Jak To Ma Się Zacząć




Wstęp

Cześć, nazywam się Amaya. Mieszkam w wiosce na wyspie Berk i jestem wikingiem, no może nie do końca bo... w sumie, to mogę wam to opowiedzieć. Różnimy się od innych klanów, inni mają armaty, armie, ale my mamy... smoki! Wszystko zaczęło się od naszego wodza Czkawki, który oswoił Nocną Furię. Teraz każdy ma już swojego smoka i może na nim latać. Od rozpoczęcia piętnastego roku życia młody wiking staje się prawdziwym wikingiem i wyrusza na poszukiwanie swojego smoka, czyli przyjaciela na całe życie. Dziś wypadają moje czternaste urodziny. Przez czternaście lat przygotowywano mnie na tą chwilę. Za kilkanaście minut miałam wyruszyć w podróż. Wiedziałam jakie smoki zajmują jakie tereny, więc mniej więcej wiem czego się spodziewać. Szczerze mówiąc liczę na Wrzeńca lub Paszczogona albo Gruchotnika, lecz wiem, że to smok wybiera człowieka a nie na odwrót.

Ja człowiek

Rozległo się pukanie do drzwi. Mama otworzyła. Stał w nich wódz. Powiedział:

- Już czas...

Kilka minut później byłam już na skraju lasu. By mnie pożegnać zebrali się wszyscy, na których mi zależało i na których mogłam liczyć, to znaczy: moi rodzice, wódzi jego żona Astrid, Pyskacz, mój nauczyciel - pan Śledzik, państwo Szpadka i Mieczyk, pan Sączysmark - przygotowywał mnie do wyprawy, Eret, Valka -matka wodza,

Oraz ich smoki: Gronkiel mamy i Śmiertnik Zębacz taty, Szczerbatek i Wichura, Sztukamięs, Wym i Jot, Hakokieł, Chmuroskok i Czaszkochrup.

W plecaku miałam namiot, mapę, kompas, mały nożyk oraz łuk i strzały. Jedzenie muszę znaleźć sama.

Wreszcie wyruszyłam.

                        ♋♈♉

- Ahhh, pamiętam jak by to było dopiero kilka dni temu. Emej!!! Uspokój się ty stary pierdzielu, ja opowiadam!
- Ykhm... Wracając

                        ♋♈♉

Jeszcze przez chwilę słyszałam pożegnania, lecz i one w końcu zanikły. Byłam sama. Lecz gdzieś tam był on... Mój przyjaciel. Postanowiłam nie patrzeć na kompas tylko iść przed siebie i co jakiś czas orientować się gdzie mniej więcej jestem. Po około dwóch godzinach marszu byłam dziesięć kilometrów od wioski, a kilka kroków dalej ujrzałam niezwykły widok.

