Rozdział 16


W domu Zuzi spędziłem całe popołudnie. Zostałem wręczy wymartretowany przez tego gówniaka. Pokazała mi wszystkie swoje zabawki, obejrzałem z nią serie bajek, a wszystko było przeplatane wciskaniem mi jedzenia przez jej matkę i wypytywanie przez jej ojca o prace w policji.

Jej rodzice byli młodymi ludźmi. Mieli po 27 lat i oboje godzili pracę z opieką nad dzieckiem.  Martwili się jednak, że przez to zbyt mało czasu poświęcają Zuzi i dlatego może oddalać się od rzeczywistości na rzecz wyobraźni.

Dziewczynka bardzo szybko się do mnie przywiązała i praktycznie przez cały obiad siedziała mi na zdrowym kolanie, jedząc z mojego talerza paluszki rybne. Kompletnie nie słuchała surowych nakazań matki, by w końcu ze mnie zeszła.

Przypominała mi trochę Ane, córkę Sebastiana.

Kiedy już poczułem, że naciągam ich gościnność i się powinienem zbierać zostałem brutalnie przyszpilony do krzesła i Zuzia zaczęła mi wygłaszać tyradę, że pewnego dnia mnie pokona i mam tylko poczekać aż będzie duża.

To mogłem jeszcze przeczekać, ale kiedy dochodziła godzina końca pracy Aleksa, kategorycznie oświadczyłem, że muszę wracać. Była niezadowolona, ale ostatecznie stwierdziła, że i tak mnie znajdzie.

Dobrą sprawą było, że jej ojciec –Tomek, jak mi się przedstawił, zaproponował, że mnie podwiezie.

Był nauczycielem gry na perkusji, jak się dowiedziałem i przez większość drogi mówił, że jest bardzo ciekawy pracy policjantów i uwielbia kryminały. To było całkiem zabawne, słuchając tego wszystkiego. Próbował ze mnie wyciągać szczegóły akcji, w której zostałem postrzelany, ale oczywiście wiele mu nie powiedziałem.

Na końcu jednak wymieniliśmy się numerami. Gdyż on chciał jeszcze kiedyś się ze mną spotkać, a ja polubiłem jego córkę.

Nowe znajomości nigdy nie są złą sprawą. Z doświadczenia wiedziałem, że te najbardziej niespodziewana są najlepsze i najbardziej przydatne.

Mając jeszcze sporo czasu w zapasie, wróciłem do mieszkania po Zeusa i małą torebkę.

Mimo że chciałem przejść się na pieszo, to nie ufałem swojej nodze i po długotrwałej dyskusji z kobietą w taksówce, w końcu wsiadłem z Zeusem do środka i podwieziono mnie pod sam komisariat.

Od razu poczułem się lepiej psychicznie widząc ten budynek. Brakowało mi pracy. Byłem typem osoby, która woli pracować i coś robić niż siedzieć na kanapie.

Wchodząc na komendę od razu zderzyłem się z największym chaosem jaki kiedykolwiek tu zastałem. Policjanci biegali w popłochu, gdzieś mignęły mi sfora psów policyjnych, jakiś policjant w cywilu spadł właśnie ze schodów, a temu wszystkiemu zarządzała, wrzeszcząca rozkazy, pani Basia.

Niezła jest, pomyślałem przyglądając się jej.

Coś musiało się stać skoro był taki rozgardiusz tutaj.

Z wrednym uśmiechem pomyślałem, że Aleks musi mieć mnóstwo roboty i parszywy humor. Ciekawe czy mnie zastrzeli jak mnie zobaczy, czy zrobi to po tym jak zacznę mu wrzeszczeć życzenia.

- No, Zeus – poklepałem go po łbie. - Trzeba się przebić przez to piekło – wyszeptałem żartobliwie, ale to wystarczał by Zeus był zachwycony, wizją swego rodzaju nową zabawą.

Nie było trudno dostać się na górę do biura kryminalnego. Nikt tak naprawdę nie zwracał na nas uwagi. Nawet pani Basia.

