Ostateczna próba Damiana
Akcja dzieje się jakoś trzy lata po zakończeniu trylogii. Jest to czas kiedy Lizzi jeszcze dorabia sobie na recepcji na komisariacie, ale już leczy Apollo. Jest to również czas grubo przed oświadczynami A&A, więc: ZAPRASZAM!
Damian
Spała słodkim snem tuż przy moim boku. Naprawdę uważałem się za najszczęśliwszego mężczyznę na świecie. Mimo mojego uporu, nie spodziewałem się, że naprawdę ktoś taki jak Alicja pokocha mnie tak szczerą miłością. Mimo jej sukowatej aparycji była najlepszą dziewczyną pod słońcem. Wierna, kochająca, oddająca ci całe serce jeśli trzeba.
Nie chciałem jednak by była dłużej moją dziewczyną. Zasługiwała na więcej. To ja chciałem więcej.
Chciałem zmienić jej nazwisko z Biel na Wydra, by została moją żoną.
Alicja Wydra, jak pięknie to brzmi.
Jednak chyba wszechświat tak nie sądził.
Próbowałem się jej oświadczyć już dwa razy. Za każdym razem paprałem sprawę.
Za pierwszym razem zamierzałem to zrobić w drogiej restauracji. Jednak kiedy już miałem klękać, uświadomiłem sobie, że zgubiłem pierścionek. Pudełka z obrączką nie było w kieszeni moich spodni. Musiałem naprawdę robić dziwne miny, bo Alicja zmarszczył nos i spojrzała na mnie z zażenowaniem, zanim zapytała czy mam biegunkę.
Za drugim razem zamierzałem zrobić to na kolacji z jej rodzicami. Od samego początku mnie nie lubili. Woleli dla swojej córki kogoś z bardziej prestiżową pracą i wyższymi zarobkami. Wiedziałem, że jako informatyk w policji nie jestem ich wymarzonym zięciem. Na szczęście Alicja ma charakterek i umie postawić na swoim.
Chciałem to zrobić przy nich, by pokazać jak bardzo kocham ich córkę i od razu prosić o jej rękę jej ojca. Ale nie udało mi się.
Zżarła mnie taka trema, że przez cały wieczór nie powiedziałem słowa. A wściekłe spojrzenia posłane w moją stronę przez jej ojca w ogóle mi się pomagały.
Wiedziałem jednak, że za trzecim razem mi się uda. Na pewno. Miałem obiecaną pomoc Apollo i Aleksa. Apollo znał ją najlepiej, a Aleksander jest z nas wszystkich najbardziej odpowiedzialny.
Na pewno to wypali, tym razem.
Wysunąłem się cicho z pościeli. Nie chciałem jej budzić. Miała dzisiaj przed sobą ciężki dyżur. Niech sobie pośpi jak najdłużej i pozbiera siły. Starałem się też dlatego robić poranne czynności jak najciszej. Zastawiając kawę w termosie i śniadanie na stole, zacząłem zbierać się do wyjścia. To był ten dzień, dzień w którym wszyscy byli gotowi do boju.
Już miałem wychodzić, kiedy z sypialni wyszła rozczochrana Alicja.
- Już wychodzisz? - zapytała zaspana.
- Tak. - Cmoknąłem ją szybko. Chciałem wyskoczyć z mieszkania, zanim zauważy, że jestem zdenerwowany. - Cześć.
Zdołałem się tylko odwrócić, by mnie cofnęła.
- Ej - syknęła. - Nie zapomniałeś o czymś?
Zdrętwiałem i próbowałem sobie przypomnieć o mojej gafie. Pierścionek na pewno miałem w kieszeni spodni.
- No tak - powiedziałem nagle. Znów ją cmoknąłem. - Kocham cię, do zobaczenia.
- Ja ciebie też - mruknęła usatysfakcjonowana i ruszyła do kuchni.
Wolny od jej stresującego spojrzenia wręcz frunąłem do pracy. Apollo jeszcze wieczorem napisał mi, że wpadli na genialny pomysł z Aleksandrem.
Wchodząc na komisariat pierwsze co zauważyłem był brak kogokolwiek przy recepcji. Ani pani Basi ani Lizzi. Trochę mnie to zaniepokoiło, ale nie w tym moja rola, by się tym przejmować.
