Rozdział 24


Wyskoczyłem z mieszkania równo o 6 następnego dnia z zamiarem postawienia komisariatu na równe nogi. Chciałem być w pracy jak najszybciej, nawet przed Aleksandrem, który chyba tam zamieszkał. Informacje, które miałem mogły być kluczowe, ale i nic nieznaczące. Jednak skoro ksiądz twierdzi, że nasz podejrzany miał dziewczynę, o której nikt nie wiedział, to trzeba to sprawdzić.

Schodziłem powoli po schodach, gdyż dziś zdecydowałem się spróbować funkcjonować bez kul i szyny. Czułem się na tyle pewnie, że postanowiłem zaryzykować. Ewentualnie Aleks będzie zbierał moje resztki z podłogi.

W pewnym momencie zatrzymałem się na półpiętrze nasłuchując. Jakiś cichy, ale niepokojący zgrzyt metalu roznosił się rytmicznie po korytarzu.

Wychyliłem się by sprawdzić co się dzieję. Od razu zauważyłem, że drobna postać w kapturze majstruje przy mojej skrzynce na listy. To definitywnie była kobieta.

- Hej! - powiedziałem zwracając na siebie uwagę.

Byłem zaskoczony w jakim popłochu rzuciła się w stronę wyjścia.

- Zeus! - krzyknąłem.

Przeleciał przez schody i zagroził drogę ciemnej sylwetce. Ja sam wiedząc, że z moją nogą nie będę najszybszy, zjechałem po poręczy i przycisnąłem kobietę do ściany.

Natychmiast zaczęła się szarpać, ale byłem silniejszy.

- Ratun... - w moment zasłoniłem jej usta dłonią.

Nie chciałem na głowie mieć wszystkich sąsiadów. I tak już na mnie podejrzliwie patrzą.

Spojrzałem w jej zielone oczy, przepełnione nienawiścią.

Odsunąłem szybko dłoń, bo suka chciała mnie ugryźć. Odwróciłem ją dość brutalnie w moją stronę i chwyciłem jedną ręką jej twarz, drugą zablokowałem jej dłonie.

- Kim jesteś i co chciałeś od mojej skrzynki?- syknąłem jej w twarz.

Wzięła głęboki wdech i splunęła mi w twarz.

Myślałem, że ją zamorduje na miejscu.

Naparłem na nią mocniej, na co sapnęła. Patrzałem jej w oczy wściekły. Spod kaptura wystawały krótkie białe włosy. Była niewiele starsza ode mnie. Pierwszy raz na oczu ją widziałem.

Wytarłem twarz jednym ruchem.

- Napaść i rozbój jest karalna – syknąłem, mocniej zaciskając dłoń na jej nadgarstkach.

Syknęła.

- Właśnie – odpowiedziała mi, nie pokazując po sobie ani trochę zmieszania sytuacją. - Myślisz komu uwierzą. Kobiecie przyszpilonej do ściany, czy ogromnemu chujowi, który wygląda jak gangster?

- Jak dobrze, że mam legitymację policyjną.

Patrzyliśmy na siebie chwile w ciszy, zabijając się nawzajem spojrzeniami.

- Może cię puszcze jak się wytłumaczysz.

- Może zaraz ci przyłożę w jaja.

Jednak zanim to uczyniła, zablokowałem jej nogi.

- O co ci kobieto chodzi!

Byłem sfrustrowany. Dlaczego wszystkie dziwne rzeczy dzieją się właśnie mi? Miałem serdecznie dosyć! Jak nie psychiczny Absolut, to jakaś nawiedzona laska z problemami z agresją.

Kiedy znów chciała mi napluć w twarz. Stwierdziłem, że dosyć tego. Jednym ruchem chwyciłem ją pod kolana i przerzuciłem ją sobie przez ramię.

Pisnęła przeraźliwie. Byłem tak wyprowadzony z równowagi, że nagle moja noga przestała mnie boleć. Wspiąłem się z nią na odpowiednie piętro i wszedłem domieszkania. Rzuciłem ją na sofę.

Byłem pod wrażeniem jej słownictwa na moją osobę.

- Wytłumaczysz mi się grzecznie, czy mam cię związać i zadzwonić do moich kolegów z policji?

