Rozdział 7


Jak zawsze, wstałem wcześnie rano. Kiedy to robiłem na zewnątrz było jeszcze ciemno. Zamrugałem i przetarłem twarz. Pierwsze co zauważyłem to, to że leży na mnie chrapiący Zeus i obaj jesteśmy przykryci kocem.

Spojrzałem w lewo. Jak zwykle Aleks wyglądał podczas snu jak martwy. To naprawdę niepokojące. Nawet jego oddechu nie było słychać. Za pierwszym razem jak tu spał, musiałem sprawdzić czy oddycha. Teraz to dość zabawne, ale wtedy nie było mi do śmiechu. Skoro on śpi tak cicho, to czy nie przeżywa męki, kiedy ja chrapię, a nawet mówię przez sen? 

Uśmiechnąłem się sam do siebie, uświadamiając sobie, jak bardzo się różnimy.

Wstałem powoli, zrzucając z siebie Zeusa. Mruknął z niezadowoleniem i odwracając się do mnie tyłkiem, położył się obok Aleksa.

No jasne, znalazł sobie innego frajera, który jest ciepły i na wpół martwy. No, przynajmniej w przeciwieństwie do mnie go nie zrzuci.

Przez ten nagły ruch, zobaczyłem jak Aleks się budzi. Zmarszczył nos i zaczął mrugać. Byłem zaskoczony, że ten delikatny ruch i zmiana pozycji go obudziła.

— Śpij dalej, Aleks — szepnąłem, ostrożnie wstając.

Posłuchał mnie bez żadnej kąśliwej uwagi przez to, że był w półśnie. Mruknął tylko gardłowo i znów padł martwy. Przechodząc nad nim, z rozbawieniem obserwowałem jak Zeus wsuwa się w jego ramiona i sapie mu w twarz, tym swoim obrzydliwym oddechem. Blondyn tylko skrzywił się i odwrócił głowę lekko w bok. Nie obudził się jednak. Szacun dla niego, ja bym padł martwy. Doskonale wiem, jak śmierdzi Zeusowi z pyska.

W sumie nie byłem lepszy, sam cuchnąłem niesamowicie. Dlatego pierwsze co zrobiłem po wstaniu, to poszedłem się umyć.

Na śniadanie postanowiłem poczekać na Aleksa, co jak zwykle było długim okresie oczekiwania, gdyż  Aleksander śpi bardzo długo. Nie spodziewałem się po nim, że jeśli nie musi iść do pracy to wstaje popołudniu. To dość zabawne. W przeciwieństwie do mnie nienawidzi poranków, za każdym razem wygląda jak zombi. Już mu mówiłem by chodził wcześniej spać, zamiast robić jakieś nudne rzeczy, czy szwendać się po moim mieszkaniu o trzeciej w nocy.

Ostatecznie skończyło się na tym, że wstał o dziewiątej, z moją małą pomocą. Chcąc zrobić sobie drugą kawę, jakimś cudem pozrzucałem wszystkie garnki. Skończyło się na tym, że wparował jak wściekły orangutan do salonu. Jeszcze zanim zaczął wrzeszczeć, uśmiechnąłem się do niego najpiękniej jak potrafiłem. Nie pomogło mi to jednak.

— Co robisz w dzień wolny? — zapytałem z ciekawości, kiedy dowiedziałem się, że po wczorajszym intensywnym dniu dostał wolne. — Zbierasz znaczki?

Posłał mi ponure spojrzenie znad kanapki.

— Na pewno ten dzień spędzam produktywniej niż ty — syknął.

— Pielisz ogródek w słomkowym kapeluszu... AŁA!

On naprawdę nie zna się na żartach.

Byłem na dzisiaj umówiony z Pączusiem. Już rano potwierdziłem przyjście do niej na obiad. Denerwowałem się tym spotkaniem. Nawet doszło do tego, że myślałem nad zrezygnowaniem
z niego. Byłem jedną nogą od podjęcia tej decyzji, aż nie odezwał się Aleksander.

— Nigdzie nie idziesz. To niebezpieczne.

Okej, może miał rację. Może też nie byłem psychicznie na to gotowy, ale kiedy mi tego tak władczo zabronił. Oczywistym było, że zadecyduję się od razu i jednogłośnie.

— Nie będziesz mi mówił co mam robić!

Nienawidziłem nakazów i zakazów. Więc jak ktoś mówi NIE, ja oczywiście zrobię TAK. A zwłaszcza jak mówi to Aleksander swoim surowym, ojcowskim tonem.

