Rozdział 6


Z bronią w ręku i najeżonym Zeusem przy boku, podszedłem do drzwi. Byłem tak wyprowadzony z równowagi przez ten paskudny dzień, że obawiałem się, że zabiję napastnika jeśli za daleko się posunie.

Wziąłem jeszcze jeden uspokajający wdech i doliczając do trzech spojrzałem przez wizjer, by sprawdzić kogo tak powaliło.

Natychmiast napotkałem wściekłe niebieskie tęczówki.

W sekundę poczułem jak cały ciężar ze mnie spada, a moje całe ciało staje się niesamowicie lekkie. To właśnie jego, ze wszystkich ludzi na ziemi, chciałbym teraz widzieć. To niepokojące jak bardzo się do niego przywiązałem przez te kilka miesięcy. Zawsze twierdziłem, że te bliskie przyjaźnie, gdzie dwie osoby są od siebie psychicznie zależne są naciągane i przereklamowane. Ale teraz rozumiałem, że tak nie jest. Przyjaźń z Aleksandrem jest chyba najlepszą rzeczą jaka mnie spotkała. Facet nie wie ile dla mnie zrobił. Poza tym, po raz pierwszy od prawie 10 lat poczułem się znów potrzebny. Bo ja byłem dla niego, a on dla mnie. Chyba właśnie na tym polega przyjaźń, prawda?

Czując ciepło w sercu i ogromne wzruszenie, które było bardzo, ale to bardzo żałosne, przekręciłem klucz w zamku i otworzyłem drzwi.

Był wściekły. Sapał głośno, miał roztrzepane włos, zarumienione policzki i przekrzywiony krawat doskonale widoczny przez rozpięty płaszcz.

— Do diabła, Cesarski! — krzyknął na wstępie.

Ten widok był fascynujący. Wściekły, niechlujny Aleksander, nieprzejmujący się manierami był istnym ewenementem.

— Czemu mi do diaska nie powiedziałeś! Wystarczyło słowo! Żebym się musiał dowiadywać od prokurator, która już była... — urwał.

Zdrętwiał z ręką w drodze do odgarnięcia włosów z czoła. Jego wzrok zatrzymał się na pistolecie w mojej prawej dłoni. Spojrzał mi w oczy, kompletnie oniemiały. Ale chyba coś w mojej twarzy musiało być naprawdę niepokojącego, bo patrzył na mnie zaszokowany.

Uśmiechnąłem się, powstrzymując żałosne ckliwe uczucie, które rodziło się w mojej piersi. Nadal trzymając odbezpieczony pistolet, zrobiłem krok w jego stronę i zarzucając ręce wokół jego szyi mocno go do siebie przytuliłem. Choć to złe sformułowanie. To ja przytulałem się do niego.

— Cześć Aleks.

Przycisnąłem nos do zagłębienia jego szyi i zacisnąłem mocniej powieki. Wiedziałem, że teraz będzie już wszystko w porządku. Nigdy nie czułem jego perfum. Aż do teraz. Były bardzo delikatne.

Przez chwilę stał jak sparaliżowany, cały spięty. Pewnie go zaskoczyłem. Przecież nie robiłem tego wcześniej. Ale dzisiejsze wydarzenie, trochę mnie podłamało. Sam nie wiedziałem już co
o tym wszystkim myśleć. A ktoś, kto zawsze myśli chłodno i trzeźwo na pewno mi pomoże.

— Śmierdzisz piwem. — Wręcz szepnął, odwracając głowę w moją stronę.

Czułem jak jego nos zanurza się w moich włosach.

— Wiem — przyznałem.

Może rzeczywiście trochę za dużo wypiłem? Ale cztery piwa? I czy to ma znaczenie?

 Aleks tutaj jest.

—  I fajkami — dodał. — I... Czy to chlor?

Nie poruszyłem się, tylko bardziej rozluźniłem się, czując chłód jego ubrań. Pewnie na zewnątrz jest piekielnie zimno.

— Hmmm... — mruknąłem znużony.

Czułem, że teraz mógłbym zasnąć spokojnie.

— Co się stało? — zapytał łagodnie obejmując mnie.

— Nie teraz — mruknąłem delikatnie potrząsając głową. — Za chwilę.

Westchnął. Nie wiem, czy ze zmęczenia, czy z zdenerwowania, ale mnie nie odtrącił. Wepchnął nas tylko do środka mieszkania, bo nadal staliśmy w drzwiach.

— Przejdziemy do salonu? — zapytał gdy nie odsunąłem się ani o centymetr. — Może chcesz coś zjeść?

Pokręciłem głową. Poczułem się trochę jak dziecko.

— Nie, chodźmy do łóżka... — dopiero jak Aleksander zesztywniał, zrozumiałem jak to zabrzmiało i wybuchnąłem śmiechem. — Sorry, zabrzmiało dwuznacznie.

Odsunąłem się do niego nadal chichocząc. Znów przybrał zirytowany wyraz twarzy i z mocno zmarszczonym czołem wmaszerował do mojego pokoju, mrucząc jakim kompletnym idiotą jestem. W naprawdę lepszym humorze pokuśtykałem za nim, a zaraz obok mnie Zeus, który z impetem wskoczył na materac.

— Nie otwieraj okna! — krzyknąłem w panice widząc gdzie się zbliża.

Zawsze twierdzi, że u mnie jest strasznie duszno. Jak tylko przychodzi otwiera okna, przez co jest przeraźliwie zimno. A ja marznę. Do diabła, trafił mi się zimnokrwisty.

— Nie da się tu oddychać, Apollo — usłyszałem, gdy gramoliłem się na miejsce obok Zeusa. Szczeknął zadowolony gdy usiadłem tuż obok niego. — Więc?

