Rozdział 42
— Zacznijmy od początku, Młody. — Próbowałem mówić łagodnym i spokojnym tonem, ale miałem wszystkie napięte mięśnie ze zdenerwowania, co wprowadzało chłopaka w zaniepokojenie oraz wywoływało stresującą atmosferę. — Zacznijmy od twojej siostry, dobrze?
Pokiwał głową, a w jego oczach natychmiast błysnęły łzy.
Rozumiałem co czuł, więc dałem mu tyle czasu, na poskładanie myśli, ile potrzebował.
Musiałem wyglądać tak samo żałośnie jak on, a kiedy moja tragedia nastąpiła, byłem od tego chłopaka o wiele starszy.
— Ewa mi mówiła w tajemnicy, że jej nauczyciel był nachalny... — zaczął powoli, ważąc każde słowo. — Nie sprecyzowała o co chodzi. Powiedziała tylko, że go nie lubi i robi on rzeczy, których nauczyciel nie powinien. — Tu zrobił długą przerwę, podczas której zaczął obgryzać swoje paznokcie jednocześnie patrząc na moje. — Ma pan ładne dłonie — palnął, odpowiedziałem mu uśmiechem na jego zmieszane spojrzenie. — W każdym razie... — Podjął znowu, czerwony na policzkach. — Zniknęła w moje piętnaste urodziny. Od razu wiedziałem, że coś jest nie tak, bo obiecała mi dać wyjątkowy prezent. Byłem pewny, że to te buty co mi się podobały z Nike i.. i... Znalazłem je rano, wtedy też znalazłem przy okazji jej pamiętnik. Ale zanim... Mama i tata, nie przejęli się kiedy Ewa nie wróciła na noc, stwierdzili, że musiała zasiedzieć się u koleżanki czy coś.... Ale ja wiedziałem... Całe to piekło zaczęło się popołudniu następnego dnia, kiedy Ewa nie wróciła na obiad, a mama koleżanki powiedziała, że jej nie było... — Znów utwierdził spojrzenie w moich dłoniach. — No i jak znalazłem ten pamiętnik. — Zerknąłem na Aleksa, zażarcie spisywał jego zeznania. Jak zwykle kij w dupie. — To go przeczytałem. Ostatnia strona... — Tutaj po raz pierwszy załamał mu się głos, tak że wydobył się aż krótki szloch. - Pisała, że była przez niego molestowana... — Łzy zaczęły mu spływać po policzkach. — Ewa była wredną starszą siostrą, ale naprawdę... Naprawdę ją kochałem. Gdybym wiedział wcześniej, na pewno bym ją ochronił. W dniu zaginięcia miała się spotkać z tym całym nauczycielem. Pisała że czuje się bezpieczna, bo idzie z innymi dziewczynami ze szkoły. Tamte też zaginęły. Nie dałem tego policji. W sumie sam nie wiem czemu. I wtedy spotkałem Szymona... Szymon... Właściwie co z nim?
Spojrzał na mnie swoimi szarymi, zaszklonymi oczami. Czułem jak chwyta mnie litość, ale nie zamierzałem się temu poddać.
— Nie żyje — odpowiedziałem poważnie, ale i brutalnie szczerze.
Osobiście byłem przygotowany na jakąś histerię, czy rozpacz, ale dzieciak tylko pokiwał głową i zaczął wycierać cały czas spływające łzy po policzkach.
— Zabili go?
— Nie — odpowiedziałem zły na siebie, że moja wcześniejsza wypowiedź była tak brutalna. — Popełnił samobójstwo. Został postrzelony w rękę, był w stanie uciec przed pociągiem, ale odmówił policjantom, znajdującym się w pobliżu i pozwolił się przejechać pociągowi.
Nastała pauza, podczas której oboje z Aleksem czekaliśmy na reakcje.
Ale nie tego się spodziewaliśmy.
— Och... To dobrze. To w jego stylu.
Korciło mnie by wypytać go o wszystko tu i teraz, ale wiedziałem, że dzieciaka może to spłoszyć
i może się wycofać.
— Dlaczego? — Tym razem zapytał Aleks.
— Zawsze mówił, że woli popełnić samobójstwo niż dać się zabić. A przecież Absolut na pewno chciałby nas, mnie teraz zabić, bo jestem w waszych rękach. W Rodzinie jeśli ktoś wpadnie w ręce policji, albo się go odbija, jeśli się da i jest wysoko postawiony, albo się go pozbywa, by nie wydał żadnych tajemnic.
