Rozdział 18
— Wiesz co sobie uświadomiłem? — zaczepił mnie Aleksander, po tym jak wszedłem do biura przebrany w mundur policyjny.
— Że nadal śmierdzę sikami? — sarknąłem.
Antonina wybuchła śmiechem. Pewnie wszystko już wiedziała.
— Nie— odpowiedział mi rozbawiony Aleksander zerkając na mnie znad swojego notesu z zeznaniami. — O proszę. W końcu wyglądasz jak policjant.
Sapnąłem zirytowany. Ten dzień cały był paskudny. Zaczął się od dostania podwójnego kopniaka od rudego skrzata, a kończąc na zostaniu osikanym przez policyjnego psa. Co jeszcze? Rowerzysta w stroju klauna mnie przejedzie?
— Do rzeczy — warknąłem.
— Żona denata wspomniała o neseserze.
— No i?
— Nie było go przy tym nauczycielu.
Wzbudziło to moją ciekawość. A frustracja z dzisiejszego dnia, zeszła na boczny plan. Komisarz podał mi raport bym sam się przekonał. I rzeczywiście. Przy denacie nie było żadnych rzeczy osobistych. Teren został bardzo dobrze przeszukany, więc jedyną szansą na wyjaśnienie tego, było to, że to napastnik zabrał neseser ze sobą.
— Zidentyfikowaliście dziewczynki? — zapytałem nie odrywając wzroku od kartek.
— Antonina się tym zajmuje — odpowiedział mi Aleksander. — A i Cesarski...
Podniosłem w końcu głowę i spojrzałem z zainteresowaniem na blondyna.
— Masz własne biurko, nie siedź na moim.
Zmrużyłem oczy z urazą, ale nie miałem dziś wyjątkowo siły by się z nim drażnić. Ostentacyjnie zamknąłem teczkę i poszedłem usiąść przy swoim biurku. Siadając na krześle w pierwszej chwili dziwnie się poczułem. Rany. Kiedy ja ostatnio tu siedziałem?
Odgarnąłem ze znużeniem włosy z czoła. Już chciałem wstawać by zrobić sobie kawę, kiedy mój telefon zabrzęczał.
Nieznany numer.
Z zainteresowaniem rzuciłem wszystko i odebrałem.
— Tak?
— Jedna randka. — Od razu rozpoznałem ten kobiecy głos.
Podekscytowany aż wstałem z głupawym uśmiechem.
— Och, doktor Król — westchnąłem głośno.
Aleksander poderwał się na równe nogi jak rażony prądem. Patrzył na mnie oniemiały.
— Cesarski?
Cały humor wrócił mi w jednej chwili i z wrednym uśmiechem ruszyłem ku wyjściu.
— Weekend i to ja wybieram godzinę — usłyszałem głos przepełniony dumą.
Z łatwością mogłem sobie wyobrazić jak podnosi wyżej podbródek.
— Czyli dajesz możliwość wyboru lokalu, komuś kto jest w Szczecinie tydzień? — wyrechotałem, wybiegając z biura.
— Cesarski! — wrzasnął za mną Aleksander.
— Zaskocz mnie — odpowiedziała mi z godnością. — Czy to twój szef? — zapytała zdezorientowana.
— Tak — parsknąłem śmiechem. — Nie zauważyłaś jak bardzo mnie kocha?
Odpowiedział mi śmiech i i ciche „do usłyszenia".
Odwracając się z szerokim uśmiechem, dziwnie szczęśliwy i napotkałem wściekłe spojrzenie Aleksandra. Stał za mną przez ten cały czas i niepokojąco głośno oddychał.
Znów mnie czeka wykład na temat moralności.
— Zachowujecie się jak dzieci! — usłyszałem jeszcze od Antoniny, nim zagłuszył ją wściekłe syczenie Aleksandra.
I chyba ten komentarz było do nas obu.
Skończyło się na tym że przez następną godzinę moje krzesło było ustawione naprzeciwko biurka Aleksandra, a on mówił bez ustanku. Nawet mi się chyba w pewnym momencie przysnęło bo zaczął krzyczeć. W każdym razie czułem się jak strofowany dzieciak u dyrektora.
— Chłopcy skończyliście? — Przerwała mu w pewnym momencie Antonina, patrząc na nas z dziwnym uśmiechem.
— Tak/Nie — odpowiedzieliśmy jednocześnie.
A ja wiedziałem, że to nie skończy się dobrze. Mówił jeszcze przez 20 minut, aż się zmęczył. Jak się okazało przez ten czas Antonina rozpoznała dziewczynki, zdobyła najpotrzebniejsze informacje i poinformowała rodziców.
Wiedziałem, że najcięższa rozmowa czeka nas jutro. To dość smutna sprawa. Jak każda, w której są zaangażowane dzieci. Bo nie oszukujmy się. 16- latki to nadal dzieci.
— A tak w ogóle — zaczęła po chwilowej pauzie, dość dziwnym tonem.
Leżałem twarzą na biurku Aleksandra wykończony psychicznie. Nie wiem co ten facet ma w sobie, ale będzie świetnym ojcem. Odechciewa mi się żyć, a co dopiero robić jakieś głupie rzeczy.
No... przynajmniej na razie.
— Jesteście wolni dziś wieczorem? — zapytała.
— Nie — odpowiedzieliśmy jednocześnie.
Przynajmniej w jednym się zgadzamy.
— Nie wierze wam — powiedział oskarżycielsko i zaraz po tym usłyszałem jak wstaje i podchodzi do nas. — Nawet Ryśka przekonałam. Trzeba jakoś powitać Apolla!- poderwałem głowę i spojrzałem na nią bez przekonania. — Nie patrz tak na mnie. — Pogroziła mi palcem. — Ty też nie. — Aleksander miał najbardziej obrzydłą twarz jaką u niego widziałem. Dzięki, pomyślałem. — Niby co macie do roboty na wieczór?
Oboje zawahaliśmy się dłuższą chwilę.
— Chciałem iść na basen.
— A ja pobiegać.
Przez chwilę przeskakiwała wzrokiem między nami dwoma. Następnie zrobiła załamaną minę jakby straciła jakąkolwiek nadzieje.
— Jesteście siebie warci...
***
W sumie nie wiem jak to się ostatecznie stało, że zaparkowałem punkt dwudziesta druga pod klubem. Antonina jest przerażająco przekonywująca.
Zdjąłem kask i spojrzałem na błękitny napis klubu. Grey Club. Zmarszczyłem nos widząc tłum ludzi. Przypominają mi się lata studenckie. Mam nadzieje, że teraz nikt nie utknie w kiblu.
Zsiadłem z motoru i ruszyłem ku wejściu, ale pewien samochód rzucił mi się w oczy. Jako jedyny miał zapalone światło w środku, przez co doskonale widziałem kierowcę. Nie mogąc powstrzymać wrednego uśmiechu. W mgnieniu oka wpakowałem się do środka.
Aleksander nie wyglądał na zaskoczonego. Spojrzał na mnie ponuro.
— Słyszałem cię chyba już z 10 kilometrów — wysyczał.
Nawet jego komentarz nie pozbawił mnie humoru. Ten facet ewidentnie pała nienawiścią do motorów.
— Jak długo tu siedzisz? — zapytałam rozbawiony.
W odpowiedzi prychnął tylko i utkwił wzrok w lampie stojącej naprzeciwko.
Wybuchnąłem śmiechem. Wyglądał jak nastolatek, którego matka zmusiła do wyjścia z domu. A może to moja obecność poza pracą tak go gnębi?
— To tylko impreza Aleksander! Co może pójść nie tak?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top