Rozdział 19


Obudziły mnie promienie słońca. Było mi duszno i głowa mnie bolała, dlatego z niezadowolonym mruknięciem przekręciłem się w drugą stronę by uniknąć słońca. Coś było nie tak. Było mi zbyt niewygodnie by to mógł być mój materac. Zakręciło mi się w nosie od kurzu, na co głośno kichnąłem. Otworzyłem oczy. Przez chwilę byłem zdezorientowany. Byłem w samochodzie?

— Cesarski, twoje kichnięcie może obudzić nawet umarlaka.

Przesunąłem głowę wyżej by spojrzeć na grobową twarz Aleksandra. Nawet o poranku ma taką niezadowoloną minę. Może się z taką urodził?

Aleksander leżał na tylnym siedzeniu brudny i wściekły. Ja natomiast, leżący na rozłożonym przednim siedzeniu pasażera, pewnie nie wyglądałem lepiej, no może oprócz tej wściekłości. Na gburów nie ma leku.

Nie odpowiadając mu przekręciłem się tak by go lepiej widzieć, ale przy tych żałosnych staraniach, głowa zaczęła mnie boleć jeszcze bardziej.

— Czemu boli mnie głowa? — jęknąłem przyciskając czoło do oparcia.

— Mnie też, ale to normalne w twoim pobliżu.

Zerknąłem na niego. Patrzył na mnie bez przerw ze złością. Już wiedziałem, że nie będę miał dziś życia. Zamknąłem oczy przypominając sobie ostatnią noc. Ale  nie zrobiłem nic na tyle strasznego, by chciał mnie udusić gołymi rękami. Chyba.

Wieczór zaczął się całkiem zwyczajnie. Po rozmowie w samochodzie, w końcu weszliśmy do środka. Od razu uderzył nas duszący zapach potu i alkoholu, tak typowy w takich miejscach. Mimo tłumu ludzi, nie zajęło nam długo odnalezienie Antoniny z Ryśkiem. Oboje siedzieli w loży. Zauważyłem, że Rysiek już zaczął pić.

Antonina była przeszczęśliwa widząc naszą dwójkę. Przyznała się, że podejrzewała nawet, że obaj zwiejemy. Cóż na pewno coś w tym było. Aleksander miał taką minę jakby przyszedł na drogę krzyżową, a nie imprezę.

Cóż z tak wspaniałym towarzystwem jakim był sztywny komisarz, na wpół pijany Rysiek i załamana tym wszystkim Antonina, nie było mowy o dzikiej imprezie. Ja sam miałem już po dziurki w nosie imprez. Wystarczyło mi to co przeżyłem za czasów studiów.

Rany, pomyślałem, ale zdziadziałem.

W każdym razie, ja piłem chyba piąte piwo, oczywiście pod namowami Ryśka i zapewnieniem Antoniny, że zamówi mi taksówkę, a atmosfera była cały czas nudna.

Zerknąłem na szklankę wody Aleksandra i parsknąłem. Taki ewenement chyba tylko w Szczecinie. Całkowicie rozumiem to, że ktoś nie lubi alkoholu, jest abstynentem albo ma słabą głowę do picia, ale woda?

Panie i panowie, Aleksander Szal.

Nie był to całkowicie stracony czas. Wiele dowiedziałem się o moich współpracownikach. Na przykład Antonina jest od trzech lat rozwódką i ma dwójkę dzieci, a Rysiek ma czwórkę dzieci i właśnie został dziadkiem. Gdy to usłyszałem aż zakrztusiłem się piwem. Rysiek mógł być starszy ode mnie może o 10 może 15 lat.

Co jest ze mną nie tak?

Antonina zarechotała z mojej reakcji. Musiałem wyglądać zabawnie z szeroko otwartymi oczami i uchylonymi wargami.

— Tylko mi nie mów, że jednak masz te bliźniaki — zwróciłem się w pewnym monecie do Aleksandra, na co dostałem w ramię.

— Jakie bliźniaki? — zainteresowała się Antonina.