Patrzała na mnie z taką złością jakbym co najmniej zabił jej matkę i ugotował psa. Kiedy widziałem jak nie rusza się i grzecznie siedzi, odsunąłem się ostrożnie. Cały czas miałem ją na oku.

Byłem przygotowany nawet na to, że chwyci stojącą nieopodal lampę i mi nią przyłożyła.

- Wszystko w porządku? - w drzwiach pojawiła się zaniepokojona Alicja.

Wyglądała trochę lepiej niż w ostatnich dniach. Spojrzałem na nią krótko, ale cały czas skupiałem uwagę na obcej.

Parsknęła z taką pogardą, że aż mnie zaciekawiła.

- Już znalazłeś sobie nową laskę?

Zmarszczyłem brwi zaintrygowany, powoli dochodząc do pewnych wniosków.

A to ciekawe.

- Alicja, jakby nasz gość chciał mnie zadźgać nożem kuchennym. W przedpokoju jest numer do Komisarza Szala, a teraz wracaj do pokoju – powiedziałem śmiertelnie poważnie. - A do twojej informacji, Pani- Pogardliwie- Prycham, to moja współlokatorka.

Zmierzyła mnie nieufnym spojrzeniem. Utrzymałem jej ciężkie spojrzenie.

Alicja grzecznie mnie posłuchała i wróciła do pokoju. Wiedziałem jak zaniepokojona była.

Nogą przysunąłem sobie małą pufę i usiadłem na niej tak by być na wprost tej agresywnej laski.

- Jesteś od Absoluta? - zapytałem wprost nie bawiąc się w żadne gierki.

Znów pogardliwie prychnęła, uśmiechając się paskudnie.

- Nie.

- Nie? W takim razie, kim jesteś i czego u diabła ode mnie chcesz?

Z zaskoczeniem obserwowałem jak arogancko usadawia się na kanapie i zarzuca sobie nogę na nogę. Czułem się jak na jakimś spotkaniu biznesowym.

- Nie wiem co ona w tobie widziała.

Zamknąłem na chwilę oczy. Już wszystko wiedziałem. Znów poczułem paskudną gule w gardle, towarzyszącą mi od ostatnich paru dni nieustannie.

- To ty jesteś pośmiertnym głosem Wiktorii – prawie szepnąłem.

- Byłam jej najlepszą przyjaciółką za czasów studiów – powiedziała bezbarwnie. - Ja zostałam we Wrocławiu, ona wróciła tutaj. Utrzymywałyśmy okazjonalny kontakt telefoniczny.

- A jednak tu jesteś – otworzyłem w końcu oczy i utkwiłem w niej spojrzenie. - Dlaczego?

Nie odpowiedziała od razu. Naciągnęła sobie rękaw czarnej bluzy na dłonie i wgapiła się w okno.  

- Byłam jej jedyną przyjaciółką – zaczęła powoli ważąc każde słowo na języku. - Była typem samotnicy. Takiej silnej niezależnej kobiety kochającą swoją pracę. Nie potrzebowała nikogo, a w każdym razie tak twierdziła.

Zawiesiła głos przymykając oczy. Słuchałem ją w skupieniu, nie śmiąc jej przerwać. To było niebywale ważne co mi właśnie mówiła. A w każdym razie dla mnie.

- Normalnie rozmawiałyśmy co dwa tygodnie. Ale w październiku nagle zaczęła dzwonić codziennie...

- Dlacze..

- Nie przerywaj mi!

Aż się wyprostowałem zaskoczony na jej ostry ton.

- Ty się nagle pojawiłeś w jej życiu! Wywróciłeś dosłownie do góry nogami jej życie. Do diaska strasznie namieszałeś jej w głowie.

Teraz to zbiła mnie z pantofla.

- Nie gadała o niczym innym jak o tobie! Kompletnie wpadła po uszy. Nigdy tego nie przyznała, ale to była miłość od pierwszego wejrzenia. Twierdziła, że nie, że później. Przecież coś takiego nie istnieje. Ale ja wiedziałam lepiej. W momencie, kiedy wpadłeś do jej gabinetu już była twoja.

Od razu przed oczami stanęła mi ta scena. Byłem pewny, że nie stworzyłem najlepszego pierwszego wrażenia. Wpadłem jak orangutan do jej gabinetu i zacząłem robić awanturę.

Nie dałem po sobie niczego poznać. Delikatnie tylko przechyliłem głowę i w ciszy ją obserwowałem.

