Rozdział 10
Zaczęło się.
Adam kolejny raz do swych ust przyłożył szklaną butelkę wódki i sączył z niej napój.
Butelka była już prawie pusta, ale poeta nawet nie zdawał sobie z tego sprawy.
Jego pokój zaczynał śmierdzieć, a na dodatek sam uważał, że śmierdział.
Jednakże dla Adama nic teraz już ważne nie było, kompletnie nic.
Dlatego też, gdy tylko usłyszał czyjeś kroki, również się tym nie przejął.
Gdyby nie głos, dziewczęcy głos.
- Adam... nie poznaje cię zupełnie - kobieta wyglądała na zdenerwowaną lecz w jej oczach wyraźnie widać było zmartwienie.
Mickiewicz od razu poznał brunetkę.
- Celino, to nie tak - odparł próbując się bronić, ale w tamtym momencie nawet głos zdradzał jego mizerny stan.
- W takim razie jak? A zresztą nie obchodzi mnie to, jak jesteś pijany to jedynie głupoty mi wyśpiewasz - mruknęła i westchnęła, odwieszając płaszcz na wieszak.
Przejechała całego Adama wzrokiem, widocznie zastanawiając się co ma z nim począć.
Zerwali ze sobą już dawno, jednak Celina nie była typem kobiety, która jest obojętna stanem innych ludzi, dlatego gdy tylko się dowiedziała o tym co zaszło jak najszybciej pragnęła go odwiedzić. Juliusza przy okazji również.
Mickiewicz wydukał z siebie niezrozumiałe słowa i kolejny raz uniósł butelkę, chcąc ją dokończyć. Kobieta nie pozwoliła na to i szybkim ruchem wyrwała mu z ręki wódkę.
W odpowiedzi usłyszała niemal wymruczane przekleństwo, ale kompletnie zignorowała to.
Ma teraz ważniejszą osobę od Adama i z każdą chwilą żałowała swojego wyboru.
- Celinoo... - jęk zrozpaczonego Adama rozbrzmiewał po pokoju niczym fortepian po pustej sali koncertowej.
Brunetka zadrżała i kolejny raz westchnęła, w myślach dodając sobie otuchy.
Jakimś cudem uniosła ciężkie ciało Adama i ułożyła je na łóżku, przy okazji zbierając z kołdry szklane butelki po winach i wielu innych napojach.
- Biedny Fryderyk, nie dał sobie z tobą rady - rzekła cicho z wyraźnym wyrzutem.
Przez co Mickiewicz kolejny raz zawył i schował twarz w dłoniach.
Celina czuła się, jakby zajmowała się rozkapryszonym niemowlakiem, tyle że o wiele cięższym i potrafiącym mówić.
Przez chwilę totalnie olała obecność bruneta i skupiła się na pomieszczeniu w którym przebywała.
Pozbierała wszystkie kartki leżące na podłodze oraz książki poukładała spowrotem na drewniany regał. Który jeszcze kiedyś dawał Adamowi tyle szczęścia i dumy z samego wpatrywania się w niego.
Celina pokręciła głową na powracające wspomnienia, czuła się jak nieproszony gość.
Cóż się dziwić jak ich ostatnie spotkanie, które zakończyło ich wspólne relacje odbyło się właśnie w tym samym pomieszczeniu.
Adam wpadł wtedy w ogromną furie, a Celina nie miała pojęcia dlaczego tak się stało.
Sama widziała jak poeta wpatrywał się kompletnie w kogoś innego niż ona i również był to ktoś z jego płci.
Zachowanie Adama w tamtej sytuacji było wręcz niedorzeczne.
Kątem oka spojrzała w stronę bruneta, połowicznie odpływał do krainy snów, a drugą połową wciąż płakał smętnie wpatrując się w poduszkę.
Mickiewicz w takim humorze był naprawdę rzadkością, Celina prawie nigdy go w takim stanie nie widziała.
Dlaczego ten chłopak jest tak ważny?...
I czemu Mickiewicz tak bardzo się nim przejmuje, jak sam tysiące razy uświadamiał ją, że go szczerze nienawidzi?
To było skomplikowane, Celina nawet nie chciała pytać o tak nagłą zmianę podejścia do młodszego poety.
Pozbierała z ziemi brudne ubrania i wsadziła do pralki, wyjrzała przez okno, dzień zapowiadał się cudownie.
Słońce świeciło, a tylko malutkie chmurki co jakiś czas pojawiały się na niebie.
Kto by pomyślał, że pomimo zdradzieckiego widoku, na podwórku wiał chłodny wiatr?
Wiatr zagubionych dwóch serc?...
___
552
/Za literówki przepraszam\
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top