Rozdział 3 | Obóz
Kolejny ciemny i depresyjny dzień w podziemnym mieście. Przez brudne, zakurzone ulice co jakiś czas przebiegały szczury, a mieszkańcy starali się żyć w miarę normalnie, i chodź na chwilę zapomnieć o swojej beznadziejnej sytuacji życiowej, niestety okrutna rzeczywistość przypominała o sobie na każdym kroku.
Jednak z jednego z domów można było usłyszeć dość niecodzienny w tych okolicach dźwięk. Radosny śmiech dziecka.
Na czerwonawym dywanie leżała mała dziewczynka, a zaraz obok niej siedziała rudowłosa dziewczyna która zabawiała maleństwo. Emma mieszkała z nimi już od 10 miesięcy, przez ten czas cała trójka zdążyła się do niej bardzo przywiązać. Wszyscy zgodziliby się że już bez niej nie byłoby tak samo, wprowadzała dość specyficzną, radosną atmosferę. A co najlepsze, u każdego potrafiła wywołać uśmiech, szczególnie u swojego ojca.
Zabawę dziewczyn przerwał blondyn który podszedł do rudowłosej, i z nienacka zaczął ją łaskotać, przez co ta położyła się na dywanie, starając się bronić przed "atakiem". Na widok tej sceny dziewczynka znowu zaczęła się śmiać widząc jak jej opiekunowie, po raz kolejny już tego dnia się ze sobą na wzajem drażnią. Mimo że było to na porządku dziennym, to za każdym razem maleństwo się z tego śmiało, bardzo lubiła tę dwójkę.
Mała zaczęła gawędzić coś w swoim własnym dziecięcym języku, i wyciągać rączki w ich stronę, co zwróciło uwagę blondyna, który przerwał łaskotanie towarzyszki -No dobra Isabel, mała ci uratowała tyłek- odparł po czym wziął Emmę na ręce.
-Pff... taaa ona tą swoją słodką minką potrafiła by największego bandytę do nawrócenia przekonać- zażartowała rudowłosa. Dziewczynka znowu wyciągnęła się, tym razem w kierunku Isabel. Ta widząc czego dziecko chce, wzięła ją od kolegi i zaczęła się z nią bawić, podnosząc ją do góry i znów w dół, co wywołało kolejną falę śmiechu u dziewczynki. Na chwilę posadziła ją z powrotem na dywanie, ciągle jednak nie puszczając. -Ah a dopiero co pamiętam jej pierwsze dni tutaj, była taka tycia- zrobiła na chwilę pałzę -Zanim się obejrzymy będziemy uczyć ją jak kantować... bić się... używać sprzętu... będzie chodzić z nami na misje... Ej właśnie, gdzie się Levi podział?- wróciła na ziemię dziewczyna.
-Daj mu jeszcze chwilę, przecież wiesz że zawsze wraca w jednym kawałku- zapewnił ją blondyn -A co do Emmy to może się tak nie rozpędzaj najpierw to musimy ją nauczyć bardziej podstawowych rzeczy.
-Wiesz przecież tak dobrze jak ja, że to są podstawy przetrwania tu- chciała się z nim podroczyć.
Farlan zmrużył oczy z politowaniem i chciał walnąć dziewczynę w głowę, lecz ta częściowo zdołała uniknąć ataku, po czym wytknęła mu język -Jak tak bardzo marzy ci się rola nauczycielki, to proszę. Naucz małą mówić- uśmiechnął się cwaniacko.
Rudowłosa wstała, wzięła małą i dumnie oznajmiła -A żebyś wiedział że ją nauczę!- po czym udała się do pokoju Levi'a i zamknęła drzwi. Postawiła sobie powierzone jej zadanie za sprawę honoru.
Podeszła do łóżka i położyła na nim małą, po czym sama usiadła obok i zaczęła intensywnie myśleć nad tym od jakiego słowa zacząć.
