✗ 43

Harry

- Daisy, proszę otwórz... - zacząłem, opierając głowę o drzwi z numerkiem pokoju, który dzieliła wraz z Samanthą. Minęło kilka dni odkąd Louis jej wszystko powiedział, ale nie podzielił się tym z chłopakami. Przez to nie wiedzieli, co się ze mną działo, dlaczego nie spotykałem się już z Daisy, a tym bardziej z nim, bo od tamtego dnia widzieli go tylko, jak opuszczał parking, katując swój biedny samochód. - Daisy, proszę... - ciągnąłem, czując jak w moich oczach zbierają się łzy. Spierdoliłem wszystko. Kolejny raz. Chciałem to naprawić, ale nie wiedziałem, czy to już wojna o jej uczucia, czy może jedna z wielu bitw, które mogłyby mnie czekać. Czułem się taki bezradny i beznadziejny. Mogłem winić samego siebie, ale winiłem Louisa i siebie, bo to on wszystko spieprzył. Nie wiedziałem, dlaczego to zrobił, ale nie czułem potrzeby dowiedzenia się tego. Obecnie jedyne, czego potrzebowałem, to dziewczyny, która siedziała gdzieś za tymi drzwiami, udając, ze mnie nie słyszy. To było gorsze niż jakiekolwiek tortury. Obojętność, chłodna, pieprzona obojętność na mnie i wszystko, co ze mną związane. - Daj mi jeszcze jedną szansę, proszę. Ostatni raz, a jeśli znowu cię zranię, to nigdy więcej mnie już nie zobaczysz, obiecuje. Wiem, że to mówią w każdym filmie i nie improwizuje tu teraz, więc uwierz mi Daisy, proszę. - wyrzuciłem z siebie, czekając na jakąkolwiek reakcje, której oczywiście nie było. 

Westchnąłem ciężko, a potem kątem oka zauważyłem, że ktoś zmierza w moim kierunku. Nie rozpoznałem twarzy przez załzawione oczy, więc pozwoliłem, aby zobaczyła mnie, tak jak naprawdę się czułem.

- Co ty tu robisz? - zapytała Samantha, bo to ona była ową osobą. - Chyba mówiłam ci ostatnio, że masz stąd spieprzać, jesteś głuchy, albo głupi, czy co? - dodała, a raczej warknęła w moją stronę. Widziałem, że mną gardziła, traktowała gorzej niż psa. 

- Daj mi z nią porozmawiać... - poprosiłem, mierząc się z nią na spojrzenia.

- Chyba śnisz. - zakpiła. - Po tym, co chciałeś zrobić mam tak po prostu dalej ci realizować ten cudowny plan? - dodała, prychając.

- Chce po prostu pogadać, czy to tak dużo? - uniosłem brew, wycierając policzki wierzchem dłoni.

- Na ten moment tak. - oparła się o framugę, mierząc mnie wzrokiem. - Daj jej trochę czasu, ona naprawdę nie jest teraz w stanie na ciebie patrzeć, z resztą ty też powinieneś doprowadzić się do porządku. - dodała już nieco łagodniej.

- Nie chce czekać, potrzebuje ją chociaż zobaczyć.

- Ja też chce dużo rzeczy Harry, ale żadnej z nich nie mam. Musisz nauczyć się czekać, nie jesteś królem tego świata, nikt nie będzie ci usługiwał, tak jak w liceum, zrozum to. - powiedziała, szukając w swojej torebce kluczy. - Idź, bo nie mam zamiar sterczeć tu do rana, a nie wejdę do środka, jak będziesz tu sterczeć.

- Nie pójdę. 

- Mam zadzwonić po chłopaków, żeby zabrali cię stąd siłą? - uniosła brew, krzyżując dłonie na piersi. 

- Nie. - zaprzeczyłem. - O niczym nie wiedzą.

- To niech się dowiedzą. - wzruszyła ramionami. - W tył zwrot i spadaj stąd. - zakończyła i szybko zniknęła za drzwiami, a ja westchnąłem ciężko, zagryzając wargę, aby się nie rozpłakać. 

~*~

późno, ale jest nanana

co sądzicie? 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top