Na moją dziecinną reakcję zareagował westchnieniem. Często tak na mnie reagował. Jestem pewny, że to już jego nawyk na każdą moją odmowę i agresję.

Ostatecznie poszliśmy na kompromis. Aleks polazł za mną na obiad do Pączusia. Tak więc siedziałem obok niego bawiąc się radiem. Na żadnej stacji nie leciało nic ciekawego, albo były same wiadomości.

— Zostaw to w końcu — syknął w końcu, stając na czerwonym.

Mruknąłem tylko z niezadowoleniem i w końcu zostawiłem stację, na której speaker opowiadał o jakichś tragicznych rzeczach. Tak, to były codzienne wiadomości.

Nie powiem, że się nie denerwowałem. Bałem się, że wszystko co przypuszcza Aleksander może okazać się prawdą. Nie wiem, czy bym to przeżył. To Pączuś. Nie zrobiłaby nikomu krzywdy. Nie wlazłaby też w tak chorą sytuację. Zawsze była rozsądna. Prawie jak Aleks.

— Przestań się denerwować i zachowuj się naturalnie — usłyszałem, kiedy parkowaliśmy na chodniku przy nowym bloku mieszkalnym.

— Łatwo ci powiedzieć — prychnąłem i jako pierwszy wysiadłem.

Magda przeprowadziła się całkiem niedawno, po tym jak odeszła od męża. Byłem u niej raz, zaraz po wyjściu ze szpitala. Wszystko było jeszcze surowe i nierozpakowane. Pomogłem ile mogłem, ale nadal to nie było mieszkanie jakie mogłoby reprezentować moją starą przyjaciółkę. Byłem ciekawy czy już całkiem się urządziła. Podobno kupiła wszystko nowe, gdyż nie chciała nic brać ze starego domu. W rozwodzie miał być podpunkt, że sprzedają wszystko i dzielą się wynagrodzeniem. No cóż, skoro jej to pasowało...

Mimo że wysiadłem pierwszy to Aleksander i Zeus, którego żal mi było samego zostawiać
w mieszkaniu, dogonili mnie już w połowie drogi do klatki. To są minusy bycia kulawcem, wszyscy cię dogonią w mgnieniu oka.

Zadzwoniłem domofonem pod numer dwunasty i natychmiast zostały nam otworzone drzwi do klatki.

— Nie ma windy — mruknął skwaszony.

— Mam nadzieje, że ten komentarz nie dotyczy mnie — powiedziałem z lekką urazą. — Lubię schody, nic mi nie będzie.

— Dominik przecież ci zabronił obciążać nogę. W ogóle nie powinieneś się przemęczać. Twierdzi, że...

— Przestań się z nim konsultować za moim plecami ! — syknąłem z lekka zażenowany i zirytowany.

Niczym moja matka, no naprawdę. Najchętniej to by mnie zamknął w mieszkaniu i kazał czekać aż wszystko mi się zagoi, a przecież kupa czasu do tego. Mój rehabilitant twierdzi, że jeszcze trochę mi zajmie aż normalnie będę chodzić. Wbrew pozorom, cieszyłem się, że w ogóle mogę chodzić. Lekarz powiedział, że kilka milimetrów, a mógłbym mieć problem z chodzeniem do końca życia.

Trzeba przyznać Wiktorii to, że przynajmniej nie doprowadziła mnie do inwalidztwa.

Doczłapałem, w końcu do tego trzeciego piętra, czując niewyobrażalną frustrację. Aleksander na pewno chciał dobrze, ale to, że zrównał swoje tępo wchodzenia z moim, przez co musiał stawać w pewnym momencie by na mnie poczekać, niesamowicie mnie dobijała.

— Przestań przeklinać i się denerwować — zganił mnie jak byliśmy już na ostatnim piętrze. — To normalne, mamy na wszystko czas. Pamiętaj tylko by nie stawać za długo na lewej nodze.

— Wiem — syknąłem coraz bardzie sfrustrowany. — Jesteś niczym moja matka, Aleks. Zmieńmy ci nazwisko na Cesarska, wtedy będziesz miał większe pole do popisu by mnie strofować.

Usłyszałem jak wciąga głębiej powietrze, więc szybko zadzwoniłem dzwonkiem do odpowiednich drzwi, by mi nie odpyskował. W normalnych okolicznościach nie bawiłbym się w żadne grzeczne pukania, od razu bym wparował jak do siebie do domu, ale był ze mną Mam- Kija-W dupie-Aleksander-Perfekcyjny, więc chciałem trzymać pozory.