● ● ● ● ●
Po około dwóch godzinach Levi stanął nareszcie w drzwiach domu. Na jego beżowym płaszczu widoczne były przybrudzenia i kilka plamek krwi. Można było się domyślić że jest zirytowany stanem swojego płaszcza, w końcu nienawidził gdy cokolwiek w jego otoczeniu było brudne, bez słowa udał się do łazienki doprowadzić się do porządku.
Kilka minut później był już z powrotem w głównym pokoju, miał na sobie tylko spodnie, a w ręku trzymał uprane ciuchy, podszedł do okna i rozwiesił je na sznurku.
Farlan akurat wyszedł ze swojego pokoju -O wróciłeś. Jak poszło?
-Jak zwykle- rzucił swoim jak zwykle obojętnym tonem, po czym odwrócił się do przyjaciela -A gdzie Emma i Isabel?
Blondyn przypomniał sobie sytuację z przed kilku godzin i uśmiechnął się na wspomnienie przekomarzanek z rudowłosą -A, są u ciebie- uzyskawszy tą informację brunet poszedł w stronę swojego pokoju. Gdy otworzył drzwi ukazał mu się dość zabawny widok. Kąciki jego ust uniosły się lekko gdy zobaczył Emmę bawiącą się włosami śpiącej Isabel, podszedł do nich i pogłaskał córkę po głowie, ta ucieszona zachichotała i wyciągnęła do niego rączki.
-Za chwilę- powiedział do dziewczynki łagodnym głosem, spojrzał potem na śpiącą towarzyszkę, przekręcił ją powoli na plecy, tak aby jej nie obudzić i podniósł ją w celu zaniesienia dziewczyny do jej łóżka.
Był już w salonie gdy Farlan na widok dziewczyny zaśmiał się -Pff... no to widzę że faktycznie przyłożyła się do roboty.
-Roboty?- odwrócił się w jego stronę Levi, zastanawiając się co jego przyjaciel ma na myśli.
-Cóż, w dużym skrócie Isabel postanowiła że nauczy Emmę mówić.
Levi spojrzał się w stronę pokoju w którym znajdowała się jego córka -A to jeszcze nie za wcześnie?- zapytał. Na co jego przyjaciel tylko wzruszył ramionami. Brunet znowu ruszył do pokoju rudowłosej, położył ją na łóżku i przykrył, po czym udał się z powrotem do swojego pokoju.
Usiadł obok małej po czym wziął ją na ręce i się położył, dziewczynkę trzymając nad sobą, dziecko się do niego uśmiechnęło na co on odwzajemnił uśmiech. Myślami wrócił do dnia gdy pierwszy raz ją zobaczył. Teraz był na siebie samego strasznie wkurzony gdy tylko przypomniał sobie o tym że był gotowy ją oddać. Odkąd pojawiła się w jego życiu uśmiechał się tak często jak jeszcze nigdy w życiu. Z zamyślenia wyrwało go...
-Ta-ta
Słysząc to podniósł się gwałtownie do siadu, zastanawiając się czy się nie przesłyszał -C-co?
-Ta-ta- dziewczynka powtórzyła po czym wydała z siebie zadowolony odgłos. Levi patrzył tak na nią jeszcze przez chwilę, nawet nie orientując się że z jego oka uciekła pojedyncza łza, łza szczęścia. Przytulił Emmę do siebie, odgarnął jej ciemne włoski z czoła, po czym złożył na nim delikatny pocałunek.
-Tata bardzo cię kocha.
***
Droga z Trostu do obozu nie należała do długich, pogoda podczas podróży też dopisywała, zdecydowanie najgorszą częścią tej wyprawy była atmosfera. Kapitan ani na chwilę nie spuszczał wzroku z dziewczyn, żeby w razie próby ucieczki mógł od razu zareagować.
