Rozdział 21


Potarłem kark krzywiąc się, wystarczyła godzina siedzenia w jednej pozycji bym cały zdrętwiał. Dlatego nienawidzę pracy biurowej.

— Ja to zaniosę — powiedziałem szybko widząc jak Rysiek podnosi się z naręczem teczek.

Spojrzał na mnie zaskoczony, ale zaraz się rozpogodził i podał mi spory stosik. Dodałem do niego własne raporty, upiłem ostatni łyk kawy i ruszyłem do gabinetu inspektora.

Mam nadzieję, że już ode mnie nie śmierdziało.

Zbiegłem po schodach i chwilę później znalazłem się przed tym samym gabinetem co tydzień temu.

Ale ten czas szybko mija.

Pamiętając o kulturze osobistej, grzecznie zapukałem i poczekałem na pozwolenie wejścia do środka.

Szkoda, że nie widzi tego Aleksander. Pokazałbym mu, że umiem się zachować. Czasem się zastanawiam jak wyglądam w jego oczach. Jak nieokrzesany neandertalczyk, czy gangster przebrany za glinę?

Wchodząc do pomieszczenia miałem paskudne deja vu. Wszystko wydawało się tak jak pierwszego dnia.

Przywitałem się, oddałem teczki i chciałem wychodzić, ale zatrzymał mnie jego potężny głos.

— Detektywie. — Zmarszczyłem brwi i z powrotem zwróciłem się w stronę mężczyzny. — Nie muszę ci przypominać, że jesteś tu warunkowo, prawda?

Miałem ochotę przewrócić oczami i prychnąć. O co mu chodzi? Przecież doskonale wiem. Szybko przewertowałem pamięć czy czegoś nie odwaliłem. Może jednak nadal śmierdzę?

— Nie.

— Przyjąłem cię ze względu na twoje wcześniejsze osiągnięcia i wstawiennictwo komendanta, ale po tym co zrobiłeś powinieneś stracić odznakę i mieć rozprawę.

Zacisnąłem mocniej usta, ale nie odezwałem się. Wiedziałem, że ma rację. Ale nie miałem kompletnie pojęcia o co mu chodzi. Wyglądał na poważnego.

Może Aleksander się na mnie  poskarżył?

— Ma inspektor mi coś do zarzucenia? — zapytałem krzyżując ręce.

Podniósł wyżej brodę spoglądając na mnie oceniająco.

— Jeszcze nie, detektywie — powiedział w końcu. — Proszę usiąść.

W pierwszej chwili tego nie zrobiłem. Stałem nadal patrząc na mężczyznę z niemym wyzwaniem, ale widząc jego naglący wzrok usiadłem w końcu naprzeciwko.

— Słyszałem, że dobrze dogadujesz się z komisarzem Szalem — powiedział dość lekkim tonem co mnie zaskoczyło. — Chciałbym byście zostali oficjalnie partnerami. — Jak to usłyszałam aż sapnąłem. — Zajmę się dokumentacją. Sądzę, że wasza współpraca będzie owocna.

Oj, Aleksandrowi się to nie spodoba,  pomyślałem. Teraz pytanie czy zabije siebie czy mnie.

— Chce inspektor po prostu mieć mnie na oku — stwierdziłem marszcząc brwi.

W sumie nawet nie poczułem się urażony, po tym co zrobiłem to całkiem oczywiste posunięci.

— Niekoniecznie, sądzę, że tamten incydent nigdy się nie powtórzy. Ale nie ukrywam, że nasłuchałem się dość o twoim charakterze. — Nie mogłem się powstrzymać by nie parsknąć śmiechem, ciekawe co nagadał mu komendant. — Więc wiem, że komisarz Szal nie pozwoli na żadne głupstwa czy wybryki.

Zapewne, sarknąłem w myślach.

