Po latach #2


Nie spałem dobrze przez następne dwa dni. Już nawet przestałem się przejmować swoim  przemęczeniem i roztrzepaniem. Najważniejsze było jednak, by Aleks się nie domyślił. To był priorytet.

Oczywiście widział, że coś jest nie tak. Ale moim celem było utrzymanie go w przekonanie, że to przez nawrót koszmarów na złe wspomnienia, a nie stres i zdenerwowanie przez to, że coś przede mną ukrywał. Nienawidziłem tego, czułem się wtedy, jakby robił ze mnie niepoczytalnego faceta z chęcią popełnienia samobójstwa na samo wspomnienia przeszłości. Ale z drugiej strony go rozumiałem. Jeszcze nie doszedłem do siebie, a on nie chciał bym zrobił coś naprawdę głupiego w chwilach gwałtownych emocji.

Przecież nawet ja muszę przyznać, że jestem narwany i robię wszystko impulsywnie.

Jednak nie mogłem funkcjonować normalnie z myślą, że on nad czymś pracuje, a mnie to omija. Coś jest przede mną ukrywane.

Postanowiłem sobie, że wszystkiego się dowiem. Zależało mi tylko na dowiedzeniu się, co się dzieje. Nie musiałem barć czynny dział w rozwiązywaniu problemu. Nie potrzebowałem dodatkowej roboty, jeszcze by mi raport kazali napisać...

Tego konkretnego dnia, jak zwykle wstałem wcześniej, mając za sobą tylko pięć godzin pełnego snu. Jednak to motywacja zmyła moje zmęczenie. Wstałem, pocałowałem śpiącego Aleksa i zaraz wyskoczyłem z pokoju. Wszyscy jeszcze spali. Ten dom był zawsze pełny życia, dlatego jedynym momentem na całkowity spokój i samotność było późna noc i wczesny ranek. Ja preferowałem właśnie samotną kawę ze wschodem słońca.

Jednak tym razem nie zacząłem od porannej kawy.

Wyszedłem na korytarz i skierowałem się w prawo, gdzie w salonie leżał mój laptop, którego dziele z Aleksem. Wchodząc do pomieszczenie potknąłem się o coś włochatego. To Zeus. Spojrzałem z niedowierzeniem na kundla. Nie byłem zaskoczony tym, że go nie zauważyłem, byłem zaskoczony tym, że leży na ziemi. Ten mały leń ma tak dobrze, że śpi sobie w swoim własnym kącie kanapy, gdzie jest mnóstwo poduszek, które sobie przywłaszczył. To było wręcz nienaturalne, że leży na ziemi tak zrelaksowany. To tak jakby Aleks wybrał marchewkę zamiast czekolady.

Potrząsając głową i ignorując to dziwne zdarzenie ruszyłem w głąb salonu, ale zaraz się zatrzymałem słysząc szuranie. Spojrzałem w dół. To Zeus ciągnąc za sobą tułów poszedł za mną i pisnął prosząco. Doskonale wiedziałem, co ten pchlarz chce.

– No dobra – sapnąłem, nie mogąc nic poradzić, że gdy ten pies tylko piśnie jestem do jego całkowitej dyspozycji. Podszedłem do kanapy, obok której stał jego wózek. Włożyłem go na niego. Zapiąłem mu szelki i wypuściłem na ogródek, by po zjechaniu po kładce, której używał również Aleks, mógł powąchać sobie kwiatki Pączusia. Nie wiem jaki jest w tym sens, ale ten pies uwielbiał wąchać kwiaty.

W końcu wziąłem laptop i przeniosłem się do kuchni, która była oddzielona od salonu wyspą kuchenną. Położyłem go na blacie, mając doskonały widok na korytarz i schody. Włączyłem go i chwilę poczekałem aż pojawią mi się dwie ikonki do zalogowania się. Jedna była moja, druga Aleksa. Najechałem myszką właśnie na tą drugą ikonę.

Chciałem przeszukać jego pliki, licząc, że wpadnę na jakieś informację, czy jakiekolwiek wskazówki. Jednak poczułem ogromne uderzenie w policzek, kiedy wyskoczyło mi żądanie o wprowadzenie hasła. Nie mieliśmy haseł, bo zwyczajnie nie było nam to potrzebne.

Aleks tylko raz założył sobie hasło na profilu. Rok temu kiedy go męczyłem o mój prezent. Nie chciał mi powiedzieć co zamierza mi dać, a wiedząc że przymierzam się do przeszukania jego historii wyszukiwarki, założył sobie blokadę przede mną.

