Rozdział 30


Już po kilku dniach mogłem pozbyć się bandażu z głowy, ale według oględzin Alicji, szwy mógłbym zdjąć dopiero po dwóch tygodniach. Na szczęście włosy wszystko zasłaniały. Dzień po tym incydencie martwiłem się, że ludzie zaczną mnie unikać. Pamiętam jak to było za pierwszym razem na komisariacie w Warszawie. Dopiero, prawie po dwóch tygodniach, reszta ekipy zaczęła ze mną normalnie rozmawiać. Ale tutaj było inaczej, oni wszyscy bardziej mi współczuli, na czele z panią Basią, która dokarmiała mnie ciastkami. To było całkiem miłe. Pomijając, że ciastka były tak twarde, że bałem się o swoje zęby. Ale podejrzewałem, że były domowej roboty, więc nic nie powiedziałem. Nie zapomnę tego paskudnego złośliwego spojrzenia Aleksa, jak to jadłem. Sam dupek wcisnął, że nie może wiele cukru jeść i mu się upiekło.

— Nudzi mi się — jęknąłem jak sześciolatek kręcąc się wokół własnej osi na krześle obrotowym.

— Niestety nie mam przy sobie zabawek, Cesarski — odpowiedział mi Aleksander pisząc jakiś dokument na komputerze.

Tak bardzo nie miałem nic do roboty, że przytargałem swoje krzesło do biurka Aleksa i to jemu zatruwałem czas. Znosił mnie z wkurzającym spokojem.

Nawet irytować nie miałem kogo.

Spojrzałem na Ryśka. Grał w pasjansa. Wykrzywiłem usta z obrzydzeniem. Nigdy nie mogłem zrozumieć tej gry. Kompletna nuda.

Już następnego dnia zidentyfikowaliśmy partnera Michała. Nosił buty za pół mojej wypłaty, i to właśnie go wkopało. Buty były ze specjalnej edycji i importowane na zamówienie. Nie wiem skąd ten dzieciak miał tyle pieniędzy skoro rok temu uciekł z domu i tyle go było widać. Miał 19 lat więc policja nie mogła wiele zrobić bo był pełnoletni, ale to nie zmieniało faktu, że rodzice do teraz wychodzą z siebie co się mogło z nim stać.

Szymon Dymek.

Jestem pewny, że to on przyłożył mi jakimś badylem.

Niestety zapadł się pod ziemię razem z Michałem. Ale teraz, każdy policjant w mieście miał ich zdjęcie. To kwestia czasu aż popełnią błąd i ich złapiemy.

Mimo tak pozytywnej prognozy na przyszłość niemiłosiernie się nudziłem. Nawet pogoda mnie przytłaczała.

Kto by się spodziewał, że w Szczecinie tak pada. Czułem się tak jakbym wylądował w Londynie, albo w jakiś tropikach, bo zaduch i zmiana ciśnienia mnie przytłaczała.

Wolałem kiedy jest gorąco i świeci słońce. Naprawdę. Przypominały mi się wtedy Włochy i ta cudowna atmosfera. Czasem chciałbym wrócić do czasów młodości.

— Jak się tak nudzisz, Cesarski to zanieś te dokumenty do jednostki A — mruknął machając mi przed twarzą jakąś kartką.

— Nie jestem chłopcem na posyłki — odpowiedziałem niemal automatycznie, udając urażonego.

Spojrzał w końcu na mnie. Od dokładnie 40 minut robił wszystko by mnie zignorować.

— W porządku. — Kiwnął głową. — Ja pójdę.

Już wstawał kiedy wyrwałem mu dokument z rąk.

— Dobra, pójdę — powiedziałem szybko wstając.

Odprowadził mnie rozbawionym spojrzeniem. Zaskakująco jak szybko mnie rozgryzł i potrafił się ze mną obchodzić. Przychodziło mu to z łatwością.

Szybko pokonałem korytarz i wszedłem do biura, które było prawie puste.

— Cześć, nie ma komisarza Brzozy? — zapytałem rozglądając się po pomieszczeniu. Było lustrzanym odbiciem naszego.

Kasandra w roztargnieniu oderwała się od jakiś kartek i spojrzała na mnie lekko nieprzytomnie.

— Och, cześć Apollo. — Uśmiechnęła się do mnie pogodnie ukazując swój aparat na zęby. Była całkiem ładna, miała busz falowanych brązowych włosów, związanych zawsze w dobierany warkocz. Była też tak chuda i niska, że nigdy bym nie pomyślał, że pracuje w policji. Takie małe chucherko. — Nie, komisarza nie ma, będzie za godzinę. Przekazać coś?