One jednak pozostawały spokojne przez czas trwania podróży. W wozie było po za nimi kilka innych żołnierzy, więc równie jak w bazie Garnizonu tutaj nie było mowy o ucieczce.
Gdy w końcu dotarli na miejsce ukazał im się dość spory teren, z jednej strony pustynny a jednak nie tak daleko widać było obszerny las.
Wszyscy wysiedli z powozu i udali się za Kapitanem do jednego z budynków w całości wykonanego z jasnego, trochę już wyblakłego drewna. Korytarz był dość mały jak sama budowla, i ku niezadowoleniu Levi'a i jednej z szatynek było tam dość brudno - Wieki tu nikt nie zamiatał - skomentowała dziewczyna z odrazą w głosie.
-Czekacie tu - powiedział oschle Kapitan po czym zapukał w jedne z drzwi aby za chwilę za nimi zniknąć. Było to biuro Generała Shadis'a, Levi bez słowa wręczył mężczyźnie kopertę w której znajdował się list od Erwina, tłumaczący swój "plan", oraz papiery dziewczyn.
-Jak rozumiem już tu są?
-Czekają za drzwiami - Kapitan ruchem głowy wskazał za siebie.
-W porządku, powiedz im żeby poszły przed stołówkę, tam powinno stać już kilku kadetów i niech czekają tam z nimi, możesz już iść - wydał polecenie przekładając w międzyczasie kilka kartek na biurku z miejsca na miejsce.
Levi zasalutował po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł -Idziemy - rzucił w stronę żołnierzy oraz dziewczyn idąc przed siebie. Wszyscy powoli ruszyli za nim, gdy znowu byli na zewnątrz zwrócił się do przyszłych kadetek - Wy dwie macie iść pod stołówkę, tam będziecie czekać na innych. Tylko bez żadnych numerów - mówiąc ostatnie zdanie spojrzał się na Emmę zimnym jak lód wzrokiem, lecz ta nie odpowiedziała na to nic i odpłaciła się dokładnie takim samym. Po czym razem z towarzyszką udały się w wyznaczonym kierunku.
。。。。。
Zostały nam już przydzielone domki i rozdane ciuchy wojskowe. Mieliśmy teraz około pół godziny a potem mieliśmy się ubrani w mundury stawić na placu.
Kiedy przekroczyłam drzwi ukazał mi się spory pokój i multum łóżek piętrowych, niektóre były już pozajmowane ale kilka pozostało wolnych. Z Ymir zajęłyśmy jedno przy ścianie, postawione mniej więcej w połowie długości pomieszczenia. Ja zajęłam dół a moja towarzyszka górę, od prawej strony do naszego łóżka przylegało drugie, takie ułożenie było w całym pomieszczeniu, nie było ani jednego wolno stojącego, każde miało obok przynajmniej jednego "bliźniaka", co oznaczało że prawdopodobnie ktoś będzie spał zaraz koło mnie. Jak można się domyślić, nie jestem z tego faktu zadowolona.
Łóżka powoli zaczęły znajdywać nowych właścicieli a to koło mnie nadal pozostawało puste, i miałam nadzieję że puste zostanie. Ymir walnęła się na górę a ja otworzyłam swoją torbę w celu rozpakowania się, podeszłam do szafki ale skrzywiłam się gdy się jej przyjrzałam. Przejechałam palcem po dnie szuflady, był szary. Nie ma bata, trzeba tu posprzątać.
Przeszłam się po pokoju szukając schowka na miotły, był obok łazienki, wzięłam wiadro i szmatkę, najpierw chciałam ogarnąć tylko moją szufladę i jedną dla Ymir ale dla czystego sumienia już po pięciu minutach wszystkie szuflady lśniły czystością. Dopiero teraz mogłam się rozpakować.
Odwróciłam się i zobaczyłam że na łóżku obok mojego siedzi drobna blond włosa dziewczyna. Bez słowa podeszłam aby wziąć moją torbę, gdy dziewczyna zorientowała się że to ja jestem jej "sąsiadką", uśmiechnęła się do mnie nieśmiało -Cześć... um... jestem Christa... a ty?
