Rozdział 21
- Gdzie masz suszarkę?!
Westchnąłem po raz tysięczny. Aleks siedział w łazience dobrą godzinę, a jak go chciałem wywalić z łóżka wcześniej to mnie kopnął. Niewdzięcznik jeden. Jeszcze dobre dwadzieścia minut stał i użalał się nad moją garderobą. Jak zwykle wiecznie niezadowolony.
- Alicja ją ze sobą wzięła – odkrzyknąłem mu siedząc na podłodze pod drzwiami. - Pospiesz się, sikać mi się chce !- jęknąłem.
Nie chciałbym z nim mieszkać. No chyba, że będziemy mieć osobne łazienki, i pokoje, no i ściany dźwiękoszczelne, bym nie musiał słuchać jego narzekań. Nie mam pojęcia co on tam wrabia. Bunkier buduje, czy jak.
Usłyszałem odkluczanie drzwi i w szparze wychylił się Aleks. Miał mokre włosy i zirytowaną minę.
- Wyglądasz jak mokra kaczka – podsumowałem.
- Powiedziałeś, że wysuszę włosy – wytknął mi z pretensją, kompletnie ignorując mój komentarz.
- Jest coś takiego jak ręcznik.
Miał minę jakby widział mnie po raz pierwszy w życiu i tłumaczył mu nową technologię. Parsknąłem i wstałem. Naprawdę musiałem do toalety. Wepchnąłem się szybko do środka, zanim zdążył mnie powstrzymać i jednym ruchem zarzuciłem mu ręcznik na głowę.
- Nawet mi się nie waż!
Kompletnie go zignorowałem i zacząłem siłą wycierać mu włosy, głośno protestował i chciał mnie odepchnąć, ale ja stwierdziłem, że to zbyt zabawne i się nie dałem.
W końcu zabrałem litościwie ten ręcznik i przestałem nim tarmosić, ale aż sapnął z zaskoczenia gdy zobaczyłem to co się zadziało na głowie Aleksa.
- Ty masz kręcone włosy! - krzyknąłem inteligętnie.
- Wybitnie, Cesarski – syknął wściekły. - A teraz wyjdź muszę coś z nimi zrobić.
Zamrugałem zaskoczony po czym wybuchłem śmiechem i natychmiast zacząłem się nimi bawić.
- Mowy nie ma! - zaprotestowałem. - Są czadowe! Oszusta, jak tyś je przez ten cały czas ukrywał?
- Mam swoje sposoby, a teraz wypad!
W odpowiedzi na to przysunąłem się jeszcze bliżej niego uczepiając się na dobre jego kędzierzawych włosów. Były takie miękkie i lśniące bez nasranego żelu. Natychmiast je pokochałem.
- Dlaczego je ukrywasz? - zapytałem szczerząc się jak dziecko, które dostało zabawkę. - Są przefajne!
- Nie lubię ich, są śmieszne – mruknął zażenowany moim śmiałym zachowaniem. A może tu chodziło tylko o włosy? - Ktoś mi kiedyś powiedział, że są śmieszne...
Natychmiast spojrzałem w oczy Aleksowie. Wystarczył jego wzrok bym domyślił się o kim mówi.
Adrian.
Coraz bardziej chuja nienawidzę. Mimo wszystko nie dając po sobie niczego poznać, znów zacząłem bawić się jego włosami.
- Wyglądasz jak baranek! Teraz nawet masz mniej niż 25 lat!
- Chyba między nami nie ma czegoś takiego jak przestrzeń osobista - westchnął, poddając się i pozwalając mi się bawić
- Ta – parsknąłem. - Już dawno.
Jakimś niesamowitym cudem zdołałem go namówić, by poszedł w tych włosach do pracy. Byłem zachwycony, co jakiś czas pociągałem śmiesznie zawiniętego loka, na co nawet nie reagował.
Jestem istnym cudotwórcą, a postawione do góry oba kciuki pani Basi gdy go zobaczyła, jeszcze mnie w tym utwierdziły. Odpowiedziałem jej tym samym, nie przejmując się wściekłym sykiem Aleksa.
Do biura wszedłem jako pierwszy, dlatego przywitałem się głośno i z szerokim uśmiechem.
Jak ja tęskniłem za pracą.
Widziałem jak Antonina jest gotowa mnie uściskać, w końcu w ostatnim czasie widzieliśmy się tylko przelotnie, ale nie zdążyła. Jak zwykle Aleksander musiał mieć paskudny humor, kiedy ja mam świetny.
- Rusz się, Cesarski. Wrosłeś tutaj?
I przepchał się przez framugę drzwi pchając i ocierając się o mnie.
