Rozdział 2

Obserwowanie tego świata z wysoka jest najlepszym, co mogło mi się tutaj przytrafić. Krajobraz tego świata jest bardzo zróżnicowany. Są tutaj pola i lasy, które nagle mogą się zmienić w wzgórza i góry ze stromymi zboczami. Niekiedy z tych stromych zboczy gór wypływa woda, tworząc ogromne wodospady. Jest tutaj też morze i piękne piaszczyste plaże. Jednak byłam tam tylko raz, gdyż jest to bardzo daleko z miejsca, w którym zazwyczaj przebywam.

Czy przyroda tego świata różni się od świata rzeczywistego?

I tak, i nie.

To prawda, że niektóre rośliny tutaj występujące są trzy razy większe niż te w świecie rzeczywistym i posiadają silniejsze lecznicze właściwości. Jednak wyglądem przypominają gatunki występujące w rzeczywistości.

To prawda, że podczas ewolucji na tym świecie zaszły zamiany w genetyce niektórych zwierząt, dzięki czemu powstały istoty – dla mnie i świata rzeczywistego – fantastyczne. Jednak to nie zmienia faktu, że nadal zwierzęta występujące w świecie realnym pojawiają się również i w tym świecie.

Fakt, że część przyrody jest mi znana sprawia, że nie czuję się tutaj nieswojo.

Na grzbiecie Sieny czuję się bezpiecznie, pomimo dużych wysokości, na które się wznosimy. Dzięki temu, że zaczęłam latać, gdy byłam dość młoda, byłam w stanie pokonać swój lęk wysokości. Teraz nawet w rzeczywistym świecie poruszanie się na wysokościach nie stanowi już dla mnie problemu.

Mocny wiatr bawi się moimi włosami i już wiem, że na głowie mam jeden wielki kołtun. Jestem szczęśliwa, że tym razem mam na sobie skórzane spodnie i długą, białą tunikę z rozcięciami po obu bokach. Gdybym miała na sobie suknie, trudniej by było ją utrzymać w miejscu i dosiąść konia.

Siena wie, gdzie leci. Nie muszę jej nawet zbytnio kierować.

Przed nami roztacza się cudowny krajobraz. Wąwóz stworzony między dwoma, bardzo wysokimi zboczami gór, w którego dole biegnie szeroka rzeka. Przed nami z prawej strony rozciąga się rozległy wodospad na parę kilometrów, a woda z niego trafia prosto do rzeki. Siena przelatuje bardzo blisko niego, zahaczając skrzydłami o wodę i pryskając przy okazji mnie.

Ze śmiechem pozwalam jej na to, nie zważając na fakt, że moje ubrania i włosy mogłyby przemoknąć. Koń parska, wtórując mojemu śmiechu, który odbija się od skał echem.

Obniżamy lot i przez chwilę lecimy tuż przy rzece. Siena zwinnie omija wielkie głazy wystające z dna. Zerkam w taflę wody, powoli płynącą w przeciwną stronę do naszego kierunku lotu. Wyraz twarzy, jaki posiadam na co dzień w rzeczywistym świecie jest zupełnie inny od tego, który posiadam tutaj. Moje oczy błyszczą i są rozbawione, a moja twarz promienieje. Delikatny uśmiech, którego od dawna nie widziałam, kompletnie zmienia to, jak się teraz prezentuję.

Pewna siebie, radosna i pełna nadziei na przeżycie dzisiaj niezapomnianej przygody.

W rzeczywistości prezentuję się jako dość obojętna osoba. Śmieję się rzadko albo wtedy, kiedy wypada, a w relacjach z innymi przyjmuję raczej zamkniętą postawę.

Dwa światy, dwie różne osobowości.

Uśmiecham się do swojego odbicia, wreszcie widząc długo oczekiwaną zmianę.

Zaraz po opuszczeniu wąwozu zaczyna się teren, który bardzo dobrze znam. Siena powoli szykuje się do lądowania. Kiedy jej kopyta dotykają podłoża, trzymam się mocno jej grzywy, żeby nie spaść od impetu, jak to już wiele razy zrobiłam. Składa skrzydła i od galopu przechodzi do kłusu.

