Rozdział 45
– Mogę prowadzić? - zapytałem rozpromieniony tarasując mu drogę do drzwi od strony kierowcy.
Stanął sztywno i mierzył mnie wzrokiem, dłużej zatrzymując się na mojej zranionej nodze i włosach.
– No Aleks! - popatrzyłem na niego błagalnie. - Już z nią w porządku.
Sięgnąłem w stronę jego dłoni, w której trzymał kluczki. Długo nie prowadziłem i naprawdę czułem się na siłach, by do tego wrócić. Odsunął się jednak, chowając kluczyki za plecy.
– Mówiłem ci, żebyś ubrał czapkę – syknął w zamian.
Przewróciłem oczami. Coraz częściej marudzi jak moja matka. Doprawdy. Wystarczyło parę godzin w związku, by już mi zakomunikował, że chce zmienić moją garderobę i uczesanie. Twierdzi, że bliżej mi do bezdomnego niż policjanta.
Nawet nie dyskutowałem. Przewróciłem oczami i odwróciłem się na drugi bok w łóżku.
– To co?
Westchnął i wyjął coś z kieszeni. Jęknąłem z rezygnacją, gdy zobaczyłem czapkę. To było niesprawiedliwe, że ubrał ją mnie, a sam jej nie miał. Jego wytłumaczeniem na korytarzu przed wyjściem, kiedy próbował mi ją wcisnąć, było to, że to ja z nas dwóch szybciej marznę i mogę się przeziębić. Wolałem przeziębić się niż wyglądać jak głupek.
– Tylko uważaj.
Prawie rzuciłem się na miejsce kierowcy, bojąc się, że się rozmyśli. Poklepałem kierownicę szczęśliwy. Odpaliłem silnik i włączyłem ogrzewanie.
Aleks usiadł obok i odpiął sobie płaszcz. On naprawdę jest zimnokrwisty.
– Trzeba ci kupić rękawiczki – mruknął kiedy wycofywałem samochód.
– I złotego konia – odmruknąłem włączając się do ruchu ulicznego.
– Mówię poważnie. Masz bardzo ciepłe dłonie, szybciej tracisz ciepło. Zobacz – dotknął mojej prawej dłoni zaciśniętej na kierownicy. - Cała jest czerwona.
Westchnąłem, ale nie wchodziłem z nim w dyskusję. Nie wiem co się dokładnie dzieje, ale Aleks wygląda jakby włączył mu się instynkt macierzyński w stosunku do mnie.
Jechaliśmy w milczeniu w akompaniamencie włączonej przez Aleksandra płyty. Myślałem, że się przekręcę, kiedy moje uszy zaatakowała jakaś aria operowa.
– Jedź, jedź, Apollo – powiedział z złośliwym uśmiechem.
Prowadziłem więc nie miałem nic do gadania.
Zaparkowałem tuż pod wejściem na komisariat. Weszliśmy równo, ramie w ramię i w momencie, kiedy chciałem pozdrowić Lizz, dostrzegłem faceta przy kontuarze.
To był ten sam facet, który miał tyle nienawiści w oczach kiedy przyszedłem do kancelarii Pączusia. Rozpoznałem go od razu. Znów posłał mi to samo spojrzenie.
– Jak zwykle ludzie cię uwielbiają.
Spojrzałem na niego ponuro.
– ... niewiasta o pięknych oczach...
Kiedy to usłyszałem myślałem, że padnę ze śmiechu i będę się tarzał po podłodze komisariatu. Powstrzymałem się tylko dlatego, że Aleks mnie kopnął.
Ale nie tylko ja miałem polewkę z całej tej sytuacji. Najlepiej bawiła się Lizzi. Bawiła się włosami i patrzyła na niego jak na idiotę. On zdawał się to ignorować.
– Raz w życiu się nie wtrącaj – syknął Aleks i pociągnął mnie na górę.
Pozwoliłem mu na to, ale to nie powstrzymało mnie od robienia głupich min do Lizzi, która z przyjemnością na nie odpowiadał.
Poradzi sobie. Kto jak kto, ale byłem pewny, że w razie kryzysu zwerbuje Alicje i wykastruje faceta jak coś jej zrobi. Kobiety potrafią być straszne i gorsze niż faceci.
Przyjrzałem się profilowi Aleksa.
W sumie, nie wątpiłem, że też by mnie powiesił za jaja jakbym go zranił. Życie w ciągłym zagrożeniu. Dlaczego otaczają mnie sami tacy straszni ludzie?
Wchodząc do biura prawie natychmiast uderzyła mnie jakaś nieścisłość. Rozejrzałem się. Cisza, spokój, depresyjny Damian.
Alicji wyjątkowo nie było.
Aleks kompletnie ignorując atmosferę podszedł do swojego biurka po wesołym przywitaniem się. Jak na niego zbyt miłym i radosnym. To tak zaniepokoiło resztę, że spojrzeli na mnie z niepokojem.
– Nic mu nie zrobiłem ! - broniłem się prawie natychmiast.