Ugryzłem się w język by nie zadać mu pytania o tą całą Rodzinę, a w zamian rzuciłem tylko:
— Jak poznałeś Szymona?
— Sam się pojawił — powiedział jakby to było takie oczywiste. — Chyba dwa czy trzy dni po znalezieniu pamiętnika. Powiedział, że wysyła go sam Pomazaniec Boży by mi pomóc w zemście. Absolut zaoferował pomoc w zemście.
— Szymon tak po prostu się pojawił i ci to powiedział? — zapytał sceptycznie Aleks.
— Nie, oczywiście, że nie. — Pokręcił głową szybko. — Zaprzyjaźniliśmy się, a kiedy mu się zwierzyłem z całej sytuacji, bo pytał, to powiedział mi o tym wszystkim. Naprawdę nie wiem kim jest Absolut, ani na czym polega ta cała Rodzina. Miałem zostać przedstawiony dopiero jak zamkną sprawę. — Tu się znów soczyście zarumienił. Uświadamiając sobie że mówi to śledczym. — Nie stało się to jednak.
— Jak to miało wyglądać?
— Ktoś z Rodziny pracuje w policji...
Oczywiście, pomyślałem. A jak inaczej. Musi być kret. Nie żebym tego nie podejrzewał.
Aleks też nie wyglądał na poruszonego.
— Szymon pomógł ci w samosądzie? -zapytałem zmuszając go do spojrzenia na mnie.
Na chwilę odwrócił spojrzenie od moich tęczówek, by następnie, znów się rozpłakać.
— Spanikowałem! — wyszlochał. — Byłem taki zmotywowany. Wściekły! To ja wszystko zaplanowałem. Zwabiliśmy go szantażem, że wiemy, że to on i mamy dowody na jego zbrodnie. W każdym razie Szymon miał. Ufałem mu. Kiedy przyjechał na umówione miejsce, zmusiliśmy go by powiedział nam gdzie ukrył ciała dziewczyn w tym mojej siostry. Już wtedy Szymon miał pistolet. Nie wiem skąd. Przestraszył się, kiedy go zobaczył. Zgodził się i wsiedliśmy do samochodu. Nie wiem skąd miał go Szymon, na pewno od kogoś z Rodziny... Szymon nie miał prawa jazdy, okropnie prowadził, przez co było mi ciężko celować w tego obrzydliwego faceta. No bo Szymon w aucie dał mi pistolet, bym obserwował nauczyciela... Właściwie to nawet nie wiem jak się nazywał... Pistolet oddałem Szymonowi, kiedy wysiedliśmy pod cmentarzem. Nie pamiętam gdzie zaparkowaliśmy. Chyba na chodniku. Doprowadził nas na obrzeża cmentarza, ale zaczął się buntować i stawiać warunki. Panikowałem. Pamiętam, że wtedy zacząłem wszystkiego żałować. A jak Szymon szepnął mi, że lepiej go zabić... Chciałem odmówić. Ale Ewa... I zaszliśmy tak daleko. Szymon nawet wtedy się na mnie nie zdenerwował... — Rozpłakał się na dobre. Chyba po raz pierwszy ścisnęło mi się serce widząc jego mokrą twarz od łez i zasmarkany nos, który wycierał rękawem bluzy. — Był taki cierpliwy do mnie. A teraz go nie ma... Zostałem sam. Absolut na pewno mnie zabije...
Ostatnie zdanie ledwo zrozumiałem przez jego ściśnięte gardło.
— Słuchaj Młody... — zacząłem łagodnie pochylając się nad stołem i kładąc mu rękę na ramieniu. — Nie pozwolimy na to. Mam znajomych w Warszawie, wyślemy cię tam. Będziesz bezp... — Nie dane było mi dokończyć, bo dzieciak rzucił mi się na szyje.
Zaskoczony nagłym atakiem cofnąłem się do tyłu i gdyby nie szybka reakcja Aleksa polecielibyśmy oboje do tyłu, razem z krzesłem.
Lekko zdezorientowany oddałem uścisk i pozwoliłem mu płakać w moje ramię. Spojrzałem na Aleksa. Patrzył na nas jakimś dziwnym, nieodgadnionym spojrzeniem.