— Cesarski ubzdurał sobie, że mam żonę, bliźniaki i buldoga...

— O psie nie wspominałem! — obroniłem się szybko, trochę zażenowany, a trochę rozbawiony.

Zapadła cisza, w której pozostała dwójka na nas patrzyła, aż w końcu wybuchnęli śmiechem.

— Wygląda na takiego, nie?

Zerknąłem na niego z głupawym uśmieszkiem. Na moje szczęście przewrócił tylko oczami.

— A ty, Apollo?

— Co ja? — Nie miałem kompletnie pojęcia o co jej chodzi.

— Po twojej reakcji wnioskuje, że jesteś singlem lub rozwodnikiem.

Przez chwile mrugałem ogłupiały na ostatnią część jej zdania.

— Co? — powiedziałem z rozbawieniem. — Moją żoną jest praca. — W końcu stwierdziłem fakty.

Na moje słowa Antonina rozpromieniła się.

— Jesteście dla siebie stworzeni!

Kobieta pochyliła się nad stołem, który nas dzielił i uderzyła mnie i Aleksandra w ramię tak, że zderzyliśmy się przez przypadek głowami.

Jezu, kobiety tutaj mają siłę.

Nagle zaczęła grać jakaś skoczna melodia, na co Antonina podskoczyła z uradowaniem na fotelu i klasnęła w ręce jak dziewczynka.

— Kocham to! — wykrzyczała. — Kto idzie potańczyć?

Byłem beznadziejnym tancerzem, poza tym nie miałem ochoty, dlatego zasłoniłem sobie twarz i zjechałem niżej na siedzeniu, chcąc zapaść się pod ziemię.

Aleksandrowi wystarczyło tylko surowe spojrzenie. Dlatego cała uwaga kobiety padła na biednego podpitego Ryśka, który nie protestował jak zwlekła go z siedzenia.

Owiał nas tylko zapach martini oraz wódki i ostatecznie zostaliśmy sami.

Przez parę minut siedzieliśmy w kompletnie nudnej ciszy.

Westchnąłem, a mogłem teraz spokojnie siedzieć sobie zabunkrowany w pokoju udając przed Alicją, że jestem martwy.

— Myślisz, że można tu palić? — jęknąłem desperacko szukając czegoś czym mógłbym się zająć.

To głupie pytanie, oczywiście, że nie można. Ale potrzebowałem się odezwać.

— Nie — wysyczał.

Przewróciłem oczami. Jak zwykle wrogo nastawiony do moich fajek.

Wstałem z zamiarem znalezienia palarni, a może nawet pomieszczenia dla palaczy, ale nie zrobiłem nawet 5 kroków, kiedy coś rzuciło mi się w oczy.

W mgnieniu oka doskoczyłem do Aleksandra i pociągnąłem go za kołnierzyk.

— Co do...  — wrzasnął.

— Jak bardzo ci się nudzi? — krzyknąłem mu do ucha.

Posłał mi na początku wściekłe spojrzenie, ale widząc mój szeroki uśmiech, od razu wyprostował się ciekawy.

— Bo co?

— Mamy dilera...

Wiele mu nie trzeba było mówić. Wstał natychmiast i gotowy rozejrzał się. Wskazałem dyskretnie na gościa w czerwonej bluzie. Właśnie pospiesznie oddalał się w stronę wyjścia. Ruszyliśmy za nim.

Rany, pomyślałem, jak bardzo musimy być zdesperowani by ścigać pomniejszego dilera. Pewnie to co ma przy sobie nawet nie leżało blisko prawdziwych narkotyków. A to wszystko by oderwać się od tej imprezy.

Jesteśmy beznadziejni, ale przynajmniej we dwóch.

Wyszliśmy za nim na zewnątrz i dopiero tam go pochwyciliśmy.

— Hej młody. — chwyciłem go mocno za bark. — Co masz w kieszeniach?

Chłopak, bo nie miał więcej niż 20 lat, spojrzał na mnie wielkim przestraszonymi oczami. Byłem przekonany, że z samego strachu wszystko wyśpiewa. Ale jednak jego reakcja mnie zmyliła bo przyłożył mi w żołądek i zwiał.