Było to jeziorko w dolinie okrążone potężnymi dębami. Po lewej stronie jeziorka było kilka krzaczków dzikich malin. Po prawej stronie zaś była dosyć wysoka i szeroka skała, która miała na górze taki jakby daszek, który chroni przed deszczem, a do tego u spodu, pod daszkiem, było wklęśnięcie, które chroniło odwiatru. Wymarzone miejsce na obóz!!! Czym prędzej zeszłam i zaczęłam rozbijać obóz. Najpierw rozstawiłam namiot i poszłam po chrust i po coś na rozpałkę. Gdy przygotowałam wszystko do rozpalenia ogniska poszłam pozbierać malin, a później napolowanie. Nie musiałam szukać daleko. Jakieś dwadzieścia metrów dalej znajdowała się kolonia królików. Z łukiem i strzałami podkradłam się do nich i... w tej samej chwili gdy wystrzeliłam strzałę złamałam gałązkę i króliki poderwały się z miejsc. Na szczęście trafiłam jednego, gdy już miałam go podnieść,wtem usłyszałam za sobą szelest i się odwróciłam gdy wyciągnęłam rękę po królika złapałam ziemię, a w krzakach znikał Straszliwiec Straszliwy z moim królikiem!!! Wróciłam zrezygnowana do obozu bez królika. Gdy już miałam siąść do malin nade mną przeleciał Straszliwiec z rybą w paszczy. W tedy mnie olśniło. Wzięłam łuk i strzały i stanęłam na najdalej wysuniętym kamieniu do środka jeziora. W wodzie zobaczyłam całe mnóstwo ryb. Napięłam cięciwę ze strzałą. Gdy zobaczyłam dużą rybę wystrzeliłam i... trafiona!!! Wyciągnęłam rybę,wypatroszyłam i upiekłam. Zapadła noc... Ze snu wyrwał mnie szelest. Wzięłam nożyk i chciałam zobaczyć co to. Okazało się,że osiedliłam się nad nocnym wodopojem. Zobaczyłam kilka Gronkli, Śmiertników Zębaczów, Zębirogów Zamkogłowych i jednego Koszmara Ponocnika. Uspokojona wróciłam do namiotu i zasnęłam.Obudziłam się wcześnie rano i po zjedzeniu resztek ryby, wykąpaniu się wyruszyłam na poszukiwanie smoka. Gdy spojrzałam na kompas zobaczyłam, że kierunek z którego przyszłam, to północ. W stronę malin to wschód. W stronę skały zachód, a pomiędzy –południe. Postanowiłam iść na wschód. Upolowałam kilka małych rybek, upiekłam je, nabrałam wody i wyruszyłam. Po pół godzinie marszu znalazłam miejsce gdzie Czkawka trenował z Szczerbatkiem.Nie wchodziłam tam bo nic tam nie było. Obeszłam to dookoła i byłam już jakieś piętnaście metrów dalej gdy usłyszałam jakieś odgłosy... odgłosy smoków!!!

Nareszcie!!!

To co zobaczyłam, było niezwykłe! Pięć Śmiertników drażniło atakowało... Paszczogona!!!

Chcąc uratować smoka musiałam przepłoszyć napastników. Zobaczyłam skupisko kamieni. Pomyślałam, że spadając będą bardzo hałasować. Nie myliłam się. Zębacze słysząc hałas niezwłocznie odleciały. Paszczogon chcąc zobaczyć co wywołało taki hałas obrócił się i niestety... kamienie przygniotły jego skrzydło. Krzyknęłam:

-Nieee!!!

Paszczogon słysząc to, błyskawicznie strzelił w drzewo obok mnie, przez co spadłam do doliny. Gdy się podniosłam zobaczyłam smoka w całej okazałości. Był czarny jak smoła w jasno niebieskie cętki. Z pokaźnej wielkości kolców na głowie wywnioskowałam, że jest to samiec na „skraju dojrzałości". Był dosyć duży jak na swój gatunek. Miał bardzo duże pazury. Gdy mnie zobaczył chciał się podnieść i wycelować lecz przygniecione skrzydło mu na to nie pozwoliło. Nie wiedząc co robić, złapałam i wysłałam z wiadomością o sytuacji smoczą pocztę do Pana Śledzika. Jeszcze przed zachodem słońca dostałam odpowiedź. A brzmiała ona tak:

Amaya!

Po pierwsze musisz uwolnić smoka spod kamieni. Podejrzewam, że skrzydło będzie złamane więc przesyłam Ci w koszu line byś mogła za pomocą gałęzi unieruchomić skrzydło by mogło się zrosnąć. Przesyłam Ci duży zapas strzał. Po co? Będziesz musiała opiekować się smokiem. Dlatego będziesz musiała łowić dużo ryb. Dlatego też przysłałem kosz. Pamiętaj o węgorzach!!!

