Po latach #8
Pukałem z niecierpliwością palcem o stół. Kobieta napiła się łyka kawy i natychmiast skrzywiła się z niesmakiem. Że też mimo że wszyscy wiedzieli o okropności tej kawy, chciała ją pić.
Powoli się irytowałem na jej przedłużanie. Zresztą, nie mogliśmy tutaj siedzieć wiecznie. Jeszcze trochę i Murdok sam po mnie tutaj przyjdzie. I nie będzie znaczenie, że inspektor wie gdzie jestem i wydał na to zgodę. Naprawdę mały Aleks mi rośnie, a pomyśleć że przecież ja go wszystkiego uczę, więc w teorii powinien przejąć moje cechy. Najwyraźniej gdzieś popełniam błąd.
– Więc? – ponagliłem, kiedy chwyciła menu i skupiła się na ciastach.
Jak długo siedziałbym w więzieniu za zastrzelenie jej? Coraz bardziej się irytowałem.
– Nie wiem od czego zacząć – wyznała, również pukając palcem o stół.
Tak więc siedzieliśmy i pukaliśmy palcami o stół. Cudownie. Myślałem, że zaraz wyskoczę przez okno, przez zniecierpliwienie.
– Od początku – sarknąłem, czując się jakby był na przesłuchaniu. Na przesłuchaniu, nad którym nie mam kontroli.
– Teodor był jedynakiem – zaczęła w końcu, co kompletnie mnie zaskoczyło. Nie od takiego początku miałem na myśli, ale dobrze. – Jego ojciec dużo pił, a jego matka była dewotką. Podobno znęcał się nad rodziną, a matka tylko się modliła. Nigdy nie było na to dowodów, ale po tym co się stało, sądzę że to była prawda.
– Co się stało? – dopytałem zaintrygowany.
Doskonale pamiętam w jaki sposób wypowiadał się o matce, a jak o ojcu.
– Teodor zamordował go. Miał tylko dwanaście lat, dlatego uznano to za obronę własną, zwłaszcza że matka się za nim stawiła. Wyszły też sprawy znęcania się i picia. Nawet nie wiem czy założono mu teczkę. W każdym razie, nic z tym nie zrobiono. Uznano to za obronę i umorzono sprawę. Nie wiem co działo się w głowie Teodora, myślę że poczuł się bezkarny. Że zrobił dobrze i oczyścił świat od złych ludzi. Ciotka zawsze mu wciskała, że jest wyjątkowy, a jak wstąpił do seminarium obdzwoniła całą rodzinę, chwaląc się.
– Właściwie, co z nią teraz?
– Jest w hospicjum. Ciężki stadium raka. Ma też demencję, więc nawet nie wie że jej syn nie życje.
Poczułem się dziwnie niekomfortowo. Powinienem czuć żal do tej kobiety, więc dlaczego nie czułem? Może dlatego, że to ona stworzyła potwora?
– No dobra. Czyli sugerujesz, że Teodor poczuł, że zabijając złych, w jego mniemaniu, ludzi ratuje świat?
– Tak, tak właśnie myślę.
– Skąd ta pewność? – dopytałem podejrzliwie, robiąc sobie już plan tego, że była bardziej wtajemniczona niż mówi.
– Bo lubił wygłaszać elaboraty przy wigilijnym stole.
To musiały być cudowne święta, pomyślałem.
– Mówiłaś o dwóch Teodorach. – Zmieniłem temat.
– Tak. Dla ciebie i rodziny był inny, w przeciwieństwie dla reszty świata.
– Rozwiniesz? – zapytałem nie dając po sobie poznać, jak ciekawy jestem.
– Rozmawiałam z Aleksem, wiem że się przyjaźniliście. – Nie przytaknąłem. Już nic nie wiedziałem o swojej relacji z Teodorem. – To był miły gość, ale na pewno cierpiał na jakąś chorobę psychiczną. Nie czuł empatii, choć był przekonany, że ma ją rozwiniętą. Potrafił upatrzyć sobie osobę i być czarujący, jednak w rzeczywistości był wyrachowany i miał ukryte motywy z rozwiniętym planem do tej osoby. W stosunku do ciebie również takie miał, prawda?