Spojrzałam na nią ale nie byłam w nastroju do zawierania nowych znajomości, miałam zamiar ją zbyć, ale Ymir zeskoczyła z łóżka i podjęła rozmowę - Ładnie to tak ignorować ludzi młoda? - zwróciła się do mnie, a następnie jak głupia wyszczerzyła się do błękitnookiej -Musisz jej wybaczyć, wstała dzisiaj lewą nogą- miałam zamiar jej się odgryźć, ale do moich uszu dobiegł donośny dźwięk dzwonu.
Wszyscy zatkali uszy, cały pokój był zdezorientowany dopuki nie zaczeło do wszystkich docierać że był to sygnał na zbiórkę, co tylko wywołało panikę. Rozpętał się chaos, tylko niektóre dziewczyny były przebrane a cała reszta zaczeła panikować.
Założyłam białe spodnie, brązowe buty, a na moją błękitną koszulę założyłam jasnobrązową kurtkę z logiem Korpusu Szkoleniowego. Powoli udałam się w stronę wyjścia, na placu dołączyłam do reszty kadetów stojących w rzędach. Po kilku minutach wydawał się być nas kąplet więc jeden łysy koleś zaczoł swoje przemówienie. W teorii, bo w praktyce po prostu darł mordę na wszystkich i gadał jak to życie to jedno wielkie gówno i że każdy z nas jest nic niewartym śmieciem. No tak w skrócie.
Potem podchodził co do niektórych i kazał się przedstawiać, teraz stał naprzeciwko dziewczyny o blond włosach, to chyba ta która ma łóżko koło mojego chociaż wydawało mi się że miała dłuższe włosy. Został wydał rozkaz aby się przedstawiła i dało się usłyszeć niesmiałe -A-armin Arlert, z Shinganshiny proszę pana.
No dobra mój błąd, myślałam że to ta dziewczyna, ale na swoją obronę wyglądają bardzo podobnie.
-Słucham?! Za co rodzice pokarali cię takim imieniem?!
-Nazwali mnie tak po dziadku, proszę pana- mówił stanowczym tonem jednk cały się trząsł.
-I po co wstąpiliście do wojska?!
-A-aby pomóc ludzkości w walce z tytanami proszę pana- teraz również w głosie blondyna dało się usłyszeć obawy.
-Wspaniale to słyszeć! Jestem pewny że będziesz dla nich wspaniałą przekąską!- krzyknoł po czym przeszedł do reszty kadetów. Banda lalusiów z nadzieją na ciepłą posadkę w stolicy, nie żebym ja miała jakiekolwiek aspiracje, mój wybór został już podjęty za mnie.
Po kilku kolejnych minutach wysłuchiwania jazgotu, Generał podszedł do mnie -A co taka ładna buźka robi w wojsku?!- kontynuował tym samym gardzącym tonem co wcześniej. Nie odezwałam się, nie mam ochoty chwalić się moją wspaniałą sytuacją przy wszystkich -Gdy zadaję pytanie, oczekuję natychmiastowej odpowiedzi! Jak ci na imię kadecie?!
-Emma- rzuciłam od niechcenia, jednak mężczyzna widocznie czekał na dalszą część -Po prostu Emma- przewróciłam oczami. Generał spojrzał się na mnie z góry.
-Aahhh już pamiętam, jedna z tych o których przyszedł mnie dzisiaj poinformować Kapitan Levi. Która to twoja siostra?- zapytał rozglądając się. Miał już spokojniejszy głos, na chwilę odpuścił sobię "sianie postrachu" wśród kadetów, można było powiedzieć że był zainteresowany. Mogłam usłyszeć szepty ludzi dookoła mnie. Już prawie zapomniałam że Ymir palnęła to o siostrach, bez słowa i z ciągle niewzruszoną twarzą, wskazałam na nią ręką. Spojrzał się chwilę na nas obie, po czym kontynuował obchód, znowu krzycząc. Gdy skończył, słońce zaczęło się już chować. Na dzisiaj to było tyle, wszyscy po za dziewczyną od ziemnika wróciliśmy do domków a potem miała być kolacja.