Zerknąłem na niego. Zawahałem się na moment czy go w to wciągać. Ale doszedłem do wniosku, że w końcu to Aleks, no i jest moim przełożonym pracującym w sprawie Absoluta. Jestem mu coś winny, zwłaszcza gdy chcieli mnie odsunąć od sprawy, przez to, co się stało, a on stanął w mojej obronie.

— Na biurku — powiedziałem w końcu.

Podniósł jedną brew, ale w końcu spojrzał na blat biurka znajdującego się niedaleko niego.

Karteczka była doskonale widoczna, w pierwszej chwili znieruchomiał i na nią patrzył. Wydawało się jakby nie dotarł do niego cały jej sens. Ale zaraz podskoczył bliżej i wziął ją do ręki.

— Cholera, odciski...

— Odpuść — mruknąłem bez entuzjazmu, kładąc się na boku, tak, że Zeus polizał mnie w czoło. — Na pewno, ktoś kto to mi podrzucił, nie zostawił takiej oczywistości.

Kiedy cisza się się przedłużyła, przymknąłem oczy. Mimo że chwilę spałem, nadal byłem zmęczony. Dopiero po dobrych paru minutach poczułem jak materac się ugina. To Aleks postanowił, w końcu do mnie podejść.

— Apollo — zaczął poważnie, na co uchyliłem powieki. — Musisz mi powiedzieć wszystko od początku.

— To przesłuchanie, komisarzu? — powiedziałem zaczepnie, uśmiechając się szeroko.

Widziałem jak kącik ust mu drży. Usiadł obok mnie, a Zeus od razu położył pysk na jego kolanach upominając się o pieszczoty.

— Tak, detektywie. A teraz gadaj.

Nie było za dużo do opowiedzenia. Zacząłem od odprowadzenia Magdy na dół, a skończyłem na tym jak wypiłem czteropak piwa. Skrzywił się jak to usłyszał. Ale przez ten cały czas, nie przerwał mi ani na moment i słuchał w pełnym skupieniu.

Siedział w ciszy chwilę po tym jak skończył. Wyglądał tak, jakby coś intensywnie analizował i bił się z myślami.

— Apollo — zaczął ostrożnie, a mi ani trochę nie spodobał się jego ton. — Skąd prokurator wiedziała, że dostaniesz kartkę urodzinową, od tego profesora?

Poczułem jak coś chwyta mnie za gardło. Podniosłem się powoli, patrząc mu w oczy ze zwątpieniem.

— Nie wiem, Pączuś wie wiele rzeczy. Mówię jej więcej niż jestem świadomy. — Natychmiast zacząłem jej bronić.

On chyba żartuje.

Widziałem jak zaciska mocno usta aż mu one zbielały.

— Kto odbiera pocztę?

— Nie wiem, różnie. — Czułem jak się zaczynam denerwować. — Ja albo Alicja, to zależy. Zawsze w niedziele któreś z nas idzie.

— Czyli poczta leżałaby tak do niedzieli?

Zagryzłem wargę. Zawahałem się, ale w końcu potwierdziłem.

— Jesteś pewny, że możesz jej ufać?

Poczułem jak coś we mnie pęka. To było za dużo. Co to miało do diabła być? Pączuś? Śmiechu warte.

— Pojebało cię?! — wrzasnąłem, czując jak tracę nad sobą panowanie. Biedny Zeus, uciekł za plecy Aleksa. — To Pączuś! Może być jedynie zagrożeniem dla pająków, których panicznie się boi! Ja pierdolę, to się nie dzieje. Odbiło ci? To przypadek! Na pewno... Na pewno...

Aleksander w mgnieniu oka podniósł się i chwycił moją twarz w swoje dłonie, zmuszając mnie na patrzenia mu w oczy. Jak zwykle poskutkowało.

— Spokojnie, Apollo — powiedział cicho. Brzmiało to tak dziwnie po moim wrzasku. — Wszystko jest dobrze. To tylko teoria. Przecież nie musi być prawdziwa.

Brzmiał jakby uspokajał dziecko. Jakkolwiek by to nie brzmiało, udało mu się. Już po chwili agresja wyparowała, pozostawiając po sobie tylko pustkę i zmęczenie.

— Powinieneś iść spać — usłyszałem jak już powoli odlatywałem. — To był ciężki dzień.

— To był paskudny dzień — mruknąłem posępnie. Przesunąłem się do przodu szukając oparcia
w postaci jego barku.

— Tak. Zostanę z tobą, dobrze? Porozmawiamy na spokojnie o wszystkim jutro.

Mruknąłem, zgadzając się z nim całkowicie. Byłem dzisiaj beznadziejny. Miałem nadzieję, że jutro się ogarnę emocjonalnie.

Padłem z ulgą na poduszki. Wiedziałem, że szybko zasnę. Nawet nie miałem siły się przykryć. Doszedłem do wniosku, że to Zeus mnie ogrzeje, bo usadowił się między mną a Aleksem.

Już drzemałem, kiedy poczułem jak Aleks chwyta moją lewą dłoń i wsuwa mi coś zimnego na nadgarstek. Zamrugałem i spojrzałem na srebrny wysłużony zegarek. Słyszałem jak cicho tyka.

— Twój zegarek... — mruknąłem błyskotliwe. Wyglądał obco na tle moich tatuaży.

— Tak, był dla mnie ważny. Teraz jest twój. — Spojrzałem na niego, na wpół przymkniętymi powiekami.

— W takim razie i dla mnie jest ważny.

Uśmiechnął się. Jeszcze nigdy nie widziałem u niego tak radosnej miny.

— Wszystkiego najlepszego wczoraj, Apollo.





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top