70.
Następnego dnia wybrałyśmy się w środek całej tej sytuacji związanej z drastycznymi wypadkami. Ze względów bezpieczeństwa Paige zaparkowała samochód kilometr od wyznaczonego przeze mnie miejsca.
Przejście niemalże do środka lasu było męczące, i o dziwo potrzebne, a to dlatego, że EMF drastycznie podskoczyło. Na tym kończyły się pozytywy, ponieważ przez następne ponad dwie godziny przeszukiwania okolicy nic nie udało nam się odnaleźć.
Wybrudzone od ziemi kierowałyśmy się w stronę samochodu, marząc jedynie o ciepłym prysznicu.
- Jak tam z Deanem? - zapytała najspokojniej jak się dało, co i tak nieco mnie zamurowało.
- Kolegujemy się. - weszłyśmy do samochodu, po czym od razu zapięłyśmy pasy bezpieczeństwa.
- Yhym. - dziewczyna odpaliła silnik.
- Zrozum, że... - wewnątrz auta temperatura drastycznie spadła, co dało się zauważyć po gęsiej skórce na przedramionach i widocznym powietrzem wydobywającym się z moich ust. - Kuźwa, myślałam, że jesteśmy poza zasięgiem tego ducha. - gwałtownie starałyśmy się odpiąć pasy, lecz nawet nie drgnęły przy nacisku pomarańczowego guzika.
Chaotycznie rozglądałam się w poszukiwaniu czegoś ostrego, ale wszystko było poza zasięgiem naszych dłoni, byłyśmy przyciśnięte do siedzeń. Więc nie pozostało mi nic innego jak tylko rozbicie szyby pasażera za pomocą łokcia i zdobycia kawałka ostrego szkła.
Niestety, nawet uderzając z całej siły, nie udało mi się jej rozbić, nawet drasnąć. Jedyne co na niej pozostało to odcisk mojego łokcia na zamarzniętej szybie.
- Thea, pomóż mi! Kierownica! - kręciła się ona bez użycia ludzkiej siły.
Następnie zauważyliśmy jak bieg na automatycznej skrzyni zeskoczył na reverse*, po czym samochód zaczął jechać w tył, wprost na ogrodzenie.
- Nie, nie, nie! - wyjrzałam za przednie okno, widząc ofiarę, tego mściwego ducha odpowiedzialnego za wypadki. Miałam rację, ale zbytnio mnie to nie obchodziło, bo jechałam tyłem bez woli kierowcy! - Hamuj!
- Hamuje! Nie działa! Nawet ręczny!
Tył samochodu uderzył w barierkę, a sama auto nie opierając się prawom grawitacji, zaczą spadać. Maszyna odbijała się kolejno od wielkich skał.
Na oko spływała bordowa, ciepła ciecz, która było ostatnią rzeczą jaką udało mi się zapamiętać przed ostatecznym hukiem i straceniem przytomności.
*reverse - wsteczny
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top