Rozdział 6
Pierwszy podejrzany, Ludwik Spitznagel.
Zygmunt westchnął przeciągle, wyraźnie znudzony sytuacją w której się znalazł. Obok niego stał Aleksander Fredro, przeglądający z uwagą dokumenty i wszelkie dowody.
- Kobieta tamtego wieczoru, widziała obite, białe auto, a z niego wychodził blond włosy mężczyzna z dziwnym, wrogim spojrzeniem - powiedział i spojrzał na Zygmunta, który dokańczał pić sok pomarańczowy z kartonika.
- Skąd mamy pewność, że został on obity poprzez ten wypadek? - uniósł jedną brew i westchnął, a Aleksander załamał ręce.
- A skąd pewność, że nie? - po długiej ciszy postanowił kontynuować wypowiedź - W lokalu przy którym parkował mieszka jeden blondyn z fiołkowymi oczami i miną, jakbyś mu matkę zadźgał
- Imię?
- Ludwik Spitznagel - schował dokumenty do granatowych teczek - W wieku poszkodowanego, ponoć wiele zgłoszeń było o próbę jego samobójstwa
Zygmunt zaśmiał się kpiąco.
- Nawet jeśli ma depresje to zabić się nie umie - wyrzucił kartonik do kosza.
- Dla funkcjonariuszy, wyglądało to bardziej jakby chciał zwrócić na siebie uwagę - westchnął Fredra.
- Wracając do obecnej sytuacji, dzisiaj go przesłuchujemy czyż nie?
Odpowiedziało mu skinięcie głową.
- Dokładniej to ty musisz go rozgryść, ja w między czasie muszę przesłuchać kolejnego świadka wydarzenia, a ponieważ jest ich mało to ta dziewczyna może być kluczem do rozwiązania sprawy.
Zygmunt przewalił oczami, miał dość przesłuchiwania obcych ludzi, a teraz musi przesłuchać jakiegoś kolesia, co zacznie mu prawić kazania, jakie to życie jest bez sensu.
Usłyszeli, jak ktoś wchodzi. Była to George Sand, znajoma z pracy, która zajmowała się kompletnie inną nie rozwiązaną sprawą.
Z tego co było wiadomo Zygmuntowi, włamaniem.
- Podejrzany czeka na sali - podeszła do Zygmunta z obojętnym spojrzeniem, wydawało się że miała tej pracy dość, jeszcze bardziej niż Krasiński.
Zygmunt skinął głową:
- Dziękuję za informacje - westchnął i otrzymał teczki z informacjami od Fredry.
***
Sala była malutka, idealna na dwie, opcjonalnie trzy osoby.
Zygmunt usiadł przy drzwiach wyjściowych i położył dokumenty na swoje kolana, spojrzał na podejrzanego. Wyglądał na znudzonego całą sprawą, w którą został wciągnięty.
- Dzień Dobry - przywitał się niepewnie Krasiński, zwracając uwagę chłopaka.
- Dobry - odpowiedział, a jego wzrok spoczął na policjancie.
- Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę w jakiej poważnej sytuacji się znalazłeś - kontynuował Zygmunt nie odwracając wzroku od blondyna, w wielu przypadkach podejrzani próbowali wzrok odwrócić, błądzili nim po kątach. Ale blondyn był nieugięty i wpatrywał się w funkcjonariusza jakby czytał z jego duszy.
Krasińskiego przeszedł niewyjaśniony dreszcz, przez chwile poczuł się jakby to on był przesłuchiwany, a nie chłopak.
- Jeśli przyznasz się teraz, konsekwencje twego czynu z premedytacji będą mniejsze - zmarszczył brwi Zygmunt i spojrzał poważnie na Ludwika, na co Spitznagel zamknął oczy i westchnął.
- Jesteście.. tępi, szukacie dziury w całym. Jestem niewinny - spojrzał prosto w oczy Zygmunta, ale policjanta to nie zgasiło.
- Skoro tak, mądrogłowcu, to proszę powiedzieć co robił pan w godzinach od dwudziestej drugiej do północy.
- Spałem, jak każdy normalny człowiek - parsknął wyraźnie rozbawiony chłopak.
- Wiesz, niektórzy ludzie nie śpią o tej porze, a na przykład wychodzą na spacery - z ironią rzekł Krasiński i napisał coś na skrawku papieru, uśmiechając się przebiegle.
Nagle wstał, oparł dłonie o stolik i spojrzał w oczy Ludwika, które wyrażały pierwszy raz od przyjścia tu, strach.
- Słuchaj. JA DOSKONALE wiem, że to ty, nie ważne ile razy zaprzeczysz, ja to wiem. Zgodnie z nagraniami to właśnie PAN WYCHODZIŁ Z AUTA o tak późnych godzinach - obserwował jego zachowanie.
Spitznagel zacisnął pięści i uniósł głowe w jego stronę.
- To, nie byłem ja. - odparł sucho, a strach który przed chwilą był w oczach, zniknął.
Zygmunt był w szoku, nigdy nie widział takiej postawy wobec jakiegokolwiek policjanta.
Znajomi z pracy opowiadali mu, jak podejrzani płakali, śmiali się lub byli zdezorientowali i udawali, że nic nie wiedzą.
Z taką sytuacją Krasiński nigdy się nie spotkał.
- Uniewinniony...
___
599
Zygmunt jako policjant jest fajny
Nwm czemu
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top