Nie musieli nic mówić bym wiedział co myślą. Kiedy wypowiedziałem to zdanie, spod mojego biurka wyskoczył Zeus. Szczeknął i wskoczył w moją stronę.
– Śmierdziel! - wrzasnąłem szczęśliwi widząc tego pchlarza.
Natychmiast zaczął mnie lizać po twarz, a ja go tarmosić.
Doskonale widziałem obrzydzoną minę Aleksa. Wypomni mi to w domu jak nic.
- Jak sprawa... - zaczął profesjonalnie Aleks, wracając do swojej chłodnej aparycji, ale szybko mu przerwałem.
– Gdzie masz lafirynde? - zapytałem bez ogródek czując, że coś się stało.
– Cesar...!
– Zostawiła mnie! Pokłóciliśmy się! - wyrzucił ręce w powietrze płaczliwie.
Zmarszczyłem nos zdezorientowany. Ktoś się odważył kłócić z tą wariatką? Biedak nie ogłuchł?
– To w byliście w ogóle razem? - aż byłem podskoczyłem z zaskoczenia. Czy ja o czymś nie wiem? - Chcesz o tym pogadać? - zapytałem z wahaniem.
W sumie sam nie wiedziałem czy chcę tego słuchać. Dziwne, że sama Alicja do mnie jeszcze nie zadzwoniła.
– Nie – mruknął i wepchnął sobie żelki do buzi.
Przewróciłem oczami i spojrzałem na Aleksa. Jego wzrok jasno mówił żebym się nie wtrącał. Kiwnął dłonią, że mam podejść. I tak wspólnie pochylając się nad jego komputerem zaczęliśmy nadrabiać robotę. A w każdym razie to on wypełniał raporty i dokumenty, ja mu towarzyszyłem i uprzykrzałem życie. No i ewentualnie czytałem na głos zeznania naszego złapanego podejrzanego.
– To przez ciebie!
Aż podskoczyłem na nagły krzyk Damiana.
– Przeze mnie?
– No widzisz, Cesarski. Potrafisz namieszać nawet jak cię nie ma w towarzystwie.
Z irytacją aż sapnąłem. Czy on zawsze musi mi dogryzać.
– Chcesz wyjść na korytarz i pogadać?
Bez słowa się poderwał i jako pierwszy wyszedł na zewnątrz.
Westchnąłem ze zmęczeniem.
– Dlaczego zawsze jest jakiś problem.
– To twoje życie, Cesarski. Jeszcze się nie przyzwyczaiłeś?
Już na końcu języka miałem ciętą ripostę, że od wczoraj moje problemy są też jego problemami, ale się powstrzymałem. Kopnąłem go tylko pod biurkiem i wyszedłem za załamanym Damianem. Dlaczego ich kłótnie dotyczą mnie?
– No dobra – westchnąłem trochę niechlujnie opierają się o ścianę i wkładając ręce do kieszeni spodni. - O co chodzi? Jak w ogóle doszło do tego, że pokłóciłeś się z tą wariatką?
Nie odpowiedział od razu. Zaplótł ręce na piersi i spojrzał w bok, jakby zbierał myśli.
– Jaką mieliście relację jak razem mieszkaliście?
Prawie natychmiast wybuchłem śmiechem.
– Jaja sobie robisz? Naprawdę jesteś o mnie zazdrosny?
– Nie jestem zazdrosny – syknął zirytowany. - Ale mnie co chwile odpycha. Jest dla ciebie o wiele milsza i prawie kochana. Jak do tego doszło między wami? Naprawdę mogę na nią poczekać, ale nie mogę patrzeć jak łatwo przychodzi jej cię dotykać. Mi najwyżej może przyłożyć.
Pomyślałem o historii Alicji. O jej zranieniu i dystansie do mężczyzn. Damian nawet nie zdawał sobie sprawy jaki progres jest w ich relacji.
– Słuchaj, młody – zacząłem spokojnie. - Powinieneś z nią spokojnie porozmawiać o tym co cię boli.
– Z nią się tak nie da. Prawie mi przyłożyła patelnią jak jej powiedziałem coś złego o tobie.
Nie mogłem powstrzymać małego uśmiechu na ustach.
– Alicja przypomina mi moją siostrę Dianę – wytłumaczyłem spokojnie. Spojrzał na mnie zaszokowany. - Nic więcej. Nie masz co się przejmować. Ona też tak mnie widzi. Poza tym, Damian – powiedziałem z naciskiem - jestem już w związku, nie masz co się przejmować.
– Naprawdę?! Nie wiedziałem, że masz dziewczynę. To wiele zmienia!
Znów się roześmiałem.
Tak, śliczna blondynka o niebieskich oczach.
– Musisz coś jeszcze wiedzieć – zacząłem już poważniej. - Alicja cię tak traktuje, bo kiedyś została bardzo zraniona – wydawał się zaskoczony taką możliwością. - Więc wiedz, że ona jest po prostu ostrożna i potrzebuje czasu.