Na wyższych piętrach było kompletnie pusto. Wyglądało to tak, jakby wszyscy przenieśli się na parter. Aż się zawahałem czy iść do biura, bo było prawdopodobne że nikogo nie zastanę.

Z Zeusem wiernie dreptającym obok mojej nogi, znalazłem się na odpowiednim piętrzę. Prawie natychmiast usłyszałem kłótnie i podniesione głosy. Rozpoznałem wściekły głos Aleksa. Byłem zaskoczony i zafascynowany. Myślałem, że taki ton jest zarezerwowany tylko dla mnie.

- POWIEDZIAŁEM NIE!

Starając się być jak najciszej podszedłem do otwartych drzwi biura.

To był naprawdę dziwny widok, widzieć inspektora i obie jednostki kryminalne u nas w biurze. O coś się kłócili. A zwłaszcza Aleks wyglądał na wyprowadzonego z równowagi. Był aż najeżony z furii. Jeszcze go takiego nie widziałem. Aż stanąłem dębem patrząc na niego. To była całkiem fascynujący obrazek.

- Motor nic nie znaczy! Chce wyniki re... resztek ... - głos mu zadrżał, ale nawet nic mu nie drgnęło, by wskazywało, że go cokolwiek poruszyło.

Przekręciłem głowę przyglądając się jego zgarbionej sylwetki. Wyglądał jak nie on.

Napotkałem zaszokowany wzrok Antoniny, jako jedyna siedziała przy swoim biurku, dotychczas klepiąc coś do komputera. Wyglądała jakby zobaczyła ducha. Mrugnąłem do niej zaczepnie.

- Kryzys wieku średniego, Aleks? - zaczepiłem, kiedy brał oddech by zacząć znów krzyczeć. Jak na komendę wszyscy na mnie spojrzeli. - 35 lat to już ten wiek? Jeszcze chwilę, a będziesz miał siwe włosy i zaczniesz wybierać sobie kolor trumny - zarechotałem, a Zeus potwierdził podwójnym szczeknięciem. - Zeus się zgadza!

Śmiałem się chwile, ale kiedy nikt mi nie odpowiedział, a Aleks padł na krzesło zaszokowany na mój widok, zmieszałem się.

- Ktoś umarł? - zapytałem spanikowany. - To znaczy, że mogę wracać do pracy?

- Warszawa mówiła prawdę. Jesteś jebanym szczęściarzem Cesarski – wysapał inspektor patrząc na mnie identycznie jak Antonina.

Właściwie wszyscy patrzyli na mnie jak na kosmitę.

Nim się zdążyłem zorientować, Aleks do mnie podbiegł i mocno mnie objął. Jeszcze nigdy nie był tak wylewny w stosunku do mnie przy innych. Ale jak to się mówi: ciesz się z tego co masz. Dlatego z rozbawieniem oddałem uścisk.

- Cześć Aleks! W swoje urodziny zrobiłeś się ckliwy? Wszystkiego najlepszego!

Mimo że jeszcze rano obawiałem się spotkania z Aleksem, a moje negatywne uczucia nadal się utrzymywały. Wybaczyłem mu w moment. Uświadomiłem sobie, że nie potrafię się na niego dłużej gniewać. Nie na niego. Wiedziałem też, że akceptuje Aleksa takim jakim jest, razem z jego paskudną przeszłością. W końcu poznałem go po tym wszystkim. Teraz jest innym człowiekiem.

- Nie poszedłeś dziś na basen?

Byłem zdezorientowany i zaskoczony tym pytaniem.

- Nie. Dlaczego? Skąd wiesz?

Coś musiało się stać. Definitywnie coś paskudnego, co dotyczyło niejako i mnie.

- No bo wiecie – zacząłem przedłużając sylabę niczym Sebastian. Atmosfera była paskudna. - Szedłem na tramwaj jak każdego dnia i jak już miałem wsiadać to zauważyłem zgubionego bachora. No to zrezygnowałem z dzisiejszego basenu i odprowadziłem gówniare do domu. Tam spotkałem policjantów i jej rodziców, którzy stwierdzili, że wezmą mnie na obiad. No i spędziłem 5 godzin słuchając czym się różni Barbie oryginalna od podróby. Jestem pewny, że mogę zostać znawcą...