Życzę powodzenia

Nauczyciel Śledzik

Początek Przyjaźni

Według wskazówek Pana Śledzika najpierw złowiłam cały kosz ryb, który wysypałam przed Emejem. Nazwałam go tak na poczekaniu i szczerze mówiąc nieźle mi wyszło. A więc, Emej. Dałam mu ryby z dwóch powodów. Po pierwsze był wyczerpany i po drugie bo musiałam odciągnąć jego uwagę. Gdy skończyłam przenosić kamienie, które przygniatały skrzydło, stanęłam przed nimi i zaczęłam myśleć jak mam mu unieruchomić skrzydło i już miało nadejść olśnie niegdy wtem poczułam, że ktoś mnie obserwuje i to z bardzo bliska,poczułam cudzy oddech na karku. Gdy się odwróciłam zobaczyłam parę kameleonich oczu wpatrzonych we mnie z piękną, nieprzewidywalną dzikością. Miały one w sobie również...wdzięczność. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie, a potem ja wyciągnęłam dłoń i całe życie przelatuje mi przed oczami,gdy nagle... czuję smoczą skórę pod palcami. Otwieram oczy i widzę, że... udało mi się!!! Znalazłam go! Nie czułam tylko szczęścia, poczułam również jakby jakaś guma splątała mnie ze smokiem. Gdy i on otworzył oczy, nie atakował, nie uciekał,tylko usiadł przede mną, wstał na cztery łapy, podszedł do mnie i polizał mnie w twarz. Miałam swojego przyjaciela na całe życie.

Zaufanie...

Po tym wydarzeniu zobaczyłam, że jest już noc i muszę iść do obozu. Okazało się, że dzięki spłaszczonemu ciału, Emej może iść ze mną, ponieważ może przecisnąć się przez wąski otwór,przez który można wyjść z dolinki. Już po chwili byliśmy w obozie i spaliśmy. Gdy się obudziłam, przed sobą zobaczyłam żarzące się drewienko a obok na kamieniu rybę. Myślałam, że niedawne zdarzenia były tylko snem, lecz gdy się obróciłam, ku mojemu szczęściu zobaczyłam śpiącego obok mnie Emeja. Po cichu wstałam, wzięłam łuk i strzały, i poszłam nałowić dla nas ryb. Emej chciał mi pomóc lecz złamane, jeszcze nieunieruchomione skrzydło mu nie pozwalało, więc czym prędzej skończyłam, razem zjedliśmy i zaczęłam się przygotowywać.Najpierw musiałam znaleźć jakieś odpowiednie gałęzie. Gdy już takie znalazłam musiałam je przetransportować do obozu. Nie było to łatwe ponieważ były jeszcze na drzewie. Gdy próbowałam je ściągnąć (co skończyło się niepowodzeniem) powiedziałam do Emeja:

-Pomóżmi!

Czekam,czekam i nic się nie dzieje nie licząc tego, że patrzy na mnie jak na nieświeże mięso. Powiedziałam:

-Proszę,pomóż mi Emej...

Jak za machnięciem różdżki, tym razem wstał, wycelował i po chwili wszystkie gałęzie były na ziemi. Teraz zabrałam się za skrzydło.Gdy skończyłam i cofnęłam się o krok Emej zaczął skakać,pomrukiwać i strzelać ogniem ze szczęścia. Lecz gdy próbował wzlecieć w powietrze spadł na ziemię. Gdy się odwrócił jego mina mówiła:

-Ej,chwila o co biega?

A potem była pełna zawodu. Wyglądał tak jakby za chwilę miału siąść i zacząć płakać. Ja wtedy do niego podeszłam i powiedziałam:

- Spokojnie...trochę czasu potrwa leczenie skrzydła. A tymczasem powinieneś dobrze jeść i ćwiczyć skrzydło w wodzie. A więc gdy się najedliśmy pokazałam mu jak ma ćwiczyć skrzydło i po godzinnych ćwiczeniach poszliśmy na przechadzkę (na razie go niedosiadałam).

