Rozdział 3
- Adam, proszę cię to nie twoja wina zrozum to... - starał się przemówić do rozumu wieszcza, Fryderyk. Siedzieli razem w kawiarni pijąc gorące cappucino, gdyż nie mieli ochoty na nic mocniejszego. Mrok już pomału zapadał, a ludzie zbierali się do domów, jednak im nigdzie się nie spieszyło. Adam patrzył ślepo w nadruk narysowany na jego ciepłym od kawy kubku i się nie oddzywał.
- Adam, lekarze powiedzieli, że sam byłeś poszkodowany i to nie twoja wina... - odparł Ferenc dopijając kawe i odgarniając kosmyk włosów, co postanowił ułożyć się na jego twarzy.
- Wiem, ale mogłem być dla niego milszy, ja... mogłem wtedy się z nim nie kłócić! - odparł podnosząc ton Adam, tylko po to by zaraz spowrotem go ściszyć i powrócić do pierwotnego stanu, czyli ciszy.
- Znowu się z nim wtedy kłóciłeś? - spytał Chopin i choć nie był zaskoczony kolejną kłótnią z ich strony, słowa z ust przyjaciela faktycznie mogłby być jedną z przyczyn tragedii. Mickiewicz nie zareagował na to pytanie, choćby przytaknięciem i dopił swoją kawę odstawiając kubek na stół.
- Lepiej wracajmy, ciemno się robi - zmienił szybko temat. Trudno mu było rozmawiać o tym co się wydarzyło. Policjanci nic od niego się nie dowiedzieli i postanowili dać mu czas, by mógł dojść do siebie i być wstanie zeznawać. A póki co wiedzieli bardzo mało w tej sprawie. Świadków tego zdarzenia było bardzo mało, gdyż raczej nikt nie wybiera się na spacery około godziny dwudziestej drugiej w nocy. Ferenc spojrzał w stronę okna i skinął głową. Po chwili wszyscy wyszli z kawiarni i zmierzali w stronę auta, blondyn sprawdzał kieszenie w poszukiwaniu kluczy, jednak ich tam nie było.
- Frycek, Masz moje klucze? - spytał zdesperowany.
- Oczywiście, że tak - odpowiedział mu z uśmiechem Fryderyk i po chwili wyciągnął z kieszeni klucze do auta. Klucze miały bryloczek z flagą Węgier
i Polski oraz odznaczały się tym, że wyglądały jakby były bardzo stare. Fryderyk rzucił mu klucze na co Ferenc bardzo zwinnie je złapał i bez mniejszego problemu otworzył auto.
Całą drogę Mickiewicz był cicho i wyglądał przez okno na oświetlone latarniami ulice. W głębi duszy czuł zazdrość o związek Liszta
z Chopinem, bo sam potrzebował bliskości,
a szczególnie w tak trudnej sytuacji jakiej się znalazł. Potrzebował miłości i nie obchodziło
go czy ze strony kobiety,
czy mężczyzny. Płeć nigdy nie miała dla niego znaczenia, choć przywyknął do tego,
że bardziej ciągnie go do kobiet. Ponieważ to właśnie one budowały część jego życia, choć o niektórych wolał zapomnieć na stałe
i porzucić wszystko co z nimi związane.
***
Kolejna nie przespana noc.
Było ciemno, a blask księżyca oświetlał tylko trochę pomieszczenie. Mickiewicz wpatrywał się w ten widok
z załzawionymi oczami, tłok myśli i wyrzutów sumienia, wręcz niszczył go od środka
i nie pozwalał żyć spokojnie, jak dawniej. Zapalił światło i chwiejnym, zmęczonym krokiem podszedł do regału na książki wyciągając z niego Kordiana.
Nigdy w życiu nie przyznał by się do tego, że przechowuje książki kogoś, kogo sam odwiecznie krytykuje i wyśmiewa. Jednak teraz, nie chciał i nie czuł potrzeby by się z tym chować jedynie otworzył książkę na stronie trzydziestej trzeciej. Był to akt pierwszy scena trzecia, gdzie doszło do tragedii, aczkolwiek samobójstwa głównej postaci.
,,Nieszczęście, ah nieszczęście! Panicz się zastrzelił!"
***
- Martwię się o Adama - odparł zaspanym głosem Fryderyk ubrany w piżamę koloru pudrowego fioletu z małymi, czarnymi nutami. Jego ciemne loki opadały mu na twarz, a zmęczone oczy wpatrywały się w Ferenca, który był ubrany w białą koszulkę z kolorowym napisem ,,Un Sospiro" oraz w krótkie, czarne spodenki bez jakichkolwiek wzorów.
- Ja też się martwię, Frysia - odrzekł i uśmiechnął się sennie widząc grymas na twarzy Fryderyka.
- Ile razy mam mówić byś mnie tak nie nazywał? - spytał naburmuszony, a Liszt się roześmiał słysząc to.
- Oj, przepraszam jesteś tak uroczy, że nie mogę się powstrzymać - powiedział zgodnie z prawdą blondyn i przytulił do siebie, o niewiele niższego chłopaka.
Ten odwzajemnił uścisk, przyczepiając się do niego jak rzep i za nic nie chcąc odczepić.
- Zanieś mnie do łóżkaaa - odparł śpiącym głosem, a Ferenc spełnił jego prośby biorąc go na ręce w stylu księżniczki.
Położył swojego lubego na łóżku, a sam zaraz potem położył się tuż obok od razu czując chude ręce Fryderyka wokół jego talii. Uśmiechnął się i pocałował go czule w czoło poprawiając jego loki.
- Śpij dobrze - wyszeptał i zaraz po tym obydwoje odpłynęli do krainy snów.
___
710
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top