✗ 09

- Może i się powtarzam, ale nadal nie wierzę w to, że spędzę cały weekend w otoczeniu tego robactwa - Zaczęła Samantha, gdy pojawiłam się z powrotem w pokoju. Wpychała do niewielkiego plecaka kolejny spray przeciwko komarom i innym insektom. - Po prostu nie wierzę - dodała

- Trochę się boje - Przyznałam siadając na swoim łóżku. Popatrzyłam się w jej stronę, a po chwili westchnęłam cicho i podsunęłam kolana pod swój podbródek.

- Dlaczego? W przeciwieństwie do mnie nie boisz się, aż tak obsesyjnie robactwa - Widząc moje zachowanie, Samantha zrezygnowała z pakowania się na ten wyjazd i zajęła miejsce obok mnie. - Hej, Daisy, co się dzieje? - dodała

- Boje się, że przez ten projekt znowu coś do niego poczuje, coś, czego nie chce - Wyznałam cicho - Nie chce wracać do przeszłości, za dużo mnie to kosztuje - dodałam płaczliwie.

- Nie wrócisz skarbie, tak się nie da - Objęła mnie ramieniem i pozwoliła wtulić się w nie - Nie pozwolę, żeby cię skrzywdził, a jeśli jednak mu się to uda, to daje słowo, że może iść kopać sobie grób, bo mało, kto przeżywa furię Samanthy Davies - dodała, a ja nie wiedziałam, czy płakać, czy może się śmiać. Wymusiłam u siebie niewielki uśmiech i jeszcze raz przytuliłam się do przyjaciółki. Cieszyłam się, że mam kogoś takiego, jak ona.

- Głowa do góry, mała - Powiedziała - Wszystko się ułoży, zobaczysz. A za nim się obejrzysz będziemy odbierać dyplomy, a potem wszyscy zobaczą nasz film - dodała z szerokim uśmiechem na twarzy.

- Pewnie masz rację - Mruknęłam przyciskając poduszkę do brzucha.

- Bądźmy szczere - Zaczęła - Ja zawsze ją mam - dodała i wstała z łóżka. Wróciła do pakowania, a ja chcąc nie chcąc musiałam zrobić to samo. Wyjeżdżaliśmy dzisiaj po południu, a ja nawet nie wiedziałam, gdzie podziała się moja torba, która jeszcze dwa dni temu leżała pod łóżkiem.

***

Od przeszło pół godziny stałam na parkingu studenckim i czekałam, aż książę oraz jego gwardia przyboczna się pojawią. Samantha czekała razem ze mną, ale słuchała muzyki chcąc jakoś zabić czas oczekiwania, wiec nie miałam, z kim porozmawiać. Nie dziwiło mnie to, że się spóźnili. Przywykłam jeszcze w liceum. Nie dziwił mnie też fakt, ze Zack'a również nie było. Z tym oswoiłam się jeszcze wcześniej.

Tupałam nogą o asfalt ze skrzyżowanymi dłońmi na piersi i okularami na nosie. Jak na Londyn i obecną porę roku było jeszcze bardzo ciepło, więc postanowiłam ubrać czarne spodenki, biały T - shirt oraz trampki i czarny kapelusz. Nie lubiłam eksperymentować ze swoim ubiorem, prostota w stroju przemawiała do mnie o wiele bardziej niż jakieś ekstrawaganckie, kolorowe fatałaszki.

I kiedy już całkiem znużona zajęłam miejsce na krawężniku obok blondynki, Harry oraz reszta, a po chwili również Zack, pojawili się. Każdy z nich zaczynając na Styles'ie, a kończąc na Tomlinson'ie miał w swoim stroju jakiś czarny element. W przypadku lokowatego była to jak przypuszczałam koszula. Do połowy rozpięta, ukazująca jego tatuaże, które swoją drogą nadal mnie pociągały. Pamiętam każdy jeden, jego znaczenie i dzień, w którym brunet je zrobił, bo byłam przy tym. Byłam robieniu każdej czarnej plamy, jaka pokrywała jego ciało.

- Nareszcie - Rzuciła Sam, a po chwili podniosła się z krawężnika. Ja również to zrobiłam, jednocześnie starając się unikać irytującego spojrzenia Harry'ego, które błądziło po odkrytych partiach mojego ciała. - Dłużej się nie dało? - dodała spoglądając na Zack'a. Pokręcił przecząco głową i wyszczerzył się. Słomiany kapelusz, jaki zwisał z jego szyi i opadał na plecy, poruszał przy każdym najmniejszym ruchu szatyna, a hawajska koszula opinała jego lekko zarysowany biceps.

- Będziemy tu tak dalej stać i wgapiać się w siebie, czy wpakujemy się do samochodów i pojedziemy w końcu na miejsce? - Zapytał Harry stając obok mnie. Zniosłabym to jakoś, ale krew mnie zalała, gdy bezczelnie odpalił przy mnie papierosa. Wiedział, że tego nie popierałam, a wręcz gardziłam tego typu używkami. Chciał zrobić mi na złość.