Po wielu spędzonych dniach i nocach w ten właśnie sposób, (po zdjęciu gałęzi ze skrzydła) nadszedł długo wyczekiwany dzień.Po udanym śniadaniu (z królika, którego upolowaliśmy wspólnie)poszliśmy do dolinki (w której się poznaliśmy) lecz nie wchodziliśmy do niej, tylko stanęliśmy wysoko na jej krawędzi.Gdy do niego podeszłam by w końcu wzlecieć razem w powietrze,warknął. Szybko odsunęłam rękę. On jednak spojrzał na mnie prosząco-przepraszającym wzrokiem. Więc znowu go dotknęłam i tym razem po jego ciele przeszedł dreszcz, lecz szybko się uspokoił i mruknął zachęcająco, a ja wtedy... dosiadłam go! Udało mi się!!! Złapałam jego kolce za głową i lekko je popchnęłam. On zaś, podszedł do krawędzi dołu... gdy znowu je popchnęłam i skoczyliśmy w przepaść... W ułamku sekundy zrozumiałam, że Emej czeka na mój znak. Serce waliło mi jak młotem... bum, bum...bum, bum... bum, bum... pomyślałam sobie raz kozie śmierć...Poczułam się jak część smoka... Ciągnę kolce do góry i ... on rozłożył skrzydła i lecimy!!! Tak udało nam się!!! Udało! Mam swojego smoka!!! To było niesamowite przeżycie! Nareszcie zrozumiałam jak wspaniale jest być smokiem... To jest... to... nie po prostu nie można tego opisać. Ach jak wspaniale jest być smokiem! Podejrzewam,że Emej też bardzo się cieszył z powrotu w powietrze.Robił różnego rodzaju akrobacje i dla zabawy strzelał w różne drzewa...

Jedyny

W końcu, gdy się oboje uspokoiliśmy wróciliśmy do obozu, ja zebrałam manatki, a potem się najedliśmy resztkami. Następnie wzbiliśmy się w powietrze i wracaliśmy do wioski. Zaczynaliśmy rozumieć się bez słów. Podczas lotu pierwszy raz w życiu widziałam z bliska Drzewokosy i (Płomienia, naszego oswojonego z ludźmi) Tajfunmeranga.

Tymczasem w wiosce:

Jakmyślisz, co przyniesie nasza słodka Amaya – zapytał Pyskaczwodza Czkawki – może znowu jakiegoś Śmiertnika, Gronkla,Ponocnika?

- Sądzę,że coś o wiele, o wiele rzadszego...- odpowiedział wódz

Niebawem miało się okazać, czy miał racje, czy też nie...

Buuuu,uuuuu... Zabuczał róg ostrzegawczy

- Jakiśsmok nadlatuje – krzyczał strażnik

- O nie – szepnął wódz rozpoznając smoka – To Paszczogon

- Astrid,Ty w tej walce dowodzisz strażą – powiedział

- Dobrze– odpowiedziała Astrid

- Nasmoki!!! - krzyknęła do straży

- Gdy już mięli się zrównać ze smokiem, gdy już mieli strzelać, Astrid powiedziała:

- Niestrzelać! To nasza...- powiedziała Astrid

- Dzieńdobry straży, dzień dobry Astrid – powitałam ich

- Odyniewszechmocny!!! - krzyknęła Astrid – To twój smok?!

- Tak,i co z tego? - zapytałam

- Chodź,pochwalisz się wodzowi – powiedziała stanowczo Astrid

- Dobrze– odpowiedziałam

Po wylądowaniu w wiosce,od razu skierowałam się do wielkiej sali, gdzie miał mnie oczekiwać wódz. Gdy weszłam wódz razem ze Szczerbatkiem już czekali. (Tak, Tak z tym Szczerbatkiem... Ej ty malutka Hofferson!!! Nie popychaj Torstona! Ykhmmm... Kontynuując)

- Gdzietwój smok? - zapytał mnie łagodnym tonem

- Nazewnątrz, kazałam mu zostać – odparłam

- Przywołajgo – powiedziała

Przywołałam Emeja. Wódz wydał się zdziwiony i zaskoczony.

- Czycoś się stało – zapytałam

- Tak– odpowiedział tajemniczo

- Powiedz mi, ile osób widziałaś z takim smokiem – zapytał

- Szczerzemówiąc, ani jednej – odparłam w zamyśleniu

- Todlatego, że jesteś pierwszą osobą, której udało się oswoićPaszczogona!!!

Duet

- Niewierzę... Naprawdę!!! - nie mogłam uwierzyć

- Powinnaśdobrze się rozumieć z Widarem - stwierdził

- Zkim??? - zapytałam

- ZWidarem – powtórzył wódz

- Nieznam go – mówiłam – kim on jest?

