10: Malfoyowy Poradnik Randkowy
Mr. Lover lover, Mr. Lover lover, girl, Mr. Lover lover
She call me Mr. Boombastic say me fantastic, touch me in me back
She say I'm Mr. Ro...mantic
She call me Mr. Boombastic say me fantastic, touch me in me back
she say
I'm ro...
~ Shaggy "Mr. Boombastic"
*
– Cześć, Draco. Potrzebuję twojej rady – oznajmił Zielarz, gdy drzwi od mieszkania Malfoya się otworzyły.
Wedle oczekiwań blondyn popatrzył na Neville'a jak na niespełna rozumu idiotę, po czym spojrzał przez ramię na zegar nad biurkiem. Kwadrans temu minęła dwudziesta druga. Arystokrata zmierzwił włosy, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał. Jeszcze pięć minut temu Neville uważał, że podjął dobrą decyzję, ale dopiero teraz zauważył wyraźną lukę w swoim pomyśle — brak zaangażowania ze strony Dracona.
– O tej porze? Pomijam fakt, że już powinieneś spać... jak inne grzeczne dzieci...
– Byłem na randce z Hermioną – wypalił Longbottom, pragnąc zainteresować Malfoya swoją sprawą.
– Randce? – powtórzył Malfoy z powątpiewaniem. – Hmm... – mruknął – a dlaczego mi to mówisz?
– Bo potrzebuję twojej... – zawahał się – opinii? Chciałbym znać twoje zdanie na ten temat... bo widzisz, ja nie jestem do końca pewny... jak poszło...
Zero doświadczenia w sprawach randkowych robiło swoje, a Neville dobrze wiedział o tym, że będzie miał zawsze pod górkę. Zwłaszcza z taką kobietą jak Hermiona. Bardziej obeznana w sprawach damsko-męskich, o silnym charakterze, stanowiła nie lada wyzwanie dla skromnego zielarza. Najgorsze było to, że nie wiedział, co robi źle. Ale Draco mógł mu pomóc.
Podczas wielu spotkań z Malfoyem, Longbottom doszedł do jednego, arcyważnego w tym momencie wniosku: Malfoy miał powodzenie i znał sztuczki, które mogły przybliżyć go do zdobycia kobiety swoich marzeń. Znał nigdzie niespisane zasady obowiązujące podczas spotkania sam na sam.
– I ja mam to wiedzieć? – zaburczał niechętny do współpracy Draco. – Nie byłem tam z tobą. Przespałeś całą randkę, że nie wiesz? Idź, zapytaj Granger... – Blondyn już szykował się, żeby zatrzasnąć drzwi, wyraźnie kładąc dłoń na klamce.
Typowe. Malfoy jak zawsze pozostawał dupkiem, obojętnym na potrzeby innych. Miał jednak pewną słabość. Neville'owi nie pozostało mu nic innego, jak wytoczyć najcięższe działa. Zza pleców wyciągnął butelkę z bursztynowym płynem. Łapówkę idealnie dobraną pod gust Malfoya. W sumie kupił ją jakiś czas temu z myślą o takim przypadku jak ten.
– Ekhem... – odchrząknął, pokazując swój dar – mam ognistą...
Blondyn zaśmiał się, a jego humor uległ natychmiastowej poprawie. On najwyraźniej miał smak i ochotę na małą konsumpcję. Przesunął się, robiąc miejsce w drzwiach, żeby gość mógł wejść do środka.
– Było od razu tak zacząć.
Malfoy zamknął za Longbottomem drzwi i poprowadził do sypialni.
Neville za każdym razem czuł się nieswojo przychodząc z odwiedzinami do Dracona. Wchodząc do mieszkania, miało się wrażenie, jakby przenosiło się do jego domu w Malfoy Manor. Meble, ozdoby, obrazy, a także pościel pochodziły z jego rezydencji. Żeby wszystko pasowało, zmienił też kolor tapety na ścianach na bardziej szlachetny, szmaragdowy. Stereotypowy Ślizgon, otaczający się paskudną zielenią.
