Po latach #7
Standardowo dodatek po zakończeniu trylogii. :)
Siedziałem od rana w gabinecie szefa i próbowałem rozwiązać swoje największe życiowe problemy. Zacząłem od tych najmniej istotnych, po te większe, które dla mnie miały największe znaczenie w aktualnej sytuacji.
– Sądzę, że Zeus jest samotny – podjąłem nowy temat, po tym jak zrobiłem sobie trzecią kawę i zjadłem już opakowanie ciastek Aleksa, na co chciał mnie wyrzucić przez okno. – Kupmy sobie jeszcze jednego psa.
Aleks spojrzał na mnie spod okularów, tym swoim surowym, ojcowski spojrzeniem, który jasno mówił, że znów mówię bzdury. Odłożył długopis i oderwał się od pisania jakichś nudnych dokumentów. Czasem zastanawiam się czy biurokracja nie jest jego hobby.
– Albo kota – mówiłem dalej, nie zważając na jego reakcję. – Lubisz koty – dodałem zdesperowany, chcąc go przekonać do mojego pomysłu.
Oczywiście to nie było takie łatwe.
– Chcesz zwierzyniec zrobić w naszym domu? – zapytał gburowato, jak zwykle nie chcąc się zgodzić z moimi pomysłami.
To i tak prawdziwa miłość, że jest gotowy dyskutować ze mną na takie tematy. Pączuś na przykład zamyka mi przed nosem drzwi, kiedy tyko powiem słowo zwiastujące durne pomysły i kłopoty.
– Jak zwykle od razu negatywnie – westchnąłem, odwracając się do niego przodem i pochylając w jego stronę. – Posiadanie zwierząt dobrze robi w rozwoju dzieci i osób niepełnosprawnym...
– I chorym psychicznie – pocisnął mi natychmiast, na co się odsunąłem obrażony.
Spojrzałem na niego spod zmrużonych powiek, prostując się na krześle.
– Nie jestem chory – odpowiedziałem od razu.
– Masz paranoję i napady histerii przez traumę.
Zmarszczyłem brwi coraz bardziej zdenerwowany.
– Lizzi dramatyzuje.
Tym razem to on założył ręce pod piersią i zmrużył oczy. Znów schodzimy na temat mojego leczenia. Nienawidziłem tego. A on to doskonale wiedział.
– Jest twoim psychologiem.
– Mam prawo nie zgadzać się z diagnozą.
Westchnął, chyba dzisiaj nie miał ochoty się ze mną szarpać na ten trudny temat. Jeśli ktoś tu ma paranoję, to tylko on jeśli chodzi o moje zdrowie psychiczne.
– Dobrze, że przynajmniej przychodzisz na wizyty – westchnął pod nosem i przecierając sobie twarz, wrócił do swoich dokumentów. – Powinieneś już iść – powiedział naglę.
– Nie chcę – odpowiedziałem natychmiast. – Kot mógłby nazywać się Hera – próbowałem zmienić temat.
Wiedziałem, że przeginam z siedzeniem u niego w gabinecie od rana, ale nie byłem całkiem pewny czy chcę poznać prawdę. Szczerze powiedziawszy, bałem się trochę tego co usłyszę. Wszystko, co dotyczyło Teodora, raniło mnie w jakiś sposób. A Antonina prawdopodobnie jest jedyną osobą, która mogła mieć z nim na tle bliskie kontakty, by wyjawić mi całą prawdę o moim byłym przyjacielu.
Prawdę o jego prawdziwych motywach.
– Apollo, to tchórzostwo.
– Sam powiedziałeś, że mam paranoje i histerię po traumie. A jak dostane atak?
Natychmiast spojrzał na mnie z niepokojem, a ja żałowałem że to powiedziałem. Zaczyna się jego opiekuńcza strona, która czasem jest całkiem męcząca
– Przeczuwasz to? – zapytał natychmiast. A ja jęknąłem wewnętrznie, chcąc jednak stąd wyjść jak najszybciej. Mogłem zjeść jeszcze jedno pudełko tych ciastek, to by sam mnie wywalił. – Chcesz wracać do domu? – dopytywał, a ja czułem się osaczony. – Powiedzieć ci, co mi powiedziała? Może tak będzie lepiej...
Czułem jak jego opiekuńcze macki mnie otaczają. To było takie dla niego typowe.
– Jezu nie... – jęknąłem wstając, chciałem stąd wyjść, zanim wyśle mnie do domu albo zamknie w szafie. – Nie da się z tobą gadać.
Wyprostowałem się i poprawiłem sobie pasek, zaczynało się robić ciasno w spodniach, co zaczęło mnie niepokoić. Może częściej powinienem chodzić na basen? Albo nie wykradać z pączusiami słodyczy Aleksowi.
– Apollo teraz się martwię – westchnął.
– Ja o siebie też – mruknąłem sarkastycznie
– Wiem co ci powie. – Oczywiście, że wiedział. Inaczej by mnie nie puścił, gdyby miał jakiekolwiek wątpliwości do całej tej sytuacji. – To nic wielkiego, nie masz się co martwić. Antonina powie ci dokładnie to co mi. Tylko bądź grzeczny i nie dramatyzuj.
Tylko bądź grzeczny i nie dramatyzuj, przedrzeźniałem go w myślach. Zastanawiając się jak wielki fetysz na kontrole on musi mieć.
– Nie dramatyzuję – westchnąłem poddany, chcąc stąd już wyjść.
Aleks potrafił być męczącą Gułą.
