✗ 33

Do akademika wróciłem dopiero następnego dnia rano. Czułem się o wiele lepiej po rozmowie z mamą i Gemmą, choć mnie denerwowała bardziej niż zwykle. Nadal nie wiedziałem, co robić, a to gadanie o słuchaniu własnego serca chyba do mnie nie dotarło. Zagubienie się nasiliło, a ja nie miałem pojęcia, jakie wyjście z tej sytuacji wybrać, o ile takie w ogóle było. Oparłem się o maskę samochodu, odpalając przy tym papierosa. Nawet nie zauważyłem, kiedy go wypaliłem, a potem pojawił się kolejny i następny. Po kilku szlugach wszedłem dopiero do akademika i wymieniłem piątkę z Liamem, z którym minąłem się na schodach. Nie pytałem, gdzie idzie, bo chyba nie było to nic ważnego, poza tym zbytnio mnie to nie obchodziło. 

- Cześć. - rzuciłem, opadając na swoje łóżko. Louis spojrzał na mnie z nad telefonu, a potem wrócił do przeglądania Instagrama.  

- Cześć. - odpowiedział. - Gdzie byłeś?

- U mamy. - przyznałem, przewracając się na brzuch. Wiedziałem, że pewnie zaraz zaczną się niewygodne pytania, ale na szczęście nic takiego nie nastąpiło. Najwidoczniej tyłki dziewczyn z Instagrama były ciekawsze niż moja nieobecność. - A co?

- Tak się pytam, myślałem, że ci się udało i poszedłeś się upić. 

- Jeszcze nie. - mruknąłem, mając ochotę przewrócić oczami. Potem przypomniałem sobie, że to Louis i że to u niego całkiem normalne, więc postanowiłem odpuścić. - Dużo rozmawialiśmy, potem zabrałem ją do siebie, a rano odstawiłem tutaj i pojechałem do mamy. - wyjaśniłem cały przebieg kolacji i wczorajszego dnia. 

- Tylko rozmawialiście?

- Może Daisy przesadziła trochę z winem, ale tak, tylko rozmawialiśmy. - potwierdziłem, a szatyn zrobił dziwną minę, pewnie nie spodziewając się po mnie takiego zachowania. 

- Nie poznaje cię, Styles.

- Czy to coś sugerujesz? - zmarszczyłem brwi, zastanawiając się, o co mu chodzi, a ten tylko wzruszył ramionami, udając już obojętnego. 

- Po prostu myślałem, że ją przelecisz i dasz sobie spokój, ale chyba coś poszło nie tak. - mruknął, śmiejąc się ze mnie.

- Daj mi spokój Louis, nic nie poszło nie tak, po prostu to Daisy. Nie ufa mi, więc to chyba nic dziwnego, że nie poszedłem z nią do łóżka, tak? - stwierdziłem, przypominając sobie jednocześnie pewien szczegół, o którym zdążyłem zapomnieć. 

- Niby tak, ale mam wrażenie, że zbyt długo się z nią bawisz. - wyznał, a ja westchnąłem ciężko.

- Wybacz, że nie obracam się z tobą pośród studentek z pierwszego roku, ale już mi się to znudziło. - mruknąłem, wstając i wychodząc z pokoju. Louis mnie wkurzył, jak to on, ale nie mogłem się długo na niego wkurwiać. Nie mogłem zmienić jego spojrzenia na niektóre sprawy, ale on też nie powinien ingerować w moje i zmuszać mnie do zmieniania poglądów. W sprawie z Daisy czułem, że musiałem się na chwilę zatrzymać, aby wszystko przeanalizować i zrozumieć, a Louis musiał to zaakceptować. 

Usiadłem na schodach, odpalając papierosa. Nie obchodziło mnie to, że mogłem uruchomić alarm przeciwpożarowy, ale musiałem jakoś odreagować. Zaciągnąłem się dymem i strzepałem popiół w kąt pomieszczenia. A potem wyszedłem na zewnątrz, postanawiając, że muszę się gdzieś przejść, aby wszystko sobie poukładać. 

~*~ 

ten rozdział, to taka kupa .-.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top