Pamiętam, że ja też po stracie rodziny płakałem. Chyba jeszcze bardziej niż on. Po rozpaczy przyszła wściekłość z domieszką nienawiści. Wiedziałem co to znaczy chcieć zemsty.
I nagle mnie uderzyło. A co by było gdybym to ja 10 lat temu spotkał na swojej drodze Absoluta?
Ta myśl musiała wstrząsnąć mnie nie tylko wewnątrz, ale i na zewnątrz, bo poczułem dotyk na przedramieniu. To Aleks patrzył na mnie z zaniepokojeniem. Poczułem jak coś mnie ściska w środku, ciężej wciąga mi się powietrze i to nie było przez mocny uścisk Michała. Zamknąłem oczy nakazując sobie spokój. Prowadzę przesłuchanie, nie mogę do tego podchodzić emocjonalnie.
Nie mogę.
Czym ja się różniłem od innych morderców, których sam wrzucam za kratki?
Zimny dotyk dłoni nagle z przedramienia znalazł się na moim policzku. Zaskoczony spojrzałem na blondyna. Jego chłodne spojrzenie niebieskich tęczówek sprowadziło mnie na ziemię. Od razu wziąłem głęboki wdech, odczuwając ogromną ulgę.
— Spokojnie — szepnął uspokajająco.
W jednej chwili Michał odsunął się ode mnie oraz dotyk zimnej dłoni zniknął.
— Przepraszam.
Chłopak chyba musiał uznać, że to do niego. Bo zaczął się na siłę uspokajać.
— Wszystko w porządku — zapewniłem, sam jeszcze dochodząc do siebie. — Chcesz przerwy? Może psychologa?
Pokręcił tyko głową. Chwilę brał głębokie wdechy by następnie duszkiem wypić całą puszkę coli. A Aleks podał mu paczkę chusteczek. Patrzyłem z niedowierzaniem jak wyciąga je z kieszeni spodni. Moich spodni. Skąd on je wytrzasnął, do diabła.
— Przepraszam — powtórzył już uspokojony.
— Możesz kontynuować? — Blondyn zapytał zaskakująco miłym tonem jak na niego. — Możemy wrócić do zbrodni? Jak tego dokonaliście?
— Nie jestem pewny. — Wciągnął powietrze zasmarkanym nosem. — Wszystko pamiętam jakby to był tylko sen. Na pewno Szymon wyjął strzykawkę ze środkiem nasennym... A może uspokajającym? W każdym razie, wbił mu igłę w szyję, a jego prawie natychmiast zwaliło z nóg. Ktoś z Rodziny mu to dał....
— Wiesz co to było?
— Jakieś zioła, to nie był narkotyk... A może? Wiem że pachniało bardzo mocno miętą i melisą. Szymon powiedział, że Rodzina używa tego, bo jest nie do wykrycia przez patologa i można upozorować samobójstwo...
— Czy Rodzina często wyznaczała samosądy i pozorowała samobójstwa?
— Och... Cały czas. Wszystkie te tajemnicze samobójstwa w Szczecinie to ich sprawka. To porachunki z członkami Rodziny. Nie wiem dokładnie o co tam chodzi. Jak mówiłem nie zdążono mnie wprowadzić. Wiem tylko, że każdy kto podpadł członkowi, właśnie tak kończył.
A i jak podpadniesz Absolutowi, to tak kończysz. No bo... Bo podobno Absolut jest samym wysłannikiem Boga. Jego zadaniem ma być pomoc w oczyszczeniu zła na tym świecie. Szymon mi mówił że Polska jest krajem wybranym. Zbliża się apokalipsa. Wszystko jest w Biblii
i przepowiedniach świętych. Czytałem to wszystko jak się ukrywaliśmy. I ... I no... Coś w tym jest. Boje się. Myślicie, że mnie nie znajdzie?
Poczułem rozrywającą mnie wściekłość od środka. Kurwa, polski Manson. Musi być diabelnie inteligentny i niebezpieczny. Poza tym, kto wie jak jego zasięgi daleko sięgają.
— Już jutro będziesz w Warszawie, tam się tobą zajmą.
— Co chciał w zamian za pomoc w rozliczeniu porachunków z tym nauczycielem? — Jak zwykle Aleks był konkretny.
— Lojalności.