Gospodarz jednym pstryknięciem palców rozpalił w kominku, po czym wskazał na jeden z dwóch foteli.
– Siadaj – wydał polecenie, a sam wyciągnął z barku dwie szklanki, które następnie wypełnił do połowy lodem. Zalał lodowatą zawartość i postawił szkło przed Nevillem, samemu pociągając porządny łyk własnego drinka. – Opowiadaj.
– Wszystko? – zapytał sceptycznie zielarz.
– Ze szczegółami! - Pokiwał ochoczo głową mistrz eliksirów. Nagle zmarszczył czoło, jakby przypomniał sobie o czymś ważnym i wypalił: – Nie, zaraz, czekaj, wróć! Jeśli coś zaszło, to nie chcę wiedzieć.
– Nic nie zaszło... – westchnął Neville, ponieważ mimo swoich poglądów i braku doświadczenia w tych sprawach, nie miałby nic przeciwko takiemu obrotowi spraw.
– Mogłem się domyślić. Mów.
***
No więc umówiłem się z Hermioną przed głównymi wrotami zamku...
***
– Stop – przerwał Draco, drapiąc się po czole. – Od początku Longbottom. Powiedziałem, żebyś mówił ze szczegółami, więc daj mi szczegóły. W co byłeś ubrany, w co ona była ubrana...
– A może pożyczymy myślodsiewnię?
– O tej porze? McGonagall nie byłaby zachwycona. Ewentualnie możemy to odłożyć na jutro... – zasugerował podstępnie.
Neville się ugiął, chcąc, jak najszybciej dostać odpowiedzi.
– Okay, zacznę od początku...
***
Przygotowania do randki trwały całe wieki. No dobra, jakieś pół godziny. Ale dla mnie to zbyt dużo czasu. Wziąłem prysznic, wypsikałem się perfumami, ogoliłem się... Co tu jeszcze... A, no tak, włożyłem koszulę. Taką granatową, żeby nie wyszło zbyt oficjalnie, ani zbyt luźno. Do tego jeansy i zamszowe mokasyny. Wiesz, te, w których chodzę po zamku, jak nie mam zajęć. Wziąłem kurtkę przeciwdeszczową, bo coś nie ładnie wyglądało na polu.
Tak przygotowany udałem się na miejsce spotkania, wspomniane już wcześniej główne wyjście... wejście? Do Hogwartu. Czekała na mnie i jak zwykle wyglądała cudownie.
Pomalowała się bardzo delikatnie, tak jak lubię. Pod płaszczykiem miała dziewczęcy różowy sweterek, a także te takie spodnie, w których widać, jak długie i zgrabne ma nogi...
***
– Yhym... – mruknął Draco, po raz wtóry przerywając opowieść Neville'a.
– Co? – Longbottom sięgnął po szklankę, bo zaschło mu w gardle.
– Ubrała sweter i jeansy?
– Taak... a co?
– Uważasz, że to odpowiedni strój na randkę? I co rozumiesz przez delikatny makijaż?
Zielarz zmarszczył brwi, przypominając sobie dzisiejszy wygląd Hermiony. Fakt, jeansy i sweter nie były jakimś specjalnie wyjściowym strojem, ale przecież szli do Trzech Mioteł, a nie ekskluzywnej restauracji.
– Wybieraliśmy się do Trzech Mioteł... – wytłumaczył. – A makijaż... ona zawsze maluje się delikatnie... Wiesz, tusz do rzęs, róż na policzkach, trochę tego koloryzującego twarz kremu...
Draco zachichotał. Neville nie wiedział, co tak bawi arystokratę.
– Mam pewne podejrzenia, ale zatrzymam je dla siebie do końca. Ty ubrałeś mokasyny i kurtkę przeciwdeszczową... – westchnął.
– Co w tym złego?
– Po pierwsze jesteś czarodziejem. Na cholerę ci ta kurtka? Po drugie... te mokasyny... Uh... – wzdrygnął się Malfoy – jak stary mugol śpieszący do kościoła... Zapamiętaj sobie, że tylko angielki. Tylko! Dobra, lećmy dalej z tematem.