Nie odpowiedziałem. Chyba nawet nie potrafiłem z siebie wydobyć głosu.
– Był samotny. – W końcu podjęła z innym tonem. – Nigdy nie miał przyjaciół. Prawdopodobnie byłeś pierwszy.
– Nie koniecznie – powiedziałem w końcu, dziwnie zachrypniętym głosem. – sama powiedziałaś że był dla mnie i dla Rodzinny inny niż dla reszty. Czy nie traktował mnie tylko jak potencjalnego członka swojej sekty?
Spojrzała na mnie jakoś dziwnie, jakby z irytacją, że się nie domyślam co jest między jej słowami. Wzięła głęboki wdech i znów napiła się tej paskudnej kawy.
– Lubił cię, szczerze cię lubił. Jeśli tak by nie było, wycofałby się widząc, że jesteś ciężki do osiągnięcia.
– Nie rozumiem – przyznałem, czując się jak idiota.
Patrzyła na mnie nieruchomo.
– Jeśli widział, że łatwo mu nie przyjdzie przeciągnąć kogoś na swoją stronę – zaczęła wyjaśniać cierpliwie – to się ukradkiem wycofywał, tak było ze mną. Dla ciebie pozwolił sobie zaryzykować i zniszczyć to co zbudował.
– Chcesz we mnie wytworzyć wyrzuty sumienia? – zirytowałem się tak, że już syczałem, a nie mówiłem.
– Nie, bardzo dobrze, że tak się stało. On zabijał, trzeba było to powstrzymać. Gdyby nie ty, kto wie ile by jeszcze działał i czego dokonał.
Wcale nie poczułem się lepiej z jej słowami.
Oboje spojrzeliśmy w okno, milcząc i unikając siebie nawzajem. Miałem powoli dość tej rozmowy i domyślałem się, że to koniec. Aleks pewnie mnie tu wysłał bym zakończył raz a porządnie rozdział z Teodorem. Żebym dowiedział się wszystkiego i o nim zapomniał.
Naczytał się za dużo pieprzonych psychologicznych książek, które nałogowo pożyczał od Lizzi.
– Czasem ją odwiedzam – odezwała się nagle, że jej cichy głos wydawał mi się krzykiem.
– Kogo? – Spojrzałem na nią. Wydawała się dziwnie zmieszana.
– Mamę Teodora.
– Tak? – mruknąłem nieprzekonany.
Po co mi to mówi?
– Dużo o nim mówi...
– To chyba normalne. – Niemal prychnąłem.
– ... i o tobie.
Spojrzałem na nią z niedowierzeniem. Co staruszka z demencją może o mnie mówić?
– Apollo... – zaczęła znów z wahaniem. Chyba naprawdę nie wiedziała czy mi to powiedzieć, czy nie.
– No co?
– On... – Wzięła głęboki wdech i spojrzała mi w oczy. – On cię chyba lubił trochę bardziej specjalnie...
– Był księdzem – odpowiedziałem od razu, niemal nie dopuszczając do swojej głowy jej słów.
– Tak – przytaknęła powoli.
– To nie opowiadaj głupstw – powiedziałem dobitnie.
– Tak, jasne... Tak mi się tylko wydawało. – Wzruszyła ramionami, jakby nic się nie stało.
– Czy to wszystko co Aleks kazał ci mi powiedzieć? – zapytałem, chcąc już zakończyć tą rozmowę.
Niedobrze mi się robiło.
– Wszystko, oprócz ostatniej części. – Zapewne, pomyślałem. – To nic takiego, ale jeśli mogło ci to pomóc...
– Och, następna. Nic mi nie jest – prychnąłem.
Spojrzała na mnie i wzruszyła ramionami.
– A byłem pewny, że jesteś kretem – powiedziałem już swobodniej, wkładając do książeczki zapłatę za zamówienie z dużym napiwkiem. Niech przynajmniej ma coś ta kelnerka, która robi okropną kawę. – A tu takie rozczarowanie nic nierobienia.
