Rozdział 7

Minął już tydzień. Tydzień ciężkich treningów. Tydzień nie odzywania się do Sasuke, co mi nie przeszkadzało. W poniedziałek Gai uświadomił nas o zbliżających się zawodach siatkówki. Codziennie po lekcjach zostawałyśmy na 3 godzinnym treningu. Muszę powiedzieć, że Karin jest nawet dobra gdy nie ma w pobliżu Sasuke. NAWET. Jedyne co robiłam po szkole to odrabianie lekcji i spanie. Ledwo znajdywałam czasy by porozmawiać z Kasumi czy z mamą, ale świadomość, że możemy wygrać ten turniej dodawała mi energii. 

Jak codziennie rano wzięłam prysznic i się ubrałam. Naciągnęłam na siebie szarą podkoszulkę do pępka i czarne rurki, na nogi oczywiście moje kochane superstary. Włosy związałam w luźnego koka i wyszłam z domu.

Dzisiaj mamy się zebrać z dziewczynami po odbiór stroju na hali. Aż zżerała mnie ciekawość jak będę w nim wyglądać. Po drodze spotkałam Temari, Ino i Hinatę, poszłyśmy w wyznaczonym kierunku. 

Nie mogłam uwierzyć na własne oczy. Różowy strój z czarnymi i srebrnymi wstawkami leżał na mnie idealnie. Przeszkadzały mi trochę dość krótkie spodenki, ale przeboleję.

-Woow...- Tylko tyle udało mi się powiedzieć na widok tego cuda, na co reszta dziewczyn się zaśmiała.

-No dziewczynki, idźcie już na lekcje bo dostanę opieprz od Kakashiego, że przeze mnie się spóźniłyście.- Uśmiechnął się nasz trener. 

Siedziałyśmy na lekcji u pana Hatake. Jak zawsze luźna lekcja. Rozmawiałam z Ino o zaszłej imprezie. Poznałam wtedy prawie całe akatsuki. Deidara mi powiedział, że nie ma z nimi jakiegoś rudzielca. Nie przejmowałam się tym dopóki nie powiedział mi jego imienia "Pein". Spięłam się od razu gdy to usłyszałam. 

Kiedy moi rodzice się rozwiedli, ja zostałam z mamą, natomiast mój brat wyprowadził się z ojcem. Po 5 latach mój ojciec zmarł na nieznaną nam wtedy chorobę. Na pogrzebie nie widziałam mojego brata. Jak by się rozpłynął. Próbowałam się z nim kontaktować ale nie odbierał. Później nawet już nie próbowałam. Zmienił numer. Wtedy Pein miał jeszcze czerwone włosy, tak jak mój ociec. Blondyn powiedział mi, że niedawno skrócił je i się przefarbował. Szczerze mówiąc wolałam nie mówić nikomu, że rzekomy rudzielec jest moim bratem. Dowiedzą się z czasem.

Omijając tę kwestię, bawiłam się świetnie. Wszystko pamiętam, ponieważ nie przesadziłam z alkoholem. Nie lubię się upijać, no chyba żee... nadarzy się jakaś dobra okazja. 


Kilka godzin później...


Cały dzień w szkole minął mi bardzo szybko, a to tylko przez to, że na trzeciej lekcji cała nasza drużyna została zwolniona z zajęć na rozkaz dyrektorki, a to tylko dlatego żebyśmy trenowały. Nasza szkoła cieszy się dużą popularnością dzięki sportu, więc nie może to zostać zrujnowane.  

Wracałam właśnie do domu. Była godzina 18:30. Nagle wpadłam na genialny pomysł- zadzwonię do Nathaniela. Jak już wspominałam jest on moim przyjacielem ze starej szkoły. Wybrałam numer i kliknęłam zieloną słuchawkę. Jeden sygnał. Drugi sygnał. Trzeci...już miałam się rozłączać kiedy usłyszałam zachrypnięty głos po drugiej stronie słuchawki...

-Haloo? Sakura?- Zapytał trochę zszokowany.

-Cześć Nath. Przeszkadzam?-

-Oj Saki, Saki. Ty mi nigdy nie przeszkadzasz. Co porabia nasza królowa największych ulic w Tokio?-

-Wracam do domu z treningu. Jutro mam zawody, dyrektorka kazała nam trenować od 11:00, rozumiesz?- 

-Hahahahaha... Kto by pomyślał, że ta stara baba zwolniłaby kogoś na rzecz sportu.- Zaśmiał się mój przyjaciel. Zastanawiałam się, czy powiedzieć mu o mojej przeprowadzce... I tak się kiedyś dowie.

-No właśnie o to chodzi, żeee...- Nath od razu się uciszył i spoważniał.

-Co się stało?- Czy on zawsze musi wiedzieć, że coś się stało?!

-W tym mały problem... Nie mieszkam już w Tokio. Teraz jestem oficjalnie mieszkanką Konohy...- 

-Aaa to dlaczego?- Dopytywał się Nathaniel z małą nutką szoku w jego niskim głosie.

-Matka mnie przeniosła...wiesz, bójki, podpalanie toalety szkolnej itp.- Powiedziałam na jednym wdechu czekając na jego reakcję.