Kiedy tylko wszedłem do biura, w mig zostałem pochwycony przez rozradowanego Apollo. Czasem zastanawiam się czy ten facet nie ma ADHD, albo innego problemu z usiedzeniem w miejscu. Zerknąłem również na inspektora Szala. Spokojnie przeglądał jakieś dokumenty, kompletnie ignorując swojego chłopaka. To dopiero jest przykład skrajnych przeciwieństw. Jako oni ze sobą wytrzymują prawie 24 godziny na dobre, to ja nie wiem. Chyba wszyscy sobie zadają te pytanie, odkąd wyszło na jaw, że mieszkają razem.
- Młody! Jak się masz? Zaraz ci wszystko opowiemy ze szczegółami!
- Nie wydzieraj się Cesarski - syknął blondyn. - Nie cały komisariat musi o tym wiedzieć.
- Chodź, chodź. - Brunet kompletnie go zignorował, wciągając mnie głębiej do pomieszczenia.
Dopiero teraz dostrzegłem resztę. Brutus siedział na miejscu Apollo rozwiązując krzyżówki, Lizzi rozradowana siedziała na oparci krzesła, zastanawiałem się gdzie jest Kowal, bo Antonina robiła sobie kawę.
- Czemu wszyscy..
- Wszyscy jesteśmy zaangażowani w twoje oświadczyny, młody - zapewnił mnie energicznie, mocno klepiąc mnie po ramieniu. Nie wiem czy był świadomy, ale chyba zrobił mi siniaka. - Pamiętam jak żaliłeś się, że nie stać cie na to by zabrać Alicję do Paryża, by jej się oświadczyć. A co powiesz na to, żeby Paryż przyszedł do Szczecina?
Pewnie wyglądałem naprawdę głupio, ale to co do mnie powiedział detektyw nie dotarło do mnie. Czy to nowy poziom rozmowy?
- Cesarski, tłumacz konkretniej.
- Jezu, co za sknera - przewrócił oczami i spojrzał na naszego zwierzchnika. - Jak ci się nie podoba, to sam mu wytłumacz, Panie-Wiem-Wszystko.
Myślałem, że zaraz go zadźga długopisem, który trzymał. Jednak jak zwykle opanował się i postanowił odpuścić. Rozumiałem go całkowicie. Czasem lepiej wychodzimy jak się wycofujemy. Żyjąc z Alicją bardzo szybko to zrozumiałem.
- Chodzi o to młody, że wpadliśmy...
- Ja wpadłem - wtrącił się blondyn, w swój typowy zimny sposób.
- ŻE - kontynuował z mocą, ignorując wtrącenie inspektora - trzeba zrobić odpowiednią scenerię do oświadczyn.
- Nie rozumiem - przyznałem zażenowany.
Apollo naprawdę jest na innym poziomie intelektualnym.
- Komisarz miał na myśli. - Nagle znikąd pojawił się Murdi przy łokciu Apollo. Kurde, jak on się nazywa. Apollo tylko tak się do niego zwraca, przez co to podchwyciłem. - Że postanowili zmienić wygląd zewnętrzny stołówki komisariatu na styl francuski, by było romantycznie.
Ten to zawsze robi za jego adwokata, pomyślałem widząc jego rozbiegany wzrok.
- Dzięki Murdi.- Brunet jak zwykle mało delikatnie chwycił chłopaka i potarmosił mu włosy, jak gówniarzowi. Jestem pewny, że tak go właśnie detektyw widział. Był tutaj z nas najmłodszy.
- CESARSKI! Bo mu coś zrobisz! - wrzasnął ostrzegawczo szef, odkładając z hukiem dokumenty.
- Przesadzasz Aleks - mruknął i zostawił chłopaka w spokoju. Biedak był zasapany, czerwony z wysiłku.
- W porządku, jeszcze oddycham.
Jeszcze... Naprawdę współczuje czasem najmłodszemu tutaj chłopakowi. A mógł pozostać byciem zwykłym profilerem, ale nie, on chciał dorównać Apollo i został śledczym.
