Rozdział 27


Wstałem z tak ogromnym kacem –moralnym i fizycznym, że nie potrafiłem się początkowo podnieść.

Zaplątany między kołdrą, ręką Aleksem a chrapiącym Zeusem, leżałem na wpół martwy. Chwilę wgapiałem się w ścianę, zbierając się w sobie by wstać.

W końcu to uczyniłem. Nawet udało mi się nie obudzić Aleksa. Przeszedłem nad nim, czując się niczym największy akrobata. W pewnym momencie niebezpiecznie się zachwiałem i już myślałem, że zlecę wprost na Aleksa, ale na szczęście jakimś cudem złapałem równowagę. Już to widzę jak na mnie wrzeszczał przez taką pobudkę. Wiadomo, że do rannych ptaszków nie należy, a jak jest obudzony siłą? lepiej uciekać gdzie pieprz rośnie. 

Doczłapałem do luźnych drzwi i pierwsze o czym myślałem to woda. Musiałem się napić i wykąpać.

Czułem się jak wrak człowieka. Łatwo doprowadzić się do ruiny, ale wstać z tego gówna jest o wiele trudniej.

Doprowadziłem się do całkowitego porządku. Zajęło mi  chyba z dwie godziny. Zwłaszcza, że postanowiłem się całkiem ogolić. Patrząc w lustro znów poczułem się jak wymoczek za czasów studiów.

Wiedziałem, że Aleks tak szybko niewstanie, dlatego do tego czasu postanowiłem znów wyglądać jak człowiek. Musiałem brnąć do przodu.

Stałem w kuchni połykając już którąś z kolei aspirynę, kiedy poczułem na sobie czyiś wzrok. To Alicja stała w progu, gotowa do wyjścia na uczelnie.

- Jak się czujesz?

Uśmiechnąłem się do niej czując ciepło na sercu. Była kochana.

- Już wszystko dobrze.

Odpowiedziała mi uśmiechem i lekkim rumieńcem. Podeszła do mnie i poklepała mnie po ramieniu.

- Nawet się ogoliłeś! Wyglądasz na młodszego – powiedziała wesoło. - Masz kaca?

Zmarszczyłem brwi. Coś mi tu śmierdziało.  Dziwne pytanie, ale mimo wszystko przytaknąłem.

- To super – zanim to zarejestrowałem wyciągnęła zza pleców klakson dziecięcy i zatrąbiła mi w twarz.

- Kurwa! - wrzasnąłem kuląc się i zasłaniając sobie uszy.

Zaśmiała się wrednie i zwiała. Teraz rozumiem czemu była w butach i płaszczu. Chciała szybko zwiać.

- Zabiję cię małpiszonie! - wrzasnąłem sam klnąc na siebie w myślach.

Przez nią łupało mnie w głowie niesamowicie. Ruszyłem za nią, nie przejmując się tym, że kręci mi się w głowie i że kuje mnie rana na nodze.

Przy wyjściu staranowałem biednego, zaspanego Aleksa, który kompletnie nie wiedział co się dzieje. Pobiegłem za nią nawet na korytarz, zatrzymałem się dopiero przy wyjściu z klatki. Byłem bosy. Dalej Jędzy nie mogłem gonić. Niech tylko dziś wieczorem ją dopadnę.

- To normalne?

Jak zwykle wyglądał śmiesznie w roztrzepanych włosach i przymrużonych oczach. Uśmiechnąłem się szeroko do lekko zdezorientowanego Aleksa. Zamknąłem drzwi i podszedłem do niego.

- Tak – kiwnąłem energicznie głową, co od razu pożałowałem. - Mówiłem ci, że nie jest do końca normalna.

- Ty też.

Wzruszyłem ramionami kompletnie nieporuszony.

- Pewnie dlatego się dogadujemy – zaśmiałem się, ale zaraz spoważniałem widząc jak skanuje mnie zmartwionym spojrzeniem. - Wszystko już dobrze – powiedziałem kładąc dłoń na jego ramie. - Przepraszam za wszystko. Teraz już będę z tobą o wiele szczerszy. Co chcesz zjeść?

Patrzył na mnie jeszcze chwilę, po czym potargał moje włosy. Znów przypomniał mi moją mamę.

O rany, pomyślałem, ale ja mu wczoraj żenujące rzeczy powiedziałem. Na szczęście Aleks jest na tyle cierpliwy i wyrozumiały, że przyjął wszystko bardzo dobrze i nawet mnie pocieszał. Co ja bym bez niego zrobił?

- Dobrze, że wszystko okej. Porozmawiajmy teraz o tym co się stało. Musisz mi wszystko opowiedzieć.