– Och, to ty nie wiesz? – Antonina spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami, a mnie przeszły dreszcze. No chyba nie... – Aleks prowadzi śledztwo na temat byłego kreta w jednostce. To on pomagał i dawał informację Teodorowi. Już od dawna nad tym pracuje, tak też się dowiedział, że byłam kuzynką Teodora.
I natychmiast wszystko zrozumiałem. Teczka jaką znalazłem za pierwszym razem, wcale nie była o Antoninie. Była o krecie. Krecie, który właśnie jest łapany, kiedy mnie oddelegowano jak najdalej od jednostki.
Nie myśląc długo, skoczyłem na równe nogi i pognałem na komisariat.
Zabiję swojego chłopaka. Powoli i boleśnie, pomyślałem.
Wparowałem do budynku w momencie, w którym wyprowadzano kreta. Była to najmniej podejrzana osoba w jednostce. Rysiek jakby zestarzał się w ciągu tej godziny jak mnie nie było w biurze. Wyglądał dziwnie w kajdankach na swoich nadgarstkach.
Patrzyłem na ten surrealistyczny obrazek z niedowierzaniem. Ale jak to?, myślałem.
Dopiero kiedy wyprowadzili go z budynku, zdołałem się rozejrzeć i zobaczyć blond potwora na wózku. Siedział przy recepcji i przeglądał jak gdyby nic jakieś dokumenty. Wyglądał tak jakby nic się nie stało. Aż sam zwątpiłem w to, czy to co zobaczyłem było realne.
Natychmiast do niego podszedłem.
– To... To informator? – Nie dałem rady nazwać Ryśka kretem.
– Tak – odpowiedział, odkładając dokumenty do kozetki, gdzie pani Basia natychmiast je brała w swojej bezpieczne, tylko sobie znane, miejsce.
– Gdzie go biorą? – dopytałem, marszcząc mocno brwi.
– Do innej jednostki. Oczywiście nie może tu zostać, w końcu tu pracował.
Wgapiałem się w niego chwilę. Czy jak go uduszę tutaj, to ktoś zauważy?
– Nienawidzę cię. – Oczywiście nie mówiłem poważnie. – O wszystkim wiedziałeś i nic mi nie powiedziałeś – powiedziałem w końcu z pretensją.
Najpierw rozejrzał się po korytarzu, a kiedy się upewnił, że nikt na nas nie patrzy, poklepał mnie po tyłku z złośliwym uśmiechem.
– Nie zrozum mnie źle Apollo, ale nigdy nie pozwolę ci wziąć sprawy pokrewnej Absolutowi.
Chciałem mu odgryźć tą rękę.
– Wszystko dla twojego bezpieczeństwa – powiedział. – Co chcesz na obiad?
Zrozumiałem, że to prawdopodobnie koniec Absoluta w moim życiu na dobre.
– Pierogi.
~*~
Czasem koniec jest nieunikniony. Coś musi się w końcu skończyć. Dlatego to prawdopodobnie ostatni dodatek napisany do Absoluta. I tak bardzo długo nie mogłam się rozstać z postaciami. Mówię prawdopodobnie, bo być może ominęłam jakiś wątek, który chciałam rozwinąć, a nie mam zapisanego w swoim zeszyciku.
W każdym razie, oficjalnie dodaje magiczny przycisk ZAKOŃCZONE w Absolucie Ekstra. (W końcu trylogia dzięki temu przejdzie korektę XD) A teraz życzę wam miłych dni!
( Jeśli jesteście zainteresowani bxb w moim wykonaniu to pojawił się „Louis" na moim profilu oraz "Szansa na szczęście" (to również kryminał) ;)
No i oczywiście SEQUEL Absoluta jest aktualnie prowadzony. Doberman, jeśli jesteście zainteresowani.
PS. A tak w ogóle, czy tylko mnie bawi w jaki sposób zakończyłam?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top