Rozdział 2




Około godziny 12:30 dojechały wreszcie do bram Konohy. Jest to w miarę duże miasto

z pięknymi widokami na ogromne góry. Sakura nie była tu przez najbliższe dziesięć lat. Kiedy wysiadała z samochodu zauważyła biegnącą w jej stronę postać.

-Jezu Sakura jak ty wyrosłaś! Szmat czasu się nie widziałyśmy!- wrzaski Kasumi było słychać na całą okolicę.

-Hej! Stęskniłam się za tobą! Mogłabym powiedzieć to samo o tobie...- odpowiedziała różowowłosa. Ona i Kasumi są jak siostry, wiedzą o sobie niemalże wszystko. Przez dziesięć lat przez które się nie widziały były ciągle w kontakcie. Kilka razy kuzynka przyjechała do niej na wakacje.

-Ciociu Mebuki!- Kasumi rzuciła się na szyję starszej kobiety, nie wyczuwając nawet, że Mebuki zaczyna brakować powietrza.

-No dobra...chodźcie zaprowadzę was do mojego domu...

Po godzinie Sakura została sama z Kasumi. Jej mama musiała już jechać bo miała ważne rzeczy do załatwienia w swojej firmie.

Sakura kończyła się rozpakowywać kiedy nagle do jej pokoju wleciał kamyk. Wystraszona podeszła do okna.

-Ymm mogę w czymś pomóc?- spytała patrząc na ciemnowłosego mężczyznę. Miał nie typową urodę...Długie czarne włosy i w tym samym odcieniu oczy, które przyciągały najbardziej. Jedyne co mu nie pasowało do twarzy to dwie, bardzo wyraźne zmarszczki pod oczami.

-Ohh, przepraszam, chciałem zapytać czy jest Kasumi, ale najwyraźniej pomyliłem domy...-

-Nie nie! To dobry adres! Już ją wołam...- Dziewczyna szybko pobiegła na dół poinformować, że ktoś na nią czeka na zewnątrz. Kasumi szybko wyszła z domu zostawiając Sakurę samą.

Po 15 minutach dziewczyna wróciła wraz z tajemniczym mężczyzną. Zielonooka nie wiedząc co robić przyszła do nich się przywitać.

-Cześć jestem Sa...-

-Siemka! Sakura prawda? Kasumi mi dużo o Tobie opowiadała. Miło mi Cię poznać. Jestem Itachi.- Ukłonił się I pocałował jej dłoń jak w tych wszystkich filmach. Dziewczyna nie wiedząc co robić uśmiechnęła się lekko. Kasumi widząc zakłopotanie na twarzy Wisieńki szybko odciągnęła od niej Itachiego.

-Ughh...przepraszam za niego. To mój bliski przyjaciel...-Było widać na twarzy dziewczyny małe rumieńce.- Często tu przychodzi, więc nie wystrasz się go leżącego w nocy na kanapie.-

-Sakura pamiętaj, to również twój dom. Cieszę się, że przyjechałaś. Sama nie wytrzymałabym tu dłużej niż miesiąc!-

-Okey, okey...Idę do swojego pokoju gdyby co.- Sakura z wielkim uśmiechem pobiegła na górę. Nie wiedząc co robić usiadła przy oknie i zaczęła rozmyślać o jutrzejszym dniu w szkole. Nagle jej uwagę przykuł pewien chłopak. Miał na oko tyle samo lat co ona lub trochę starszy. Wyluzowany, czarne oczy jak i włosy.

-Może to brat Itachiego? Nie, to na pewno zwykły zbieg okoliczności.-

Nie zauważyła nawet, że chłopak stoi od dłuższego czasu i lustruje ją wzrokiem. Nie wiedząc co zrobić schowała się szybko do środka.Położyła się na łóżku i nie wiedząc kiedy zasnęła.

*Cztery godziny później*

Obudziło ją pukanie do drzwi. Podniosła się szybko na nogi i poszła otworzyć drzwi.

-No wreszcie się obudziłaś. Chodź kolacja czeka.-

-Czekaj czekaj, która godzina?!-

-18:30. Ładnie Ci się przysnęło. Nawet Itachi nie mógł Cię dobudzić na obiad.

-Właśnie...Gdzie on jest?-

-Już dawno poszedł. Brat po niego przyszedł mówiąc, że obiad gotowy.-

-To Itachi ma brata?-

-Tak, w twoim wieku. Może niedługo go poznasz.- Szyderczy uśmiech nie schodził przez dłuższy czas z twarzy Kasumi. O co mogło jej chodzić?

-Dobrze, dobrze. Teraz chodźmy na kolację, jestem strasznie głodna.-

Po zjedzonym posiłku Sakura poszła do swojego pokoju. Stojąc przed szafą myślała w co się jutro ubrać. Wybrała jeansy z wysokim stanem i luźną, białą podkoszulę. Oczywiście standardowo na nogi założy swoje białe superstary. Następnie poszła do łazienki wziąć prysznic. Na ręce nalała jej ulubiony szampon do włosów o zapachu soczystej maliny. Zaczęła go wmasowywać w swoje długie, różowe włosy. Tak samo zrobiła z resztą swojego ciała. Wychodząc stanęła przy lustrze i przyjrzała się swojej sylwetce. Długie, zgrabne, lekko umięśnione nogi. Płaski brzuch, piersi nie za duże, nie za małe, po prostu idealne. Wysmarowała ciało balsamem i się ubrała. Zostało tylko rozczesać włosy. Kiedyś były obiektem drwin innych dzieci, teraz dodawały jej uroku. Związała je i umyła zęby. Leżąc w łóżku myślała nad jutrzejszym dniem.

-Co jeśli mnie nie polubią, będą się ze mnie śmiać? Mam mieć na to wylane?- W jej głowie aż się gotowało od tych pytań. Wreszcie zasypiała...Morfeuszu, czy to ty?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top