W końcu przystaje, pozwalając mi zejść ze swojego grzbietu.

– Dziękuję – mówię, głaszcząc ją po długiej szyi.

Przed nami rozciąga się gęsty las z olbrzymimi drzewami o grubych pniach. Ich liściaste korony tworzą przyjemny cień w ten upalny dzień. Kiedy pierwszy je zobaczyłam, przerażały mnie. Drzewa mające paręnaście metrów w oczach małej dziewczynki wyglądały jak wielkie stwory pragnące zgnieść ją swoimi konarami. Jednak, gdy tylko stałam się nastolatką, pierwsze co zrobiłam, to weszłam na jedno z tych drzew, nie obawiając się nawet upadku. Nie było to zbyt mądre, ale wiedziałam, że gdybym spadła to obudziłabym się w świecie rzeczywistym.

Już wiele razy ze strachu po prostu budziłam się w środku nocy, cała i zdrowa.

W tym świecie nie mogę umrzeć.

Ruszam w stronę lasu, a Siena trzyma się mojego boku, pragnąc mnie chronić całym swoim ciałem. Kiedy wchodzę w cień, wreszcie czuję ulgę. Dzisiejszy dzień jest wyjątkowo gorący i wiele bym dała za parę krótkich spodenek.

Ziemia pokryta jest intensywnie zielonym mchem, co sprawia, że czuję się jakbym szła po miękkim dywanie. Gdzieniegdzie przy pniach drzew rośnie wysoka trawa, a tam, gdzie korony drzew nie dają cienia, kwitną różowe kwiaty o czterech dość sporych płatkach. Mimo, że drzewa odcinają dopływ światła, to miejsce wcale nie wydaje się ponure. Żywe kolory sprawiają, że słońce tak naprawdę nie jest potrzebne, gdyż same rozjaśniają atmosferę panującą w lesie. W co poniektórych miejscach z drzew zwisa gęsty bluszcz, który muszę odgarniać rękami.

Tak naprawdę ten las wcale nie wydaje się tak straszny, jak się na niego spojrzy z innej perspektywy. Intensywne kolory dodają temu miejscu uroku jak z magicznych krain, a cisza i spokój tutaj panujące, wcale nie jest dla mnie czymś podejrzanym. Wręcz przeciwnie, mogę się zrelaksować.

Po przejściu parunastu metrów w głąb lasu, spłoszone przez nas zwierzęta zaczynają wychodzić ze swoich kryjówek ciekawe nowych przybyszy. Najpierw pojawiają się motyle o niebieskich jak woda oceanu skrzydłach. Gdy zapadnie zmrok, ich skrzydła zaczną świecić na fluorescencyjny, niebieski kolor. Udało mi się to zobaczyć parę razy i za każdym razem ten widok zapierał mi dech w piersiach. Liczę, że dzisiaj uda mi się zostać na tym świecie aż do zmroku, żeby zobaczyć to niesamowite przedstawienie.

Następnie słyszę szepty zza pleców i nawet nie muszę się odwracać, by wiedzieć, że nadlatują wróżki. Ich ciałka są malutkie, nie większe niż moja dłoń. Lubią się bawić i plotkować. Za każdym razem, kiedy chcę się czegoś nowego dowiedzieć, pytam właśnie wróżek. Wiem, że część z przekazywanych przez nich wiadomości może być nieprawdziwa lub przekręcana parę razy, ale mimo wszystko z przyjemnością słucham ich przekomarzań. Dwie wróżki siadają mi na prawym i lewym ramieniu, a ich głosiki są wysokie.

– Witaj Mina!

Mówią to w tym samym czasie tuż obok moich uszu, a ja mam wrażenie, że właśnie uszkodziły mi bębenki swoimi podekscytowanymi głosami.

– Witajcie – odpowiadam, nie dając po sobie poznać, że nadal dzwoni mi w uszach.

– Słyszałyśmy plotkę.

Znowu mówią w tym samym momencie.

Uśmiecham się i pytam z zaciekawieniem:

– A jakąż to ploteczkę słyszałyście tym razem?

Słyszę jak obie biorą wdech i od razu im przerywam ze śmiechem:

– Tylko mówcie osobno, bo zwariuję.