Była chyba najmilszą i najsympatyczniejszą osobą na komisariacie. Sprawiała, że człowiek autentycznie się uśmiechał podczas rozmowy z nią.

— To tylko dokumenty od Aleksa. — Położyłem kartki na biurko komisarza i od razu dobiłem do biurka kobiety.

Szybko wyczaiłem okazję by zabić trochę czasu.

— Co porabiasz?

Posłała mi rozbawione spojrzenie.

— Nudzisz się?

— Bardzo — odpowiedziałem szczerze i spojrzałem na rozłożone kartki z masą skreśleń. — O rany, nie wiedziałem, że jesteś grafologiem!

— Nie pytałeś — parsknęła wesoło.

W życiu nie powiedziałbym, że jest w podobnym wieku do Ryśka. Wyglądała na taką młodą, dałbym jej trzydzieści lat, a nie prawie pięćdziesiąt.

— To nad czym pracujesz? — zapytałem zaczepnie chwytając jedną z kartek.

ZAWALCZYSZ Z ABSOLUTEM, BOŻE SŁOŃCA?

Cała kartka była zapisana różnym pismem i były odnośniki do liter i sformułowanych słów. To były notki Kasandry.

Czułem jak oczy mi się zwęziły z wściekłości a oddech ugrzązł w gardle.

— Paskudna notka, prawda? — Wbrew mojemu stanowi, Kasandra zaczęła pogodnie, jakby nie zauważyła mojego zachowania. — Ten cały Absolut ma niesamowicie piękne pismo. Czysta kaligrafia. Ale też nie wiem czy to na pewno on napisał. Mógł to komuś zlecić. Otacza się wieloma ludźmi, mógł się też znaleźć kaligraf. Wiesz bardzo trudno odczytuje się charakter pisma kogoś kto nad nim pracował. Nie ma w sobie prawie żadnego personalnego akcentu. Musiał się nieźle postarać, zwłaszcza, że znaleźliśmy notkę w ustach tego samobójcy. Paskudna sprawa, paskudna. Bardzo ci współczuję, że stałeś się jego celem. Wiesz w sumie tak nam się wydaję, ale nawet tego nie jesteśmy pewni. Komisarz Brzoza przez kilka dni czyta samą mitologię i niekoniecznie musi chodzić o Apollo...

Nie wytrzymałem jej paplaniny. Pochyliłem się nad biurkiem i spojrzałem na nią w furii.

— Czy wszyscy o tym wiedzą? — wysyczałem.

Spojrzała na mnie z szeroko otworzonymi oczyma. Zakryła sobie usta dłonią.

— O mój Boże — wyszeptała. — Nie wiedziałeś? Komisarz Brzoza zaraz po tym odkryciu poleciał do komisarza Szala. M... myślałam, że wszystko wiesz....

Okej, przyznaję. W tym momencie nie panowałem nad sobą.

— SZAL!

Wrzasnąłem tak głośno, że nie zdziwiłbym się, gdyby w pobliskiej Biedronce też mnie usłyszeli. Ruszyłem do naszego biura otwierając tak gwałtownie drzwi, że uderzyły o pobliską ścianę i klamka zrobiła ogromną dziurę.

Nie pamiętam momentu pokonania korytarza, byłem zbyt zaślepiony  złością. Wparowałem do biura głośno dysząc.

Szal widząc w jakim stanie jestem wstał obserwując każdym mój ruch czujnie. Rysiek z zaskoczenia aż zakwiczał spadając z krzesła, a Antonina przestraszona się odsunęła.

— DO KURWY NĘDZY, CZEMU NIC NIE WIEM O NOTCE ABSOLUTA?! — wrzasnąłem dopadając do jego biurka.

Wyprostował się sztywno i spojrzał mi odważnie w oczy. Jego niebieskie pociemniały.

— Uspokój się — odpowiedział mi tylko, co jeszcze bardziej mnie wkurzyło.

— Mam się uspokoić? Co z ciebie za komisarz, skoro zatajasz tak ważną informację przed swoim podwładnym...

— Właśnie — odpowiedział chłodno. — Podwładnym. Nie przeginaj.

— A w dupie to mam, do jasnej cholery! Wiedziałeś, że chodzi o mnie!

— Nie jesteśmy pewni. Nie padło tam twoje imię.