Jednak sytuacja była zupełnie inna.

To już nie było zabawne. Ewidentnie coś przede mną ukrywał.

Zrobiło mi się niedobrze, zakręciło mi się w głowie, przez co musiałem złapać się blatu, by nie upaść. Zamknąłem oczy, skupiając się na głębokich oddechach. Nie chciałem tu zemdleć, czy upaść na podłogę robiąc hałas.

Aleks z Pączusiem zaraz by dzwonili do lekarza. A nawet ściągnęliby mojego psychologa.

Spokojnie, powtarzałem sobie, wszystko ma swoje powody, wszystko jest do wyjaśnienia. To wcale nie musi być związane z Nim, ani z jego rozbitą Rodziną.

Po chwili lodowaty dreszcz odszedł w niepamięć, a oddech mi się wyrównał.

– Pol?

Poderwałem gwałtownie głowę. W wejściu do salony stała malutka Diana. W swojej piżamie–pajacyku. Miała roztrzepane włosy i zmrużone oczy. Trzymała pod pachą swojego ukochanego misia.

– Co się stało, mała? – szepnąłem rozczulony, widząc taką kruszynę w słabym świetle poranka. – Czemu nie śpisz? – zapytałem łagodnie, nie będąc w stanie zdobyć się na surowy ton.

Podbiegła do mnie. Natychmiast się otrząsnąłem, nie mogłem pokazać dziecku, że coś jest ze mną nie tak. Kucnąłem byśmy byli na tym samym poziomie.

– Lulu mnie obudziła – powiedziała słodko, przystając do siebie mocniej swoją przytulanke.

– Dlaczego cię obudziła?

– Chciała ciastka.

Uśmiechnąłem się. Mała cwaniara, już wiedziałem co się kręci. A gdy zobaczyłem wystającą główkę Leona w wejściu do salonu, utwierdziłem się w tym pomyśle. Dwa małe demony wstały wcześniej, tylko dlatego by przed wszystkimi zeżreć wszystkie ciastka, które Pączuś wczoraj kupił.

A pomyśleć, że oskarżyliśmy wszyscy o podbieranie słodyczy Aleksa.

– Mnie też obudziła – usprawiedliwił się Leon, wchodząc do salonu. – Pol, mogę czekoladę? – zapytał, stając obok swojej siostry.

Zagryzłem wargę widząc te dwa brzdące przede mną. Ona przytulała misia, on ściskał w dłoni swojego pluszowego pirata. No i jak im odmówić?

– Mogę wam zrobić kakao – poddałem się, wiedząc, że za kakao nie zostanę zlinczowany tak bardzo, jak za danie im ciastek – i ani słowa mamie.

Od razu się rozpromienili.

– Dobra – odpowiedzieli równo.

Skończyło się na tym, że przesiedziałem z dziećmi na podłodze w salonie z kubkiem ciepłego płynu. Po jakimś czasie dołączył do nas Zeus, a dzieci wspólnymi siłami wyjęły go z wózka i wepchnęły na kanapę. Zeus nie miał ogona, dlatego machał całym tyłkiem szczęśliwy, że jest w centrum uwagi. Spędziliśmy tak razem czas aż reszta domowników się nie pojawiła. Najpierw Pączuś, później Julian. Na samym końcu oczywiście wstał Aleks. Wjechał do pełnego już życia salonu, zaspany i ledwo przytomny. Zaczął dopiero funkcjonować, kiedy dałem mu gorący kubek z kawą.

Uśmiechnął się do mnie wdzięcznie, trzymając swój niebieski kubek. Odpowiedziałem mu tym samym zerkając na stolik za jego plecami. Laptop spoczął wyłączony na tym samym miejscu, jak go rano znalazłem. Nie chciałem, by Aleks zaczął coś podejrzewać. Ostatnie czego obaj potrzebowaliśmy była kłótnia.

Jednak ta pierwsza porażka ani trochę mnie nie zniechęciła do dalszego grzebania. Pozostała mi jeszcze jedna opcja. Ale na tą szanse musiałem poczekać na odpowiednią okazję.

Na okazję, kiedy Aleksa nie będzie we własnym biurze, a mnie nie będzie przy nim. Co wbrew pozorom, zdarza się bardzo rzadko.

Ale nie ma rzeczy niemożliwych, prawda? 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top