Otworzyła mi rozpromieniona, ale kiedy zobaczyła skwaszonego Aleksa i merdającego ogonem Zeusa, spojrzała na mnie ze znakiem zapytania w oczach.

No tak, mogłem ją uprzedzić.

Mimo tego co stało się wczoraj i jakie podejrzenia na nią padły, szczerze się ucieszyłem jak ją zobaczyłem. W szarych dresach, starej koszulce, bez makijażu i ogromnym koku, gdzie wystawały jej naturalnie kręcone włosy we wszystkie strony świata. Taki właśnie był Pączuś prywatnie. Ona była moją przystanią normalności, wspomnieniem najszczęśliwszych chwil mojego życia, gdzie martwiłem się tylko czy starczy mi pieniędzy na następną imprezę ze znajomymi i czy moja dziewczyna Lucy znów nie zacznie histeryzować, że przytyła. To wydaje się takie dziecinne i odległe. Ale naprawdę nie musiałem się niczym martwić w tamtym okresie. Robiłem co mi się podobało, bawiłem się i brałem z życia wszystko co się dało. Nie jestem dumny z mojej przeszłości, ale lubię do niej wracać, bo byłem w tamtym okresie wolny i szczęśliwy.

Dlatego na jej widok poczułem ciepło i szeroko się uśmiechnąłem.

— Cześć Pączuś! — przywitałem się głośno chwytając ją za twarz i mocno całując w czoło. — Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że nie przyszedłem sam. Jakoś ta dwójka się przypałętała...

— Nie przeginaj Cesarski, bo ci coś zrobię...

— Ręczę za nich, że będą grzeczni, no bardziej za Zeusa, kto to tam wie Aleksa... Ała! Nie bij mnie!

Pączuś wydawał się zmieszany całą sytuacją, a obecność Aleksa jakoś dziwnie na nią wpłynęła. Była onieśmielona i zdystansowana, ale szybko się roześmiała, zwłaszcza, kiedy zostałem przez niego uderzony.

Cała nasza trójka została wpuszczona do środka. Tak jak przypuszczałem, mieszkanie było już całkowicie skończone. A byłem tego pewny przez różnego rodzaju figurki i ozdoby. Pączuś uwielbiał takie kolorowe pierdoły, które stały w każdym możliwym kącie i wolnym miejscu na półce.

— Rozgośćcie się, a ja pójdę...

— O nie. — Chwyciłem ją za koszulkę powstrzymując ja przed zwianiem do łazienki. — Nigdzie nie idziesz. — Zarzuciłem sobie ramię na jej barki by upewnić się, że mi nie ucieknie. — Wyglądasz pięknie, nie musisz się przebierać. Prawda Aleks?

— Bardzo — mruknął lakonicznie, ale mnie to nie zniechęciło.

— No widzisz! — podchwyciłem. —  Kupiłaś jakiś dobry parmezan do tego spaghetti? Ja w Polsce żadnego dobrego nie mogę znaleźć — zmieniłem szybko temat, kierując wszystkich do salonu.

Starałem się by całe to spotkanie było jak najbardziej swobodne i naturalne. Ale nasze rozmowy były swobodne tylko jak brałem w nich bezpośredni udział. Między tamtą dwójką była tak sztywna atmosfera, że zastanawiałem się jak oni ze sobą pracują. Oboje zachowywali się tak, jakby byli na sali sądowej lub na przesłuchaniu. Ich tony był sztywne. Ważyli każde słowo, gdy się do siebie zwracali.

Jezu, pomyślałem, gdy Aleksander zgodził się, że pogoda w tym roku jest dość chłodna.

— Nie wierzę, że naprawdę rozmawiacie o tegorocznej zimie — mruknąłem z niedowierzaniem dając jedną kluskę mięsa Zeusowi.

Aleksander posłał mi beznamiętne spojrzenie, na co się do niego wyszczerzyłem.

— Znacie się sporo czasu — zaczął w pewnym momencie. A mi nie spodobał się jego ton wypowiedzi. Ja i Magda przerwaliśmy jedzenie. — Zapewne wiecie o sobie wiele rzeczy — zasugerował, a ja poczułem małą panikę rozrywającą mnie od środka.

On chyba nie zamierza jej teraz przesłuchiwać, prawda?