- Naprawdę?Dziwię Ci się... Jako jedyny w wiosce ma Śmiercipieśnia (oimieniu Fanir) - mówił dalej

- Łał,to nie byle wyczyn... Ale jak mu się udało? - zapytałam

- Normalniew lesie znalazł jajo i wziął je do domu (ukrywając ten fakt przed wszystkimi), i tak mijały lata aż w końcu stało się to samo co z tobą i się wydało - powiedział

- No nieźle... A gdzie on mieszka? - zapytałam

- A wiesz gdzie mieszka krawiec – zapytał wódz

- Tak,wiem... To jest jego syn? - zapytałam

- Tak– odparł

- A gdzie mogę go znaleźć? - zaciekawiłam się

- Niesądzę ażeby był w domu... Powinnaś zapytać jego ojca - rzekł

- Takwłaśnie zrobię – postanowiłam

Kilka minut później byłam już przed domem szewca i rozmawiałam z nim samym.

- Nienie ma go w domu – odpowiedział na wcześniej zadane przeze mniepytanie

- Awie Pan gdzie mogę go znaleźć? - zapytałam

- Najprawdopodobniejjest gdzieś na plaży... - odparł

- Achaaa...Dziękuje Panu – podziękowałam

- Niema za co – odpowiedział

I odleciałam. Czym prędzej poleciałam na plaże i ją obserwowałam. W którymś momencie Emej zaczął powarkiwać i ogólnie wydawał się zdenerwowany. Nim zdążyłam dobrze się zastanowić trafił we mnie bursztynowy pocisk. Gdy spadliśmy niestety byłam unieruchomiona razem z Emejem. Chwile później pojawił się nad nami cień smoka o motylich skrzydłach. Wylądował obok nas Śmiercipeśń podszedł i... zeskoczył z niego wysoki, silny chłopak z długimi czarnymi włosami związanymi z tyłu i błękitnymi oczami jak 2 stawy.

- Przepraszam...Bo, chodzi o to, że mój smok był zaskoczony widokiem Pszczogona,i odruchowo wystrzelił. Mam tu antidotum na bursztyn – powiedziałprzepraszającym głosem

Gdy byliśmy już wolni,powiedział:

- Aswoją drogą... Jak Ci się udało?... - zapytał

- Takjak wodzowi – odparłam

- Aha– powiedział

Później rozmawialiśmy o smokach itd. Swoją drogą uważam, że nawet się zaprzyjaźniliśmy, polubiłam go.

Gdy stanęłam przed domem, nagle zdałam sobie sprawę, jak dawno tu nie byłam i jak bardzo tęskniłam. Gdy weszłam do niego, rodzice nieco przestraszyli się Emeja, lecz już po chwili ściskali mnie (notabene chyba połamali mi żebra) i gratulowali mi smoka i na odwrót.Później zaś musiałam opowiedzieć całą historię, a później udałam się do kuźni by zamówić dla nas siodło. Następne tygodnie spędziliśmy na treningach i o dziwo dołączył do nas Widar z Fanirem. Po pięciu tygodniach dostałam takie oto zadanie od wodza:

- Posłuchajmnie Amaya'o... Mam dla ciebie zadanie. Wyruszysz w dzicz ze swoimsmokiem by zacieśniać więzy. Uprzedzając twoje pytanie – wodpowiednim czasie przyślę ci Straszliwca i wrócisz.

- Dobrze– odpowiedziałam

Następnego dnia miałam ten sam ekwipunek co podczas pierwszej wyprawy i znowu byłam na skraju lasu z Emejem i o dziwo z Widarem i Fanirem, którzy dostali to samo zadanie. Teraz żegnali nas tylko nasi rodzice.

- MogęCię o coś zapytać? - zapytał mnie Widar – Może będziemypodróżować wspólnie?

- Dobrze...w sumie nawet bym wolała – odparłam

- Todobrze – odpowiedział z takim dziwnym spokojem

Polecieliśmy na zachód.Wkrótce wylądowaliśmy w przepięknym miejscu. Staliśmy na dość dużej polance z krzakami jagód, która schodziła do jeziora(z nadzwyczaj czystą i przejrzystą wodą) do którego wpadał przepiękny wodospad.

- Łał...- wyszeptałam – Jak tu pięknie!

