45.
Otaczała mnie pustka, z której, w dali, błyskało światło. To był mój cel, dusza Thei, będąca jeszcze do uratowania. Gdy już znajdowałem się wystarczająco blisko, zauważyłem krążący wokół niej czarny dym, pokrywający coraz więcej światła.
- Thea - gwałtownie obróciłem ją za ramię, wtedy uniosła wzrok, który napotkał się z moimi źrenicami.
Wyrażały ból i cierpienie. Wiedziałem to, ponieważ tak samo wyglądały moje, gdy wydostałem się z tego okropnego miejsca zwanym Piekłem.
- Pomóż mi, proszę - wyszlochała, wyciągając ręce przed siebie. - Nie umiem... walczyć.
- Hej, hej. Musisz pokonać to coś. Z kim ja będę się nabijał z włosów Sama, hm? - przekrzywiła głowę w bok, gdy tylko chwyciłem jej dłonie. - Z kim będę oglądał filmy?
- Zapewne sam. Nie dam rady, Dean - moje palce delikatnie zaczynały się pokrywać czarnym dymem. - Po co mam wracać?
- Bo po raz pierwszy... - nie umiałem, źle się czułem, gdy musiałem powiedzieć cokolwiek o sobie. - Martwię się o ciebie, inaczej niż o Sama.
- Co masz na myśli?
- Wchodzisz do pomieszczenia, uśmiecham się. Mówisz, uśmiecham się. Gdy zostałaś opętana, zrobiłem wszystko, aby Cię uratować - dym zaczął się piąć, jej dusza się rozjaśniała.
- Mam tak samo - mimowolnie zmarszczyłem brwi, nie kryjąc zdziwienia. - Byłam w szoku, gdy zorientowałam się, że nasze tematy to nie tylko łowiectwo. Przy tobie czułam się jak normalna dziewczyna... Wow, nawet nie wiesz jakie to było dla mnie trudne.
- A co ja mam powiedzieć? Znasz mnie. Ale wiedz, że tam, poza umysłem czekają na Ciebie Paige i Sam. Z przerażeniem w oczach, czuwają aż pokonasz tego pasożyta.
- Bez twojej ingerencji zapewne moja dusza zmieniłaby się w... - Jej szczęki zacisnęły się, próbując odgonić nieprzyjemne myśli.
Dusza Thei zaczęła świecić się jeszcze jaśniej niż poprzednio, uwolniła się od tego pasożyta.
- Powtarzaj za mną... Exorcizamus te, omnis immundus spiritus...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top