Chciałem się jeszcze trochę porozwodzić na temat lalek Barbie, kiedy Aleksander odepchnął mnie od siebie i złapał mnie boleśnie za uchu. Jak moja matka, gdy byłem niesfornym gówniarzem.

- Dlaczego nie odbierasz ode mnie telefonu! - wrzasnął targając moje biedne ucho.

- Ała ... - wrzasnąłem płaczliwie. - nie wiem, telefon jest gdzieś w torbie... Ała... Dzwoniłeś? Ała! Wyrwiesz mi ucho!

- Raz w życiu powinieneś odebrać to tego nie robisz! Jak można być większym bezmózgiem!

- Ała! O co ci chodzi? Sam się do mnie nie odzywałeś! Ała! Inspektorze to mobbing!

- To nie mobbing głupku!

- Fizyczny!

Tarmosił mnie za to biedne ucho i wrzeszczał jak popętany. Byłem pewny, że zaraz mi je urwie.

- Nie powinniśmy ich powstrzymać? - usłyszałem, między krzykiem Aleksa, zaniepokojoną Kasandrę.

- To normalne – odpowiedziała jej rozbawiona Antonina. - Zaraz się dogadają.

Nie byłem tego pewny. Bo wrzeszczał na mnie dość długo i głośno i co jakieś dwa zdania przekręcał mocniej moje ucho.

Parszywi zdrajcy, nie ruszyli palcem by mi pomóc. Nawet inspektor uznał, że to normalne, a biedny młody Murdok chował się po kontach przerażony wybuchem Aleksa. Cóż potrafił przerazić człowieka.

Nawet Zeus szczeknął radośnie i poszedł walnąć się pod moje biurko.

- Czemu, do diabła, zostawiłeś motor pod basenem! - wrzeszczał.

- No bo parking jest darmowy... Ała! O co ci chodzi?! AŁA,  ALEKS!

Myślałem, że to się nigdy nie skończy, ale chyba w końcu wzbudziłem litość w inspektorze, bo postanowił się wtrącić.

- Chłopcy idźcie do domu. Macie wolne do pierwszego, od przeszłego roku chce was widzieć gotowych do rozwiązania tej sprawy. A teraz oboje mi się wynosić i nie pozabijać się po drodze.

- Ale o co chodzi?

Nikt mi nie odpowiedział, a i Aleks warknął i ruszył wściekły do wyjścia. Bez płaszcza i broni. Wszystko podała mi uśmiechnięta Antonina, a ja za nim polazłem, błogo nieświadomy, co tu się dzieje.

- Bo w ogóle! - krzyczałem za nim. - Dominik do mnie dzwonił!

Dorwałem go dopiero przy windzie na którą czekał. Wiedziałem, że mimo że jest na mnie wściekły pomyślał o mojej zranionej nodze i nie chciał bym schodził schodami. To jest cały Aleks.

Powiesiłem się na jego ramieniu z szerokim uśmiechem. Nie zareagował. Weszliśmy do windy, a on jaki i te drzwi zamknął oczy. Jakby specjalnie chciał mnie ignorować.

Byłem, cholernie ciekawy co tu się dzieje. Ale powstrzymałem się od pytań i opowiedziałem mu że mam dla niego czadowy prezent na urodziny, który dam mu jak już będziemy u Dominika i Kuby.

Próbowałem nie naciskać, jednak kiedy znaleźliśmy się sami w aucie i dostrzegłem jak Aleksowi drżą ręce, nie wytrzymałem.

Chwyciłem jego dłonie w swoje i lekko szarpnąłem by na mnie spojrzał.

Jego błękitne oczy błyszczał od powstrzymywanych łez.

- Aleks – zacząłem łagodnie. - Co się stało?

- Bomba – zaczął drżący głosem. W końcu przestał udawać wypranego z emocji komisarza. - Bomba. Basen, na który codziennie o dziewiątej chodzisz został wysadzony w powietrze. Dokładnie o dziewiątej dwadzieścia. Nikt nie przeżył.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top