- Całkowita racja – potwierdził Widar

- Możerozbijemy tutaj obóz – zapytałam

- Wsumie... Czemu nie. Fajna okolica – odparł

Rozbiliśmy namioty,poszliśmy na polowanie, później trochę pozwiedzaliśmy. I tak po jakimś czasie, gdy rzucaliśmy patyki smokom by aportowały je,jeden poleciał w stronę wodospadu i zamiast odbić się od skał...poleciał za wodospad!

- Ej...Co tam jest? - zapytał Widar

- Nnniewiem... Chodźmy zobaczyć – odparłam

Gdy przeszliśmy przez wodospad naszym oczom ukazał się dziwnie znajomy widok. Był to tunel wydrążony w ziemi.

- Przywołajmysmoki... - powiedział Widar

- Po przywołaniu Emeja i Fanira poszliśmy z nimi do środka.

- Wieszco... to może być wydrążone przez... – nie skończyłam bo:

- Odyniewszechmogący!!! – zawołał Widar

Wygnany

- Czyto... Czy to jest... Szepcząca Śmierć???

Tak to była Szepcząca Śmierć (Szeptozgon). Ludzie mówią, że „ta bestia zna się tylko na jednym... zabijaniu". Bestia spała.

- Możebyśmy... sobie... poszli? - zapytał z ironią Widar

- Poczekajchwile... Coś mi tu nie pasuje – powiedziałam – popatrz nasmoki,

Dziwnemyślałem, że będą warczeć a są czymś zainteresowane –odrzekł

Przypatrzsię Szeptozgonowi

Szeptozgon spał zwinięty w kłębek a pośrodku spał... chłopiec. Był to średniego wzrostu chłopiec, z byle jak ściętymi, krótkimi,brązowymi włosami. I w tej chwili smok się obudził. Najpierw patrzył trochę nieprzytomnym wzrokiem, ale gdy nas zauważył wlepił w nas swoje wielki białe(bez źrenic) oczy. Nagle otworzył paszczę i już miał zionąć śmiercionośnymi pierścieniami ognia gdy wtem chłopiec stanął przy nim i.... uspokoił go mówiąc:

Już dobrze wszystko jest w porządku malutka – mówił

Dobrze,a teraz co tu robicie? - zapytał odwracając się do nas

Znaleźliśmytunel za wodospadem i chcieliśmy zobaczyć dokąd on prowadzi –odparła patrząc prosto szare oczy.

Aha...- zamyślił się i spojrzał na nas badawczo, po czym nagle cofnąsię o krok

Tttessmoki zzza wami tto??? - zająknął się

Sąnaszymi przyjaciółmi – powiedział Widar – Ten Śmiercipieśńza mną to Fanir, a Paszczogon za nią to Emej – wyjaśnił

Ajak wy się w ogóle nazywacie? - zapytał chłopak

JaAmaya, a on Widar – odparłam

Jajestem Raihor – odpowiedział – A ona to Sziwa

Raihor...- zamyśliłam się – Chwila moment...

Toty jesteś tym chłopcem, który zaginął podczas wyprawy po smokakilka lat temu – olśniło Widara

Dlategoposzłam na wyprawę po smoka dopiero jak miałam czternaścielat... - olśniło i mnie

Taaak...W sumie to z własnej woli nie dawałem się znaleźć –powiedział przeciągle

Dlaczego?– zapytałam

Dlatego– odparł i wskazał głową na Sziwe – A, poza tym jest tammiejsce dla takich odmieńców jak my?

Oczywiście.Spójrz na nas - powiedziałam

Ajak Ci się właściwie udało oswoić Szeptozgona. Księga mówi,że „ta bestia zna się tylko na jednym... zabijaniu" - wypaliłWidar

Tonieprawda!!! - krzyknął – są dosyć agresywne, okej, ale smokjak każdy inny. Dla mnie to przyjaciel i opiekun, a dla innych(niesłusznie) okrutna bestia bez sumienia i litości.

Dobra,w sumie masz racje... Ale wracając do mojego pytania?

