Rozdział 13

Słońce miało się powoli już ku zachodowi. 404 leżał nieprzytomny wciąż pod nogą Olfix. Error gdzieś tam sprzeczał się z Herobrinem. Zaś Dona, matka i żona dwóch wirusów, zabrała się za porządkowanie w domu. W między czasie pichciła wspaniałą kolację. Tymczasem do Oli dołączył się Null.

-Jesteś zadowolona? -Zapytał stojąc za siostrą.

-I to jeszcze jak.- Popatrzyła na swoją nieprzytomną "ofiarę" a następnie na brata.- Nikt nie będzie mnie Shipował.

-No rozumiem. Mnie 404 shipował z Larissą. Nie wiedzieć czemu. I w sumie nie chcę wiedzieć.

-Zaś on sam shipował się z Niko, siostrą 303. -Dołączył się do rozmowy Error, który to właśnie uciekł od sprzeczki z "teściem".- Macie zj*****go ojca.

-Dopiero o tym wiesz? -Odezwał się Null chowając głowę w kapturze ze swojego brązowego kokonika.

-Te, Null, a gdzie ty się wybierasz ze łachmana założyłeś?- Zapytał go error.

-Muszę załatwić pewną sprawę z Dreadlordem. Chciał się widzieć i ma jakieś wieści więc nie będę odmawiał.

-Mhm, pozdrów go ode mnie -Wcięła się Olfix, po czym porzuciła swoją "ofiarę" i ruszyła do domu. Null zaś pożegnał się z Errorem i ruszył przed siebie. Do portalu ciut drogi, a dziś nie miał ochoty na żadne teleportacje. Po dotarciu na miejsce głęboko westchnął. Wszedł do portalu, po czym po przekroczeniu go, znalazł się po drugiej stronie. W Netherze.

Czekał go całkiem spory spacerek do dworu przyjaciela, ale nie przeszkadzało mu to. Lubił tu bywać, zwłaszcza gdy zapraszał go on. Przechadzał się ścieżką ułożoną ze żwiru. Rozglądał się po otoczeniu i żarzącemu się podłożowi. W końcu uniósł wzrok i spojrzał na Pigmanów. Od zawsze go oni intrygowali. Niby moby, ale obojętne. Dopóki ktoś jednego z nich nie zaatakuje.

W końcu dotarł do miejsca gdzie miał spotkać się z towarzyszem. Zmierzył z daleka całą twierdzę wzrokiem, głęboko westchnął i ruszył. Drzwi przed nim samym stanęły otworem. Wchodząc mijał wither szkieletów którzy mieli miecze i usługiwali Lordowi. Zamknęli wrota po wejściu gościa.

-Gdzie go znajdę? -Zapytał null kierując wzrok na jednego ze szkieletów. Ten zaś wydał z siebie dźwięk jaki towarzyszył Witherowi i wskazał kierunek schodów prowadzących w dół.- Dzięki. - Rzucił krótko po czym skierował się we wskazanym kierunku. Gdy zszedł na niższe piętro, zauważył żelazne drzwi, które to odgradzały całe pomieszczenie. Za nimi znajdował się Dread. Zapukał więc w nie. Szkielet podszedł i otworzył mu je .

-Ah, witaj Null! Miło cię widzieć. -Uśmiechnął się Lord po czym wpuścił go do środka witając się z nim.

-Mi również jest miło cię widzieć. No, to co to za sprawa po którą mnie wezwałeś?

-Możesz nie być zadowolony z tego, tak samo jak 303.- zaczął Lord po czym podszedł do wielkiego panelu.

-Co mas zna myśli? -Zapytał Null z pytającą miną.

- Brinearyego i Rogziela. -Po tym zapadła chwilowa cisza. Po Nullu widać było że te dwa imiona wywarły na nim duże wrażenie gdyż buchnął kłębem sadzy.

-C- Co z nimi? Czy oni...?

-Tak. "Odrodzili się". I to obaj w tym samym miejscu.

-Nie za ciekawie.

- Też jestem tego zdania. Mogą zechcieć się zemścić. Trzeba będzie uważać.

-O tyle dobrze że nie wiedzą gdzie jest Leśny Dwór jak i dom Enta.

-Trzeba mieć na nich oko. Pomożesz mi z tym, prawda?- Na te słowa przyjaciela Null uśmiechnął się.

-Jasne ze tak. Mów co mam robić....

