Rozdział 7

***************************

Po dłuższej przerwie wyczekiwany rozdział! :*

Postaram się teraz bardziej regularnie publikować kolejne rozdziały ^^

*****************

Co chwila niespokojnie zerkam w stronę staruszki. Nie wiem zbytnio, czego mogę się po niej spodziewać. Może nagle zmieni się ponownie w lisa z płonącą sierścią? Może wzbije się w powietrze i pokaże mi kolejne sztuczki? A może rozpłynie się w powietrzu tuż przed moimi oczami?

– Jak będziesz tak na mnie patrzeć, to w końcu cię ugryzę.

Wytrzeszczam oczy i przełykam ślinę. Dłonie zaczynają mi się pocić.

Staruszka wybucha barwnym śmiechem.

– To był żart – tłumaczy. – Coś ty taka spięta?

Odwracam zakłopotany wzrok i cała zaczynam się rumienić.

– Chyba po prostu już za dużo rzeczy widziałam na tym świecie – mamroczę niezrozumiale.

– A co ja mam powiedzieć? – pyta staruszka i znowu się śmieje.

– No tak – odpowiadam cicho.

Staruszka zaczyna iść przed siebie. Zdezorientowana podążam za nią jak piesek.

– Słyszałam, że chcesz ze mną o czymś porozmawiać.

– Plotki naprawdę szybko się tutaj roznoszą – mówię to siebie i dodaję głośniej: – Tak, mam kilka pytań...

– Domyślam się – przerywa mi staruszka. – W końcu jesteś tutaj obcą.

Nie wiem, czy mówi to bardziej w kontekście niezadowolenia czy stwierdzenia faktu. Drapię się po głowie, starając się znaleźć odpowiedź wymijającą.

– I tak, i nie...

Staruszka przystaje, przez co prawie na nią wpadam. Odwraca się i patrzy mi w oczy. Ma bardzo ładne piwne oczy w kształcie migdałka. Mam wrażenie, że jej wzrok wywierca we mnie dziurę, więc spuszczam wzrok.

– Obserwowałam cię od dziecka. Odkąd zjawiłaś się na tym świecie po raz pierwszy.

Milknie, a ja nie wiem, co na to odpowiedzieć.

– Tak, to było...

– Wiesz, co się wtedy tutaj wydarzyło? – przerywa mi, pokazując dłonią rozległą polanę.

– Nie – mówię cicho, spuszczając wzrok. Po jej głosie mogę wyczuć, że nie było to nic dobrego. – Nie wiem.

Czuję na sobie jej wzrok. Nigdy nie sądziłam, że czyjś wzrok może być aż tak miażdżący, a jednak...

– Całe to miejsce pogrążyło się w półmroku na kilkanaście minut. Zwierzęta się spłoszyły w strachu i nastała cisza nie do zniesienia. Odkąd żyję to był pierwszy raz, kiedy takie coś się stało. Myślałam, że to koniec tego świata i że zostanę zmieciona przez jakąś niewidzialną siłę. – Milknie jakby ponownie przeżywała to, co wtedy. – A potem nagle wszystko wróciło do normy. – Jej wzrok łagodnieje. – I pojawiłaś się ty.

– Teraz nie wiem, czy to było dobre wydarzenie, czy nie – odpowiadam zakłopotana i znowu spoglądam na czubki swoich butów.

– Raczej nie zrobiłaś tutaj żadnej szkody, prawda? – stawia pytanie, ale nie pozwala mi na nie odpowiedzieć, gdyż kontynuuje: – Szczerze powiedziawszy, nie zauważyłam żadnych zmian na tym świecie po twoim pojawieniu się. – Milknie i zamyśla się na chwilę. – No może oprócz faktu, że ściągnęłaś ze sobą tego gacha, co uważa się teraz za pana tego świata i za cholerę nie chce go opuścić.

Ponoszę głowę.

– Mówisz o królu?

– Raczej o tym szarlatanie – prycha – ale tak, właśnie o nim.

– Ale ja go ze sobą nie ściągałam... – zaczynam się tłumaczyć. – Nawet go nie znam...

Moja desperacja sprawia, że staruszka znowu się śmieje.

– Wiem. Nigdy też nie byliście ze sobą na tyle blisko, żebym mogła stwierdzić, że znacie się w jakikolwiek sposób. Tak tylko sobie zażartowałam – wyjaśnia. – W końcu oboje jesteście z tego samego świata, czyż nie?

Drapię się po głowie.