Przewróciłem jedynie oczami i wmaszerowałem głębiej razem z szczęśliwym Zeusem. Zaraz zaczął wszystko obwąchiwać.
Zareagowali tak jak się spodziewałem na wygląd Aleksa.
Nie rozpoznali go.
Miałem niesamowity ubaw, skończyło się jednak kiedy pokazał mi dokumenty, które musiałem uzupełnić. Już mi nie było do śmiechu. Natomiast jemu tak.
- Co macie? - zapytał w końcu przechodząc do konkretów.
Mimo kul w moment zmaterializowałem się za nim.
- Technicy właśnie przynieśli wyniki – powiedział Damian przekazując blondynowi dokumenty.
Uwiesiłem mu się na ramieniu czytając raporty. Nawet nie zareagował, chyba już kompletnie do mnie przywykł.
Raport był zaskakująco ciekawy. Bomba była napędzana paliwem, podejrzewa się, że był bardzo mała, mimo to skonstruowana na ogromny zasięg. Nic z niej nie zostało, bo była z plastiku i wybuch ją całkowicie stopił. Była skonstruowana prawdopodobnie przez...
- Amatorzy? - oburzyłem się głośno. - Taki rozpierdol, a oni twierdzą, że to amatorzy skonstruowali?
- Nie wydzieraj mi się do ucha – syknął w odpowiedzi. - Przeczytałeś stronę?
Po potwierdzeniu przerzucił na następną kartkę. Trochę technicznego bełkotu, aż w końcu mój wzrok zatrzymał się przy końcowym akapicie.
Aleks na pewno też do tego dotarł, bo równo zesztywnieliśmy.
- O ja pierdole, to nie był samozapłon.
- Tak – zgodził się ze mną, odkładając raport. - Samobójca to odpalił.
- No...
Usłyszałem parsknięcie. To Antonina.
- Przepraszam – zaraz się wzięła w garść. - Wiem, że to tragiczne, ale jesteście przezabawni.
- Co jeszcze macie? – syknął zirytowany strzepując mnie ze swojego ramienia.
W odpowiedzi na jego mało delikatne odepchnięcie mnie usiadłam na jego krześle. Niech w takim razie, on łazi i mi przynosi dowody do wglądu.
Rysiek odchrząknął i poruszył się nerwowo. Coś było na rzeczy. On nie potrafił znieść presji.
- No, słucham...
- Mamy zacząć od dobrej czy złej wiadomości ? - zapytała nerwowo Antonia.
- Od złej – odpowiedzieliśmy niemal jednocześnie.
- Zacznę od dobrej – odchrząknęła kompletnie ignorując surowe spojrzenia Aleksa. - Nagrania kamer przy akademiku uchwyciły naszego zamachowcy- samobójcę. Zdołaliśmy go zidentyfikować. To student Akademii Morskiej, Sebastian Mykała. Był na nawigacji na trzecim roku. Mieszkał przy akademiku przylegającym do basenu. Co pozwala przypuszczać, że wiedział jak się dostać nocą do budynku. Powiadomiłam już jego rodziców. Jutro przyjadą do Szczecina. Wysłałam też policjantów by przeszukali jego rzeczy i zatrzymali znajomych.
- Dobra robota. Skończyła pani raport?
- Jeszcze nie. Zaraz będzie gotowy.
Kiwnął głową i odwrócił się do Ryśka. Biedak aż poluzował sobie krawat.
- Zacznę może od figurki – wyjąkał niepewnie, nerwowo szukając coś w szufladzie. - Dostaliśmy to razem z raportem.
Naszym oczami ukazał się metalowa figurka anioła. A w każdym razie to co z niej zostało. Była stopiona i połamana, ale chyba technicy ją naprawili, bo całkiem nieźle wyglądała. Była prostej budowy, ale posiadała w sobie jakiś majestat i grozę. Była duża, prawie czterdzieści centymetrów długości.
- A teraz ... - mruknął niechętnie Rysiek i odwrócił figurkę bokiem tak żebyśmy mogli zobaczy podstawę.
ABSOLUT.
- No i chuj... - podsumowałem wzdychając.
Mogłem się tego spodziewać. Aleksander jakby zgadzał się ze mną w myślach pokiwał głową skupiając się na napisie.
- To było do przewidzenia – odpowiedział. - Co jeszcze...
Widocznie było jeszcze gorzej, bo Rysiek odchrząknął aż dwa razy.
