✗ 35
Po dwóch miesiącach, które już dążyły minąć miałam już dość. Obydwa były przepełnione nauką i zmęczeniem. Często musiałam wspomagać się kawą, aby nie usnąć przy powtarzaniu wiadomości. Rzadko kiedy wychodziłam z kimś do kina, teatru, czy na jakąś kolacje. Jeśli nadarzyła się taka okazja, to nie było czasu, a jeśli znalazłam już wolną chwilę, to wolałam się przespać, a nie wychodzić gdzieś bez najmniejszych chęci.
Harry od pamiętnej kolacji zaczął spędzać ze mną więcej czasu. Odprowadzał mnie do pokoju, gdy wykłady się kończyły, rano po mnie przychodził, czasem wychodziliśmy na jakąś kawę do kawiarni znajdującej się po drugiej stronie ulicy, albo uczyliśmy się razem. Można by powiedzieć, że staliśmy się parą, ale to było tylko stworzone przez naszą dwójkę złudzenie. Nie wiedziałam, czy zrobiliśmy to świadomie, czy też nie, a zazdrość innych dziewczyn wcale mi nie pomagała.
- Cześć. - pożegnałam się z brunetem, gdy znaleźliśmy się przed moim pokojem. Miałam nadzieje, że Sam już jest w środku, bo nie zabrałam dzisiaj ze sobą kluczy.
- Cześć. - pocałował mój policzek, co mnie zaskoczyło, uśmiechnął się i odszedł w swoim kierunku w znacznie szybszym tempie niż to, które narzuciliśmy sobie w czasie drogi do akademika.
Nacisnęłam klamkę, która ustąpiła, po czym weszłam do środka, pozbywając się ciążącej torebki i butów.
- Sam, wyłaź z łazienki, nie mieszkasz tu sama! - zapukałam w drzwi łazienki, gdy okazało się, że blondynki nie ma ani na balkonie, ani w pokoju. Opadłam na swoje łóżko, oddychając z ulgą. Miałam dość, a musiałam powtórzyć jeszcze masę materiału, aby być na bieżąco i sobie wszystko utrwalić.
- Może jakieś cześć? A nie, od razu z wejścia drzesz te mordę. - burknęła Sam, pojawiając się przede mną.
- Co się dzieje? - uniosłam brew, nie mając pojęcia, czemu jej nastrój dzisiaj jest taki okropny. Jesienna chandra nigdy jej nie dopadała, a o tej porze, kiedy wszystko jakby zamierało, Samantha była pełna życia.
- Okres. - wymamrotała, opadając na swoje łóżko, a ja wszystko zrozumiałam. Wolałam nie pytać o nic więcej, nie chcąc się narażać na jej wybuch, więc zaczęłam się powoli zbierać do powtarzania wiadomości. - Harry cię znowu dzisiaj odprowadził? - zapytała, zupełnie zmieniając temat.
- Tak, a co?
- Nic, po prostu mnie to ciekawi. - uśmiechnęła się niemrawo do mnie, co odwzajemniłam i sięgnęłam do swojej półki nocnej po notatki, które zostawiłam tu zeszłego wieczora. - Dużo czasu spędzacie razem. - dodała, a ja nie wiedziałam, do czego zmierza.
- Tak jakoś. - wzruszyłam ramionami.
- Jesteście w końcu razem, czy nie? - uniosła brew, patrząc się w moją stronę.
- Nie, jasne, że nie. - pokręciłam głową, opierając się o ścianę, aby było mi wygodniej. - Co to, jakieś przesłuchanie w FBI w sprawie morderstwa?
- Wiesz przecież, że chce zagrać w takim filmie, więc potraktuj to jako próbę. - mruknęła, wtulając twarz w poduszkę. - Jutro nigdzie nie idę, mam to gdzieś. - dodała, przez co zaśmiałam się cicho.
- W takim razie zostaniesz sama, bo ja nie chce opuszczać zajęć bez jakiegoś konkretnego powodu.
- Myślałam, że zrobimy sobie jakiś maraton filmowy z pizzą.
- I tu mnie przekonałaś.
~*~
nie zapomniałam o rozdziale w czwartek, ale zapomniałam o rozdziale w sobotę, więc zaraz pojawi się tu kolejny x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top