– Ja zacznę!

– Nie, bo ja!

Wybucham śmiechem i staram się załagodzić sytuację, mówiąc:

– Umówmy się, że każda powie po trzy zdania.

– Niech będzie – poddaje się jedna.

– W takim razie ja zacznę – mówi druga i odchrząkuje. – Zwierzęta mówią, że dzisiaj to nie będzie twój szczęśliwy dzień.

– A to czemu? – pytam zdziwiona.

– Pamiętasz, jak ostatnim razem mówiłyśmy ci, że nasz wielki władca Koa ma do ciebie jakiś wielki uraz?

– Tak – mówię ostrożnie, przeciągając sylaby.

– Podobno wydał rozkaz, żeby cię zgładzić – mówi to prosto z mostu, nie owijając w bawełnę.

Te słowa sprawiają, że się zatrzymuję, a Siena równo ze mną.

– C-co? – dukam.

– No... zgładzić cię chce. Odciąć ci głowę. Zasztyletować cię. Zrzucić z klifu...

Unoszę dłoń i mówię:

– Wiem, co to znaczy. Ale dlaczego? Co ja takiego zrobiłam?

Jakoś fakt, że nie mogę umrzeć na tym świecie mnie w tej chwili nie pociesza.

– Ciężko stwierdzić. – Wróżka wzrusza ramionami. – Mówią, że szajba mu odbiła.

– Wielkiemu władcy – dopowiada druga.

– Ty i te twoje tytuły. – Pierwsza macha na nią ręką. – Obie wiemy, że Koa jest obcym stworzeniem i nie powinien sobie ot tak rządzić naszym światem. Nikt tego oficjalnie tak naprawdę nie ustanowił. Może się wypchać ze swoim tytułem.

– Uważaj, ściany mają uszy – ostrzega druga.

Pierwsza wywraca oczami.

– Ważne jest, że ponoć wysłał kogoś, kto ma się ciebie pozbyć raz na zawsze – przerywa. – I ma to zrobić jeszcze dzisiaj.

Serce podskakuje mi do gardła.

Nigdy nie sądziłam, że stanę się czyimś wrogiem na tym świecie. Zawsze jestem miła i przyjazna dla wszystkich istot, a nawet roślin. Nigdy nikomu krzywdy nie zrobiłam. Nie potrafię pojąć, dlaczego...

Nagle szmer panujący w lesie cichnie. Motyle znikają, a wróżki tylko biorą głęboki wdech i szybko odlatują. Nawet Siena wydaje się być nieswoja.

– Co się stało? – pytam Sieny, choć wiem, że i tak nie będzie mi w stanie odpowiedzieć.

Nagle czuję jak jakaś ogromna siła popycha mnie do przodu na ziemię. Powietrze opuszcza moje płuca pod wpływem impetu. Mam wrażenie, że wszystko dzieje się w zwolnionym tempie.

Najpierw czuję czyjąś ciepłą łapę z ostrymi pazurami na plecach. Potem czuję impet popchnięcia. Moje nogi odrywają się od podłoża i lecę parę metrów przed siebie. Wyciągam dłonie przed siebie, starając się zamortyzować upadek. Gdy tylko ląduję na ziemi, przed moimi oczami pojawiają się mroczki. Wiem, że muszę się szybko otrząsnąć, więc mrugam, starając się je odpędzić.

Szybko obracam się twarzą do przeciwnika.

W moim gardle pojawia się gula, a serce zaczyna mi walić jak młotem.

Unoszę szybko łokieć, starając w jakikolwiek bronić przed nadciągającym atakiem. Ogromna łapa z jeszcze większymi pazurami robi zamach w moją stronę. Czuję jak jeden z pazurów sięga moje przedramienia i rozcina głęboko skórę.

Czuję, jak krew zaczyna spływać na moją białą tunikę. Otwieram usta i pragnę krzyczeć, ale żaden dźwięk nie opuszcza mojego gardła. Oczy otworzone mam szeroko w zdziwieniu.

W końcu wszystko przed moimi oczami robi się czarne, a w głowie pojawia się tylko jedna myśl.

Nie wybudziłam się na czas.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top