- Jedną z gorszych wiadomości – wtrąciła się Antonina, profesjonalnym tonem. - Jest to, że wszystko wyciekło do mediów. Można się było tego spodziewać, jednak nazwano to atakiem terrorystycznym. Media krzyczą, ale pewnie nie wiecie. Wyglądacie na takich którzy nie oglądają telewizji.
Wzruszyłem ramiona. Jak zobaczyłem Kevina w święta, odłączyłem telewizor od prądu. Oboje dostaliśmy gazety do ręki. Artykuł o bombie był na pierwszej stronie. Z tego co autor pisał, miał to być atak terrorystyczny na studentów, przez mniejszość ukraińską, która została ostatnio zwolniona masowo z Amazonu.
Jaki bezsens. Aż plułem przekleństwami, aż Aleks musiał mnie uciszać.
- Kiedy jest konferencja? - zapytał Aleks prostując się sztywno.
No tak. To on jest do tego pewnie oddelegowany.
- Dzisiaj – powiedziała powoli Antonina.
Widziałem jak bladnie z przerażenia łapie się za głowę, gdzie ma pusz kręconych włosów i patrzy na czarny sweter. A następnie całą swoją nienawiść przelewa na mnie.
- Nienawidzę cię – wysyczał w moją stronę.
Kompletnie mnie to nie ruszyło, roześmiałem się tylko doskonale wiedząc jaką panikę właśnie przeżywa. No jak to? Niewypastowane buty? Sweter zamiast koszuli z krawatem? A to tego nieułożone włosy?
Tragedia.
Zostałem dość brutalnie wywalony z jego krzesła. Musiał się w końcu przygotować do rozmowy z mediami.
I to jest kolejny powód bym nigdy nie zgodził się na awans. Ja w telewizji? To by się źle skończyło.
Aleks się lepiej do tego nadaję. Przynajmniej nienagannie się prezentuje. No... przynajmniej dotychczas.
Już chciałem doczłapać do swojego biurka by nie dostać żadną teczką ani dziurkaczem, kiedy drogę zagroziła mi Antonina. Teraz kompletnie nie było jej do śmiechu.
- Jest jeszcze coś, co musisz – zerknęła na panicznie czegoś szukającego w biurku Aleksandra. -... musicie zobaczyć.
- Rozumiem, że dopiero teraz czeka nas najgorsza część? - zapytałem idąc za nią do jej stanowiska.
- Lepiej usiądź – delikatnie położyła mi dłoń na ramieniu i posadziła na swoim krześle.
Jej niepokój udzielił się też mi.
Pochyliła się i włączyła jakąś kartę. Był to mail na nasz oddziałową skrzynkę. Co dziwne nie miała nadawcy. To było dziwne, ale dziwniejsze od barku nadawcy była treść.
„Jesteś dzieckiem Bożym. I także i moim. To BÓG pozwolił ci żyć. A to znaczy, że jesteś wybrany. Jesteś oficjalnie częścią Rodziny, Apollo, synu mój.
Absolut"
Autentycznie poczułem przerażenie. Po raz pierwszy poczułem się zagrożony. Co to kurwa miało być?
Aż się zapowietrzyłem widząc to. Aleks, niczym matka widząc, że jego dziecko jest w niebezpieczeństwie, rzucił wszystko i do mnie doskoczył.
- To się staje chore i niepokojące. Ciarki mnie przeszły. Widzisz. Mam gęsią skórkę – pokazałem mu moje ramie, na co delikatnie je odsunął, co było niepokojące w jego przypadku. Normalnie by mnie uderzył.
- Wynika z tego – zawiesił na chwile głos, dobierając ostrożnie słowa. - Że cały ten zamach to... swego rodzaju test? Chcieli sprawdzić czy przeżyjesz?
To pytanie zawisło w pomieszczeniu. To był jeden z rzadkich momentów, kiedy nie miałem żadnej odpowiedzi czy riposty rozładowującej napięcie. A podenerwowanie Aleks nie polepszało sprawy. Co ja gadam, robił się coraz bardziej wściekły.
- Sprawdziliście to?
- Tak – natychmiast podbiegł do nas podenerwowany Damian. - Ale nic. Kompletnie. Ten gość to geniusz, albo takimi się otacza. Nawet nie wiem jak tego dokonał. Jeszcze nad tym popracuję, ale nie oczekujcie cudów.
Poczułem jak kładzie rękę na moim ramieniu. Co było dość sporą nowością w jego zachowaniu, bo zazwyczaj to ja byłem inicjatorem kontaktu fizycznego.
- Zamieszkasz u mnie – padło niczym grom z jasnego nieba.
Zamrugałem całkowicie ogłupiały. Tego się nie spodziewałem.
- Dzięki, ale wole po ślubie...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top