— Kurwa mam ci mitologię wykładać? Nie wiesz, że Apollo w mitologii greckiej jest bogiem słońca i sztuki? Mam ci opowiedzieć jebany mit o tym jak Apollo w zemście obdarł ze skóry Marsjasza, czy pokazać ci to w praktyce?

— Cesarski, to podchodzi pod groźbę — odpowiedział mi z chłodnym spokojem.

— A może nią jest? — parsknąłem paskudnie. — Kiedy w końcu przestaniesz odsuwać mnie od sprawy? O co ci chodzi? Jak masz jakiś problem to mi to powiedz. Pracuję w policji 10 lat, nie jestem jakimś nieświadomym wymoczkiem!

— Tu nie chodzi o to...

— To o co do cholery? Od początku mnie nie lubisz i mogę to do cholery zrozumieć, bo mam paskudny charakter, ale nie bądź samolubnym gnojem, który... — Nie pozwolono mi dokończyć.

Aleksander zrobił coś czego ani ja, ani nikt na całej ziemi by się nie spodziewał. On sam był zaskoczony.

Uderzył mnie tak porządnie prawym sierpowym, że upadłem na kolana chwytając się krawędzi jego biurka. Poczułem metaliczny posmak krwi w ustach. Dobrze, że nie straciłem żadnego zęba.

W tle usłyszałem krzyk Antoniny i jęki zaskoczenia Ryśka.

— Jezu, Cesarski, ja... — Nie pozwoliłem mu dokończyć.

Błyskawicznie wstałem i przyłożyłem mu tak samo jak on mnie. Chyba było trochę mocniej, bo padł na ziemię jak długi.

— Kurwa... — powiedziałem ścierając rękawem strużkę krwi z brody.

Nie musiałem długo czekać na odwet ze strony Aleksa. Chyba po raz pierwszy widziałem go tak wściekłego. Wstał błyskawicznie i chciał mi przyłożyć w drugi policzek, ale chwyciłem go za łokieć i pociągnąłem w swoją stronę tak, że przeleciał przez biurko.

— Przestańcie! — krzyknęła gdzieś w tle Antonina.

Ale nasza dwójka kompletnie ją zignorowała.

Aleks padł plecami na ziemię, ale zanim zdążyłem na nim usiąść i mu jeszcze raz przyłożyć, kopnął mnie w kość piszczelową. Sapnąłem i upadłem na kolana. Wykorzystał to by chwycić mnie za koszulkę i przygwoździć plecami do biurka. Dostałem jeszcze raz w twarz, ale nie skrępował mi rąk więc ode mnie dostał w nos. Obojgu nam leciała krew. Uderzyłem go w czoło swoim, przez co musiał się trochę odsunąć, a ja wykorzystując sytuację pchnąłem go na ziemię.

Skończyliśmy na turlaniu się na ziemi we wściekłej szarpaninie.

Jestem pewny, że jeszcze długo, długo byśmy tak się bili, gdyby nas w końcu nie rozdzielono. Rysiek miał łatwiejszą robotę, bo Aleksander był na tyle zimnokrwisty, ze gdy nas od siebie w końcu oderwano po prostu stał i patrzył na mnie pusto. Ja natomiast musiałem być przytrzymywany przez Brzozę, jakiegoś policjanta i Maćka z jednostki A, bo tak bardzo się wyrywałem w stronę blondyna.

Nie miałem bladego pojęcia, w którym momencie Antonina pobiegła po pomoc.

Oboje mieliśmy tak obitą twarz, że nam puchła, a krew lała się strumieniami.  Jemu z nosa i wargi, mi z łuku brwiowego. Najgorsze miejsca jeśli idzie o utratę krwi.

— Fottuto gnomo. Idiota. Ti castrerò! * — wrzeszczałem w takiej furii, że zacząłem mówić po włosku. A zdarzało mi się to bardzo, bardzo rzadko.

Wrzeszczałem jeszcze chwilę po włosku, aż nie zamknął mnie inspektor Wydra.

Był wściekły na to całe zdarzenie. Natychmiast kazał nam się udać do swojego biura. Poszedł z nami ten jeden nieznany mi policjant. Szedł między mną, a Aleksem przytrzymując moje ramię.

Tak asekuracyjnie.

