Rozdział 2

UWAGA! Postać w mediach należy do Dierinksa z dA! A oto link do właściciela postaci: https://www.deviantart.com/dierinks


Minęły jeszcze dwa lata od momentu gdy Olfix poznała nie jako rocznego dzieciaka. Zapowiadało się miło i fajnie, ale nikt nie wiedział jakim urwisem będę. Mając 3 lata zacząłem pełną parą zwiedzać i poznawać świat. Pewnego dnia wybrałem się z mamą na targ. Jednak zanim tam dotarliśmy mieliśmy całkiem sporą drogę do przejścia przez las, polany i liczne małe wioski. W połowie drogi gdy ja sobie biegałem w bezpiecznej oddali tak by mama miała mnie w zasięgu wzroku, zatrzymała się. Poczuła dziwną obecność, i wzrok na sowich plecach.

-Czy ktoś tu jest? -Zapytała na głos, rozglądając się dookoła. Nie miała jednak pojęcia że jest obserwowana przez przyjaciółki z innego świata. Mianowicie przez Kasię i Gabrysię.

-Czyli cały świat jest tu! I oni też! -Zaczęła piszczeć z radości Kasia.

-O jak sie nie mogę doczekać! -Zapiszczała się jak głupia Gabrysia. Brat Kasi zaś, stwierdził że jest z idiotkami, ale postanowił się przyjrzeć tej sprawie.

-Kto to jest? I jak, znaczy.. skąd..... JAK?! Ten głos się tu udał!?

-Długa historia bracie. -Zaśmiała się Kasia i sięgnęła za pada by napisać coś do Dony.- "Hej Dona, tu Kasia i Gabrysia." Na tę wiadomość na czacie gry Dona zamarła, chwilę nie wiedziała co powiedzieć, czy nawet jak się ruszyć. Aż w końcu uśmiechnęła się z niedowierzaniem.

-A-Ale.. Jak? Co się z wami stało!? -Zadawała pytania po pytaniu bez wytchnienia.

-Oho, ktoś tu ma adhd na temat pytań? -Zaśmiała się Gabrysia. Michał zaś siedział za dziewczynami i się zastanawiał o co chodzi. Kasia zaś wzięła się za odpisywanie na pytania Dony. Opisała wszystko ze szczegółami. Gdy już wszystko opowiedziały na czacie, przybiegłem ja z bluzką pełną jabłek.

-Oh, gdzieś ty je znalazł? -Zapytała z troską mama- ale jakie ładne... -wzięła wszystkie jabłka ode mnie do plecaka, oczywiście dała też mi dwa bym sobie zjadł.

-O tam!- wskazałem palcem na kilka drzew niedaleko wioski.- Pan był tak miły ze pozwolił mi wziąć ile uniosę!

-No to trzeba było też podziękować Aaroś..

-Podziękowałem! Uśmiechnął się! -Na te słowa mama zaśmiała się i wzięła mnie na ręce. Jak na 3 latka miałem już dużo zmysłów i nie tylko.

-Czy to jest.....-Zachodziła w głowę Kasia.

-Dziecko?... W dodatku... Dony? -Zachodziła w głowę Gabrysia.

-A ja nadal nie wiem co to ma być, kto to jest, i co jest Kuźwa grane.... KASIA WYJAŚNIJ TO... -Wrzasnął rozdrażniony i skołowany Michał.

-Oj no później ci wyjaśnię brat! Chodź tu i nie gadaj. -W tym czasie Gabrysia napisała pytanie "Wybacz mi że pytam, ale kto to jest?"

-Oh, no tak... nie było was -zaśmiała się Dona- To jest Aaron. Mój i Enta syn. -na te słowa uśmiechnęła się miło i pocałowała mnie w głowę. Ja zaś zajęty byłem ogryzaniem jabłka z czerwonej chrupiącej powłoczki zwanej skórką. Mało mnie interesowało z kim ona rozmawiała.

-"JAKI ON JEST CUDOWNY I UROCZY!" -Napisały na czacie dziewczyny.- "No a co z Entityim?"- Na te pytanie mama głęboko westchnęła i spuściła głowę spoglądając na mnie.

- Po tamtym wydarzeniu ślad po nim zaginął. Wszyscy przypuszczamy ze zginął. Bo pewnie i tak jest. Minęły 3 lata i nic się nie zdarzyło, nic nawet nie wskazywało na jego obecność. Null ciągle gdzieś tam wierzy ze on wróci. Ja w sumie też, no ale już tracę powoli tę wiarę z każdym rokiem.