***
Jak zwykle się przywitaliśmy. No, uściskaliśmy się jak to znajomi. Chwilę spacerowaliśmy, bo musieliśmy dojść do Hogsmeade. O czym rozmawialiśmy? No, nie wiem... chyba głównie o pracy... opowiadała o książkach z jakiejś księgarni internetowej. O ciąży i tych sprawach. Dla Amandy i Michaela. Pomogłem jej przejść nad kałużą. Taka duża była. Przez chwilę trzymałem ją w ramionach. To chyba dobrze, nie? A ona nie miała nic przeciwko.
Wreszcie dotarliśmy do Trzech Mioteł. Odebrałem jej płaszcz, powiesiłem go. Wcześniej zarezerwowałem stolik, ten taki przy kominku, uznałem, że to podgrzeje nastrój. Na stole były świece. Jak sobie teraz pomyślę, to chyba na każdym stole stały. Mniejsza z tym. Odsunąłem jej krzesło, poczekałem, aż usiądzie. Wiesz, takie drobnostki, żeby wiedziała, że się o nią troszczę i jestem wychowany. Ponoć kobiety lubią gentlemanów.
Chciałem zamówić wino, ale ona wolała miód pitny na ciepło. Mówiła, że zmarzła. No to zamówiłem. Kolacji też nie wzięła jakiejś szałowej. Jakąś sałatkę, czy coś takiego... nie pamiętam. Za bardzo się stresowałem. Wcześniej przygotowałem sobie listę tematów do rozmowy, ale wyparowała mi z głowy.
W sumie nawet było miło... jest rozmowna, więc to ona prowadziła konwersację. Rozmawialiśmy na wiele tematów. Trochę o tym, jak się trzyma po rozstaniu. Ponoć jest coraz lepiej. Chyba jest gotowa na nowy związek. Tak wywnioskowałem. O Lunie i Teodorze też coś było. I o Ronie i George'u; ponoć wprowadzają nowy produkt na rynek, ale nie chcą powiedzieć co to. A tak. Ciebie to nie interesuje.
Nie wiem, co jeszcze mam ci o tym powiedzieć. No rozmowa jak rozmowa.
Po dziewiątej zaczęliśmy się zbierać. Znów krótki spacer... Odprowadziłem ją pod same drzwi mieszkania. Zapytałem, jak jej się podobało. Czy może kiedyś to powtórzymy... Zaczęliśmy się żegnać...
***
– ... i wtedy ją pocałowałem.
– Pocałowałeś?! – Draco się ożywił, wyraźnie zaskoczony.
Pocałunek był czymś nieoczekiwanym? Neville nie rozumiał, co tak zdziwiło rozmówcę.
– Em... – bąknął – no... tak.
– Jak ją pocałowałeś? – Malfoy nachylił się, aby nalać już trzeciego drinka. Swoją drogą, Longbottom nie zauważył, kiedy tamten wypił poprzednie dwa. Nie rozdrabniał się. – Krótko? – dopytywał Draco. – Długo? Namiętnie? Z rezerwą? Bez języczka? Z języczkiem? – wymieniał, niezrażony skonfundowaniem Neville'a.
– Em... – Longbottom po krótkiej chwili doszedł do siebie. – W policzek ją pocałowałem. Sorry. Nie sprecyzowałem.
Malfoy wybuchnął głośnym śmiechem, co jeszcze bardziej zażenowało zielarza.
– Stary! Czy ona w ogóle wie, że była z tobą na randce? – zachichotał Draco. – Wydaje mi się, że tylko ty odebrałeś wasze spotkanie w ten sposób.
– Co? – Neville się zaczerwienił. Nie brał takiej możliwości pod uwagę, myślał, że jego zamiary były jasne, gdy zapraszał Hermionę.
Powrócił pamięcią do poprzedniego wieczora, analizując całą rozmowę. Na gatki Merlina! Nie zaznaczył, że to randka.
– O, chłopie! Ha! Od początku wiedziałem! – zadrwił blondyn. – Jak tyś to zrobił?
– Ja... normalnie zapytałem, czy się spotkamy... Dla mnie to było oczywiste...
