Rozdział 10
- Że co?! Zarzucasz mi, że podoba mi się Malfoy?! Draco Malfoy?! - spojrzałam zirytowana na Hermionę. - A ty ją w tym popierasz? Przecież to jest Malfoy!
- Dobrze już nie krzycz - powiedziała Ginny. - To były tylko takie małe przypuszczenia.
- Dlaczego akurat mnie to spotyka?! Moje dwie najlepsze przyjaciółki podejrzewają, że podoba mi się jakiś tleniony idiota, a jeden z najlepszych przyjaciół zarzuca mi, że z nim spałam! Przy czym sam zainteresowany nie ułatwia sytuacji i zachowuje się jak jakiś totalny debil, którym i tak w rzeczywistości jest! Koleś mi pomaga nie mam pojęcia dlaczego, możliwe, że chce dobrze, ale moi przyjaciele i tak uważają go za gnidę!
- W sumie to nią jest - wymruczała Hermiona.
- Cicho! Nikogo nie interesuje, że gdyby nie on to leżałabym na tym korytarzu jeszcze jakieś półtorej godziny do kolacji!
- Okej, okej. Nie denerwuj się!
- Bo co?! Zabronicie mi?! Rozmawiania z Draco też mi zabronicie?! A może od razu zabrońcie mi rozmawiania z kimkolwiek poza wami! Albo lepiej, zamknijcie mnie w schowku na miotły i nie wypuszczajcie, żebym nie mogła z nikim rozmawiać! - wybuchłam.
Miałam dosyć. Wszystko we mnie eksplodowało. Dziewczyny siedziały cicho patrząc na mnie z szeroko otwartymi oczami. Wzięłam kilka głębokich oddechów.
- Przepraszam. Już jestem spokojna. Chciałyście dobrze, a ja się na was rozładowałam. Nie powinnam...
- Nic się nie stało. My Cię rozumiemy, znaczy staramy się zrozumieć...
- Dziękuję - wyszeptałam. Usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Hermiona szybko tam podbiegła. Ja odwróciłam się plecami do wejścia, ktokolwiek to był, nie chciałam go widzieć. Dotarły do mnie strzępy rozmowy.
- Nie, nie wejdziesz.
- Chcę się z nią zobaczyć.
- Przecież Ci mówię, że nie.
- Muszę ją przeprosić.
- Naprawdę myślisz, że zwykłe 'przepraszam' wystarczy?
- Nie, ale muszę spróbować, nie chcę jej stracić.
- Niech wejdzie - oznajmiłam, a trzy pary oczu spojrzały na mnie zdziwione. - No co? Chcę wiedzieć co ma mi do powiedzenia. - Hermiona skinęła głową do Rudej i obie wyszły. Do mojego łóżka podszedł jej starszy brat.
- Przepraszam...
- To wszystko co chcesz mi powiedzieć? Bo wydaje mi się, że to trochę mało.
- Przepraszam, ja... Nie wiem co mnie ugryzło... Ja po prostu, byłem zazdrosny... Bo ja staram się, żeby być blisko Ciebie, ale mi nie wychodzi, a on tak po prostu po jednych eliksirach... Chodzi o to, że ja nie chcę być twoim przyjacielem. Znaczy chcę, ale nie w tym sensie..., bo ja bym chciał być kimś innym, kimś więcej... Mam nadzieję, że rozumiesz...
- Nic nie zrozumiałam... - powiedziałam zgodnie z prawdą.
- To powiem w skrócie... Kocham Cię, Ashley. - gdy to powiedział zaczęłam się krztusić i kaszleć. Nie mogłam przestać. Byłam w szoku. Malfoy mówił prawdę... Ale jak to się stało, że ja tego nie zauważyłam?!
- Ash co się dzieje? Wszystko w porządku? Zawołać panią Pomfrey? Powiedz coś! - pokręciłam głową.
- Oj Weasley. Jak ma coś teraz powiedzieć? Poza tym nie dziwi mnie ten atak. Nie zdziwiłbym się nawet gdyby nam tu zeszła na zawał po twoim wyznaniu. "To powiem w skrócie... Kocham Cię, Ashley" - zironizował Malfoy, który nawet nie wiem kiedy wszedł do skrzydła. Zaśmiał się, podszedł do mnie i kilkakrotnie klepnął dłonią w plecy. Momentalnie przestałam kaszleć. Spojrzałam na niego z wyrzutem, ale i podziękowaniem.
- Kiedy wszedłeś?
- Stałem przy drzwiach od kiedy on tu wszedł, bo wiedziałem co chce powiedzieć i w sumie spodziewałem się, że Twoja reakcja może być dziwna. Jestem jak piorunochron powstrzymuje wybuchy i burzę.
- Jeśli się zaraz nie zamkniesz to...
- To co? - przerwał George'owi, Malfoy. - Rzucisz na mnie zaklęcie? Przecież nie potrafisz. A może mnie uderzysz? A no tak tego też nie potrafisz.
- Zaraz się o tym przekonamy. - rudzielec zaczął już wyciągać różdżkę, kiedy oberwał od Draco zaklęciem rozbrajającym. Jego twarz była teraz w kolorze włosów. Zaczął się zbliżać do Ślizgona, podwijając rękawy.
- George nie! - krzyknęłam, a ten nawet na mnie nie spojrzał.
- Nie musisz się o mnie martwić złotko. Bardziej bym się martwił o rudzielca! - powiedział Malfoy z chytrym uśmieszkiem, ale nie odrywając wzroku od przeciwnika. Nie mogłam pozwolić, żeby się pobili. Nie myśląc za wiele wstałam i stanęłam między nimi.
- Dosyć! Rozejść się! - George odwrócił się do mnie tyłem i podszedł do okna. Widziałam jak zaciska pięści. Spojrzałam na Malfoya. Uśmiechnął się do mnie delikatnie. Chciałam wrócić do swojego łóżka, ale źle postawiłam nogę. Zawyłam z bólu. Przed oczami pojawiła mi się gęsta mgła. Poczułam jakieś silne ramiona łapiące mnie w tali, a potem była już tylko ciemność.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top