Miałem wrażenie, że teraz przyjął by wszystko. Był rozpromieniony i szczęśliwy jak szczeniak. Dowiedziałem się jeszcze, że kłótnia była bardziej monologiem ze strony Alicji. I zagroziła mu wyniesieniem się do mnie i Aleksa po tym jak zrobił małą scenę zazdrości.
Już widziałem oczami wyobraźni minę Aleksa jakby zobaczył Alicję w swoich drzwiach z tabołkami.
Wróciliśmy z powrotem do biura. On prawie frunął. Zanim jeszcze usiadł przy swoim stanowisku przycisnął nos do ekranu telefonu.
– Apollo Swatka Cesarski? - szepnął złośliwie w moją stronę jak siadałem obok. - Tak, bo ty po tym wszystkim jesteś teraz znawcą związków...
– Och, przymknij się – syknął i kopnąłem chichoczącego Aleksandra. - Będziesz mi wypominał to do końca życia?
– Będę.
Myślałem, że to koniec niespodzianek i dram na dziś. Usadowiłem się przy ramieniu Aleksa i z przyjemnością patrzyłem jak on produktywnie wypełnia swoje obowiązki.
– Możesz w końcu coś zacząć robić Cesarski? - wysyczał wysyłając maila do inspektora.
– Oddycham – mruknąłem i obserwując jak Rysiek po raz setny łamie rysik od ołówka. - Jakbym zaczął coś robić i tak nie byłbyś zadowolony.
– Nie ważne, rusz dupę, Cesarski!
W momencie kiedy wstałem ktoś wparował do biura. Znieruchomiałem zaszokowany widząc zapłakanego Pączusia. Jej niebieskie oczy były ogromne przez strach jaki eksponowała na swojej twarzy.
– Apollo! - wrzasnęła płaczliwie. O tyle to było niepokojące, że nie tylko płakała, ale i użyła mojego imienia. - To wszystko twoja wina! - wrzasnęła i uderzając biodrem o krzesło Aleksa, rzuciła mi się w ramiona ze szlochem.
Objąłem ją mocną kompletnie zdezorientowany.
– Kiedy Cesarski wraca do pracy. Dzień pierwszy – mruknął Aleks pod nosem.
Doskonale go usłyszałem, zresztą jak wszyscy w pomieszczeniu. Posłałem mu zirytowane spojrzenie.
– Co się stało?
– JESTEM W CIĄŻY!
Teraz to nie ja byłem zaszokowany. Wszyscy obecni równo na nas spojrzeli, a Aleks nawet zleciał z krzesła.
– O! - krzyknął Damian. - To jest twoja dziewczyna?
Posłałem mu wściekłe spojrzenie. Ale nic nie dorównało furii Aleksa. Myślałem, że wypruje mi tam flaki.
– Gratulacje? - wykrztusiła Antonina.
Jednak zignorowałem ją i skupiłem się na załamanej przyjaciółce.
– Ale jak to jesteś w ciąży?
– No nie wiem!
– No to... niepokalane poczęcie?
Wyprostowała się i przyłożyła mi w ramie. Użyła tyle siły, że wiedziałem, że będę miał siniaka.
– Z moim byłym mężem, idioto!
Usłyszałem westchnienie ulgi. To Aleks w końcu podniósł się z ziemi. Ale mam przerąbane w domu.
– No to teraz zjesz wszystko co zobaczysz na swojej drodze, żeby nakarmić małego Pączusia...- zdążyłem zaledwie dokończyć to zdanie kiedy boleśnie kopnęła mnie w piszczel.
– To wszystko twoja wina. Całe moje życiowe nieszczęście zwale na ciebie. A co !
Wyszła rozhisteryzowana tak samo jak tu wlazła. Poszedłem za nią świetnie się bawiąc.
– Jak go nazwiemy? - wrzasnąłem za nią szczerząc się tak szeroko, że policzki mnie rozbolało. – Francesco? Jak dziewczynka to Valentina!
Kiedy po godzinie rozweselania Pączusia i namawiania jej, że aborcje trzeba przemyśleć, wróciłem do biura. Natychmiast napotkałem napięta atmosferę. Alicja nie odebrała ani nie odpisywała. Nie wzruszyło mnie to specjalnie. Stwierdziłem, że na pewno jest na uczelni i nie może odebrać. Ale to Damiana autentycznie zaniepokoiło. Powiedział, że zawsze odpisywała. Nawet chamskie komentarze.
– Skończyła parę minut temu zajęcia – powiedział zaniepokojony.
– Nie miałeś jej odbierać? - zapytał niewzruszony Aleks klepiąc w klawiaturę. Natychmiast wyczułem, że się na mnie boczy.
– Ale... No tak – powiedział spanikowany.
– Ja do niej zadzwonię – powiedziałem powoli przyjmując zaniepokojenie Damiana.
Może rzeczywiście coś było nie tak. Ode mnie zawsze dobierała, wiec jeśli coś miało się stać to właśnie teraz. Byłem o tym przekonany, gdyż usłyszałem tylko głos automatycznej sekretarki.
Alicja ode mnie nie odebrała.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top