– Ha! Spotykacie się od paru tygodni. Koleżeńsko – podkreślił Draco. – Dlaczego miałaby pomyśleć, że chodzi ci o randkę? Zacznijmy od podstaw: zapraszając na randkę, upewnij się, że druga strona zrozumiała twoje zamiary.
– Teraz mi głupio.
– Bo powinno ci być głupio. Na pierwszą randkę zabierz ją w jakieś lepsze miejsce niż Trzy Miotły. Nie mówię, że masz rezygnować ze spacerów w świetle księżyca i tym podobnych. Jesteś czarodziejem, możesz teleportować się, gdzie tylko zapragniesz.
– Zaraz, czy ty... dajesz mi rady?
Malfoy wzruszył ramionami.
– A co? Nie widać? Oczywiście, że daję ci rady. – Przewrócił oczami. – Przynajmniej w przyszłości oszczędzi mi to takich wizyt jak dzisiejsza. Ha! Wciąż nie mogę uwierzyć, że ty... że ona...
Neville przez chwilę obserwował, jak Draco dusi się ze śmiechu. Tę chwilę zaliczył do listy najbardziej żenujących chwil w swoim życiu.
I co go podkusiło, że poprosił o pomoc? Mógł w łóżku rozmyślać o minionym wieczorze, aczkolwiek niekoniecznie doszedłby do tych konkretnych wniosków. Tak źle i tak niedobrze.
– Dobra. Rozumiem. Mów dalej.
– Zacznijmy od rozpoznania, jakim typem kobiety jest Granger – ochoczo podjął Malfoy.
– Okay. To jakim typem jest?
– Twardym. Z charakterkiem. Popatrz na jej byłych. Ani Weasley, ani Potter ni cholery ciebie nie przypominają. Są śmielsi. Granger rzuciła Weasleya, po czym poleciała do Pottera z jednego jedynego powodu...
– A ty niby wiesz jakiego?
– Oczywiście. – Malfoy uśmiechnął się w charakterystyczny dla siebie sposób. Jakby Neville rozmawiał z samym Lucyferem wygrzebanym z otchłani piekieł. – Potter ma jaja i charyzmę. Weasley zawsze był takim... przydupasem? Gdzie Potter, tam i Weasley? Potter doskonale dba o siebie. Potter miał cojones, żeby bzykać na boku siostrę gościa, któremu odbił dziewczynę.
– Harry nie odbił...
Spojrzenie Malfoya mówiło: czyżby? Blondwłosy były Ślizgon wiedział więcej o korelacjach między znajomymi Longbottoma niż on sam. Trochę go to niepokoiło.
Harry odbił Hermionę z rąk Rona? Przecież Neville zadawał się z całą trójką i nigdy nie zauważył tego, o czym wspomniał Draco. Wielokrotnie rozmawiał z Weasleyem, a ten twierdził, że związek po prostu się wypalił i od początku nie było między nimi tego czegoś. Chyba nie wiedział o swoich przyjaciołach więcej, niż mu się wydawało. Wszak nikt nie jest do końca szczerym, prawda?
– Pamiętasz, co powiedziałem o Granger, Potterze i schowku na miotły? – podsunął Malfoy.
– No.
– Zdradzała Weasleya.
– Ja pierdolę!
– Dokładnie! Wreszcie mówisz jak facet! Granger to nie taka grzeczna dziewczynka, na jaką pozuje. – Draco poruszył sugestywnie brwiami. – Dziwka w sypialni, a dama w salonie. Żeby poderwać Granger, musisz... nie być sobą.
Nie być sobą? No tak, bo przecież bycie sobą to najgorszy sposób, żeby poderwać kobietę. Powinna pokochać w mężczyźnie jego zdolności aktorskie, bo po co ma go cenić za prawdziwy charakter? Neville prychnął w duchu. Paplanina Dracona działała mu na nerwy. Że niby on nie dałby rady zrobić wrażenia na Hermionie? Dobre sobie.
– Ty tak na serio? – warknął rozdrażniony. – Znaczy... co znaczy, że nie mam być sobą?