Z kim ja się zadaję? Czy tylko mi wystarczyło bycie zwykłym informatykiem, z podstawowym przeszkoleniem?
Wszystko zostało mi dokładnie wytłumaczone przez Aleksandra. Pociągnął Apollo i Murdiego z dala ode mnie i wytłumaczył mi wszystko tak, jak normalny człowiek tłumaczy innemu normalnemu człowiekowi.
Dzień na to był idealny. Spokój w pracy, mało ludzi na wieczornej zmianie.
Dlatego od razu wzięliśmy się za robotę, pod władczym dyktandem Lizzi. Wszystko musiało być idealne. A przyjaciółka przyszłej narzeczonej nadawała się do tego idealnie, by wszystko pilnować.
- No już, już Brutusik nie obijaj się, jesteś tu najwyższy, dasz rade je wszystkie powieść.
- Tak - mruknął pod nosem i nadal stał na dwóch krzesłach i wieszał lampki na suficie. Lizzi była niesamowita, okazało się, że wszystkie rzeczy załatwiła w kilka godzin.
No, prawie wszystko.
Jedną i to najdziwniejszą rzecz, załatwili Apollo i Aleks.
- Skąd wytrzasnęliście wieżę Effla? - krzyknąłem, widząc jak Apollo z Murdokiem wnoszą to trzymetrowe coś.
- Znaleźliśmy w wynajmowanym garażu wczoraj wieczorem - powiedział z szerokim uśmiechem. Nie wydawał się zmachany, a i Murdok nie wydawał się ledwo żywy, więc wywnioskowałem, że jest lekka. - Warto było jednak szukać tej szpachli do tynku - mruknął pod nosem, skupiając się na tym by o nic nie zahaczyć.
- Ale dlaczego? - wykrztusiłem nie mogąc logicznie myśleć.
Skąd oni to do diaska wytrzasnęli?!
- Moja mama kupiła kiedyś po przecenie. - Nagle obok mnie pojawił się Aleksander.
Jak na faceta na wózku był jak ninja.
- Strach pomyśleć, co by tam jeszcze było, gdyby Aleks nie robił wiosennych porządków cztery razy do roku... AŁA... Nie bij mnie!
Jakimś cudem blondyn zdołał dosięgnąć Apollo i mu przyłożyć.
- Masz jeszcze coś do powiedzenie Cesarski? - wysyczał. - To ty uparłeś się żeby nie sprzedawać tego garażu.
- Pani Leokadia miała lepszy gust niż ty... Ała! To boli! Żartowałem!
Byli parą nie do podrobienia.
Dekorowanie zostało skończone, Apollo został wysłany po Alicje, bo Lizzi stwierdziła, że nie wytrzyma nie wygadują się, a mnie wysłali żebym się przebrał w garnitur. Myślałem, że się przekręcę widząc ogromną muchę. Przecież nie da się w niej oddychać.
Ubierając spodnie nagle zdałem sobie z czegoś sprawę. Zaczęłam się macać w panice.
- PIERŚCIONEK! - wrzasnąłem, wybiegając z spodniami w jednej nodze.
No ja pieprze, to już drugi raz!, przecież ja się powieszę, czy to jakiś znak, że....
Zatrzymałem się w pół kroku na korytarzu. Aleksander znajdował się naprzeciwko mnie i patrzał na mnie z zażenowaniem. Tylko on i Alicja byli w stanie zawstydzić mnie samym spojrzeniem. Czułem jak twarz mnie pali z zażenowania.
- Spokojnie. - Nie wiem jak on to robi, że ma tak łagodny ton. - Wszystko będzie dobrze - zapewnił, trzymając czerwone pudełko z obrączką.
Czułem jak powietrze ze mnie uchodzi. Jak dobrze, że on tu jest. Ubrałem spodnie i odebrałem mój skarb albo moją klęskę.
- Dziękuję.
Odpowiedział mi tylko łagodnym uśmiechem i odjechał w stronę stołówki.
Nie miałem wiele czasu. Szybko się ubrałem i wróciłem do Lizzi.
W tle już leciała romantyczna francuska piosenka, a Lizzi brutalnie poprawiała mi garnitur. Skąd miała go w moim rozmiarze chyba nigdy się nie dowiem.
