Po latach #4

Kolejna część z serii "Po latach". Jak zawsze przypominam, że to dla moich czytelników, którzy skończyli trylogię! Miłego czytania! ;)



Zmarszczyłem brwi, następnie nos i przekrzywiłem głowę. Próbowałem nawet odczytać to nazwisko od tyłu, ale nic mi to nie mówiło. Może jestem po prostu ślepy na starość i nie wiedzę tego, co widzi Aleks? Chociaż on przecież jest bardziej ślepy ode mnie.

Różewicz.

– No i? – zapytałem w końcu, poddając się całkowicie.

Posłał mi tak kpiarskie i złośliwe spojrzenie, że wiedziałem, że coś kryje się pod tym wszystkim. Aleks zawsze posyła mi to spojrzenie, kiedy chce ze mną zagrać w grę. Poczułem to charakterystyczne łaskotanie w podbrzuszu.

– Oddaj dokumenty, kochanie. – Wystawił w moją stronę swoją dłoń.

Definitywnie w coś mnie wkręca.

– Mowy nie ma.– Odskoczyłem od niego, mocniej ściskając teczkę. – O co chodzi? – Patrzyłem prosto na jego paskudny uśmiech. – Zaraz... Czy to ta sama teczka? Aleks, w co się znów bawisz?

Już kompletnie nie wiedziałem, w co wierzyć. Czy to ta sama teczka, ta sama zawartość? O co chodzi z tym nazwiskiem panieńskim? A najważniejsze, co kryje się za tą tajemnicą, że Aleks postanowił wkręcić mnie w jakąś dziwną grę.

– Sam się dowiedz – uśmiechał się wrednie.

Zmrużyłem oczy i zacisnąłem dłonie w pięść. Zaczął mnie irytować. Nie tylko jego zachowanie, ale i moja niewiedza. Nienawidziłem, kiedy on coś wie, a ja nie.

– Rzucasz mi wyzwanie? – syknąłem.

– Rzucam? – odpowiedział mi prowokacyjnie.

Wciągnąłem gwałtownie powietrze.

– Dobra, panie inspektorze – prychnąłem wściekły i urażony. – Sam tego chciałeś. Jeszcze ci pokaże i sam rozwiąże zagadkę, wyprzedzając cię.

Jednak nie zabrzmiałem zbyt dobrze przez to, że wpadłem na ścianę. Byłem tak zdenerwowany, że gwałtownie odwróciłem się na pięcie i wpadłem na ścianę. Nie wiem, jak to zrobiłem, naprawdę. Byłem pewny, że tutaj są drzwi, mimo że były dwa metry dalej. To wszystko przez to, że Aleks wyprowadził mnie z równowagi. Przyrżnąłem nosem i zatoczyłem się z jękiem do tyłu.

– Ojej, Słoneczko... – usłyszałem za sobą.

Pociągnąłem nosem i go wymacałem, sprawdzając, czy go przypadkiem nie złamałem. Aleks podjechał do mnie zmartwiony, a zarazem rozbawiony i objął mnie w pasie. Maiłem wrażenie, że traktuje mnie jak Leosia w tym momencie.

Urażony miałem ochotę wyjść, ale z drugiej strony chciałem, żeby się nade mną litował. Przynajmniej przez chwilę byłem w centrum uwagi i był dla mnie bardzo miły i kochany. Można to zawsze wykorzystać na własną korzyść.

Wystawił w moją stronę ręce, a ja się schyliłem bym mógł dotknąć moją twarz. Jak zawsze miał przyjemnie chłodne dłonie. Pogłaskał mnie po policzku i dotknął obolałego nosa.

– Masz nos jak Rudolf – zachichotał, a jego twarz, dotychczas złośliwa, rozjaśniła się.

– Nie miałbym, gdybyś nie był dla mnie wredny – wypomniałem mu.

Nie wydawał się przejęty moim oskarżeniem. Za to szarpnął mnie i pocałował lekko.

– Nie martw się. – Pogłaskał mnie za uchem, patrząc mi w oczy. – To nieniebezpieczne.

Dałem mu się potarmosić za włosy, bacznie obserwując jego minę. Jak na wiszącą tajemnice w powietrzu był dziwnie zrelaksowany.

Definitywnie w coś ze mną pogrywa.

– Nie bawiłbyś się ze mną w kotka i myszkę, gdyby tak było – przyznałem, zastanawiając się, gdzie tkwi haczyk.