– Masz nie być takim pantoflarzem, jakim jesteś teraz. Ty nawet baby nie masz, żeby zamiotła cię pod dywan, a już odpieprzasz przesadną uległość. Charyzma, Longbottom. Zapamiętaj to sobie. I spryt. Musisz wykazywać się pomysłowością i proponować rzeczy, które na pierwszy rzut oka wydają ci się nieodpowiednie. Ponadto, chcąc ją poderwać, nie waż się do niej mówić kochanie, kotku, misiu, słoneczko, czy co ci tam przyjdzie do głowy. Po prostu nie. To zalatuje nieudolnym podrywem w stylu Zabiniego, a jemu ostatnio nie wyszło nawet wyrwanie pijanej Granger.
On pantoflarzem? Może faktycznie coś w tym było? Przez większość życia dostosowywał się do wymagań babci. Charyzmy nie da się ot, tak wypracować. I asertywności. Z jednej strony odetchnął z ulgą, gdyż nad wypomnianymi cechami charakteru dało się pracować, a drugiej strony było to bardzo ciężkie.
Przynajmniej już coś wiedział.
– No, dobra. A te misie... słoneczka... to nie w moim stylu. – Przynajmniej jedno załatwione.
– One są wyłącznie w stylu Zabiniego. Miękkość jest twoim wrogiem. Masz być twardy i nieustępliwy. Masz być jak ja. – Malfoy z nieskromną dumą wskazał na siebie.
– Dlaczego jak ty?
– Bo ja też jestem w lidze Pottera, tylko nie reklamuję prezerwatyw swoją twarzą. Mam trochę godności.
– Jesteś w lidze Pottera?
– Mam ci udowodnić? – Draco się wyszczerzył, pokazując idealnie białe i równe zęby. To zwróciło uwagę na coś, co zazwyczaj nie rzucało się Neville'owi w oczy: męska uroda. Przy Draco i Harrym wypadał... blado. Chyba. Nie znał się na tym. W każdym razie miał parę kompleksów. – Z palcem w tyłku poderwałbym Granger – pochwalił się Malfoy.
Na samo wspomnienie o tym, że ktoś mógłby próbować odebrać mu Hermionę, Longbottom zacisnął pięść. Rozluźnił ją zaraz, przypominając sobie, że arystokrata nigdy nie zainteresuje się Hermioną. I dobrze. Jednego konkurenta mniej.
– Nie, dzięki. Obejdzie się – uśmiechnął się uprzejmie.
– Wyrzuć też te paskudne mokasyny – niezrażony Malfoy powrócił do dawania rad.
– Dobrze.
– Mówię poważnie. I swetry w kratę. Te w romby też. W ogóle wszystkie swetry.
– Łapię.
Neville zazgrzytał zębami. Lubił swetry. Wiele z nich dostał od babci. Znowu babcia. Jednak był pantoflarzem...
– I nieprzemakalną kurtkę – wymieniał dalej Draco. – Skóra wygląda najbardziej korzystnie. Na Salazara... jesteś czarodziejem.
– Już to słyszałem.
– Kolejną twoją wadą jest brak doświadczenia w sprawach damsko-męskich. Chociaż niektóre panienki lubią prawiczków... ale mam wrażenie, że Granger do nich nie należy, aczkolwiek z jej zapałem do nauczania...
– Ty to umiesz pocieszyć.
Dolał sobie odrobinę alkoholu, żeby znieść kolejne wynurzenia swojego coacha.
– Jestem twoim jedynym kumplem, nie mogłoby być inaczej. Dobra... co by tu jeszcze... – zastanowił się Malfoy. – Pierwsza randka powinna zakończyć się zbliżeniem. Niekoniecznie takim, o jakim pomyślałeś. – Skąd wiedział?, pomyślał Neville. Zdradziła go blada skóra, czy rumieniec wstydu? Definitywnie powinien nad sobą pracować. – Masz dwadzieścia trzy lata. Randki w naszym wieku nie kończą się na całusie w policzek i rumieńcu wstydu.
Jednak rumieniec wstydu. Wyraźnie czuł ciepło na policzkach.