- To wszystko przez ciebie...

- Co tu robisz i czego chcesz? - w końcu nie wytrzymałem.

Tak bardzo nie chciałem wracać myślami do Wiktorii. Nikt nie wiedział jak ta cała sprawa mną wstrząsnęła. Nikt nie wiedział co czułem. Sam nie byłem pewny. Spychałem to wszystko w dalekie zakamarki mojej duszy. Tak było lepiej.

Zgarbiła się i spojrzała na mnie niezwykle smutno.

- Kochałeś ją? Spójrz mi w oczy i odpowiedź szczerze.

Przymknąłem oczy na parę sekund by uspokoić targające mną emocję. Nie mogłem jej pokazać jakie to dla mnie delikatne.

- Nie - powiedziałem dobitnie. Widziałem jak robi minę - bliską rozpłakania się. Kazała mi być szczerą więc taki jestem. Nie ważne jak trudne to jest. - Ale... - dodałem niespodziewanie dla samego siebie i dla niej. - ...była dla mnie ważna i bardzo ją szanowałem. Aż do...

- Tak. Wiem co się stało. Wiem wszystko.

- Wszystko?

- Wiem na pewno więcej niż ty.

W to nie wątpiłem. Miałem wrażenie, że wszystko dzieję się wokół mnie, bez mojego udziału. Jakbym był w jakieś pieprzonej bańce. Chciałem wiedzieć. Nie ważne jak to bolesne będzie.

Chyba coś w mojej twarzy ją poruszyło, bo podciągnęła kolana pod brodę i westchnęła smutno.

- Powinieneś wiedzieć. Powinieneś wiedzieć wszystko. A ja ci powiem co ja wiem. Co mi powiedziała i to co dowiedziałam się po tym wszystkim – znów wzięła jeden głębszy wdech.- Nie mogę znieść myśli, że odeszła w taki sposób. Niemal zapomniana i niedoceniona. Zwłaszcza że ty powinieneś wiedzieć o wszystkim. Zrobiła wszystko dla ciebie. Powinieneś wiedzieć i być jej wdzięczny.

Widząc jak ciężkie to dla niej jest i jak poważne rzeczy dotyka, pochyliłem się w jej stronę.

- Chcesz się czegoś napić?

- Wódki – powiedziała niemal od razu. - Może być nawet spirytus.

Nie mogąc się powstrzymać, uśmiechnąłem się kącikiem ust. Konkretna jest.

Miałem wino. Dlatego postawiłem przed nią rocznik 98.

Zaczęła pić, jakby była to butelką oranżady.

- Co miał na celu ten wierszyk w mojej skrzynce?

- Wzbudzić w tobie wyrzuty sumienia i refleksje – przyznała bawiąc się butelką. - Choć to chyba ja miała po tym większe wyrzuty sumienia. To nie było za fajne. Im częściej czytałem jej pamiętnik tym mniej cię za wszystko winiłam – prychnęła w pewnym momencie. - Nie rób sobie nadziei. Nie ma tam nic co by pomogło zidentyfikować tego całego Absoluta. Jebany psychopata... Wiki wiedziała, że napisanie czegokolwiek może być zbyt ryzykowne. Poza tym, sam zobaczysz. Dam ci ten pamiętnik. Obiecałam to przechować. Bo wiesz, tuż przed śmiercią wysłała mi go. Miałam go po przeczytaniu zniszczyć, ale stwierdziłam... że powinieneś znać prawdę. Bo jestem pewna, że źle ją osądziłeś.

Ze swojego małego plecaka wyciągnęła zużyty brązowy zeszyt. Położyła go na stoliczek. I choć miałem okropną ochotę rzucić się na niego i przeczytać, nie zrobiłem tego. Nawet nie drgnąłem.