-DZIEWCZYNO! ROBIŁAŚ TAKIE RZECZY GDY MNIE NIE BYŁO?!-

-Noo...

-Doigrasz się! Tylko przyjadę do tej pierdolonej Japonii, to jadę do ciebie. Rozumiesz? Tak się bawić beze mnie... A tak w ogóle jak tam nasza ukochana ekipa?- ostatnie zdanie wypowiedział z małym sarkazmem na co się uśmiechnęłam.

-Nie wiem, mam ich gdzieś. Angelika próbowała się ze mną kontaktować ale nie odbierałam-

Dochodziłam właśnie do domu gdzie czekała na mnie moja kuzynka. Bardzo tego nie chciałam ale musiałam kończyć tę bardzo miłą rozmowę.

-Nath, przepraszam ale muszę kończyć. Dochodzę do domu...- Smutek w moim głosie można było słyszeć na kilometr.

-Nie przejmuj się. Jutro zadzwonię spytać jaki był wynik Kruszynko. Możesz mi jedno obiecać?-

-Oczywiście, co?-

-Skop im wszystkim tyłki! A! Bym zapomniał. Jak tylko wrócę, ścigamy się...- Ostatnie zdanie uderzyło we mnie jak jakaś dawka adrenaliny. Uśmiechnęłam się zadziornie.

-Nie ma problemu. Papa.

-Narka.

Tak oto z tymi słowami weszłam do domu. Cieszyłam się jak głupia do sera. Wreszcie będę mogła się trochę rozluźnić. 

W kuchni stała Kasumi, a na kanapie leżał rozwalony Itachi. Taki obraz widziałam codziennie przez cały tydzień.

-Hej wam!- krzyknęłam zsuwając boty z stóp. Oby dwoje mi odpowiedzieli, a ja usiadłam na fotelu niedaleko Uchihy.

-Słyszałem, że jutro jedziecie na zawody.- zaczął Itachi.

-Tak, przez cały tydzień trenowałyśmy. Jestem wyczerpana...-

-Idź odpocząć. Zaraz przyniosę Ci coś do jedzenia.- Odparł przez co się lekko zdziwiłam, a na moich policzkach zaczęły pojawiać się różowe plamki.

-N-Niee naprawdę nie trzeba.-

-Idź. Przyniosę Ci coś.- Już nie protestowałam tylko wstałam i podreptałam do góry. Po paru minutach przyszedł Itachi z kolacją i powiedział coś w stylu "Musisz mieć siły na jutro. Prześpij się, dobranoc". Nie mogę uwierzyć, że starszy Uchiha jest tak opiekuńczą osobą, aż zaczynam zazdrościć Sasuke. 

Zjadłam posiłek i spakowałam torbę na jutro. Zbiórkę mamy o 8:30 pod szkołą i jedziemy do innej szkoły poza miastem. Bóg wie gdzie. 

Poszłam wiąć prysznic. Jak zawsze namydliłam się truskawkowym płynem. Po paru minutach wyszłam odświeżona z pod prysznica. Zmyłam makijaż i przebrałam się w pidżamę składającą się z koszulki Nath'a. Na samą myśl kiedy mu ją ukradłam zaczęłam się cicho chichrać. 

Kładąc się rozmyślałam nad jutrzejszym turniejem. Damy im popalić. Później moje myśli zaczęły nawiązywać do rozmowy z przyjacielem, a konkretnie nad jednym zdaniem, "Jak tylko wrócę, ścigamy się...". Właśnie tego mi brakowało odkąd się tu przeprowadziłam. Tego zastrzyku adrenaliny, warkotu silnika, odgłosu hamowania na zakrętach. Brakowało mi Tokio nocą, brakowało...wyścigów. Oficjalnie jestem postrzegana jak to Nath ujął "Królową największych ulic w Tokio". Otóż to zyskałam ten tytuł po długich latach treningów. Za dnia grałam w siatkówkę i odgrywałam rolę szkolnej gwizdeczki, natomiast w nocy... mistrzyni najostrzejszych zakrętów. 

Już nie mogłam się doczekać spotkania z Devilsem. Nagle coś we mnie "uderzyło". O czymś zapomniałam...

-KURWA SAMOCHÓD!- Wydarłam się na pół domu ale nikt nie przyszedł. Jakie szczęście. Chyba kiedyś wspomniałam coś Kasumi o wyścigach... No nic, już wiem co robię w najbliższy piątek. Jeden dzień bez szkoły chyba mi nic nie zrobi. Tylko muszę zapytać kogoś czy by mnie zawiózł. Chyba Naruto mi wspominał, że ma auto. Muszę z nim jutro pogadać. Po paru minutach zapadłam w sen.


***********************************

No Witam! Po raz drugi w tym dniu... Czy Sakura ma jeszcze więcej ukrytych stron? :D Przekonasz się tylko wtedy, kiedy będziesz czytał dalsze części! Podobał się rozdział? Głos i komentarz! Rozdziały będą się pojawiały raz na tydzień z powodu nauki. Nawalili nam teraz tych sprawdzianów, że ledwo wyrabiam... No ale czego się nie robi dla was! ;) 

-


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top