— To wszystko? — Aleks autentycznie wyglądał na zaskoczonego.
Co się dziwi. To świr. Socjopaci i psychopaci nie są normalni z reguły. Poza tym mają ogromne ego. A grupa wpatrzonych w nich ludzi jak w bogów, może zastąpić im wszystko.
— Miałem w zamian być posłuszny i przyjmować każde zlecenie bez wahania. Nawet jakby to było bardzo złe. On wie co dobre. On czyni tylko dobro, nawet jak wygląda to jak grzech. On decyduje nad tym co można, a co nie.... Teraz jak tak myślę nad tym to brzmi strasznie.
Oczywiście, że brzmi strasznie, pomyślałem. Najgorsze jest to, że nie wiadomo ile osób w to wierzy i ile ma wyprany mózg.
— To mi przypomina — powiedział niespodziewanie Michał, marszcząc z zamyśleniem brwi. — Że wszystko zaczęło się przez jakiegoś Jaworskiego...
W jednej chwili poczułem jak coś uderza mnie w twarz, a Aleks połamał długopis.
— Tak. — Pokiwał głową jakby przytakiwał sam sobie. — Szymon mi powiedział, że pewien detektyw został zauważony przez niekompetencje jakiegoś pana Jaworskiego.
— To może być ważne. — Zmusiłem swój głos by nie było wyczuwalny szok ani desperacja. To było diabelnie ważne. — Co mógłbyś o tym powiedzieć?
— Niewiele. — Znów się zarumienił, przytłoczony tym wszystkim. — Szymon mówił, że to był prostak. Chyba alkoholik, o ile pamiętam. Nikt w rodzinie go nie lubił. Ale był potrzebny Absolutowi, bo był od brudnej roboty. Nie był długo w rodzinie, ale szybko stał się ważny w hierarchii rodziny, przez przyjmowanie zadań pozbycia się jakichś osób. Szymon mówił, że Absolut pozbył się go z ulgą. Chyba został zabity w areszcie prawda? Bo zajmował się pan tą sprawą prawa? — Zwrócił się bezpośrednio do mnie. — Bo wtedy właśnie w Rodzinie pojawiło się pana nazwisko po raz pierwszy. Nie wiem nic więcej — powiedział szybko widząc moją minę.
— A może wiesz coś o okolicznościach śmierci reszty rodziny Jaworskich?
Jak zwykle Aleks myślał z zimną logiką.
— Wiem tylko, że był problem, bo jego żona chciała iść na policje, wszystko powiedzieć. Nie akceptowała tego co robił jej mąż. Podobno nawet sam Absolut do niej zadzwonił! Chyba nawet to nic to nie dało bo nie żyję, prawda? Mieli podobno syna. Szymon nie chciał mi nic powiedzieć na ten temat. Ale to na pewno nie była naturalna śmierć. Nic nie jest przypadkowe jak Absolut jest w to wmieszany.
Zmrużyłem oczy. Nic nie jest przypadkowe, co?
Nerwowym ruchem wyciągnąłem komórkę z kieszeni i po wyborze odpowiedniego zdjęcia z galerii podsunąłem ekran pod nos dzieciaka. Zamrugał zaskoczony widząc zdjęcie któremu właśnie pokazywałem. Sam Aleks pchany ciekawością pochylił się tak by spojrzeć na wyświetlacz mojej komórki. Od razu pociemniały mu oczy.
— Rozpoznajesz ją?
— Oczywiście! To Wiktoria! — wykrzyczał zaskoczony. — Nie poznałem jej osobiście. Ale Szymon się w niej kochał. Miał jej zdjęcie na wyświetlaczu. Nie wiem kim jest. Szymon zawsze się peszył jak o nią pytałem. Zna ją pan?
Nie odpowiedziałem. Zacisnąłem szczękę, do granic możliwości.
Oczywiście. Wszystko było pojebane.
— Wracając do twojej sprawy. — Szybko zmieniłem temat. — Masz ten pamiętnik twojej siostry? To bardzo ważny dowód.
— Nie pamiętam gdzie go zakopałem. Pomoże mi? Absolut kazał mi go spalić, ale nie byłem pewny, to było Ewy, wolałem to zakopać...
Oczywiście, że kazał mu to spalić. To był najważniejszy dowód. Dzieciak byłby skończony. Ten człowiek wiedział co robi.