– A tak właściwie to chodzisz na randki, czy tylko wyrywasz laski w klubach i barach? – odgryzł się Longbottom, a przynajmniej próbował. – To wiedza czysto teoretyczna, czy ma odbicie w rzeczywistości?
– Moja wiedza z pewnością jest bogatsza niż twoja. Nie chcesz więcej rad? Łaski bez, ale nie przyłaź do mnie więcej po nocach, żeby opowiadać, jak spierdoliłeś z Granger.
– Zrozum, że to, co mówisz, jest dla mnie... kurde... Mam się z nią całować na pierwszej randce?
Myśl o jakimkolwiek pocałunku wzbudzała panikę w Longbottomie.
Nie chodziło o to, że nigdy się nie całował. Zaliczył pierwszą bazę. Dziewczyną, która pozwoliła mu na ten śmiały krok, była Hanna Abott, Puchonka, z którą spotkał się na ostatnim roku. Dzień po tym podniosłym wydarzeniu z nim zerwała. Do dziś nie wiedział, czy chodziło o pocałunek, czy jej brak czasu spowodowany nauką. Obstawiał to pierwsze, gdyż jakiś miesiąc później widział ją, jak pozwalała na dogłębną penetrację swoich migdałków niejakiemu Charliemu Moore'owi.
W ciągu paru lat między nauką w a nauczaniem w Hogwarcie, spotkał się z paroma kobietami. Nic szczególnego. Jak dotąd jego najdonioślejszym osiągnięciem na polu spraw damsko-męskich było dotknięcie piersi Lucy McGregor.
– Takie mamy czasy. Brak nam czasu na subtelności – tłumaczył cierpliwie Malfoy. – I pojmij... Granger jest już obyta w tych sprawach, nie możesz wyjść gorzej od niej. Zakładając, że w ogóle się zgodzi na randkę. To tak. Pasowałoby dać jej powód do dłuższego rozmyślania o tobie. I to nie byle jaki.
– Zapewne coś konkretnego masz na myśli.
– Tak. Odwalisz aktora filmowego, odprowadzającego dziewczynę po randce.
– Nie rozumiem... a zwłaszcza tego, że oglądasz filmy. – Romantyczne, dodał w myślach.
– Coś trzeba z życiem robić. Czasem brałem moje... randki... do kina. Nie mam nic przeciwko urozmaiceniom. A ty oglądasz filmy?
– Rzadko. – Jak dotąd tylko dwa, dopowiedział w myślach. – Nie wiem więc, co znaczy odwalić aktora filmowego.
– Odprowadzasz ją pod mieszkanie. Mówisz, jak świetnie się bawiłeś. Opierasz się o framugę i gdy ona ci odpowiada, patrzysz na jej usta i oczy. Usta i oczy. To taka zagrywka psychologiczna. Żegnacie się, a ty się nachylasz, żeby wybadać, czy ona tego chce. Jak się nie odwróci, nie ucieknie, nie skrzywi, nie potraktuje drętwotą, tudzież avadą, droga wolna. Pokonujesz dzielącą was odległość i delikatnie całujesz. Potem pogłębiasz. Proste.
– Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Próbowałeś tego kiedyś?
– Nie – przyznał Draco. – Ale na filmach wychodzi to epicko. I zazwyczaj działa. To proste, Longbottom. Kontakt wzrokowy i do dzieła.
– Jakoś chyba pozostanę przy całusie w policzek... dobrze mi wychodzi... no i przynajmniej wiem, jak ma wyglądać...
– No tak. Bo przecież największą praktykę miałeś na ciotkach i babci. Wstawaj, Longbottom.
Draco wstał z fotela, poganiając niecierpliwym ruchem ręki towarzysza do kieliszka. Neville wolał nie myśleć o tym, czego chce od niego gospodarz, bo aktualnie wyglądało to, co najmniej dziwnie.
– Ale po co?
– Poćwiczysz na mnie pożegnanie. Odwalisz aktora. No już.
Z dwóch prawdopodobnych — Draco faktycznie chce pomóc lub Draco się upił — Neville stawiał na to drugie. Szczerze wątpił w autentyczną chęć pomocy, zwłaszcza biorąc pod uwagę początek nocnego spotkania. Malfoy też miał zadziwiająco dobry humor.