– Nie wpakuj się w kłopoty – ostrzegł mnie ostatni raz, kiedy już byłem jedną nogą w stronę drzwi.
– Nie wpakuje – uciąłem i wyszedłem.
Dopiero jak zamknąłem drzwi, jego macki puściły.
Odetchnąłem. Mogłem się domyśleć, że Aleks już przesłuchał dokładnie Antoninę i dopiero później zdecydował, by mi powiedzieć i pozwolić samemu usłyszeć wersje Antoniny.
A zwarzywszy, że był spokojny, pewnie to nie specjalnie zmieni moje życie. Aleks zawsze niszczy zabawę.
Wszedłem na wyższe piętro, zastanawiając się czy dzień mógłby być paskudniejszy.
Dotarłem do biura i natychmiast dostrzegłam znużone i pełne wyrzutu spojrzenie Murdiego. No cóż, zniknąłem na cały ranek i byłem u szafa, przez co nie mógł po mnie przyjść i mnie wyciągnąć.
Jednak ja skupiłem się na kobiecie, która ze znużeniem układała kolorowe karteczki.
Ah, to zaangażowanie w pracę. Zwłaszcza Ryśka, który jak zwykle grał w pasjansa.
– Możemy porozmawiać? – zapytałem cichszym tonem, stojąc nad nią przy biurku.
– Jasne – zgodziła się od razu, a ja zmrużyłem oczy.
Była w dobrym humorze, a ja prawdopodobnie to zniszczę.
– Dlaczego Aleks pozwolił ci tu jeszcze pracować? – szepnąłem chicho, by Murdi, który lubi podsłuchiwać, nie usłyszał naszej rozmowy.
– Nie rozumiem – waliła głupa.
– Rozumiesz – odpowiedziałem z mocą, dając jej znać by przestała grać.
– Porozmawiajmy gdzie indziej – powiedziała, a ja wiedziałem, że czaka nas długa rozmowa.
W każdym razie, na to liczyłem.
Wyszliśmy, na co Murdi jęknął i mruczał coś o odkładania pracy w nieskończoność. Przeszliśmy w milczeniu do pobliskiej kawiarni, do której żaden policjant nie chodził, bo mieli paskudną kawę.
– Byłaś kuzynką Teodora – powiedziałem z grubej rury od razu, zanim jeszcze zamówiła ta paskudną kawę.
Zerknęła na mnie spod byka. Ale nie zaczęła zaprzeczać czy mnie atakować słownie. To dobrze, to znaczy że nie ma nic do ukrycia.
– Aleksander w końcu ci powiedział – mruknęła, przewracając oczami.
– Jak widać. Jak dawno wiedział?
– Prawie miesiąc.
Cudownie, byłem wściekły że przez miesiąc się wszystko działo zza moimi plecami, a ja głupi żyłem sobie w nieświadomości.
– Wiedziałaś o wszystkim?
– Podejrzewałam – odpowiedziała wymijająco, ale mi to nie wystarczyło.
– Czyli nie miałaś z nim i sektą nic wspólnego? – upewniłem się.
– Nie byliśmy na tyle blisko – wyjaśniła szczerze, a w każdym razie tak mi się wydawało. – W każdym razie w dorosłym życiu – sprostowała. – Właściwie, w ogóle się nie widywaliśmy, nie mieliśmy bliższego kontaktu niż to, że wiedziałam gdzie jest, a on wiedział co robię.
– Nie próbował cię wykorzystać do swoich celów? – powątpiewałem.
Spojrzała na mnie jakoś dziwnie.
– To ty nie wiesz?
– Czego nie wiem? – zirytowałem się.
Wychodziło, że kompletnie nie wiem co się dzieje na komisariacie. Milczała chwilę analizując sytuację i moją sylwetkę w najmniejszym szczególe, aż nie powiedziała:
– Próbował mnie wciągnąć do Rodziny – powiedziała, a ja czułem, że to nie cała prawda – ale nie jestem wierząca, a później kompletnie się odcięłam, widząc co się z nim dzieje.
– Powinnaś sama zgłosić się o odsunięcie od sprawy, skoro maiłaś jakiekolwiek podejrzenia.
– Jakie podejrzenia? Że mój szalony kuzyn jest Absolutem? Nie miałam dowodów i nie chciałam problemów dodatkowych w swoim życiu. Byłam po stronie policji, nie byłam szpiegiem i nie miałam z nim powiązań. Zresztą co mogłam zrobić? Tylko podejrzewałam, że coś się kręci i może są jakieś powiązania, ale pewność? – Pokręciła głową. – Wyszłabym na wariatkę, zwłaszcza na początku śledztwa. Uznałam, że lepiej szukać prawdziwego winowajcę przez legalne śledztwo.
– Byliście kuzynostwem, dlaczego nie mieliście bliższego kontaktu?
– Bo był szalony, a ja domyślam się co powinnam ci powiedzieć.
Zmarszczyłem brwi, takiej odpowiedzi się od niej nie spodziewałem. Jak to wiedziała co mi powiedzieć?
– Czyli co?
– Aleksander wysłał cię do mnie byś zrozumiał co było nie tak z Teodorem i poznał go naprawdę, jako człowieka, który był dla reszty, nie dla ciebie.
– Jest różnica?
– Ogromna. Było dwóch różnych Teodorów.
Miłego weekendu wam życzę!
A ja mam jeszcze do was jedno pytanie.
Jak myślicie z tych dwóch pechowców, który pierwszy by się oświadczył?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top