— Tak sądzę — odpowiedziała z dystansem, również wyczuwając coś niepokojącego w jego tonie wypowiedzi.

— Cesarski pewnie dużo pani o sobie mówi. Jest pani na bieżąco z jego życiem prywatnym.

To mi się wcale nie podobało.

— Tak, tak sądzę – powiedziała prostując się sztywno i całą swoją uwagę skupiając na blondynie. — Łazinoga, dużo papla.

Przegryzłem wargę zastanawiając się czy tego nie przerwać. Na razie powstrzymywała mnie świadomość, że Aleks jest profesjonalistą.

— Należy pani do jakieś wspólnoty religijnej ?

No dobra, to było jawne przesłuchanie. I po raz pierwszy poczułem, że Aleksander przegiął. Z niedowierzaniem pomyślałem, że chyba za bardzo się w to zaangażował i go poniosło. Dlatego go kopnąłem. Zachwiał się, ale nie zareagował. Nawet na mnie nie spojrzał. Jakby nic się nie stało, oczekiwał odpowiedzi Magdy.

— Nie jestem religijna — odpowiedziała całkowicie zaskoczona pytaniem.

Ona już wiedziała, że coś jest nie tak.

— Czy Cesarski opowiedział pani wszystko co się z nim działo przez te... — Dobra, to poszło za daleko.

Wstałem błyskawicznie i niewiele myśląc, pokierowałem się impulsem. Zakryłem mu usta obiema dłońmi. Chyba zrobiłem to zbyt gwałtownie i mocno, bo Aleks aż się odchylił to tyłu. Zaśmiałem się nerwowo. Musiałem to naprostować.

— Co się dzieje? — padło w końcu.

Spojrzałem na kobietę, która wyglądała nie tyle na zaniepokojoną, ale wręcz na przestraszoną.

W pierwszej chwili byłem zły na Aleksandra, w drugiej poczułem małą satysfakcję, bo w końcu coś zrobił źle.

Jestem paskudny, pomyślałem z pełnym zadowoleniem.

— Posłuchaj, Pączuś — powiedziałem łagodnie, co ją trochę uspokoiło. — Muszę zadać ci bardzo ważne pytanie.

W mgnieniu oka moja ręka została odtrącona.

— To złe podejście — syknął.

Prychnąłem na jego uwagę i znów zasłoniłem mu usta. Doprawdy, jego dzisiejszy profesjonalizm sięgnął dna.

— Pączuś, co ci powiedziałem o profesorze Marino?

Wyglądała na kompletnie zagubioną.

— Nie za bardzo rozumiem — przyznała.

Poczułem jak zirytowany Aleksander chwyta za moje nadgarstki i próbuje odciągnąć moje dłonie z dala od siebie. Nie pozwoliłem mu na to. Niech przez chwilę siedzi cicho, zanim doprowadzi Pączusia do płaczu.

— Po prostu, powiedz szczerze co ci powiedziałem. Wszystko co pamiętasz.

Z wahaniem zaczęła odpowiadać na moje pytanie. Mimo że próbowała skupić całą uwagę na mnie, widziałem jak zerka z zaniepokojeniem na wpatrzonego w nią Aleksa. Siedział sztywno obserwując ją jak sokół, tylko czekając na jej potknięcie i pomyłkę w zeznaniach. Jego wzrok nawet mnie by zestresował.

— ...no i wysyłają ci kartki z każdej okazji. Na urodziny też dostałeś prawda? Jaką ci wysłali? Pewnie przyślą jeszcze jedną na święta...

Nie wiem jak Aleksowi, ale to mi wystarczało, bym przestał mieć choć cień wątpliwości do Pączusia.

Rozpromieniłem się na wzmiankę o kartkach i puszczając Aleksa, pochyliłem by chwycić Magdę za policzki i mocno ją pocałować w usta.

— Tak, kartki były piękne, kiedyś ci je pokażę, Pączuś. To mi przypomina, że wspominałaś coś o deserze! Zrobiłaś tiramisu? — zmieniłem od razu temat uradowany.

— Tak — powiedziała powoli nadal przytłoczona sytuacją. — Są tylko dwa w lodówce...

— Nie szkodzi! — odparłem od razu wesoło i objąłem ramieniem nadal spiętego Aleksa. — Podzielę się moim, nie ma problemu. Myślicie, że mogę też dać trochę Zeusowi?

Nie przejmując się kompletnie nadal napiętą atmosferą, pokuśtykałem zrobić nam kawę.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top