Westchnął. Czego nie robi się, aby zdobyć dziewczynę? I to nie byle jaką, a samą Hermionę Granger. Jego asystent związkowy miał trochę racji, mówiąc, że powinien zachowywać się... inaczej. Niech i tak będzie. Wstał i podszedł do blondyna, który czekał w progu między sypialnią a gabinetem.
Ta. Malfoy z pewnością wypił dość, o czym mówiła lekko zaróżowiona skóra twarzy i błyszczące oczy.
– Dobra, Longbottom. Ja jestem Hermioną, a ty jesteś sobą. Ale takim innym sobą. Pamiętaj o tym. Pewnym siebie i gotowym do akcji. Nie możesz być w tym momencie wystraszony, tak jak teraz – przemawiał Draco, a każde jego słowo Neville przyswajał z większym i większym sceptycyzmem. – Musi zaufać, że wiesz, co robisz. Że to ty rozdajesz karty. Parę drinków powinno ci pomóc, ale nie przesadzaj, bo jeszcze dostaniesz ślinotoku i wszystko zepsujesz.
– Do rzeczy. Miejmy to już za sobą. To krępujące.
Dlaczego tak właściwie się zgodził na to przedstawienie? A, no tak. Bo przecież nie potrafił odmawiać. Zero asertywności, nawet jeśli chodziło o sprzeciwienie się w odgrywaniu scenki z jakiegoś romantycznego filmu.
Co było pierwsze? Oparł się o framugę, starając się wyglądać... no właśnie, jak? Na silnego? Na pewnego? Chyba będzie musiał poćwiczyć miny przed lustrem, bo nie miał pojęcia, jak w tym momencie się prezentuje.
Malfoy przewrócił oczami.
– Wyglądasz jak ostatnia sierota.
Dużo się nie pomylił, stwierdzając, że chyba mu nie wychodzi.
– Ja poćwiczę – zapewnił swojego trenera.
– Niech ci będzie. Zaczynajmy. Ten wieczór był przyjemny, Neville – zapiszczał Draco, nieudolnie naśladując Hermionę. Najwyraźniej dobrze się przy tym bawił. Sięgnął do włosów i owinął jeden kosmyk wokół palca. – Nie sądziłam, że ten czas tak szybko przeleci... – westchnął teatralnie, opuszczając wzrok na dywan w geometryczne wzory.
– Ja też, Hermiono – Neville próbował wczuć się w rolę, ale jego partner wcale nie przypominał kobiety. I był od niego wyższy. To pogarszało sprawę. Co powinien teraz powiedzieć? Nie mógł być aż tak zły w te klocki, żeby nie wymyślić kolejnej kwestii podtrzymującej rozmowę. – Moglibyśmy powtórzyć nasze spotkanie. Oczywiście, jeśli chcesz.
– Nie.
– Nie?
Malfoy wybuchł śmiechem.
– Sorry, nie mogłem się powstrzymać.
– Malfoy!
– Dobra, dobra. Już – uspokoił oddech Draco, powracając do poprzedniej pozycji. – Bardzo bym chciała. A może od razu przejdziemy do rzeczy? Ty, ja i moje stare łóżko pamiętające czasy wojny goblinów?
– Zaraz stąd wyjdę...
– Musisz być przygotowany na każdą ewentualność – parsknął Malfoy. – Wróćmy do wątku. – Blondyn opuścił skromnie oczy, udając zawstydzoną pytaniem dziewczynę, po czym utkwił spojrzenie w oczach zielarza. – Z przyjemnością.
Draco mówił o psychologicznej sile spojrzeń. Neville przypomniał sobie, co dokładnie. Uraczył swoją uwagą najpierw oczy, po czym usta.
– Może jutro? – zaproponował, powracając do oczu.
– Tak ci się spieszy?
– Nie wiem jak ty, ale ja mam trochę wolnego czasu.
Usta.
– Mam patrol od dziewiętnastej do północy.
Oczy.