Złapał mnie za uszy i znów pociągnął, by mnie mocno pocałować.

– Wracaj do pracy, Słońce. Bo cię w końcu zwolnię – powiedział, puszczając mnie i odjeżdżając kawałek.

– Nie zrobisz tego – odpowiedziałem mu natychmiast, prostując się.

Posłał mi zuchwały uśmiech, jakby chciał powiedzieć: „sprawdź mnie". Westchnąłem. Miałem jak na dziś dosyć Aleksa.

Wymaszerowałem z jego biura, czując się, jakbym przegrał jakąś część siebie. Zawsze tak miałem, jak bawił się ze mną w jakieś dziwne rzeczy. Zaczął to robić, kiedy został moim przełożonym–inspektorem.

Zakładał się na przykład, jak szybko rozwiążę sprawę albo w którym dniu tygodniu wpakuje się w kłopoty i zechce mnie zwolnić. Był zaskakująco precyzyjny.

Wchodząc już po schodach na wyższe piętro, gdzie znajdowało się pokój mojej jednostki, spojrzałem na tę tajemniczą teczkę, o którą zrobiłem tyle szum. Ciążyła mi w dłoni i miałem wrażenie, że do niczego mi się nie przyda.

Ścisnąłem ją i tupiąc nogami, wchodziłem w górę, przeklinając swojego chłopaka w myślach. Jest taki wkurzający. Dlaczego nie może być taki kochany, miły i uroczy jak ci wszyscy geje na filmach co nam Lukrecja pokazuje?

Jasne, że nie. Aleksander Szal ani trochę nie jest miły, ani uroczy.

A w każdym razie nie dla mnie. Życie jest niesprawiedliwe.

Wszedłem do biura z naburmuszoną miną sześciolatka. Natychmiast napotkałem wzrok Murdiego, który mówił: „przepraszam, ale to nie moja wina, że uciekłem przed tym potworem".
Nie ważyłem się na niego nawet obrazić. W końcu to on pisze mi łaskawie te raporty.

Zaraz następną osobą, której spojrzałem w oczy była Antonina. Właśnie się podnosiła, by wyjść. Zastanawiałem się, co z nią jest nie tak. Wydawała się całkowicie normalna, z pokładanym życiem.

– Wychodzisz? – zapytałem ją.

– Tak, mam coś do załatwienia na mieście, mówiłam ci o tym tydzień temu, pamiętasz? – zapytała, podnosząc wysoko jedną brew.

Nie, ale postanowiłem udawać, że tak.

– Szerokiej drogi. – Machnąłem jej na pożegnanie.

Kiedy wyszła, spojrzałem błyskawicznie na Murdiego. Siedział taki biedny i znudzony, czekając, aż w końcu wezmę się do swojej roboty. Był tak przyzwyczajony do mojego dziwactwa, że nawet nic nie powiedział, ani nie zapytał, co tak długo robiłem w biurze szefa.

– Jedziemy w końcu do świadków? – zapytał tylko.

Spojrzałem na teczkę w moich dłoniach. Różewicz. W moment podjąłem decyzję.

– Idziemy śledzić Antoninę. – Doskoczyłem do niego i chwyciłem pod łokieć, odkładając jednocześnie teczkę.

Westchnął, załamany.

– Dlaczego mnie to nie dziwi? – powiedział poddany, dając się pociągnąć w stronę wyjścia.

– Cześć, Rysiek! – krzyknąłem na odchodne do jedynej zagubionej duszy w tym pomieszczeniu.

– Co ze mną!? – krzyknął za mną, kiedy byłem już jedną nogą w drzwiach.

Odwróciłem się do niego i uśmiechnąłem złośliwie, niemal tak samo, jak Aleks.

– Nie wiem, idź pomęcz inspektora – podsunąłem żartobliwie.

Facet wyglądał na załamanego moimi słowami.

– Inspektora? Proszę nie, jest strasznie cięty na mnie ostatnio.

Nie przejmując się załamaniem mężczyzny, wyszedłem zadowolony z siebie i ciągnąc za sobą młodszego kolegę, wyszedłem z pomieszczenia.

Musiałem wiedzieć, o co chodzi z Antoniną i jej tajemniczym nazwiskiem panieński.

Nie było nic bardziej frustrującego niż to, że Aleks wie coś, czego ja nie wiem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top