Rozdział 9

-Mamo, a jak wygląda tata? -Zapytałem się siedząc obok niej, oparty jej bok i patrzący jak plecie wianka.

-Cóż. Jest duży, ma czarną skórę, całe czerwone oczy, złote zęby. Ubrany jest w białą bluzę i spodnie. A na twarz lekko opada mu kosmyk włosów. -Mama uśmiechnęła się opowiadając mi jego wygląd. Wyglądała wtedy na szczęśliwą.- Jest Wirusem, ale za to kocha nas.

-A spotkamy go? -Dociekałem, no co poradzić? Byłem ciekawskim dzieckiem.

-Na pewno. -Uśmiechnęła się i nałożyła mi wianek na głowę. Zaśmiałem się i przytuliłem ją. Tymczasem wujek Null i dziadek Herobrine siedzieli nieopodal nas i rozmawiali o czymś. Null nie lubił zbytnio słońca więc zazwyczaj trzymał się cienia.

-Spóźnia się -Mruknął Herobrne leżąc pod drzewami i memlając źdźbło trawy w ustach.

-Wiem. Mam nadzieję że zaraz dotrze. W końcu Dread dotrzymuje słowa.-Odpowiedział Null.

-Jestem! -Rozmowę przerwał im głos szkieleta. Przybył Dreadlord. Mój ulubiony Wujek.

-No nareszcie! Już się zaczynałem martwić!- Oznajmił Null i przywitał się z przyjacielem.

-Wiem, wiem. Wybaczcie. Drobne sprawy mnie zatrzymały. No a teraz konkrety. -Rozejrzał się czy ja i mama jesteśmy bezpieczni a później podszedł bliżej Nulla i dziadka.- Sprawa nie wygląda za dobrze. Z tego co się zorientowałem, Rogziel dowiedział się kto stoi za sprawą zamordowania jego brata. I z tego co wiem zechce się zemścić. Trzeba pilnować Dony i małego.

-Hmm... no to trzeba mieć się na baczności- Oznajmił Herobrne.

-No a masz jakieś dobre wieści? -Zapytał Null.

-A mam. Entity wrócił do żywych. -Zaśmiał się cicho- I w sumie nie jest sam. Jest z nim Entity404 i Error404. Z tego co zdążyłem się zorientować zanim wyszedłem od siebie z twierdzy to... są w połowie drogi. Niebawem dotrą do nas. Albo dziś wieczorem, albo jutro rano.

-No to świetnie!- Ucieszył się Null.

-Zgodzę się. Tylko co z Doną? Trzymamy to w tajemnicy? -Wtrącił się białooki.

-Ja jestem za tym by zrobić jej niespodziankę.- Mruknął Dread masując kark.

Dread, Null i Derobrine rozmawiali w cieniach drzew. Mama położyła się na trawie i oglądała chmury. Ja zaś położyłem się obok niej. Ale na chwilę. Bo po tej chwili wstałem i rozejrzałem się co mógłbym robić. Nie potrafiłem siedzieć w miejscu. W końcu ruszyłem w stronę małego stawu. Przysiadłem na brzegu i zacząłem obserwować pływające rybki. Lubiłem wodę, mimo iż prawdopodobnie po tacie i mamie posiadam ogień. W każdym razie obserwowałem rybki. Małe, duże, szare, kolorowe. Różnorakie.

W pewnym momencie spojrzałem na las. Zauważyłem dziwną postać stojącą miedzy drzewami. Wystraszyłem się i wstałem, po czym skierowałem się do mamy. Zacząłem biec, a ciarki na plecach mówiły że ta nieznajoma postać zbliża się. I tak też było. Wrzasnąłem najgłośniej jak się dało. Jednak było za późno. Osoba o szarej karnacji, białych włosach i dziwnych czerwonych oczach podniosła mnie za ubrania. Wtedy zerwała się mama, obaj wujkowie i dziadek.

-AARON! -Wrzasnęła Dona po czym zaczęła biec w stronę Rogziela.

-Puść go! -Ryknął Null po czym rzucił się na przybysza, lecz ten zrobił unik i powalił go. Następny był Herobrine. Starał się wyrwać mnie z rąk wroga. Niestety bez skutku. Dreadlord rzucił w niego swoimi czaszkami Witherszkieletów. Ale na marne. Bałem się jak nigdy, cały czas wołałem mamę. Chciałem do domu. Rogziel zaśmiał się.

-Na marne wasze starania. Przepraszam bardzo, ale biorę twojego Syna w zastaw. -Uśmiechnął się białowłosy.