– Mogę ci potowarzyszyć. Razem zawsze raźniej. I ciekawiej.
Usta.
– To jesteśmy umówieni. Dobranoc, Long... Neville – poprawił się Draco.
– Dobranoc, Hermiono.
To ten moment. Nachylić się i pokonać część odległości.
Nachylić się, zaśmiał się w duchu Longbottom. No cóż, zaimprowizował, tylko przysuwając się do Malfoya i patrząc sugestywnie na usta.
Brak reakcji. Czyli zgoda? Uznał, że tak.
Przybliżył się jeszcze bardziej, a wtedy Draco pospiesznie się cofnął.
– Póki co, tę część poćwicz na własnej dłoni – zachichotał, zmierzając do fotela; niedelikatnie wpadł w zagłębienie między podłokietnikami a oparciem i sięgnął po butelkę, rozlewając resztkę alkoholu do dwóch szklanek.
Neville'a zamurowało. Nieomal pocałowałby innego faceta. Ognista z pewnością nie była mu przyjaciółką. Otrząsnął się, powracając do stolika. Machinalnie odebrał napój od Dracona. Zamieszał i wypił do dna, na co jego towarzysz zagwizdał, samemu popijając małymi łyczkami.
Sposób przedstawiony przez Malfoya wydawał się sensownym i... nadzwyczaj romantycznym. Oby tylko podziałało na Hermionę; o ile ta w ogóle zgodzi się na randkę, a także, jeśli ta randka przebiegnie dobrze. Jeśli tylko nie zaliczy żadnej wtopy. Jeśli tylko zaznaczy, że wybierają się na randkę. Jeśli tylko będzie udawał ugrzecznioną wersje Malfoya.
Czarno to widział.
– Sądzisz, że Hermiona zgodzi się na randkę? – zapytał.
– A kto by ci odmówił, ogierze? – parsknął w odpowiedzi Draco. Podrapał się po brwi. – Nie wiem, ale biorąc pod uwagę fakt, że ostatnio z nikim się nie spotyka... Pewnie masz szanse. Musisz tylko nie spieprzyć, tak, jak dzisiaj.
– Zapamiętam. Zabrałem ci trochę czasu, lepiej już pójdę. – Neville popatrzył na zegar. Wskazówki zatrzymały się na trzynastu minutach po dwudziestej trzeciej.
– Nie wyrzucam cię – odparł Draco. – Mam jeszcze coś do picia.
– Nie będę się narzucał – zaprotestował zielarz. Kac z pewnością nie pomógłby mu następnego dnia. – Zresztą... chcę kuć żelazo, póki gorące – wytłumaczył. – Jutro oficjalnie zaproszę Hermionę na randkę. Rozmowa z tobą trochę mi rozjaśniła sytuację.
Wstał i wystawił dłoń. Malfoy popatrzył z powątpiewaniem, ale wzruszył ramionami i uścisnął prawicę znajomego. Neville wiedział, że takie drobne gesty wiele kosztują obojętnego na innych arystokratę. Wciąż nie mógł uwierzyć, że ten dał mu tyle rad i poświęcił swój czas na pomoc. Tego się nie spodziewał po blondynie. Notabene, nigdy nie spodziewałby się, że znajdzie w Malfoyu druha i osobę, z którą będzie spędzał przerwy między zajęciami, a czasem i wieczory w weekendy.
– Dzięki – podziękował, wycofując się do gabinetu.
– Nie ma sprawy. Miałem mały trening przed tymi wszystkimi nastolatkami, które mamy uświadomić – zwyczajowo zakpił Draco, nie ruszając się z miejsca. – Ale nie przychodź do mnie, żeby pytać o to, jak to się robi. Tego nie zniosę psychicznie. Od tego masz książki. Hmm... i filmy...
Neville uniósł rękę, puszczając obok uszu ostatnią sugestię podchmielonego Malfoya i już pewniej przeszedł przez kolejne pomieszczenie. Wyszedł na korytarz, zamykając za sobą drzwi.
Teraz pozostało mu najgorsze — wykorzystać zdobytą wiedzę w praktyce.
*
Wesołych świąt :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top