— Brawo — sarknął Aleksander i za nim pobiegł zostawiając mnie samego.

Sapnąłem, pozbierałem resztki swojej godności i pognałem za nimi. Skubany był szybki, ale Aleksander zaskakująco też.

Gnał niczym gazela.

W jakimś momencie zerknął na mnie i niespodziewanie skręcił w jakąś uliczkę, zostawiając gonienie dilera mnie.

Cóż, nie sądzę by zwiał, czy mnie zostawił. To on z naszej dwójki zna Szczecin lepiej, więc za pewne ma jakiś plan.

Czujnie obserwowałem plecy naszego uciekiniera, ale w pewnym momencie zniknął mi za zakrętem, a ja poczułem nieprzyjemny węzeł w żołądku.

Ale nie trwało to długo.

Przebiegłem może z metr, kiedy jakiś ogromny kształt padł na ziemię. Podbiegłem truchtem rozpoznając blond czuprynę.

Tym razem to on obezwładnił podejrzanego. A ja z fascynacją obserwowałem ich szarpaninę.

— Kajdanki! — wrzasnął na mnie.

— Kto normalny nosi kajdanki na imprezę? — sapnąłem krzyżując ręce na piersi.

Wydaje mi się, że posłał mi zirytowane spojrzenie, ale przez słabe światło nie byłem tego pewny.

— Mam w samochodzie... Nie szarp się... Idź po nie i zadzwoń na policję...

Ostatecznie to on poszedł po kajdanki, bo ja kompletnie nie wiedziałem gdzie jestem. Zostałem z dilerem siadając mu na plecach. Kiedy zrozumiał, że jesteśmy z policji uspokoił się. Mruczał tylko pod nosem, że starzy go zabiją.

Policja przyjechała dopiero po 30 minutach, w tym czasie, Aleksander zdążył wrócić z kajdankami i paczką gum. Wcisnął mi je gdy tylko skończyłem drugą fajkę.

— Jak na te pięć piwa prosto biegłeś — mruknął.

Posłałem mu szelmowski uśmiech.

— Ciężko mi się upić — przyznałem.

— Zazdroszczę... — mruknął tylko.

Spojrzałem na niego zaskoczony. Nie spodziewałbym się, że komisarz ma aż taką słabą głowę. Teraz rozumiałem czemu z uporem zamawiał tylko wodę. Choć widok pijanego Aleksandra bez krawatu byłby kuszący.

Dziwnym trafem cały dzisiejszy dzień nie wykończył tylko mnie, ale i Aleksandra. Po przyjeździe policji i pozbyciu się dilera, wróciliśmy do samochodu. Tam zgodnie uzgodniliśmy, że jesteśmy zbyt zmęczeni by wracać na imprezę. Mieliśmy tylko chwile odpocząć zanim ja zadzwonię po taksówkę, a Aleksander będzie mógł bezpiecznie odjechać. Ale ostatecznie padliśmy jak muchy i przespaliśmy całą noc.

Nigdy bym nie przypuszczał, że ten wieczór tak się skończy. Zabawne...

— Sprawdź która godzina — przerywa mi rozmyślania głos Aleksandra.

— Sam sobie... — urywam i jak najszybciej uchylam się by but Aleksandra nie spotkał się z moją twarzą. — Dziewiąta dwanaście — odpowiadam w końcu poddając się.

Byliśmy mocno spóźnieni i obaj zdawaliśmy sobie z tego sprawę, ale jakoś żaden z nas nawet się nie ruszył. Jestem pewny, że oboje byliśmy w podobny stanie fizycznym i duchowym.

— Na którą mają być te przesłuchania rodziców?

— Na jedenastą.

Jęczę coś na kształt „jeszcze kupa czasu" i przekręcam się na plecy.

Zawsze myślałem, że jestem typem rannego ptaszka, ale dziś zaczynam w to wątpić. Jezu, jakby mi się chciało, tak jak mi się nie chce...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top