Nie miałam co robić więc wyszłam na taras i usiadłam na barierce opierając plecy o ścianę. Zaczęłam rozmyślać. Jeszcze wczoraj o tej porze byłam w Troście, jakby mi ktoś powiedział wtedy że za kilka godzin wstąpię do wojska to bym go wyśmiała.
Moje myśli przerwał mi chałas powozu.
。。。。。
Na taras wyszło kilku kadetów zwabionych hałasem -A ten wóz to gdzie jedzie?- zapytał dość niski, łysy chłopak.
-Tam jadą ci którzy wymiękli, wywożą ich na prace w polu- odezwał się wysoki blondyn.
-Co? Już po pierwszym dniu?- zdziwił się inny.
-Wojsko nie będzie ich karmić jeśli nie są wstanie na siebie zapracować, taka jest gorzka rzeczywistość- odparł blondyn.
-Nie jestem w stanie pojąć, jak ktoś może być aż takim tchórzem- odezwał się szatyn.
-Hej, nie pamiętam żebyś ty się przedstawiał tam wtedy na zbiórce.
-No właśnie, skąd jesteś?- ponaglił łysy.
Na to pytanie szatyn spojrzał się na blondyna który stał kawałek za nim -Ja? Tak samo jak Armin- położył mu rękę na ramieniu.
-Nie gadaj!- ta informacja wywołała ekscytacje w grupce -To znaczy że byłeś tam... kiedy TO się stało...?
Polała się fala pytań. Szatynka siedząca na poręczy nie miała jednak ochoty tracić czasu na wysłuchiwanie o czymś co przecież sama przeżyła. Wstała, wypuściła z ust ciche "Tch" i poszła się przespacerować, za to chłopak nie żałował swoim kompanom opowieści z tamtego tragicznego dnia.
● ● ● ● ●
Nadeszła pora kolacji, wokół szatyna zgromadziło się sporo osób, chcących posłuchać opowieści z pierwszej ręki o wydarzeniach z Shiganshiny.
-A ten Opancerzony Tytan, ten co przebił się przez Mur Maria?- podekscytowany zapytał jeden z chłopaków w tłumie.
Chłopak na którym skupiona była uwaga tłumu popatrzył na niego krzywym wzrokiem -To tak go nazwali? Dla mnie to wyglądał jak każdy inny tytan.
-To jak wyglądały?- ponaglił ktoś z tłumu. Na to pytanie szatyn upuścił łyżkę którą miał w ręce i widać było że myślami wrócił do swoich wspomnień.
Wysoki brunet z piegami zauważając reakcję chłopaka szybko zareagował -Tyle na dzisiaj wystarczy. Niektórych rzeczy lepiej nie rozpamiętywać.
Wszyscy natychmiast załapali o co chodzi i niski, łysy chłopak się odezwał -Przepraszamy, nie chcie...
-To nie tak- przerwał mu szatyn pewnym głosem -Nie ma co się ich obawiać. Jak już opanujemy sprzęt do trójwymiarowego manewru, nie będą mieli z nami żadnych szans.
Szatynkę siedzącą kilka metrów dalej irytowała cała ta scena, nawet nie samo nastawienie chłopaka, a to jakie zamieszanie z tego wyszło. Rozmowa trwała jeszcze chwilę, jednak nie odezwała się nawet słowem. Za to chłopak o jasnych włosach siedzący naprzeciwko niej już tak powściągliwy nie był -Zgłupiałeś do reszty? Zwiadowcy? Naprawdę tak spieszy ci się na tamten świat?