– Chyba? Nie wiem. Nigdy go nie spotkałam – tłumaczę.

Staruszka patrzy na mnie z powątpiewaniem w oczach, ale nic nie mówi.

– Czemu tak na mnie patrzysz? – pytam, szukając wyjaśnień.

– Nic nic – odpowiada szybko, odwracając wzrok. Namyśla się i ponownie na mnie zerka. – Ty chyba naprawdę bardzo mało wiesz o tym świecie.

– Wiem wystarczająco dużo – fukam. Gryzę się język przed powiedzeniem czegoś jeszcze. Wzdycham i dopowiadam: – Wiem tyle, ile jest mi potrzebne do przeżycia tutaj przez te parę godzin.

Staruszka kiwa głową.

– Praktyczne podejście – zauważa. – Chociaż teraz chyba chciałabyś wiedzieć, kto wydał na ciebie wyrok śmierci...

Unoszę dłoń.

– Może za chwilę – przerywam jej. – Przyszłam tutaj w poszukiwaniu odpowiedzi na inne pytanie.

Mam nadzieję, że nie zabrzmiało to arogancko. Tak naprawdę nie wiem, dlaczego wszyscy tak bardzo się uparli, żeby wyjaśnić całą niezrozumiałą mi sytuację z królem. Jak dla mnie jest to drugorzędna informacja, na razie niezbyt mi potrzebna do szczęścia. Gdy dostanę odpowiedź od staruszki, jakim cudem – po ponad dziesiątce lat – jestem nagle w stanie zostać zraniona, a może nawet zabita, na tym świecie, to może wtedy zainteresuję się tym, który chce mnie zgładzić.

– Widzę, że jesteś uparta jak osioł i nie będziesz mnie słuchać, póki nie dostaniesz odpowiedzi na nurtujące cię pytanie.

Rumienię się zawstydzona. Nie takiego podsumowania mojej osoby się spodziewałam, chociaż jest w nim dużo prawdy. Czuję na sobie intensywny wzrok staruszki i jeszcze bardziej kulę się w sobie. Czuję się jak dziecko besztane przez rodziców.

– No dobrze już, dobrze – mówi, śmiejąc się delikatnie. – Odpowiem na twoje pytanie. – Podnoszę wzrok, a moje oczy od razu robią się szerokie z ciekawości. Znowu słyszę śmiech. – W takim razie – zaczyna, wzruszając lekko ramionami – co chciałabyś wiedzieć?

Wreszcie! Czas na odpowiedzi.

– Czy mogę umrzeć na tym świecie?

***

Staruszka patrzy na mnie z powątpieniem.

– Oczywiście, tak jak w każdym innym świecie – odpowiada jakby to była oczywistość i nie rozumiała, dlaczego zadałam akurat takie pytanie.

– Co proszę?!

Staruszka przekrzywia głowę.

– Mówię prawdę – odpowiada. – Również tutaj możesz umrzeć.

Mrugam parę razy. Otwieram usta, a zaraz potem je zamykam.

– Ale...

Staruszka zaczyna się śmiać z mojej reakcji.

– Myślałaś, że podróżujesz tutaj jak po jakiejś grze, gdzie masz sto żyć?

Całe to zdanie brzmi dla mnie drwiąco, ale w tej chwili nawet nie potrafię się zdenerwować i coś odpyskować. Szok w jakim jestem mi na to nie pozwala.

– Ale jak byłam mała...

Wzrok staruszki łagodnieje jakby nagle zobaczyła przed sobą szczeniaczka.

– Odpowiedź jest prosta – mówi, a ja podnoszę na nią wzrok. – Teraz tak bardzo utożsamiasz się z tym światem, że ostatecznie stałaś się jego częścią.

Przekrzywiam głowę, oczekując dalszych wyjaśnień.

– Jako mała dziewczynka czerpałaś radość zarówno z życia w swoim świecie, jak i w tym. – Zastanawiam się chwilę, ale ostatecznie potakuję. – Teraz coś się zmieniło, prawda? Czujesz się szczęśliwsza tutaj, czyż nie? – Potakuję bez potrzeby głębszego zastanawiania. – I tylko tutaj możesz tak naprawdę być sobą? – Znowu potakuję. – I nie wyobrażasz sobie życia bez tego świata? – Znowu kiwam głową. – No i masz swoją odpowiedź – mówiąc to wzrusza ramionami. – Stałaś się częścią tego świata. Dlatego też, od teraz możesz tutaj zginąć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top