prolog

Obudziłam się otępiała nie wiedząc gdzie jestem. Leżałam na twardawej podłodze, która była lodowata. Pewnie metalowa. Podniosłam się obolała do pionu, by zobaczyć gdzie jestem. Było ciemno, więc nic nie widziałam, lecz czułam, że coś jest nie tak. Siedziałam w jednym z kątów wielkiego "pudła". Na tle ścian czegoś w czym byłam, było widać zarysy wielkich i mniejszych pudełek i kartonów. Ciekawiło mnie co w nich się znajduje.

Zapach stęchlizny przyprawiał mnie o wymioty, których nie mogłam wywołać.

Gdy próbowałam wstać, coś szarpnęło mną, że znów upadłam. Zakręciło mi się w głowie. Byłam w windzie. Tak. To była winda, gdyż cały czas pięła się w górę co raz szybciej i szybciej.

Tylko skąd ja się tu wzięłam?! Poukładajmy wszystko w całość, a na pewno mi się przypomni. Nic nie pamiętałam. Ale jak? Jak miałam na imię? Jak wyglądałam? Kim byłam? Dlaczego tam byłam? Gdzie w ogóle byłam?! Tyle pytań sunęło mi się na głowę, lecz nic sobie nie przypomniałam.

Lecz bardziej zastanawiało mnie skąd się tu wzięłam.

Czarna otchłań w mojej głowie się powiększała. Całkowita pustka. Ktoś wsadził mnie do windy, która pnie się w górę i w górę, niewiadomo dokąd. Byłam całkiem sama, nie wiedząc nic o tym miejscu, ani o sobie. Do tego czułam ból w ręce. Okropny ból na jej zgięciu.

Dreszcz jest dobry, Octavio.

Jakaś starsza kobieta powiedziała niezbyt przekonującym głosem w mojej obolałej głowie, co jeszcze bardziej pogorszyło sprawę.

Miałam na imię Octavia. Tylko tyle?

Jak się nazywałam? Czy miałam rodzeństwo, chłopaka, cokolwiek! Nic. Tylko cholerne imię.

Dobra, opanuj się. Trzeba znaleźć stąd wyjście. To chyba nie będzie takie trudne. Wstałam ponownie pośród całkowitej ciemności, która pożerała wszystko wokół mnie. Zaczęłam iść do przodu, uważając by w nic nie wpaść.

Usłyszałam gdakanie kury. Kura? Było ich kilka w małej klatce w kącie windy. Wiem co to kura, a nie wiem kim ja jestem?! To zaskakiwało mnie najbardziej w całej swojej okazałości.

Było tu więcej zwierząt jak między innymi świnie, kozy, a nawet pies rasy labrador. Okej, czyli nie jadę do żadnego więzienia, chyba.

A może upiłam się do nieprzytomności, a moi domniemani "przyjaciele" wsadzili mnie tu? Nie. Przecież bym coś pamiętała. Chyba nie jestem taką alkoholiczką by upić się do nieprzytomności? Z resztą, nie mogę mieć więcej niż osiemnaście lat.

Tak mi się wydaje.

Gdy doszłam do wielkiego pudła, na którym pisało imię Octavia, winda zatrzęsła się i upadłam boleśnie na tyłek. Poczułam ból w okolicach kostki i na ramieniu, lecz zignorowałam to. Wstałam, a raczej próbowałam wstać jeszcze raz, gdy sufit windy zaczął się otwierać. Jasne promienie słońca oślepiły mnie na tyle, że znów upadłam, tym razem na kolana. Zasłoniłam oczy rękami, lecz to i tak mało dawało. Usłyszałam szepty z góry. Wiele szeptów. Chłopięcych szeptów. Chociaż nie można było tego nazwać szeptami. Bardziej jeden przekrzykiwał drugiego, przyprawiając mnie o większy ból głowy.

- To dziewczyna!

- O purwa... zaklepuję ją!

- Za jakiego klumpa przysłali nam dziewczynę?!

- Ej Zack ja po tobie!

- Jednak Stwórcy nas lubią!

- I tak nie zmienię orientacji!

- Ale będzie zabawa!

- Zamknąć się! - krzyknął zdenerwowany aczkolwiek opanowany łysy murzyn.