Wbrew pozorom pasował mi ten układ. Aleksander nie mógł mnie teraz odsunąć od sprawy ani zostawić samego w biurze. W rzeczywistości z nas dwóch ja wychodziłem na tym lepiej.

— To wszystko? — zapytałem wstając niecierpliwie by oznajmić radosną nowinę komisarzowi.

— Jeszcze jedno. — Zatrzymał mnie i gestem ręki kazał z powrotem usiąść. — Chciałbym cię wysłać na kurs opiekunów psów policyjnych...

Aż się zakrztusiłem powietrzem. Co kurwa?

- Był u mnie niedawno komisarz Brzoza i opowiedział mi o twoim spotkaniu z Zeusem. Ten pies jest najlepszym psem tropiącym, więc jest bardzo cenny dla naszego komisariatu. Jednak nie dogaduje się z żadnym opiekunem i jego rodziną. Większość czasu jest utrzymywany na komisariacie, ale sądzę, że lepiej by dla niego było gdyby miał dom i był pod stałą opieką.

Patrzyłem przez chwilę na inspektora marszcząc nos z obrzydzeniem.

— Dostaniesz dodatek do pensji — zaczął mnie przekonywać.

No świetnie, przekupstwo.

— Mowy nie ma. Nigdy nie miałem psa, poza tym wynajmuję pokój i nie mam dla niego czasu.

— Zeus i tak większość czasu spędza w komisariacie, nie musi jeździć w teren. Wystarczy, że będzie z tobą mieszkał. Rozmawiałem z behawiorystą, powinien mieć stałą opiekę. Na kursie wszystko ci wytłumaczą. Jeśli chodzi o mieszkanie, mogę to załatwić.

Miałem ochotę wyjść z siebie.  Chciał mi wcisnąć jakiegoś kundla!

— Nie wiem czy wiesz — odezwał cię po chwili ciszy — ale Zeus uwielbia zapach tytoniu.

To podziałało na mnie od razu.

— Z mojego okna widzę miejsce gdzie palisz. — Cholera. — Zaakceptuje te przerwy jeśli będziesz ze sobą brał Zeusa.

Zmrużyłem oczy, ale ostatecznie skapitulowałem. Zgodziłem się i zaraz po tym wyszedłem z gabinetu inspektora. Czułem się tak jakbym przegrał jakąś bitwę.

Jeszcze mi jakiś kundel potrzebny.

Zbiegłem na parter, a widząc wychodzącą zapłakaną rodzinę, pomyślałem, że przesłuchania mogły się już skończyć.

Ruszyłem w stronę sali przesłuchań i podszedłem do samotnie siedzącego chłopca.

— Cześć młody — zwróciłem się do niego. Poderwał głowę i spojrzał na mnie przekrwionymi oczami. — Dobrze się czujesz? Chcesz wody?

Potrząsnął szybko głową, nadal na mnie patrząc.

— Czy twoi rodzice są teraz przesłuchiwani? — zapytałem, a gdy dostałem potwierdzenie, usiadłem obok niego. — Czekam na komisarza, więc trochę ci potowarzyszę.

— Zajmuje się pan sprawą mojej siostry? — zapytał zachrypniętym głosem.

— Tak.

Chwile milczał, jakby bił się z myślami.

 — To nauczyciel.

— Skąd wiesz? — zapytałem od razu patrząc na niego intensywnie. Nie bawiłem się w żadne podchody, typu jaki nauczyciel, od kogo jest. Teraz to nie miało znaczenia.

— Ewa — powiedział z trudem. —  Powiedziała mi, że był napastliwy w stosunku do dziewczyn... Do niej też. Jeśli ktoś miał ją skrzywdzić to tylko on. On jest jedynym, który mógł zabić te dziewczyny.

Miałem wrażenie, że chłopak zaraz się rozpłacze. Nie byłem dobry w radzeniu sobie z płaczącymi ludźmi, więc poczułem panikę.