Jak mogłoby być inaczej. Aleksander musi wszystko wiedzieć. Poza tym, on na pewno spojrzy na to wszystko trzeźwym okiem. Dlatego powiedziałem mu wszystko po kolei. Słuchał, a nawet zapisywał w swoim notesiku.

Ale nie tylko ja przekazałem mu ważne informację. Okazało się, że dzięki jednemu zdjęciu na Instagramie, zdołali ustalić, że tylko jedna osoba ze znajomych z Facebooka Sebastiana może być jego potencjalną dziewczyną. A wszystko dzięki sprytnemu Damianowi. Jestem pewny że Alicji zrobił to samo. czy to nie podchodzi trochę pod stalking?

Dziewczyna studiowała w Warszawie, mieliśmy nawet jej adres. I Aleks chciał do niej jechać. Dzisiaj.

- Jedziesz ze mną.

Spojrzałem na niego jak na skończonego idiotę. Może dlatego, że byłem tak zaskoczony obrotem spraw.

To było takie dziwne wracać do tego miasta po takim czasie. Mimo że urodziłem się i wychowałem w tym miejscu, czułem jakby było obce. Jakby już nie było dla mnie miejsca w stolicy.

- Jeśli nie chcesz tam wracać, nie zmuszam cię – odezwał się nagle chyba źle odbierając moje zachowanie. - Pojadę sam. 

Pokręciłem szybko głową. Musiał pamiętać jeszcze moją historię z przeszłości. Nie byłem milewidziany w tym mieście.

- Nie w porządku – uspokoiłem go machając beztrosko ręką. - Po prostu byłem zaskoczony. Jedziemy od razu? Mogę prowadzić?

- No niby gdzie!? - wrzasnął na mnie, wskazując teatralnie na moją zranioną nogę i brzuch. - Kule lepiej ze sobą weź!

W samochodzie siedzieliśmy już po śniadaniu. Aleksander dopiero na wylotówce postanowił zdzwonić do inspektora informacją, że jadę razem z nim do Warszawy, by przesłuchać świadka. To było genialne zagranie. Kiedy zaczął wrzeszczeć, że mamy natychmiast wracać. Aleks odpowiedział, że nie może bo jesteśmy na jednokierunkowej.

Lałem ze śmiechu.

- Spokojnie inspektorze! - krzyknąłem uspokajająco do aparatu. - Przecież nie ściągnę nam do Szczecina żadnego gangu i rosyjskiej mafii!

- No ja nie wiem, do diabła! Z tobą już nie wiadomo. Komendant powinien mnie ostrzec, gdy cie do mnie wysyłał!

- Jesteś pewny, że będziesz tam bezpieczny? - zapytał Aleks długo po tym jak inspektor się rozłączył, mówiąc tylko na koniec, że mamy wrócić żywi. - Nie będzie....

- Spoko, Aleks – powiedziałem wesoło, wybierając pewien numer. - Już tam nie mieszkam. Mam łatkę przejezdnego. Gorzej było by gdybym tam wrócił na stałe – mruknąłem i przyłożyłem telefon do ucha.

Dobrze się w sumie składało, że jedziemy do Warszawy. Mogę zrobić to co chodziło mi po głowię od paru dni.

- Do kogo dzwonisz?

Uśmiechnąłem się szeroko, słysząc jego pytanie. Jednak nie odpowiedziałem, bo ktoś po drugiej stronie odebrał. Jak zwykle usłyszałem jego gburowaty głos. 

- Cześć Pudzian! - zaświergotałem do aparatu, z wrednym uśmiechem. - Nie wiem jak to zrobisz, ale zarezerwuj dla mnie wizytę jutro ranu. Będzie małe na nadgarstku.

Posłuchałem trochę wyzywania na moją osobę, że jestem wrzodem w jego życiu i liczył że nigdy więcej mnie nie ujrzy. Jeszcze długo wymawiał miłe rzeczy na moją osobę, ale ostatecznie z uśmiechem odłożyłem telefon. Nigdy minie odmówił. Nie ważne o jakiej porze dnia czy nocy do niego dzwoniłem, by się umówić na sesję, lub tylko jedną wizytę. Byłem jego ulubionym klientem, a i mieliśmy świetne stosunki prywatne. Jego dzieciaki uwielbiały mi kolorować tatuaże pisakami na dłoniach.

Widziałem jak Aleks co chwile posyła mi zaniepokojone spojrzenie.

- O co chodzi? Gdzie jutro rano idziesz.

- My idziemy – sprostowałem wesoło. - Aleks byłeś kiedyś w salonie tatuażu?




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top