Nikogo nie prosiłam o pomoc! Umiem sama zarządzać swoim życiem! - byłam zła. Po co to wszystko? Wstałam z łóżka.
- Gdzie ty idziesz? - sama nie wiem kto to powiedział. Zrobiłam kilka kroków przed siebie.
- Nie powinno was to obchodzić. - Ruszyłam wolnym krokiem w stronę drzwi, a oni patrzyli na mnie ze zdziwieniem. Otworzyłam drzwi szpitala i wyszłam na szkolny korytarz. Nie obchodziło mnie wtedy, że jestem tylko w majtkach i za dużej koszulce pewnego Ślizgona. Usłyszałam za sobą kroki.
- Ashley! Nie możesz! Coś może ci się stać, jesteś za słaba!
- Nie mów mi co mogę, a co nie! Nie jestem słaba! - W środku coś we mnie pękło, powiedział, że jestem słaba. Odwróciłam się przodem do Draco.
- Ash... - zrobił krok w moją stronę. - Nie ruszaj się... - wyglądał na przestraszonego.
- Bo co?! - Chciałam stąd uciec, cofnęłam się o krok, ale moja stopa natrafiła na pustkę. Krzyknęłam, czułam okropny ból. Z zawrotną szybkością spadałam ze schodów.
- Ash! Weasley, szybko!
W następnej chwili czułam jak jakieś silne ramiona mnie łapią. Odpłynęłam...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top