Dobra,a więc tak... Stało się to jak wiecie kilka lat temu gdywyruszyłem by oswoić sobie smoka. W tedy myślałem, że idętylko po to by zdobyć chwałę, a smoki są głupie jak kiloGronkielowego żelaza, ale niebawem miałem się przekonać jakbardzo się mylę... Jakiś dzień drogi od wioski spotkała mnieniezbyt miła niespodzianka. Gdy było już ciemno, prawie noc,spotkałem niewielką jaskinie, w której postanowiłem przenocować.Niestety nie była to zwykła jaskinia tylko gawra niedźwiedzia.Pomijając to co mnie spotkało przejdę w mojej opowieści trochędalej. Więc niedźwiedź zagonił mnie do wąwozu. Biegłem przezniego i biegłem, aż się potknąłem. Gdy się odwróciłem,zobaczyłem niedźwiedzia uciekającego przed czymś. Gdy zaśodwróciłem się w stronę ucieczki zobaczyłem... kilka smokówzaciekle atakujących ze wszystkich stron Szeptozgona!!! Chwilępóźniej i mnie zaczął nękać jeden z nich. Gdy udało mi sięzepchnąć głazy ze szczytu wąwozu, napastnicy na chwile odlecieli„lecz pewnie nie na długo" pomyślałem. Gdy się obróciłemSzeptozgon jeszcze utrzymywał się w powietrzu, ale po chwili spadłbez sił. I nagle spojrzeliśmy na siebie, on bał się tak samo jakja. Jego dusza była odbiciem mojej. Nieświadomie do niegopodszedłem, wyciągnąłem rękę, a on podsunął głowę. W tejchwili oboje wiedzieliśmy,że musimy działać razem. Już pochwili byliśmy pod ziemią, inne smoki mogły nam podskoczyć. No iodtąd jesteśmy razem.

Gdy skończył opowiadać, zapadł już zmrok. Wyszliśmy razem.Poczęstowaliśmy resztkami jedzenia gości i poszliśmy spać.Jednak nie wszyscy spali. Reihor rozmyślał nad opcją powrotu.Następnego dnia miało się wszystko rozstrzygnąć.

Trio


Następnego ranka obudził nas Reihor:

Wstawać,wstawać. Czas się zwijać – wołał

Co?Dlaczego? - zaniepokoiłam się

Dlatego– powiedział i pokazał nam list od wodza

Tojuż minęły dwa miesiące?! - zdziwiłam się

Ano.Minęły, minęły – zaśmiał się

Trzebasię pakować – powiedział Widar

Eee... A słuchajcie... Czy mogę lecieć... z wami? - wtrącił Raihor

Oczywiście,że możesz. Co to za pytanie? - odpowiedział Widar

Tylko,że jest jeden problem... - rzekł Reihor

- Notak. Przecież Szeptozgony nie znoszą światła – dokończyłam

-Przecieżmożecie nas „śledzić pod ziemią" – przypomniał Widar

-Notak – potwierdził Raihor

Już po paru minutach lecieliśmy w stronę wioski a Raihor i Sziwa wiercili pod ziemią tunele. Gdy byliśmy już na skraju lasu,przyprowadziliśmy Raihor 'a do pobliskiej jaskini, by Sziwa mogła normalnie funkcjonować. Zwołaliśmy ludzi przed jaskinię,szczególnie rodziców Raihor 'a i wodza. Gdy już wszyscy sięzebrali, wyszliśmy z mroku jaskini i odsłoniliśmy schowanego za nami Raihor 'a, a on powiedział:

-Cześćmamo, cześć tato

Gdy jego rodzice go zobaczyli, najpierw skamieniali, a potem z płaczem rzucili się na niego i podczas uścisków o mało co go nie udusili.W tedy ktoś krzyknął :

-Szeptozgon!!!

-Nie,ona jest dobra! - krzyknął Raihor

Tych, którzy już biegli na Sziwę z tym co mieli akurat w rękach zatrzymały nasze smoki.

-Chwileczkę.To twój smok? - zapytał wódz

-Taak.To dlatego nie wracałem – odpowiedział Reihor całą historięopowiedział już w twierdzy. Po zakończeniu wszyscy byli zmęczeniw wielkim szoku. Niedługo po tym i tak wszyscy poszli spać.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top