To wszystko nie było normalne. Cała ta sytuacja przypominała bardziej jakiś tani kryminał niż prawdziwe życie. Chyba nigdy nie przypuszczał bym że coś takiego może się w Polsce zdarzyć. Jeszcze do tego w Szczecinie. Do diabła. Przecież tu największym problemem była szajka gangu samochodowego wywożąca lub zwożąca nielegalnie samochody z Niemiec. A komendant główny mi mówił, przed moim przeniesieniem, że zanudzę się tu na śmierć. Że mam to uznać za emeryturę. Gówno, a nie emerytura.
To wszystko było chore. Ten człowiek był chory.
Po przesłuchaniu natychmiast wystrzeliłem z budynku nie czekając ani na Aleksa, ani na podpisanie żadnych dokumentów.
Musiałem zapalić. Natychmiast.
Ręce mi się trzęsły jak wyjmowałem jedną fajkę z paczki. Drżały mi, aż nie wciągnąłem pierwszego bucha. Oparłem się o brudną ścianę komendy i spojrzałem w niebo. Znów padało i było szaro. Teraz to w sumie było mi to obojętne. Pasowało do mojego humoru.
Przymknąłem oczy.
Niczym się nie różniłem do Michała. Od tych wszystkich ludzi. Czy zgodziłbym się na pomoc od Absoluta w dokonaniu zemsty na zabójcach mojej rodziny? Czy odmówiłbym chcąc to zrobić sam? Czy przyspieszyłoby to wszystko. Gdzie bym był wtedy? Czy byłbym wpatrzony tak ślepo w tego chorego psychopatę jak reszta?
Czy jestem taki sam jak oni?
Podskoczyłem czując nagły dotyk. Spojrzałem na zaniepokojonego Aleksa. Przegryzłem wargę nie wiedząc co mu powiedzieć.
— Wszystko w porządku?
— Tak.
Nie wierzył mi. Sam sobie nie wierzyłem. Zwłaszcza, że mój głos był dziwnie zachrypnięty.
— Chodzi o panią doktor?
Parsknąłem z pogardą.
— Jasne, że nie. Wiedziałem do początku, że jest w to zamieszana.
— Nie powinieneś się z nią widywać. To niebezpieczne.
— Nie rozmawiajmy teraz o tym. — Prawie że warknąłem, skupiając się na wciąganiu nikotyny.
Chwile staliśmy w ciszy. Co mnie zaskoczyło, Aleks stał blisko mnie, mimo że paliłem papierosa.
— Apollo. — Zaczął niespodziewanie. A moje imię i jego ton mimowolnie zmusiły mnie do spojrzenia na niego. — Czy zaniepokoiła cię zbieżność historii Michała z twoją? — Nie odpowiedziałem mu. Mimo to przyjął milczenie jako potwierdzenie. — Czy teraz przyjąłbyś jego pomoc?
— Nie. — Byłem zaskoczony jego pytaniem. Odpowiedziałem niemal od razu, nie zastanawiając się za wiele. Jednak to było prawdą. Prędzej strzeliłbym mu w łeb niż przyjąłbym pomoc.
— Liczy się to kim jesteś teraz. Nie patrz w przeszłość, skup się na teraźniejszości. Bo myślenie o przeszłości sprowadza tylko ból. To co zrobiłeś cię nie definiuje. Definiuje cię to kim się po tym stałeś.
Chwilę zajęło mi zakodowanie jego słów. A jak to się stało, miałem ochotę się rozpłakać. Jak ktoś kogo znam od paru miesięcy może być dla mnie tak dobry? Powstrzymałem się od rozpłakania. Wziąłem głęboki wdech, wyrzuciłem niedokończoną fajkę i szybkim ruchem objąłem go jednym ramieniem. Sapnął w proteście, ale ja roześmiałem się tylko i pociągnąłem go w stronę auta.
— Przypomniało mi się, że miałem iść na obiad do moich znajomych. Jesteś głodny? Na pewno!
— Nigdzie z tobą nie idę, Cesarski! I odsuń się, śmierdzisz fajkami!
Oczywiście, że ze mną poszedł. Nie miał wyboru, bo to ja prowadziłem i byłem uparty.
Absolucie, masz przejebane. Bo teraz mam kogoś kto mi pomoże skopać ci dupę i wsadzić do pierdla.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top