Tymczasem w naszym świecie, słońce zachodziło. W domu Dony było już po obfitej kolacji. Aaron biegał po domu ze sowimi zabawkami i często wpadał w ramiona ojca. Dona zaś śmiała się i rozsiadła się wygodnie na fotelu.

-Aaroś, nie męcz taty! -Roześmiała się do Syna.

-Ale ja chcę się z nim pobawić! -Oznajmił po czym ziewnął i przetarł oczka ze zmęczenia.

-No, ktoś tu śpiący jest hm? -Zaśmiał się Entity po czym podniósł syna na ręce. - Chodź, położę cię spać.

-Ale ja jeszcze nie chcę! -krzyknął chłopiec.

-To nic, jutro też jest dzień kochany. Jutro się pobawimy. Co ty na to? -zaśmiał się ojciec.

-No dobrze.- Po tych słowach wtulił się w szyję ojca i przymknął oczka.

-A, Entity! Nie zapomnij o kołderce. -Oznajmiła Dona po czym przykryła małą niebieską kołderką plecy Aarosia i jego główkę.

-Dzięki.- Zachichotał cicho 303 i ruszył po schodach na górę by położyć swojego syna do łóżka. I tak też zrobił. Zszedł na dół po 5 minutach.- No to teraz jesteśmy sami. -Oznajmił z uśmiechem.

-I tak nie na długo -Zaśmiała się z uśmiechem Dona i przytuliła się do 303.

-Oj tam, ważne ze jest chwila dla siebie. -Objął żonę w pasie i usadził się z nią na kolanach na kanapie.- W sumie, rozmyślałem raz nad jedną rzeczą gdy byłem u Aarona w pokoju.

-Nad jaką?- Popatrzyła na niego z zaciekawieniem Dona.

-Czy nie sprawić sobie za jakiś czas córki.- Na chwilę zapadła cisza. Entity podniósł wzrok z dłoni ukochanej na jej twarz. Wtedy ujrzał łzy. Z lekkim strachem usiadł i popatrzył na nią- Czy coś.. się stało?

-Nie... -Odparła- Tylko, cieszę się że mogę mieć z tobą rodzinę. -Po tych słowach uśmiechnęła się. W końcu Entity ucałował ją i wstał.

-Chodźmy spać. Jutro kolejny dzień. A coś czuję ze Aaron nie da mi nawet chwili wytchnienia.- Zachichotał a potem ruszył w stronę sypialni. Aż w końcu w niej posnęli.

Tymczasem gdzieś daleko od ich miejsca zamieszkania, w starych ruinach starego miasta, odrodziło się dwóch takich, bliźniaków. Wyczołgali się z pod gruzów, lekko poobijani. W końcu stanęli na równych nogach. Głęboko odetchnęli świeżym powietrzem, a następnie spojrzeli po sobie. Obaj odwzajemnili swoje uśmiechy i przytulili się na powitanie. Nie widzieli się kilkanaście lat.

-Tak się cieszę ze tu jesteś. -Oznajmił Rogziel.

-I Vice Versa- odwzajemnił uśmiech, choć nieco bardziej przerażająco Brineary.

-Jak zginąłeś?

-Przez tego zj**a, potocznie nazywającego się moim "Synem" Entity303. Walczyłem z nim, ale mnie zabił. Nawet nie wiem jak.

-Mhm, rozumiem.

-Zapłaci mi za to....

-W sumie nie radziłbym. Będzie teraz bardziej cięty.

-Dlaczego?

-Ma rodzinę. I 3 letniego syna.- Na te słowa Brineary wyszczerzył swoje kolorowe dziwne oczy, a następnie uśmiechnął się lekko, ale dziwnie. Nie naturalnie na jego sposób.

-Czyli... mam..

-Tak. Masz wnuka bracie. I wiesz co? Osobiście radziłbym zmienić tok postępowania wobec niego. Jest twoim synem, ale i najsilniejszym Bossem. A tak łatwo nie odpuści jak ktoś zajdzie mu za skórę.

-Tia.. Coś o tym wiem..-Burknął szarowłosy.- I nie nazywaj go moim synem. Już dawno nim nie jest.

-Eh, nie wiem jak ty, ale ja chciałbym go poznać na spokojnie. A może nawet poprosić go o wybaczenie.- Po tych słowach Brineary zmierzył wzrokiem swojego brata. Wiedział ze jego brat jest przeciwieństwem jego samego. Ale żeby aż tak?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top