Skąd wiedziałam, że to murzyn? Spojrzałam w górę gdy przyzwyczaiłam się do cholernego światła.

Chłopcy? Sami. Żadnej dziewczyny, żadnego dorosłego. To jakiś żart?! I że co ja tu niby robię? To jakaś kara? Za co?! I kto to do jasnej ciasnej są Stwórcy?! Jezu ludzie kto wymazał mi tą cholerną pamięć?!

Od tych pytań jeszcze bardziej rozbolała mnie nadal boląca głowa. To się chyba nie skończy dobrze.

Teraz widziałam też, że mam przeciętą skórę na kostce, na której widniała niedokońca zaschnięta krew oraz wielkiego siniaka na ramieniu przy zgięciu lewej ręki.

Co mi się stało? Biłam się z kimś czy jak? Co raz więcej pytań, na które nie znam odpowiedzi.

Nawet nie wiem kiedy do windy wskoczył na pierwszy rzut oka miły, wysoki blondyn o czekoladowych oczach. Widać było, że kulał. Ciekawe dlaczego.

Co mnie obchodzi, że jakiś podejrzany nastolatek kuleje? Octavia, nie czas na rozkminy. Trzeba stąd wyjść. Tylko jak? Dobra, trzeba się najpierw dowiedzieć gdzie jestem i jak wyglądam. No co? Jestem dziewczyną, mam prawo wiedzieć jak wyglądam.

- Witaj. Jestem Newt. Pamiętasz coś? - zapytał miło chłopak po czym się uśmiechnął i podał mi swoją dłoń bym mogła wstać. - Boli?

- Cześć jestem Newt. A ty? - spytał nieśmiało mały blondynek dziewczyny, która stała przed nim.

- Octavia. - odpowiedziała zawstydzona brunetka podając mu rękę.

- Ładne imię.

Co to było?

Przyjrzałam się Newtowi dokładniej. W jego policzkach było widać dołeczki co dodawało mu słodyczy. Miał roztrzepane blond włosy, które nie były zbyt czyste. Sam chłopak był ubrany w niezbyt zadbanym ubraniach.

Na pralkę ich nie stać? Głupie pytanie, pewnie tu pieniędzy nie ma, tak samo jak żadnej dziewczyny.

- Jestem.. Octavia. I tak trochę... - odpowiedziałam trochę przestraszona i ujęłam jego dłoń swoją dłonią. Chłopak podciągnął mnie tak, że wstałam. Od razu się od niego odsunęłam.

Nie mogę pokazać, że się boję, ale to samo wyszło. Nie znam go, więc mam prawo się bać.

Muszę mieć ciemniejszą karnację. Ale nie jestem murzynką. Może azjatka? Kto wie. Kim ja w ogóle jestem?

Popatrzyłam w dół. Zobaczyłam zdarte tenisówki i jasne, trochę poździerane jeansy sięgające mi trochę wyżej niż kostki. Miałam na sobie szarą bluzkę z jakimś białym napisem, a na ręce jakąś skórzaną bransoletkę. Nawet ładną.

- Chodź. Nie będziemy tu tak stać. - mruknął blondyn i pomógł mi wyjść z windy.

Wokół wielkiego Pudła stali chłopcy. Jedni byli murzynami, drudzy mieli jasną cerę, byli tam niscy jak i wysocy, rudzi, blondyni czy też czarnowłosi. Jeden przykuł moją uwagę. Wyróżniał się tym, że jako jedyny był Azjatą. Był wysportowany, nawet bardzo bym powiedziała, miał czarne włosy postawione zapewne na żel i przenikliwe oczy, które dodawały mu tajemniczości. Uśmiechnął się do mnie.

Yyy okey.. To było dziwne. To było nawet miłe i... znajome?

To co zobaczyłam za chłopcami było dla mnie wielkim zaskoczeniem. Jeszcze większym niż moja niepamięć czy to, że Azjata był mi znajomy. Mury. Wielkie mury. Cztery otwory po każdej stronie prowadzące do czarnej otchłani. Wyglądało strasznie. To sprawiało, że byłam więźniem tego miejsca.

- Witaj w Strefie, świeża.

Gdzie ja do cholery jestem?!

***

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top