Zapadła cisza. U dziewczyn jak i tu u nas.

-Kto to "entity"? -przerwał ciszę Michał.

-Oj później ci opowiem. Wstępnie powiem ze to jest wirus gry. Ale dla nas przyjazny. -Oznajmiła Kasia z uśmiechem. Dona zaś ruszyła w stronę targu.

-Ej Kasia, a co gdyby sprawdzić, czy Ent żyje?- Zapytała Gabrysia.

-Niby jak chcesz to zrobić? -Popatrzyła na nią Kasia.

-A tak. -Po chwili wzięła z rąk Kasi pada, na czacie wpisała komendę odpowiadającą za przełączeniem się trybu gry z surwiwalu czy też innej na tryb obserwatora. A następnie wpisała komendę i nazwę gracza do którego chciała się przeteleportować.

Przeniosło je gdzieś hen wysoko i daleko. Teren był dosyć duży i wymagający gdyż długo ładował się na ekranie teren gry. W końcu gdy się skończył ładować i dziewczyny mogły się rozejrzeć. Dostrzegły, że znajdują się w jaskini hen wysoko nad chmurami. Rozejrzały się po całej jamie, gdzie w głębi dostrzegły biały portal. Podleciały do niego. Nic dziwnego. Zwykły portal. Tylko białego koloru.

W pewnym momencie wyłoniła się z niego postać ubrana na biało. Nie było widać twarzy. Podparła się ręką o skalistą ścianę, druga zaś była spuszczona razem z ciałem. Można było dostrzec ze kapała z niej krew. Gdy postać wyszła całkowici, oparła się plecami o ścianę i spojrzała w kierunku portalu, później na prawe ramię i zaklęła cicho. W końcu podniosła głowę. Ta postać to sam w sobie Entity33. On żyje. A przynajmniej wyszedł z dziwnego portalu żywy. Ale ranny. Zdjął bluzę by móc ogarnąć co sę stało z ręką. Widok nie należał do przyjemnych. Ręka była złamana, z wystającą kością.

-Jasna cho***a- Wyszeptał i zacisnął zęby. Sięgnął bluzę, po czym rozdarł ją na 2 części. Z jednej zrobił opatrunek usztywniający ramię. Zanim jednak zrobił opatrunek sporo się natrudził by nastawić ramię tak, by kość była schowana. A potem z drugiej części zrobił zawieszenie na ramię. By mniej bolało.

-O Fuuu... -Powiedziały jednocześnie dziewczyny z chłopakiem siedząc przed komputerem.

-Ohyda, ale mocne...-Stwierdził Michał.

-Debil.. -Podsumowała Gabrysia i się zaśmiała- Czyli Entity żyje. Nulla wiara jest silna.

-Tak, ale co on teraz zrobi?- przyglądała się Kasia ekranowi.

-Tego nie wiem...-Odparła Gabi.

W końcu Ent wstał i ruszył do wyjścia jaskini, po drodze resztkami sił zamknął portal, by nikt i nic się z niego nie wydostało. Gdy stanął na brzegu, zamarł. Usiadł spuszczając nogi za krawędź jaskini i westchnął.

-Potrzebuję gracza... -Mruknął sam do siebie i zbadał stan ramienia. Po czym obrał kierunek wzrokiem i przeteleportował się. Tym samym znikając dziewczynom z pola widzenia.

Tymczasem mama i ja chodziliśmy po targu. Trzymałem się blisko niej gdyż tu było dużo ludzi których nie znałem. A oni ciągle mi się przyglądali. Niekiedy słyszałem dziwne komentarze na swój temat.

-Ignoruj to Aaros... -Wzięła mnie na ręce po czym pocałowała i skierowała się do Straganu z chlebem i różnymi nasionami. Chwilę tak spędziliśmy po chodzeniu na targu, dopóki nie zaczęli się zbierać ludzie w jednym miejscu. Co chwila było słychać słowa takie jak "Biją się" czy też inne podobne słowa kluczowe.

Mama podążyła ze mną w kierunku gdzie była rzekoma bijatyka. Wtedy dostrzegliśmy mężczyznę ubranego w brązowe spodnie, czerwoną koszulkę i buty. Był szarej karnacji i o białych włosach. Miał dziwne czerwone źrenice i tęczówkę. Mamie przypominał on Ojca mojego taty. Brinearyego. Lecz on był inny. A był to jego brat bliźniak. Rogziel.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top