- Tylko pamiętaj, języka w gębie - pogroziła mi z surową miną.
Tym razem nie mogłem tego spieprzyć.
Dostaliśmy cynk od Apolla, że zaraz będą, więc wszyscy w mig się ulotnili i zostałem sam w tym wielkim pomieszczenie.
Czułem jak mi się ręce pocą i serce chce wyskoczyć z piersi. A co jak odmówi? Jeśli w ogóle mnie nie kocha? Albo cała ta sceneria jest tandetna i jej się nie spodoba? Nie zasługuje na więcej.
Kiedy już chciałem wyskakiwać zza zasłonięte okno, drzwi się otworzył i Alicja została brutalnie wepchnięta przez Apollo.
- Powodzenia! - wrzasnął radośnie i zatrzasnął za nią drzwi.
To ani trochę nie pomogło.
W całym pomieszczeniu panował półmrok, a jedynym światłem był małe lampeczki na suficie. Dlatego chwilę zajęło Alicji przyzwyczajenie się do ciemności. Stałem sparaliżowany i potrafiłem się na nią tylko gapić. Jak zwykle wyglądała pięknie, jej blond włosy był rozpuszczone i delikatnie roztrzepane, miała na sobie zwykłe sukienka i nie tak mocny makijaż jak co dzień. Pewnie Apollo nie dał jej wystarczająco czasu na dokończenie go.
- Co tu się dzieje?
W pierwszej chwili myślałem, że nie będę w stanie nic powiedzieć, ale zaraz wylało się ze mnie jak wodospad.
- Jesteś najpiękniejszą kobietą jaka chodzi po ziemi - powiedziałem ruszając w jej kierunku. - Bycie u twojego boku jest prawdziwym zaszczytem i dajesz mnie niebywałe szczęście. Kocham cię od pierwszego spojrzenia. Nigdy nikogo tak nie kochałem. Wiedz, że walczył bym o ciebie do końca, oddałbym za ciebie życie. Jestem zaszczycony... Bardzo cię kocham i.. i..
- Klęknij.
- Och, tak, oczywiście - mruknąłem spanikowany, padając przed nią na kolana. Włożyłem rękę do kieszeni i z ulgą przyjąłem, że pierścionek nadal tam jest. - Czy uczynisz mi ten zaszczyt, Alicjo Biel i zostaniesz moją żoną?
Czekałem tylko sekundę, jednak ta sekunda wystarczała bym prawie padł na zawał. W końcu parsknęła śmiechem, jej oczy zaszły łzami.
- Oczywiście.
Chyba nigdy nie byłem szczęśliwszy. Zapominając o tym, że powinienem najpierw założyć jej obrączkę na palce, porwałem ją w ramiona z dzikim okrzykiem szczęścia.
Pisnęła i roześmiała się. To był najpiękniejszy dźwięk.
Jej śmiech.
Nagle niespodziewanie dla nas obojgu drzwi gwałtownie się odtworzyły i Apollo oraz Lizzi wpadli do środka. Widać było, że podsłuchiwali. Tuż nad nimi stał Brutus i Murdi, a między nimi wzdychał z zażenowania inspektor.
Jeszcze przed gratulacjami jakie nas czekały, zdążałem pocałować moją narzeczoną pierwszym pocałunkiem w naszej nowej relacji.
- A co z tobą młody?! Kiedy oświadczasz się swojej dziewczynie? - krzyknął radośnie Apollo do Murdiego.
Odpowiedział mu tylko czerwień na bladych policzkach.
- Chyba otworze własny biznes - powiedział poważnie Apollo, ale zaraz został sprowadzony na ziemie przez inspektora.
Wszyscy byli szczęśliwi, tylko para niebieskich oczu patrzył na mnie z takim cierpieniem, że naprawdę poczułem złość na nasze homofobiczne społeczeństwo. Jednak zaraz został przygarnięty przez swojego ukochanego z wesołym gwizdem i smutek zniknął tak szybko, a ja o nim zapomniałem, w tym najpiękniejszym dla mnie dniu w życiu.
Wiedziałem, że nasz miesiąc miodowy będzie w prawdziwym Paryżu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top