Rozdział 14

- Z moją ręką coraz lepiej - głos Słowackiego, pomimo pozytywnych słów nie wydawał żadnego entuzjazmu z jego strony, ba, żadnych emocji, co przyprawiało Cypriana o gęsią skórkę.
Z nim jest gorzej niż ze mną - pomyślał i ciężko westchnął, podając Juliuszowi kubek z herbatą, już chyba czwarty z rzędu.
Fryderyk ostrzegał go przed tym, że poeta został herbatocholikiem lecz sprawy uległy komplikacji, gdy tylko Norwid zorientował się, że zaczyna brakować herbaty, a było to zaledwie chwilę temu, gdy zalewał ostatnią torebkę Liptona.

- Cieszy mnie to - rzekł spokojnym tonem i spoglądał na szatyna, który delikatnie przybliżał kubek do swoich ust - Cyprian przez chwilę zastanawiał się, czy można przedawkować tego jakże dobrego napoju, mając wielkie nadzieje, że nałogowe picie herbaty nie zaszkodzi zdrowiu Słowackiego.
Wnioskując po nim, mało go to obchodziło, jednak wielu innych ludzi już tak - i to jeszcze jak bardzo!

Powodem dla którego Norwid przybył w zastępstwie za Fryderyka - był nie tylko niepełnosprawny przyjaciel, ale i Chopin, który wczoraj prosił go niemal na kolanach by poszedł tu za niego.
Cyprian zgodził się od razu - była to sprawa poważna, gdyż w między czasie Chopin wybierał się gdzieś z Lisztem, by jakoś ratować ich związek.
Poeta ukrywał, że ranią go słowa Fryderyka lecz wiedział, że nic na to nie poradzi, co najwyżej swoim wyznaniem po raz kolejny przybije Fryderyka do ziemi, zostawiając go w jeszcze gorszym stanie niż w jakim się aktualnie znajdował.

- Dobrze słyszeć, zrobisz kolejną herbatę? - spytał cichym tonem Juliusz, trzymając w dłoniach już o dziwo pusty kubek. Norwid ze zdziwienia usta delikatnie uchylił i uniósł brwi, spoglądając na niewzruszoną twarz Juliusza.

- Brakło herbaty, musimy iść do sklepu - rzekł Cyprian, odkładając żółty kubek Juliusza na stolik tuż obok.

- Nie chcę nigdzie wychodzić - powiedział wręcz z przerażającą powagą szatyn i spuścił smętnie głowę.

- Musisz iść, nie zostawię cię tutaj samego, bo możesz sobie coś zrobić - wzrok Norwida w tamtym momencie był nadzwyczajnie troskliwy i pełny ciepła.

Słowacki westchnął przeciągle i niechętnie otworzył swoje szare, ślepe oczy, co zaskoczyło Norwida.
Był to normalny widok i przerażający zarazem, jednakże Cyprian widział w nim coś jeszcze, czego zwyczajni ludzie nigdy nie dostrzegą.
Norwid widział w nich, życie.
Choć zdawały się być martwe już dawno oraz bezużyteczne.

- Więc idziemy? - usłyszawszy głos Juliusza, Cyprian cicho przytaknął i pomógł wstać szatynowi na równe nogi, podał mu płaszcz oraz pomógł założyć buty, nie zapominając oczywiście o lasce, która w sytuacji Słowackiego była niezbędna - by nie wpadł w jakiegoś przypadkowego słupa

Juliusz, gdy tylko poczuł wiatr, zadrżał. Rzadko wychodził z domu, w zasadzie to tylko i wyłącznie kiedy musiał.
A sprawa przez którą obaj szli wolnym krokiem w kierunku sklepu, wydawała się wręcz głupia lecz dla Słowackiego bardzo ważna.
Norwid od czasu do czasu, idąc z szatynem pod ramię, zerkał na niego i z uwagą mu się przyglądał.
Zastanawiał się, jak to jest być niewidomym, nie widzieć jak ktoś cierpi, jak ty sam cierpisz...
Norwid myślami powrócił do Ferenca i Fryderyka, zdecydowanie jeśli kiedykolwiek miałby być niewidomy to byłby jedyny powód, dla którego widział by pozytyw.
Brzmiało to dosyć wrednie i samolubnie, jednak gdyby Norwid był egoistą - to już dawno wyznał by uczucia Chopinowi, kompletnie ignorując fakt, że ma już Ferenca.

Weszli do środka, spojrzenia zgromadzonych od razu utkwiły na ich dwójce, a w szczególności na Juliuszu, dzieci pytały swoje matki - po cóż mu laska?
A dorośli ze zdziwnienia stali jak wryci, Cyprian miał kompletnie gdzieś ich spojrzenia i zwyczajnym, nieco powolnym krokiem, szedł z Juliuszem pod ramię szukając działu z herbatą.

Zatrzymali się przy jednej z półek, Norwid już miał pokazać jedną z herbat Juliuszowi - ale w porę przypomniał sobie o jego niepełnosprawności.
Przeklnął swoją głupotę pod nosem.

- Lubisz Earl Greya cytrynową? - zapytał.

- Tak - odparł Słowacki, a Cyprian posłusznie schował herbatę do koszyka, który szybkim ruchem wziął podczas wchodzenia do sklepu.

- Chcesz jakąś jeszcze?

- A jest tam Remsey o smaku malin?

Norwid przemierzył wszystkie półki wzrokiem i zauważył ostatnie opakowanie wcześniej wspomnianej herbaty, wziąwszy je, spojrzał na Juliusza, który zaczął wolnym krokiem maszerować z laską przez dział.

- Gdzie ty idziesz? - spytał Norwid, szybkim krokiem dorównując kroku przyjacielowi, ten nagle się zatrzymał.

- Zaprowadź mnie do działu z jedzeniem - rzekł cicho, czując jak Cyprian spowrotem bierze go pod ramię bierząc wolnym krokiem przez sklep.
Zatrzymali się przed działem, a Cyprian zaczął wybierać niezbędne rzeczy, których zaczęło brakować w domu Słowackich, i choć Salomea ciągle pracowała - z pieniędzy nic nie kupowała, co było dziwne, Cyprian nie potrafił znaleźć racjonalnej odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak robi.

Brunet rozejrzał się, a nieopodal zauważył George Sand - kobieta wyglądała na wyjątkowo zmęczoną, a strój policyjny wyjaśniał nawet dlaczego.
Poeta, szybko wzrok odwróciwszy, przeniósł go na Juliusza, który ciągle miał spuszczoną głowę, a Norwid zaczął zastanawiać się jak mocny musi mieć kark, że jeszcze nie pękł przez ciężar głowy szatyna.

Dlaczego...

Dlaczego mi to robisz?

Przyjacielu...?

__
769

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top