Szatyn najwidoczniej się zezłościł -Z tego co pamiętam to twoim celem jest grzanie ciepłej posady w stolicy.
-Po prostu jestem ze sobą szczery, przynajmniej nie próbuję zgrywać twardego, kiedy tak naprawdę trzęsę gaciami ze strachu.
-Niby o mnie mowa?!- zezłościł się zielonooki. Jednak chwilę później jasnowłosy wstał z siedzenia i podszedł do zdenerwowanego szatyna.
-Wybacz, nie chciałem- powiedział z wyraźnie słyszalnym sarkazmem brązowooki. Atmosfera była dość napięta gdy nagle dzwon zaczął bić, co sygnalizowało koniec kolacji. Chłopaki podali sobie ręce i wszyscy zaczęli opuszczać pomieszczenie.
Emma schodziła powoli po schodach i gdy była już prawie na ziemi, ktoś na nią wpadł. Dziewczyna zachwiała się lecz nie upadła, tego samego nie można jednak powiedzieć o czarnowłosym chłopaku który teraz leżał na ziemi, trzymając się za lewą rękę, na której wylądował. Szatynka zmroziła go wzrokiem -Patrz jak leziesz- chłodno rzuciła. Jednak chłopak tylko się uśmiechnął.
-Wybacz, nie chciałem- odpowiedział przepraszającym tonem, jednak nie tracił humoru. Emma lekko zbita z tropu gapiła się na chłopaka, lecz gdy tylko zorientowała się co robi to skarciła się w myślach i odwróciła wzrok. Niewiedząc do końca czemu wyciągnęła rękę w stronę bruneta, ten przyjął pomoc i wstał, jednocześnie był zdziwiony siłą dziewczyny. Otrzepał się z ziemi po czym zwrócił się w stronę dziewczyny -Dzięki- szatynka znowu się na niego spojrzała, tym razem jednak musiała podnieść wzrok, bo chłopak był na oko z dwadzieścia centymetrów wyższy. Spojrzał jej w oczy, jego policzki obsypane piegami lekko się zaczerwieniły, po czym tym razem to on wyciągnął do niej rękę -Jestem Marco- poszerzył swój uśmiech.
Dziewczyna zamrugała kilka razy, spojrzała się na dłoń chłopaka, po czym odwzajemniła gest -Emma.
Brunet był zadowolony z faktu że poznał imię dziewczyny, za chwilę jednak przerwali uścisk dłoni i chłopak zaczął się oddalać -Jeszcze raz przepraszam że na ciebie wpadłem. Do zobaczenia jutro!- krzyknął będąc już kilka metrów od dziewczyny.
Emma stała tak jeszcze chwilę, zastanawiając się czemu podała chłopakowi rękę, nie była to rzecz która leżała w jej naturze, już prędzej by na niego nawrzucała wyzwiskami, sama nie wiedziała czemu była dla niego "miła".
Rozmyślania dziewczyny przerwała pewna brunetka, która zarzuciła sobie rękę na jej ramię -No no no, a to kto?- zapytała żartobliwie Ymir -Czyżby ktoś wpadł ci w o...
-Zamknij się- przerwała jej ostro, po czym zrzuciła rękę przyjaciółki ze swojego ramienia i udała się w stronę sypialni. Jednak jeszcze przez chwilę w jej myślach gościł chłopak z piegami.
____________________
Ohayo!
No dobra, nie bijcie, wiem że zasłużyłam bo rozdziału nie było od miesiąca 😖, nawet nie będę próbować wymyślać wymówek.
Wg rozdział miał być w niedzielę, ale jestem tak rozgarnięta że tylko go zapisałam a nie opublikowałam 😓
Tak czy siak, mam nadzieję że rozdział się podobał i jak zwykle zachęcam do komentowania 🥰🥰🥰
Na dzisiaj to tyle 😌
Bayo!
The_Doves
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top