- Zrobiła z siebie męczennicę – mruknęła sama do siebie. - Ale zacznijmy od początku. Wiki była sierotą. Do dwunastego roku życia wychowywała się w sierocińcu. Wtedy ktoś ją zabrał ze względu na jej inteligencję. Nigdy nie powiedziała tego wprost, ale jestem niemal pewna... że ten cały gościu od tej sekty. Przepraszam nie wiem jak to nazwać, nie mam pojęcia na czym to polega, mówię tylko to co wywnioskowałam z rozmów i pamiętnika Wiktorii. To właśnie ten cały Absolut był jej prawnym opiekunem. Od dziecka należała do tej całej sekty, więc nie miała wiele przyjaciół, nie mogła, a ja... utrzymywałyśmy kontakt w tajemnicy. Nie chciała by ktokolwiek się o mnie dowiedział. Być może byłam w niebezpieczeństwie, nie wiem. Nawet już nie chcę wiedzieć. Była samotna, dlatego nigdy nie była też w stałym związku. Wiem, że miała kochanka. Kogoś z sekty. Przeczytasz o tym. Kto wie może trafisz na czyiś trop, ja osobiście nic nie wyszukała, choć czytałam jej pamiętnik setki razy.

Zamknęła oczy i zamilkła. Wydawało się jakby zmęczyło ją to wszystko. A mnie... Poczułem jak ściska mnie coś w okolicy serca. Sam nie wiedziałem czy jestem gotowy, by to wszystko przyjąć.

- Ty byłeś u niej istnym ewenementem. Nie będę się rozwodzić, bo to nie ma sensu – mówiła nadal z zamkniętymi oczami, co chwilę popijając wino. - Przeczytasz sobie. Zrób to kiedy będziesz gotowy, bo widzisz...  Ona porywając cię i jadąc do tego całego twojego przyjaciela, wiedziała że uratuje ci życie, sama je tracąc.

- Co?

Spojrzała na mnie z łzami w oczach.

- Zginęła dla ciebie. Ta cała sekta rozważała twoje morderstwo. Wielu uważało, że jesteś niewygodny. Zbyt blisko. Miała dwa wyjścia. Uciec z tobą zza granicę, ale tym samym musiała zostawić dowód oddania w efekcie zabicia komisarza. Nawet nie masz pojęcia, jak tego twojego przyjaciela nienawidzą. Nie mam pojęcia dlaczego – powiedziała szybko. - Wiem tylko, że był równie niewygodny jak ty i tym samym jego śmierć dała by tobie wolność. Ale... ona wiedziała, że na to nie pójdziesz... widzisz, była całkowicie gotowa na drugą opcję. Na zwrócenie fascynacji Absoluta na twoją osobę, co daje ci życie. Jeśli jego najbliższa córka z sekty zginęła dla mężczyzny, to znaczy, że jest warty jego...

- Dosyć – warknąłem zamykając oczy.

Zachciało mi się rzygać. Nigdy bym się nie spodziewał, że... To było za dużo.

- Daj... – mruknąłem chowając twarz w dłoniach.- Daj mi chwilę.

Musiałem się trochę uspokoić.

To się nie dzieje naprawdę.

Poczułem rękę na ramieniu, co zmusiło mnie do podniesienia głowy. Uśmiechała się do mnie smutno i podsunęła mi pod nos butelkę wina.

- Nie powinienem. Zaraz idę do pracy. - ale kiedy nie opuściła butelki, poddałem się. - A zresztą, pierdolić... - i chwyciłem wino.

Wziąłem długi łyk na uspokojenie.

- Wiem co czujesz – szepnęła. -  Spokojnie, ona by nie chciała byś cierpiał. Ale zarazem to ja chciałam żebyś znał prawdę. - wyprostowała się i stanęła przede mną. - Dla bezpieczeństwa nie mogę się więcej mieszać w to wszystko. Trzymaj się panie policjancie. Dla mnie to koniec rozdziału. A ty, to wszystko przemyśl. Pamiętaj, że naprawdę cię kochała i chciała dla ciebie jak najlepiej.

- Wracasz do siebie?

- Tak, mój narzeczony jest naprawdę zaniepokojony, co ja robię od miesiąca w tym Szczecinie. Trzymaj się. Może się jeszcze kiedyś spotkamy.

Zaraz po tym wyszła, żegnając się ze mną pocałunkiem w policzek. To było bardzo symboliczne, bo czułem, że już nigdy się nie zobaczymy. Do tego spotkania pchnęła nas tylko jedna rzecz. Nie mieliśmy żadnego wspólnego punktu.

Spojrzałem na zeszyt. Wierzyłem jej. To było pismo Wiktorii.

- Wszystko w porządku?

Jak zwykle Alicja miała wyczucie czasu.

- Nie... - powiedziałem wściekły na to, że załamał mi się głos.

Chciało mi się płakać.

Rany, ale jestem żałosny.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top