- Idź zabijać swoje płuca, gdzie indziej - Rzuciłam marszcząc w tym samym czasie nos. On przewrócił oczami i odsunął się ode mnie.

- Jedźmy - Zarządził Zack i zaczął wrzucać swoje oraz moje i Samanthy rzeczy do bagażnika swojego Range Rovera. Louis skinął tylko głową i ruszył przed siebie zapewne kierując się do swojego samochodu. Harry obdarzył mnie kolejnym bezczelnym spojrzeniem, a po chwili i on zniknął z mojego pola widzenia.

W kieszeni spodenek odnalazłam słuchawki i po podłączeniu ich do telefonu zajęłam przednie miejsce pasażera.

- Ej! Kto powiedział, że siedzisz z przodu? - Samantha ze śmiechem zapytała, a po chwili opadła na tylne siedzenia wcześniej czochrając mi włosy. Również się roześmiałam, a następnie zapięłam pas. Zack zajął miejsce kierowcy i po odsunięciu szyberdachu oraz normalnych szyb, odpalił pojazd, po czym ruszyliśmy w drogę.

***

Po dotarciu na miejsce męska część naszego towarzystwa zajęła się szukaniem dobrego miejsca na nasz camping, a następnie rozbijaniem namiotów. Mi i Samanthcie przypadło znalezienie chrustu na ognisko, więc bardzo niechętnie i powoli udałyśmy się w głąb lasu, żeby znaleźć suche gałęzie. Nie było to łatwe zadanie chociażby przez to, że Davies bała się własnego cienia i cały czas powtarzała, że cały czas coś po niej chodzi. Naprawdę jej współczułam i nie chciałam być w jej skórze.

Po zebraniu odpowiedniej ilości gałęzi jak najszybciej wróciłyśmy do chłopaków, a ja czując narastające zimno postanowiłam się przebrać. Weszłam do namiotu i szybko zamieniłam spodenki na długie spodnie i odnalazłam zasuwaną bluzę, którą również na siebie ubrałam. Gdy z powrotem wyszłam na zewnątrz zaczęło się ściemniać, a ogień wesoło tańczył w kręgu z kamieni, które wcześniej ułożył Liam. Ogniki trzaskały na tyle głośno, żeby zaburzyć cisze, a do typowego klimatu campingu brakowało tylko cykających w oddali świerszczy.

Zajęłam miejsce obok Samanthy i przyjęłam od niej patyk, na który nabita była pianka. Nie przepadałam za słodyczami, ale to chyba było jedyne, co na ten moment nadawało się do zjedzenia.

Liam siedzący obok mnie uważnie stroił swoją gitarę i wygrywał, co chwila jakieś akordy chcąc sprawdzić, czy wszystko jest okey. Nie minęła sekunda, a jego cichy głos rozbrzmiał w około. Wytatuowane palce zgrabnie przesuwały się postrach, a on z pamięci śpiewał głos jakiejś ballady o miłości, rozstaniu i bólu, czyli o tym, o czym jest obecnie większość piosenek.

- Jakieś szczególne życzenia? - Zapytał rozglądając się po naszych twarzach. Zatrzymał się nieco dłużej na mnie, a ja tylko wzruszyłam ramionami.

- Zagraj coś, co znamy wszyscy - Stwierdził Louis otulając się ciaśniej swoją bluzą. On również odczuł panujący w około chłód. Po chwili do moich uszu wdarła się doskonale znajoma melodia, więc mimowolnie zaczęłam się kołysać lekko na boki. Liam zaczął gwizdać, a po chwili dołączył się do niego i Harry, i Niall.

Take me to the magic of the moment
On a glory night
Where the children of tomorrow share
their dreams,
With you and me...*

Potem pojawiały się już tylko coraz lepsze piosenki, które tak naprawdę nigdy nie przeminą.

Po kilku godzinach spędzonych w taki sposób poczułam narastające zmęczenie, podobnie jak Samantha, więc pożegnałyśmy się z towarzystwem i weszłyśmy do swojego namiotu. Był dosyć duży, więc miałyśmy pełną swobodę ruchu i nie trzeba było się martwić brakiem miejsca.

Wsunęłam się w swój śpiwór, który momentalnie zaczął mnie grzać i podsunęłam bluzę pod głowę, która posłuży mi dzisiejszej nocy, jako poduszka, bo zapomniałam zabrać swojej z akademika. Przed samym zaśnięciem słyszałam jeszcze, jak Davies rozpyla w powietrzy spray przeciw owadom i mamrocze coś pod nosem. Roześmiałam się tylko i po odwróceniu na drugi bok momentalnie zasnęłam.

~*~

Cześć! Mam nadzieje, że rozdział wam się spodoba, bo moim zdaniem wyszedł mi dużo lepiej niż poprzedni ^^ Chce podziękować za 1,3k wyświetleń . Nie sądziłam, że to fanfiction się komukolwiek spodoba, a co dopiero ktoś, zechce je przeczytać, a tu taka miła niespodzianka :3

Kto dzisiaj zaczyna ferie? Red ^^

Komentujesz = Motywujesz

* = Scorpions, Wind of Change

All the love, Red x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top