-Masz oddać mi mojego Syna! -Wrzasnęła mama. Była zła, ale i bała się.

-Oj nie kochana. Nie oddam go dopóki nie pojawi się Entity303. A wiem że ma się niebawem zjawić. -Zaśmiał się cicho. Oddam go wam jak się stawi. Jeżeli nie. -rozłożył ręce- Nie odzyskacie go. -Po tych słowach zniknął razem ze mną. Dona załamała się. Null był wściekły. Herobrine i Dreadlord starali się pocieszyć mamę. Lecz na nic. Próbowała być silna, ale ta sytuacja przerastała ją całkowicie.

Tymczasem Entity303, Entity404 i Error404 szli przez pustynię. Coś co lubi error. Gorący piasek i słońce. 404 zdawał się być patelnią. Serio. Jego nerwy + pustynia i słońce? Hah! Bosko. 303 zaś szedł bez słowa, nie okazywał zmęczenia ani nic z tych rzeczy. W końcu zatrzymał się, jakby poczuł coś złego czy ciarki na plecach.

-Czuliście to? -Zapytał się towarzyszy 303.

-Yhm, nerwy 404? -Wtrącił się Error.

-Nie. Jakby.. czyjąś rozpacz... -Wypowiedział lekko ściszonym tonem i rozglądał się jakby nasłuchiwał.

-Może ten je***y Rogiel miesza ci w twoich je****ch myślach?! NOSZ K**WA! KIEDY TA CH*****A PUSTYNIA SIĘ SKOŃCZY?! -Wrzeszczał 404. Tak, to jest efekt jego ciemnego mózgu i słońca pustynnego.

-OCH ZAMKNIJ MORDĘ!- wrzasnął 303. Ale po chwili zmarszczył brwi- Uhm, co powiedziałeś?

-No ze Rogziel ci się wp*******ł do mózgu?- Popatrzył na niego czwórka.

-Ja pi*****e.... -Wyszeptał i spojzrał przed siebie.- Mam nadzieje ze dzewczyny są... Ey! Halo?! -Wrzasnął i zamachał łapami.- Dziewczyny jesteście?!- Długo na odpowiedź nie musiał czekać.

-"Jesteśmy! Coś się stało?". -Odpisałą mu Gabrysia.

-Możecie sprawdzić co z Doną i małym? -Zapytał się lekko drżącym głosem.

-"Się robi!"- Dziewczyny przeteleportowały się do Dony. Lecz to co tam zobaczyły wprawiło je w strach. Null, Dread i Herobrine siedzieli przy Donie, która to płakała. Null był tak wkurzony ze mógłby sowim dymem emitować aktywny wulkan. Dread co chwila tworzył i niszczył swoje witherowe czaszki a Herobrine trzymał się za głowę. Było coś ostro nie tak. Po chwili przeteleportowały się do Aarona. I wtedy ogarnęły ze młody został porwany.

Aaron siedział zamknięty ale w przytulnym pokoju, nie w żadnej klatce. Rogziel miał serce, i nie robił mu krzywdy. Chciał on tylko dorwać 303 w swoje łapy.

-Może weźmiemy Koordynaty co? -Mruknął Michał.- Z tego co wiem to się przydadzą dla tego 303.

-Dobrze główkujesz -Odparła Gabrysia, po czym spisała X I Y na czach i wysłała je do Enta.- "Nie spodoba ci się to, ale muszę powiedzieć. W leśnym dworze Dona jest sama i załamana. A Aaron znajduje się w tych koordynatach, razem z Rogzielem."

Wtedy 303 coś trafiło. Przeczytał wiadomość, odpalił swoje koordynaty, rozejrzał się w którą stronę ma iść i zacisnął zęby. Był teraz tak wściekły że nic go nie mogło powstrzymać.

-Uhm.. Ent? Wszystko dobrze? -Zapytał się Error. No tak, on nie widział wiadomości od Gabrysi.

-Trójka. -Mruknął czwórka.

-Za****ę tego sk******na. -Wysapał przez mocno zaciśnięte zęby 303.- ZA****Ę I POWIESZĘ!!- Po tych słowach Ent wystrzelił jak z procy. Dostał takiego Powera że jego towarzysze byli w szoku. Jedno jest teraz pewne gdzie zmierza. A mianowicie zmierza w kierunku kryjówki Rogziela, po syna jak i po starcie z batem bliźniaka ojca. Nie obchodziło go w tej chwili nic jak dobro i bezpieczeństwo rodziny. A w tej chwili swojego potomka.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top