— Sprawdzimy to młody. — Położyłem mu rękę na ramieniu. — Może jednak chcesz tej wody co? — zapytałem wstając z miejsca i wskazując na baniak z wodą.

Uśmiechnął się niemrawo i podziękował.

Podszedłem do tego baniaka z wodą, ale szybko odkryłem, że jest zepsuty. Z zirytowanym warknięciem kucnąłem i zerknąłem na miejsce gdzie powinna lecieć woda. Pomyślałem, że może przewód się zatkał, próbowałem w tym trochę pogrzebać nadal naciskając na włącznik. W pewnym momencie coś puściło, a wykrzywiony wężyk spowodował,  że całe nagromadzone ciśnienie wytrysnęło mi w twarz.

— Kurwa!

Zaskoczony przez nagły atak upadłem na tyłek, kopiąc jednocześnie baniak przez co i on runął na ziemie rozlewając całą wodę na podłogę.

Siedziałem chwilę w szoku znów cały przemoczony.

To już drugi raz tego dnia!

Usłyszałem chichotanie tego chłopca tuż przed tym zanim drzwi otworzyły się gwałtowanie, a w nich nie pojawił się zaskoczony Aleksander.

— Jezus Maria, Cesarski — jęknął zasłaniając sobie oczy w akcie załamania.

— To nie moja wina! — zawołałem broniąc się desperacko.

Zaraz na korytarz wyszła rozbawiona Antonina i rodzice chłopca.

— Dziękuję, to by było na tyle... Proszę uważać na wodę.

Zacząłem w końcu mozolnie wstawać przeklinając cały świat. Pomachałem tylko na pożegnanie chłopakowi i podszedłem mokry jak szczur do komisarz.

— ...do dyrektora i umów nas na spotkanie z klasą i nauczycielami dziewczynek. Najlepiej na jutro — zwracał się niezwykle chłodno do Antoniny.

Ta pokiwała głową i posyłając mi ostatnie rozbawione spojrzenie, ruszyła jako pierwsza do biura.

Aleksander zaraz spojrzał na mnie, znów przypominając bazyliszka.

— Tak wiem, posprzątam to. — Przewróciłem oczami, kiedy już brał głęboki wdech. — A tak w ogóle to mam dla ciebie gorszą wiadomość. Inspektor powiedział, że zostaję oficjalnie twoim partnerem...

Oczekiwałem naprawdę wszystkiego, od pogardliwego prychnięcia, aż po krzyk i ruszenia do inspektora, ale nie tego co się stało. Aleksander w pierwszej chwili zesztywniał cały, a chwilę później zachwiał się tak, że gdyby nie przytrzymał się z jednej stron ściany, a ja nie złapałbym go za drugie ramię, poleciałby jak długi na ziemię.

— Rany, stary! — krzyknąłem w szoku, nie kontrolując co mówię. — Wiem, że mnie nie lubisz, ale to nie powód do mdlenia!

— Zostaw mnie — sapnął słabo, ale oczywiście tego nie uczyniłem.

Doprowadziłem go do krzesła i usadowiłem go na nim, trochę mało delikatnie.

— Źle się czujesz ? — zapytałem przykucając przy nim. — Zadzwonić po karetkę? A może chcesz wody?

— Bardzo śmieszne, Cesarski — sarknął, podnosząc na mnie zirytowane spojrzenie.

Gdy dotarło do mnie co powiedziałem, wybuchnąłem śmiechem.

— Oj, przestań, to było całkiem zabawne!

Prychnął pogardliwie, ale widziałem jak jego twarz trochę się rozpogodziła.

— Odwiozę cię do domu, co? — zapytałem pogodnym głosem. — I tak mieliśmy skończyć po przesłuchaniu rodziców.

Spojrzał na mnie nieufnie.

— I mam dać ci prowadzić?

— Tak, a masz inne wyjście? — zapytałem z szerokim uśmiechem.

Ostatecznie dostałem te kluczyki.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top