Ale nie było już potrzeby. Trochę się uspokoiłem, w każdym razie na tyle by go nie zabić na korytarzu i nie wszcząć ponownej bójki. Ten cały policjant wyglądał trochę śmiesznie między naszą dwójką. Ja i Aleksander mieliśmy ponad 190 centymetrów wzrostu a ten najwyżej 170 i był niezdrowo chuderlawy. Z łatwością mogliśmy go wgnieść w ziemię, gdybyśmy chcieli.

Spędziliśmy tam godzinę. Pełną godzinę wypełnioną wrzaskami, oskarżeniami i pouczeniami. Nie specjalnie go słuchałem, próbowałem się uspokoić i unormować oddech. W przeciwieństwie do Aleksandra. On chyba nie oddychał.

Byłem pewny, że nas zwolni dyscyplinarnie, albo w najlepszym wypadku zawiesi.

— Który zaczął?!

— Ja. — Inspektor był zaskoczony, kiedy odezwał się Aleksander. — To ja zacząłem. To moja wina.

Sam byłem zaskoczony tym co mówił.

Pchany obowiązkiem też postanowiłem się odezwać.

— A ja mu oddałem.

Oboje na mnie spojrzeli. Powiedziałem to już normalnym tonem. Wściekłość natychmiast mi wyparowała, kiedy Aleksander chciał wziąć winę na siebie.

— Detektywie Cesarski jesteś tutaj na warunku. Powinienem cię w tym momencie zwolnić.

Poczułem okropny uścisk w piersi.

— Wiem.

— Jeśli pan go zwolni, inspektorze — wtrącił się Aleks, wstając gwałtowanie. — To i mnie proszę zwolnić.

Spojrzałem na niego z niedowierzeniem. Inspektor nie był lepszy. Aż się zapowietrzył.

— Za mocno ci przyłożyłem w głowę? — zapytałem pochylając lekko głowę w prawo.

— Przymknij się Cesarski — syknął na mnie i spojrzał z niemym wyzwaniem na inspektora.

Wydra westchnął ze zmęczeniem opadając na oparcie swojego krzesła. Wyglądał jak dyrektor szkoły zmęczony dwoma uczniami.

— Nie zamierzałem go zwolnić — westchnął inspektor i przetarł sobie twarz. — Jeszcze tego by brakowało bym stracił teraz dwóch detektywów... — Wyglądał na zestresowanego. Nagle postarzał się o jakieś 10 lat. — Żeby mi to było ostatni raz, panowie. Bo przy następnej bójce każę wam sprzątać dolne kible. A wiadomo jak okropne są. A teraz mi się wynosić! Macie jechać do lekarza. Wyglądacie okropnie. Jakby staranowało was stado dzików. — Chciało mi się śmiać. - Macie jutro wolne, to rozkaz. W tym czasie macie się dogadać. Pamiętajcie, że jesteście partnerami.

Kiedy tylko zamknęły się za nami drzwi spojrzeliśmy na siebie równo. Pewnie wyglądałem tak samo źle jak on.  

— Pochyl głowę — rozkazał robiąc krok w moją stronę.

Zmrużyłem oczy.

— Po co?

— Nie dyskutuj, Cesarski. Chcę sprawdzić czy nie pękły ci szwy.

Naprawdę nie chciałem tego robić. Bo poczułem się jakby Aleks był moją matką, ale pod jego ciężkim spojrzeniem w końcu pochyliłem głowę.

Poczułem delikatne mrowienie w miejscach gdzie dotknął mnie swoimi zimnymi palcami.

— Poszedł ci jeden szew. — Chciałem podnieś głowę, ale mi nie pozwolił. — Trzeba się tym zajęć.

— Dużo krwawi?

— Co rozumiesz przez dużo? — zapytał z ironią, a ja od razu wyczułem w jego tonie nawiązanie do ostatniego mojego zranienia, gdzie prawie się wykrwawiłem.

Poczułem delikatne szczypanie, kiedy dotknął mnie w ranę.

Odsunął się o krok, a ja spojrzałem na małą różową plamę na jego palcu.

— E-tam, to nic.

Spojrzał na mnie ponuro i zacisnął usta.

— Jedziemy do lekarza — zakomunikował ostro.

— Nigdzie się jeszcze nie zarejestrowałem...

— To cię zarejestruję. Jezu Cesarski, jesteś tu prawie dwa miesiące. Jak mogłeś tego jeszcze nie zrobić?

Odpowiedziałem mu wzruszeniem ramionami.

Komisarz Szal nie rzuca słów na wiatr. Dlatego natychmiast zawiózł nas do swojej przychodni.




*wł. Ty jebany gnomie. Idiota. Wykastruję cię.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top